Comme des Garcons Series 2 Red - Palisander



Pomaluj mój świat...

... na czerwono, oczywiście!

Pomaluj kredką świecową, nie farbką.

Otwarcie Palisandra kojarzy mi się z zapachem świecowych kredek - takich grubych i tłustych, jakie można niegdyś było kupić w Ikei na przykład. I jeszcze ze szczególnym zapachem gumek dla plastyków - tych do mazania bardzo miękkiego ołówka, zmiennokształtnych, plastycznych jak modelina. Szalenie sugestywne wrażenie!

Potem te rysunkowe skarby umieszczone zostają w skrzyneczce z czerwonego drewna. Zapach suchych drewienek dyfundując przenika woskowe nuty i powolutku, powolutku wychodzi na wierzch.

W ogóle Palisander jest dobrze zmieszany, jak gładko wyrobione ciasto - kształtny, spoisty. Nie ma w nim nutek odstających, nie ma iskrzenia i fajerwerków.

Do opisanej powyżej bazy dochodzi intensywny aromat różanego drewna (wiem, że nie ma go w nutach, ale czuję tu wyraźnie ślad różanej gładkości znanej z innego "czerwonego" zapachu CdG - Carnation), zapach nieco zleżałego szafranu, jakiś ślad pszczelego wosku niosącego cień miodowej słodyczy, suchy dym i wreszcie po jakichś dwóch godzinach (na nadgarstku po godzinie) wyraźny zapach czystej mirry sprawiający, że jest Palisander zapachem... Nie wiem jak to określić, ale... Jak gdyby nie odbijającym światła - matowym.

Owa spoistość, matowość nie są zarzutami. Czynią z Palisandra zapach w niespotykany sposób zwarty, otulający ciało jak miękki szal: niemal namacalnie, ale jednak przyskórnie.
Ten szal jest oczywiście czerwony - czerwony ciemną, głęboką, nieco zgaszoną, szlachetną czerwienią.

Rok powstania: 2001
Twórca: Yann Vasnier / Françoise Caron

Nuty zapachowe:
Nuty zapachowe: palisander, czerwony cedr, papryczki chili, szafran, mirra


------------------------------
edycja 2009:
Wypada mi tu napisać, że recenzja jest stara - to jedna ze pierwszych moich perfumeryjnych impresji i pisząc ją nie byłam świadoma, że palisander to to samo co drewno różane. Stąd upieram się przy jego obecności wbrew nutom. W nutach zamiast zwyczajowego "rosewood" widniał, zgodnie z nazwą, palisander. Mój błąd, ale chyba nie powinnam go poprawiać...

Komentarze

  1. Czytałam już kilka fascynujących opisów Palisandra. Podchodziłam do niego dwa razy, ale niestety nie pokazał mi swojej pięknej twarzy.
    Mój palisandrowy szal nie jest czerwony, nie otula. Ktoś wyprał go w szarym mydle i kiepsko wypłukał. Żadna to ozdoba dla mojej szyi, niestety.

    OdpowiedzUsuń
  2. Agnysko, znam ten ból. Na mnie kilka zapachów, co do których miałam wielkie oczekiwania ujawnia to mydlane oblicze. Ostatnim takim rozczarowaniem był Harmatan Noir. Też nie zdobi nijak.
    Trudno, trzeba szukać szala, który otuli. ;-)

    A Palisandra mogę Ci kiedyś "pokazać" na sobie.

    OdpowiedzUsuń
  3. No tak, znowu się pomyliłam ;) Kredki świecowe to był Palisander a nie Jaisalmer ;) No nic, pozostaje przystać na to syntetyczne, parafinowe skojarzenie, które utrzymuje się na mnie długo - zbyt długo. Kiedy już pokazuje swoją drugą twarz, nie jest ona czerwienią...raczej barwy jest brunatnej, choć ma w sobie przebłyski ciepła mirry. I choć jest ładny, miły, to jednak tych początkowych świecówek na dłuższą metę bym nie zniosła.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bo to rzeczywiście straszny dziwak jest. A jednak jakoś flakon schodzi... Z serii Red rozważam jeszcze Sequoię. Harissę mam i to jest mój ulubiony "czerwony" zapach CdG.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. To Wy sprawiacie, że to miejsce żyje. :)

Popularne posty