Honoré des Pres Nu Green

.
Dziś drugi, po Chaman's Party, z zamówionych przeze mnie zapachów Honoré des Pres: Nu Green, czyli Naga Zieloność.
Mają żyłkę do nazw.


Gdzie jest Numo?

Naga Zieloność to kolejny (po Jade Durbano) dowód na to, że można z mięty zrobić coś fajnego (poza gumą do żucia).
Przyznaję, że właśnie określenie "coś fajnego" najlepiej oddaje moje odczucia względem tej kompozycji. Nie będę tu pisała o pięknie, ani o zachwycie...
To po prostu najpierw lekki, chłodny, zielony oczywiście drink na bazie dżinu, z dodatkiem limonki i mięty. Podkreślić muszę, że nie jest to żadna syntetycznie spreparowana, radioaktywna mikstura, lecz naprawdę sympatyczny aperitif, bardziej chłodzący, niż burzący krew.

Po chwili, kiedy ulotni się radośnie alkoholowa nutka, nasz drink zmienia się w wysoką szklankę pełną dość mocnej, chłodnej herbaty. Znów z dodatkiem listka mięty i cytrynowej skórki (bez kwaśnego miąższu i soku). W tle pojawia się bardzo lubiana przeze mnie nuta gniecionych młodych liści. Dość wytrawne złożenie aromatu gorzkiego herbacianego naparu z czarnej i zielonej herbaty oraz świeżych ziół łagodzi nuta, której najbliżej chyba do brzoskwiń w lekko słodzonym syropie. Ale bez syropu - tylko owoc. I jest to naprawdę ledwie ślad zapachowy w tle.

Być może z czasem zapach wysłodziłby się bardziej, ale niestety, nie dane mi było zaobserwować tego procesu. Nu Green znika ze skóry w tempie ekspresowym. Wprost nieprawdopodobnym!

Jest jak prestidigitatorska sztuczka: oto szklanka zielonego napoju. Pufff! I nagle jest pusta. Nawet kropla na dnie nie zostaje, nawet szklane ścianki są suche.
I tak samo w przypadku Nu Green: mamy na skórze dość intensywny zapach, chwila nieuwagi... I gdzie się podział?


Data powstania: 2008
Twórca: Olivia Giacobetti

Nuty zapachowe:
liście mięty, trawa, indyjskie roślinne piżmo, ziele estragonu, cedr

Komentarze

Popularne posty