Czech & Speake Aromatics Collection część 1

.
Czech & Speake of London
to firma specjalizująca się w projektowaniu i sprzedaży luksusowego wyposażenia łazienek i kuchni. Filozofia firmy zakłada, że ich sprzęty i akcesoria staną się nie tylko częścią, ale i symbolem pewnego stylu życia, który określiłabym mianem nowoczesnej, angielskiej elegancji.

Zapachy Czech & Speake mają być owego stylu uzupełnieniem.

Sam pomysł stworzenia kolekcji zapachów nie wziął się znikąd. Początkowo koncepcja obejmowała głównie uzupełnienie wystroju łazienki za pomocą odpowiednio ekskluzywnych zestawów kąpielowych. Skoro jednak zaczęto pracować nad kompozycjami zapachowymi… Cóż może być bardziej stylowego i eleganckiego, niż perfumy?

Dziś mały przegląd zapachów tej firmy w porządku chronologicznym, czyli od najstarszej do najnowszej kompozycji.

No.88

Mocna rzecz.

Kompozycja łącząca jednoczesnie tradycyjną, shalimarowo – opiumową zawiesistość bogatego orientu z dziwną, niepokojącą mrocznością Habanity, czy Aoudów Montale.

Pierwsze nuty to gęsta, Earl Greyowa bergamota połączona z aromatem róży, z którego w pierwszych minutach wyraźnie wyczuwalna nuta geranium wydobywa charakterystyczną ostrość mocno skoncentrowanego olejku, jaki niegdyś nasze mamy przywoziły z Bułgarii w skrywających małą fiolkę drewnianych pojemniczkach.

Z czasem zapach dopełnia dodatkowy akord kwiatowy oraz dużo, dużo sandałowca w najbardziej ekskluzywnej, obrobionej wersji.

Połączenie ciemnego, zawiesistego aromatu róży z bogatą drzewną bazą oraz śladem cywilizowanego dymku daje efekt, który określiłabym mianem ciężkiego przepychu. Dla wielbicieli bogatych, orientalnych kompozycji must niuch.

Co ciekawe: w tym zapachu trudno mi wyobrazić sobie… nie tylko siebie, ale kogokolwiek. Z jednej strony jest to zapach zbyt różany i „kapiący złotem”, by pasował do mojego wyobrażenia eleganckiego mężczyzny; z drugiej jest w nim jakaś ostra nuta podkręcona obecnością typowo męskiej bergamoty – i ta nuta sprawia, że jako kobieta czuję się w nim jak gdybym nałożyła kapelusz taty.

Data powstania: 1981
Twórca: John Stephen

Nuty zapachowe:
Nuty głowy: bergamota, geranium
Nuty serca: róża Otto, olejek eteryczny z kwiatów akacji, plumeria biała
Nuty bazy: wetiwer, drewno sandałowe

Neroli

Pierwsze nuty obiecują zapach zielony, pełen życia, dający energetycznego kopa. Nie wiem, skąd ten akord gniecionej zieleniny, ale przyznaję, że żal mój wzbuydza fakt, że trwa on… czy ja wiem? Jakieś 30 sekund?

Potem do głosu dochodzi piękna, soczysta pomarańcza i brzydkie, przysadziste ylang-ylang, które psuje nie tylko tę kompozycję Czech & Speake. I jest to etap dla mnie schizofreniczny, bo pomarańcza jest tak sugestywna i smakowicie pomarańczowa, że aż chce się wypełnić płuca jej zapachem, lecz jednocześnie odczuwam opór, kiedy wraz z nią wdziera mi się do nosa podstępny jak kożuch w kubku mleka ylangowy brzydal.

