Idole de Lubin



Fifteen men on a dead man's chest
Yo ho ho and a bottle of rum! *


Zapach jest drzewny (skrzynia) i rumowy (flaszka). Dokładnie jak w zacytowanym przeze mnie fragmencie szanty.

I tak jak owa szanta: nieco epikurejski, nieco rubaszny i bez szczególnej atencji dla owej potężnej, drewnianej skrzyni lokatora.


Rozśpiewany, krzepki idolowy marynarz nie tylko nie stroni od butelki (nie wygląda na takiego, co by się na kieliszki rozdrabniał), ale i popala jakieś aromatyczne ziele; i pikanterię lubi, i szafranem dziewki kusi, i słodkim miodem nie wzgardzi (pitnym oczywiście).

Po dłuższej znajomości okazuje się, że i zzuwaniem wysokich butów ani zdejmowaniem skórzanego pasa przed rozgoszczeniem się na owej potężnej, pachnącej gwajakiem i mahoniem skrzyni kłopotać się nie zamierza.

Zapach otwarcie ma bowiem iście pijackie: rum totalny, ostry, ciemny, aromatyczny... Pychota!
Tuż za nim pojawia się drewno: słodko dymne, z nutką wędzarniczą i lekko żywicznym ogonem.

A dalej? Dalej cała tak konstrukcja zalana zostaje słoną falą. Nie wiem, czy wody morskiej (jak kazałby kontekst), czy marynarskiego świeżego, unoszonego przez bryzę potu, czy może soli pozostałej po aromacie wędzenia sprzed chwilki...
Kiedy pierwszy zapachowy "wykop" nieco się na skórze przyczai zza tych marynistycznych nut wychyla się skórzana surowość i wytrawne, lekko świdrujące w nosie przyprawy. Tak - ten statek to kliper przewożący drewniane skrzynie aromatycznych, świeżych przypraw: czuję nie tylko szafran, ale i liść laurowy, i pieprz, i w końcu nawet czarne, pomarszczone laski wanilii.

"Resztę czas uczyni" - mówi szanta i owszem, tak właśnie jest. Dla Idole czas jest wybitnie niełaskawy.
Na mojej skórze jest to zapach - fantom, Latający Holender.
Pojawia się bezczelnie i "z przytupem", błyskawicznie rozsiada na skórze z tą wielką flachą ciemnego rumu i... I po krótkim, efektownym pijaństwie zalicza zgon kompletny i zmywa go z pokładu. Godzina i po nim.

Do stu beczek zjełczałego tranu! To wkurzające, bo zapach jest piękny i, zdawałoby się: pełen życia...


I jeszcze słów kilka o wzbudzającym powszechny zachwyt flakonie o kształcie mającym przypominać żagiel afrykańskiej łodzi.
Przyznaję szczerze - kiedy pierwszy raz ujrzałam flakon w sopockiej perfumerii - byłam zauroczona. Zażyczyłam sobie testów. Pani ekspedientka otworzyła zamykaną na klucz witrynkę, wyjęła flaszkę, coś tam poczarowała, po czym wręczyła mi "popsikany" bloterek. Pal licho, ze straszna wiocha - zapach i tak mnie zachwycił.
Przy pierwszej okazji nabyłam własną butelkę. Wyszłam z Quality, rozsiadłam się w miłym towarzystwie przy kawiarnianym stoliku, otworzyłam czarne pudełko i... Najpierw przy próbie wyjęcia butelki z kartonu (za korek oczywiście, bo tylko on wystawał) została mi w ręku owa maska, która tak mnie zauroczyła w gablotce. Z bliska okazała się wykonana z najzwyklejszego plastiku, nie zaś z ciemnego drewna, jak się spodziewałam.
Kiedy wydobyłam z pudła flakon okazało się, że pod maską przyczajone tkwią dwa sznurki plastikowych koraliczków na gumce. Część koralików jest żarówiaście pomarańczowa. Hmm... Bardzo na temat. :]

Jakby nie dość było rozczarowań podczas aplikacji nacielesnej okazało się, że owa egzotyczna flaszka jest po prostu nieporęczna. Zapach jest teoretycznie męski, więc zapewne przeznaczony jest dla mężczyzn o dużych dłoniach. Jeśli chodzi o płeć piękną, to może ośmiornica dałaby radę... że tak sobie pozwolę pójść tropem marynistycznych skojarzeń. :)


Data powstania: 2005
Twórca: Olivia Giacobetti
Projekt flakonu: Serge Mansau

Nuty zapachowe:
nuta głowy: rum, szafran, skórka gorzkiej pomarańczy, czarny kmin
nuta serca: palma dum (widlica tebańska), palony heban, trzcina cukrowa
nuta bazy: skóra, czerwony sandałowiec





* Piętnastu chłopa na umrzyka skrzyni
Jo ho ho i butelka rumu!

