Heeley Cardinal

.

Długo Jego Eminencja czekał na wyrok.
Ale też nie były to dla mnie perfumy łatwe do podsumowania.

Cardinal jest zapachem chłodnym, niesamowicie przestrzennym. Jest w nim… pustka.
Już sama nazwa wskazuje, że twórca nie chciał uniknąć kościelnych skojarzeń, nie będę więc udawała, że ich nie mam.

Pachnąc Cardinalem, wtulając nos w zgięcie łokcia i bardziej jeszcze czując wokół siebie tę niesamowitą aurę wyobrażam sobie jasne żebrowania łukowych sklepień, gładkość żyłkowanego marmuru, chłodny blask złoceń i słodki zapach kutych z ciężkiego żelaza krat.
Świątynia malowana zapachem Heeleya jest piękna i pusta.

W przestronnym wnętrzu wypełnionym miękko rozproszonym światłem nie słychać ludzkich oddechów, ani szelestu kartek modlitewników. Żadne kroki nie odbijają się echem od białych ścian, głos organów nie wprawia w drżenie szyb witraży i serc wiernych. Jest cicho.
Cierpiący w milczeniu Bóg próżno wypatruje kogoś, kto z miłością klęknie u jego stóp. Samotny i zziębnięty od czasu do czasu wstydliwie schodzi z krzyża, by stąpając boso po zimnych kamiennych płytach zapalić kadzidło. Robi to nie dlatego, że jest megalomanem czy bogiem próżnym. Pali kadzidło by ukryć swój wstyd. By przypadkowy gość (który w każdej chwili może przecież nadejść) nie odkrył, że nikt go już nie odwiedza, nikt go już nie kocha.

Pachnienie Cardinalem jest jak wejście do tej niesamowitej świątyni. Słodkie, nieludzko zimne kadzidło, bijący z zapachu blask sprawiający, że oczami wyobraźni niemal widzimy otaczającą nas świetlistą aurę, nieziemski spokój, który jak w żadnym innym zapachu zasługuje na przymiotnik „święty”.
W tej zimnej, obcej wizji jest jednak coś, co sprawia, że nie jest ona odpychająca, nie boli. Wyobrażam sobie, że to nadzieja kamiennego boga, który spoglądając z wysokości swego trudnego tronu na zagubionego wędrowca chce wierzyć, że ta mała, ciepła istota zechce go pokochać. Że oto dokona się cud największy.

Cardinal jest chwilą, kiedy Bóg rozpala blade słońce, by w przesączone przez misterne witraże promienie schwytać ludzkie serce. Chwilą, kiedy ma nadzieję…

Zapach jest idealnie złożony. Doskonale zespolone składniki tworzą jednolity, gładki nieomal zapachowy konstrukt, w którym poza kadzidłem i labdanum, niewiele potrafię odnaleźć.
Ma Cardinal wiele cech charakterystycznych dla zapachów Jamesa Heeleya: przestrzenność, świetlistość, pewną lekkość, która nie powinna być utożsamiana z ozonową świeżakowością. I jest przy tym intensywny i przyzwoicie trwały.

Jeszcze słowo o zmienności odczuć. Początkowo, zafrapowana opisami zapachu dałam się zasugerować. Wyczuwałam w Cardinalu coś, co nazwałam cielesnością. Czytałam, że zapach ten nadaje się na tło zapachowe dla zimnych świństw, że jego personifikacja jest wredna, wyrachowana, podstępna. Elve napisała nawet, że to „skurwysyn”.
Nie potrafiłam wówczas lubić tego zapachu, nie potrafiłam nim pachnieć i naprawdę sporo czasu potrzebowałam, żeby te sugestywne, porywające wizje zastąpić czymś własnym. Jakiś czas temu odkryłam samotnego Boga, który pozwala mi pachnieć tą zabutelkowaną nadzieją.
Dlaczego to takie ważne? Bo o ile potrafiłabym pokochać gwałtownika i potwora, to zimnych sukinsynów nie znoszę.

