New Zealand by Demeter



Niebo nad wzgórzami

New Zealand to arcypiękne połączenie soczystej zieloności z tą niezwykłą, pełną świeżości przestrzenią, która zachwyciła mnie w Rain.
Jeśli sięgniemy do inspiracji nosów z Demeter: to mariaż pysznej żywotności trawiastych pagórków Hobbitonu i wielkiej falującej przestrzeni pastwisk Rohanu z czystym, chłodnym po burzy powietrzem nad Górami Szarymi.

Zapach jak gdyby zaczynał się u stóp trawiastego wzgórza w mglisty poranek, pełzł wijąc się wśród oprószonych kryształami rosy źdźbeł ku szczytowi, by wreszcie wzbić się w czyste, rozświetlone pierwszymi promieniami słońca i musujące od poburzowego ozonu powietrze.

Absolutnie, nieopisanie piękny!

Marzy mi się większa butelka, bo to jeden z nielicznych "Demeterów" którymi mogłabym pachnieć globalnie, od włosów po... po trawiasty pagórek pod stopami.

Komentarze

  1. Ustrzeliłaś mnie opisem Nowej Zelandii, Rohanu i Hobbitonu...:D :) Ogromnie podobają mi się Twoje wrażenia i wyobrażenia, nawet pocwałowałam do demeterfragrance.com i medytuję zakładkowo nad $6 splashem lub Purse Spray 10$, ale obecne kursy dolara jakoś nie zachęcają...
    Po prawdzie, pewnie tylko na New Zealand by się nie skończyło, również Rain, Thunderstorm, Fireplace i Havaian Surf są bardzo zaciekawiające :)
    Czy wiesz może, jakie nuty zapachowe są w New Zealand?

    OdpowiedzUsuń
  2. Na mój nos: ozon, trawa (pachnie trochę jak bambus, ale to tez trawa przecież), wetiwer, paczula, nie wiem, czy nie krztyna fiołka dla dodania miękkości.
    New Zealand powinnaś przetestować przed zakupem. Wiem, że zdarzają się osoby, którym wydaje się obrzydliwy. Wyślę Ci próbkę.
    Potem ewentualnie może Ci się udać ustrzelić na Allegro - bywa sporadycznie.
    Opis zaś... Czy jest możliwe, by w miarę otrzaskany z kulturą człowiek nie znał Tolkiena? I czy jest możliwe, by tak zupełnie oprzeć się urokowi tolkienowskiej wizji? :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Paczula- hm...paczuli chyba nie lubię, ale może odpowiednio zmieszana nie będzie nieznośna? :)
    Możliwe, zapewniam Cię ;) Ale to dobrze. Nie wszystko jest dla każdego i ludzie potrafią się pięknie i fascynująco różnić. Miłośnicy wizji wcale nie stają się sobie bliżsi dzięki temu, że coś "lubią". Owszem, łatwiej zacząć, ale dalej... jest po prostu różnie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Paczula niejedno ma imię. Ja sama wielokrotnie przyznawałam się do tego, że sam zapach stęchłej piwnicy mnie nie urzeka, ale są dwie kompozycje z paczulą w nazwie, które mnie urzekły. Pierwsza (chronologicznie) to Patchouli Micallef pachnąca ciepło, orzechowo - zapach o łatwej urodzie i przez paczulowych ekstremistów uważany za niekanoniczny, druga to pachnąca dziegciem Patchouli 24 Le Labo. W przypadku zapachów stricte paczulowych potrafię docenić, ale nie pokochać. Przyznawałam się już, że dla mnie perfumy muszą być piękne - a że mam nieco dziwne poczucie piękna, to już inna kwestia.

    W kwestii różnienia się w pełni się zgadzamy. Świat pełen takich samych ludzi byłby nie do zniesienia.

    Pisząc o uleganiu urokowi wizji nie miałam na myśli stawania się fanem, wielbicielem, czy nawet rozwijania zainteresowań. Sama nie deklaruję się jako wielka miłośniczka Tolkienowskiego świata (wiesz z resztą), jednak nieuczciwe byłoby stwierdzenie, że żadnego wpływu jego wizja na mnie nie wywarła, że w pewnym stopniu nie ukształtowała mojej wyobraźni. Wiele źródeł, inspiracji buduje naszą psychikę. Tolkien jest jednym z tych budujących ładnie. :) Choć światopoglądowo jest mi daleki. Ale to już temat na rozmowę przy duuużym kubku kawy. ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. To Wy sprawiacie, że to miejsce żyje. :)

Popularne posty