Komentarze

  1. A już właśnie piszę na blogu :D

    Otóż świetna jest ta flaga i to "time flies"...gdyby tylko ten czas sobie tak swobodnie upływał w samych miłych okolicznościach i żeby zawsze tak było...

    Póki co pozostaje się rozkoszować krótkimi (niestety) chwilami z Idolem :-)

    pozdrawiam,
    cheer

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyżby Idole i na Tobie miał taką "słabą głowę" (i wszystkie inne nuty też)? Bo u mnie te chwile są rzeczywiście krótkie niestety.

    A w ogóle, witaj. :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Na trwałość nie mogę narzekać :D Idole jest piękny, a Jack Sparrow pasuje jak ulał. Choć pewnie jak to pirat był niedomyty, śmierdział rybami i rumem...
    Wracając do zapachu - jest urzekający i wyjątkowy. Najbardziej zaskakująca jest dla mnie w tym zapachu równowaga. Wszystkich składników dokładnie tyle ile trzeba.
    d'ou vient le vent

    OdpowiedzUsuń
  4. Nat, mnie osobiście by bardziej pasował jakiś "krzepciejszy" pirat, ale Idole ma rzeczywiście coś z łobuzerskiego uroku Jacka Sparrowa. I jest taki... Unisexowny. Jak Depp w tej roli.
    Co do równowagi - ja odbieram ją raczej jako idealną harmonię składników. No, może z wyjątkiem pierwszego, rumowego chucha. ;-)
    Ale ogólnie zgadzam się. Jest urzekający.

    Dziękuję Ci za świetne komentarze.

    OdpowiedzUsuń
  5. "słabą głowę" i inne nuty - dokładnie tak! wydaje się wręcz, że z każdą minutą zapach słabnie i słabnie, aż w końcu znika całkowicie. Całość nie trwa nawet pełnej godziny :-(

    cheer

    OdpowiedzUsuń
  6. Cheer, łączę się z Tobą w bólu. ;-)
    Żeby jeszcze nie był taki urokliwy ten zapity marynarzyna nie byłoby człowiekowi tak żal.

    A'propos flagi: na Allegro są flagi z takim samym obrazkiem, tylko o wiele słabszym tekstem. A już myślałam o wakacjach...

    OdpowiedzUsuń
  7. Na mnie Idol ma humory - jak ma dobry, to trwa 4-5 godzin, jak ma zły, to ani godziny :)

    Co ciekawe rumu na mnie niewiele, za to cudna śliwka - piękna, taka suszona :) I ta śliwka potrafi trwać i trwać...

    OdpowiedzUsuń
  8. Witaj Goldenrose. :-)
    Naprawdę z Idole wychodzi na Tobie śliwka? Niesamowite! To może być połączenie pomarańczy, kminu i skóry... Albo rzeczywiście jest w nim śliwka niewymieniona w nutach.
    Na mnie często z perfum wyłazi coś, czego w nich nie ma. ;-)

    Jeśli chodzi o śliwki suszone - polecam szczerze Prune Demeter.
    Na mnie taka podsuszana śliwka wychodzi jeszcze w Vanille Aoud Micallef, The Parfum Jourdan i Chocolat Il Profvmo (choć z powyższych lubię tylko ten pierwszy).

    OdpowiedzUsuń
  9. W opisie jest pomyłka przy nazwisku projektanta flakonu. Powinien być Serge Mansau. Lutens obniża loty, ale jeszcze nie chałturzy kreśląc flakony dla konkurencji ;-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ależ gapa ze mnie - pół roku potrzebowałam, by doczytać.
    Pewnie za późno już, ale dziękuję za poprawienie mnie. Omsknęło mi się coś przy wpisywaniu danych - to oczywiście nie jest Lutens. Już (dopiero) poprawiam.

    OdpowiedzUsuń
  11. Na blogu Missala jest świeża wzmianka o pojawieniu się Idole EDP. Ciekawe czy zapach ulegnie zmianie i czy przede wszystkim trwałość zapachu zmieni się na lepsze. Poczekamy, zobaczymy:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. To Wy sprawiacie, że to miejsce żyje. :)

Popularne posty