Data powstania: 2006
Twórca: James Heeley

Nuty zapachowe:
Nuty głowy: pieprz brazylijski, czarny pieprz, aldehydy
Nuty serca: labdanum, kadzidło frankońskie
Nuty bazy: wetiwer, szara ambra, paczula

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

18 komentarzy o “Heeley Cardinal”

  1. Wspaniała recenzja, czytałam z zapartym tchem …. słowo po słowie, Znam Cardinala trochę, ociupinkę … i każde z nich pasowało. POdzielam Twoją opinię. I mimo, że wizja opuszczonego boga nie przychodziła mi do głowy, to teraz wreszcie zrozumiałam, czego mi w wyobrażeniu Cardinala brakowało. Kochać tak jak Ty raczej go nie bedę. Ale uważam, że jest fascynujący i godzien uwagi.

  2. Fav, wiedziałam, że ta właśnie recka Ci się spodoba. Lubię czasem malować takie obrazy. Same przyłażą. 😉
    A czasem obrazu nie ma. Mózg różnie reaguje na zapach.

    A tak w ogóle, to śniłaś mi się dziś. 🙂

  3. Kurczę, teraz sama nie wiem, czy to sarkazm, czy nie. Nawet jeśli to komentarz ironiczny, dziękuję, bo to znaczy, że wpis został przeczytany.
    I rzeczywiście – jest mocno… yyy… skupiony na emocjach. Na swoje usprawiedliwienia mam tylko to, że to naprawdę wyjątkowy zapach.

    Pozdrawiam.

  4. …jest druga..po drugiej w nocy…wiatr otrzasa falami moja zamumifikowana kamienice a ja sluchajac tima heckera, ktorego elektroniczny swiat nijak pasuje do Twojego opisu pieknie utrwalajacego czar Cardinala….
    Znam te czar.
    mam go w posiadaniu, bo swojego czasu nie moglem sie oderwac od comme des garconnes..od zapachow ktore znasz…od troche juz naduzytego avignonu..i niezapomnianej butelki zagorska,ktora reagowala na moja osobe w mieszkaniu niegdys kochanej osoby za kazdym powiewem unoszacym go z debowej ciezkiej podlogi na ktorej zakonczyl swoj zywot.
    Cardinal kojarzy mi sie z owa cisza, z pewna posepnoscia, ktora nie wyplywa tak naprawde ze zlej natury samej w sobie a z braku wiary..osamotnienia.Niech nie zmyli nikogo to co pisze, poniewaz ma on w sobie szlachectwo i jakosc nadprzyrodzonej prostoty.Przebijaja sie w nim akordy, ktore na poczatku jednoznacznie wpisuja w pola haslo;kosciol-swiatynia,kadzidla.
    Zaskoczy pozniej niejednokrotnie za kazdym razem kiedy wysuwa sie spod nakrochmalonej koszuli opowiadajac legendy o uczciwosci wiary.Cardinal pozostawia niezmacona czystosc od pierwszego do ostatniego oddechu…kiedy sie zaczyna i kiedy konczy..jest poniekad perwersyjny bo wprowadza zgielk w samowolnym zachowaniu podciaganych dloni niby do modlitwy-upajajacego hedonizmu.

  5. Witam.
    Ja mam wrazenie, ze Cardinal Heeley'a jest bardzo podobny do Avignon CdG. Bardzo nie znaczy ze takie same, bo Avignon wydaje sie pelniejszy, bardziej wyrazisty i intensywny. Mo`e kwestia wiekszej ilosci skladnikow.
    Kwestia – ktory ciekawszy? Ja nie moge sie zdecydowac. No wlasnie, ktory???
    PS. i druga rzecz – inny kadzidlak – Zagorsk – na mnie pachnie prawie wylacznie choinka, zielonym iglakiem, swierkiem. tak ma byc? Pozdrawiam,
    Krzysiek

  6. Nie jest leniwa, tylko zajęta. Nie czatuje tu 24 na dobę i nie jest w stanie zaglądać codziennie we wszystkie posty. Czasem coś przeoczy, choć się stara. 🙂

    Na pierwszy, piękny komentarz bez odpowiedzi już odpowiadać za późno. Z resztą, nawet nie trzeba. Cóż dodawać do tego opisu?