Z czasem oba te zapachy zlewają się ze sobą i pomarańcza przestaje olśniewać, bo brzydal pasożytuje na jej urodzie. Ogólnie jednak moc pomarańczowej ślicznoty wystarcza, by zapach stał się nieuciążliwy i nienatrętny. Czy jednak wystarczy to, by chcieć nim pachnieć? Mnie nie, ale jeśli ktoś lubi ylang-ylang to dylematu też raczej nie ma, więc powodzenia. 🙂

Data powstania: 1981
Twórca: John Stephen

Nuty zapachowe:
Nuta głowy: neroli, pomarańcza
Nuta serca: absolut kwiatów pomarańczy
Nuta bazy: ylang-ylang

Frankincense & Myrrh

Nie tego oczekiwałam.

No sorry, ale jesli ktoś nazywa swoją kompozycję „Kadzidło Frankońskie i Mirra” to ja nie oczekuję, że we flaszce znajdę tyle przeciągu.

A zaaplikowanie sobie Frankincense & Myrrch jest jak otwarcie wielkiego okna wychodzącego na ziołowy ogród, w którym nad wszystkimi innymi roślinami dominuje szałwia. Bo to ona „robi” otwarcie zapachu.

Nie lubię szałwii – to ona jest powodem, dla którego nie uzywam ziół prowansalskich. Nie lubię dodatku cytrusów w kadzidlanych kompozycjach, a tu cytrynowa skórka jest wyraźnie wyczuwalna. Mimo przeciągu. Którego też nie lubię w perfumach.

A jednak… Kiedy minie pierwsze zaskoczenie okazuje się, że zapach mi się podoba. Podoba mi się wytrawna wietrzność pierwszych chwil z nim spędzonych, podoba mi się ciepły jak promienie słońca kładące się na twarzy delikatny, słodkawy zapach mirry. Podoba mi się kontrast pomiędzy wypełniającym płuca otwarciem, a spokojną nutą serca. Podoba mi się połaczenie przyprawowo – żywicznego cienia z jasnym, wiotkim, ujmująco prostym zapachem rumianku, który czuję w tym zapachu wyraźniej, niż w jakimkolwiek innym. I podoba mi się wreszcie to, że kiedy zapach już rozgrzeje się i przygaśnie, drzewnej bazie towarzyszy wystudzone dodatkiem lawendy, jasne kadzidło smukłą wstęgą oplatające tę niezwykłą wiązankę aromatów.

Tak więc potwierdzam, że nie tego oczekiwałam, ale słowo daję, że nie sposób żałować, że Frankincense & Myrrh nie jest kolejnym Incensem. Jest to zapach wyważony precyzyjnie i wystudzony jak zapachy z serii Les Orientalistes Annick Goutal, jednak jednocześnie jest w nim coś, czego tamtym brak. I nie nazwę tego „tknięciem” geniuszu, ale rzeczywiście jest to coś więcej, niż dobre rzemiosło.

Data powstania: 1984
Twórca: Shirley Brody

Nuty zapachowe:
Nuta głowy: cytryna, pomarańcza, bazylia, szałwia
Nuta serca: mirra, rumianek, liść ziela angielskiego
Nuta bazy: kadzidło frankońskie, lawenda, cedr, sandałowiec

Mimosa

Mój kumpel powiedziałby chyba, że wali mimozą.

A mnie nic innego do głowy nie przychodzi, bo zapach rzeczywiście wali. Po łbie.

Jest równie subtelny jak Tubereuse Criminelle l’Artisan Parfumeur, tylko tym razem celny cios w nos funduje nam nie tuberoza, a mimoza. Kto by się spodziewał takiego zachowania po wstydliwej pannie?

Woń jest duszna, gorzka, totalna. Ostro spocona w sposób podobny do tego, w jaki pocą się jaśminowe killery.

Nawet jeśli łagodnieje z czasem, to przyznaję, że dwie krople w zgięciu łokcia to dla mnie zbyt wiele, by doczekać lepszego humoru panny Mimosy. Atak kichania i uczucie szczypania w nosie zmusiło mnie do zmycia z siebie tej wątpliwej olfaktorycznej ozdoby. I nie – nie mam alergii.