    Na kolejny, niecierpliwie domagający się odpowiedzi na postawione pytania… Odrzeknę iż owszem, Cardinal i Avigną są podobne, co nie znaczy takie same. Avignon jest o tyle pełniejszy, ze są w tej świątyni ludzie, nie tylko samotny bóg. W moich wizjach.
    Co do zagorska, na mnie pachnie bardziej wielopłaszcyznowo. Są drzewa iglaste, jest stare drewno, jest kadzidło, jest ciepła paczula, jest ślad dymu i wosku. Jak ma być, nie mnie oceniać, ale moja wersja bardzo mi się podoba. Myślę, że opcja samego iglaka nie jest najfajniejszą z możliwych. 🙂

  7. zastanawiam sie nad zakupem Cardinala lub Montale Full Incense badz Avignon CdG. Ktory wg Ciebie najciekawszy? Lubie trwale, intensywne zapachy. Slyszalem, ze Avignon idzie w mokra szmate i ziola – jesli to prawda. Bede wdzieczny za odpowiedz.

  8. ????????? — to a propos powyzszych dwoch wpisow…… ktos mi odpowie? doradzi? na wpis z 12.10.2011 o 10:32

  9. Oj, przepraszam! Miałam urlop od blogowania.

    Który najciekawszy? Naprawdę trudno jakoś obiektywnie ocenić i przewidzieć, który najbardziej Ci się spodoba.
    Avignon to klasyk. I mnie osobiście wydaje się najbardziej kompletny, wielowymiarowy, poruszający.
    Cardinal jest jaśniejszy, bardziej czysty, bardziej uduchowiony.
    Full Incense mnie osobiście nie poruszyło. W każdym razie nie tak, jak dwa poprzednie.
    Zerknij w recenzje – pisałam o wszystkich i niewiele mogę dodać, poza tym, że najbardziej polecam testy. Próbki Full Incense można zamówić w Quality, Cardinala w Galilu, a Avignon w Lulii. Powodzenia i jeszcze raz przepraszam za zwłokę.

  10. Dzieki. W kazdym razie po testach jestem widze z Toba zgodny – Avignon najbardziej mi pasuje. Full Incense za slodki. jaks najmniej mi lezy.

  11. Ja mojego męża zdradzam z Kardynałem. Nasze spotkania są namiętne lecz potajemne, najczęściej gdy mąż jest kilka dni poza domem. A i wtedy gdy wraca krzyczy od progu: znowu pachniesz księdzem 🙂
    zapach mnie urzeka, ale nie wiem co sądzą o nim Panowie, czując go na nieweściej skórze….mój woła o pomstę do nieba

  12. Właśnie wróciłam do domu z krakowskiej olfactory, otulona szczelnie Kardynałem. Czuje się bezpiecznie, jak otoczona chłodnymi, silnymi ramionami a jednocześnie wiem, że pod powierzchnią czai się ciemność. Flakon zamówiony i jedzie do mnie, a ja nie mogę się go już doczekać. Tęsknię. Nie wiem, kto nazwał Monsignore skurwysynem, ale to zdecydowanie mój rodzaj skurwysyna 🙂 Pierwszy raz absolutnie i bez reszty oddałam serce osobie duchownej 🙂

    1. Haha! Ładnie napisane.
      Rzeczywiście Monsignore to zapach, za którym można tęsknić. Jest spokojny, zadumany, a jednak niejednoznaczny. Czemu ja go tak rzadko noszę?!

    2. Nie wiem, czemu tak rzadko. Ja zakochałam się na zabój – acz uczucie to jest mało platoniczne i raczej podszyte Peterem Steele i utworem 'Christian woman' 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

Jeke Slumberhouse

 . Testy perfum marki Slumberhouse zaczęłam sprytnie: od zapachu, który zapowiadał się najmniej obiecująco. Zamierzam konsekwentnie stopniować napięcie i zmierzać powoli w kierunku kompozycji, której

Czytaj więcej »