Może się spodobać wielbicielkom Amarige i ylang-ylang w perfumach.

Data powstania: 1986

Nut zapachowych nie znalazłam, ale dam głowę, że jest tam jaśmin. I jakaś ostra przyprawa. Jednak stanowczo odmawiam pilniejszego zgłębiania składu.

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

6 komentarzy o “Czech & Speake Aromatics Collection część 1”

  1. Mimosa- nie myliłaś się, gdy ktoś lubi amariage lub ylang-ylang to przypadnie mu do gustu.. ale nie są do siebie podobne.. Mimosę określę jako mydełko. Firma zakłada artykuły luksusowe? I owszem, to mydełko jest białe i eleganckie, czuć, że droższe, jednak wciąż mydełko, nie perfumy

    Oxford & Cambridge
    Lawendę lubię. Tu mamy ja w przyjemnym wydaniu, jednak nie mogę się zgodzić, że jest ona świeża. Zapach jest znajomy, ale nie pachnie jak mydełko lawendowe czy kropelki. Mam dwie wizje, co może tak pachnieć. Pierwszą myślą była starsza zielarka o wesołych oczach ( bo ta lawenda nie jest smutna, dodatek mięty sprawia, że jest ona zadziorna). Drugim obrazkiem ilustrującym ten zapach jest pudełeczko.Pudełeczko mieszczące w sobie wspomnienia małej dziewczynki. Wszystko mimo, że na pozór nie ma ze sobą nic wspólnego, wspaniale się łączy- dwie gałązki lawendy, cukierek miętowy ( który po pewnym czasie robi się na skórze kwaskowaty), kwiatek. Wszystko to tworzy ładną kompozycje, ale na codzień nie chciałąbym tak pachnieć.
    Próbka nie spowodowała chęci nabycia większej pojemności, aczkolwiek ten 1 ml jest idealną pojemnością. Chętnie będę tak pachnieć, przeglądając w listopadzie moją skrzynkę skarbów. Innej okazji nie widze.
    Najbardziej podobają mi się pierwsze nuty, gdy mięta igra z lavendą, poźniej trochę kiśnie i się wycisza. Szkoda

  2. Neroli- pachnie tak jak hydrolat neroli, nic więcej nie czuję. Szkoda, że pachnie może ze 3 godziny. Relaksujący, ale jednostajny

  3. Lele, dziękuję!
    Znasz może Lavender Donny Karan? Myślę, że mogłaby Ci się spodobać taka czysta, ciepła lawenda.
    Zapachu hydrolatu neroli nie znam niestety. Uciekam przed ta nutą i nigdy nie zdobyłam się na zamówienie czegokolwiek, co grozi tym, że będzie pachniało neroli. Może jeden mililitr bym zamówiła, ale z hydrolatów próbek nie robią. 😉

  4. a właśnie Lavender nie znam, a z pozostałymi zapachami z serii essence się lubimy. Bałam sie nabyć lavendy, bo nie chciałam odstraszać moli.

    Sądzę, że zarówno hydrolaty jak i oleje mogłyby stać się dla Ciebie prawdziwą przygodą- olej neem, awokado 🙂 skojarzeń z nimi można mieć wiele- dla mnie to zgniłe mięso, ale neem po pewnym czasie polubiłam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

Contre Pouvoir Brecourt

. Tym razem postanowiłam, że serię recenzji „firmowych” rozpocznę od zapachu, który zaintrygował mnie najbardziej.  Usiłowałam sama siebie nakłonić do wzięcia się najpierw za recenzje

Czytaj więcej »

Perfumeryjny savoir vivre

Czy lubisz perfumy?    Gdyby ktoś zapytał mnie,  czy lubię perfumy – odparłabym, iż lubię wielce. Gdyby zapytano, jakie – odpowiedziałabym, że każde. Jestem jak

Czytaj więcej »