Nasomatto Duro

.

To jedne z tych perfum, przy których mój umysł zacina się w trybie kontentowania się urodą zapachu i naprawdę trudno mi go przestawić na tworzenie czegokolwiek innego. Broni się cholernik, opiera, łapie każdej molekuły zapachu, ryje kopytami podłoże i oświadcza, że nie będzie myślał, nie będzie rozbierał, nie będzie psuł sobie zabawy analizą nut i akordów.

Oczywiście nie bacząc na fochy zaprzęgam oporną bestię do roboty, choć leń ze mnie i nie lubię tego robić.

Myślę jednak, że Duro naprawdę zasługuje na to, by o nim napisać, a obawiam się, że gdybym ograniczyła się do oświadczenia, że super, że drewno, że dymnie i że fajnie to mogłoby nie zrobić najlepszego wrażenia na moich Czytelnikach, których bardzo sobie cenię. 🙂

Oto więc kilka ułomnych zdań będących rezultatem pańszczyzny odwalonej niechętnie przez mój oporny i leniwy umysł.

Duro to, wedle informacji podanych przez Nasomatto bardzo mało wylewnie: skóra, drewna i przyprawy.

Zaczynam podejrzewać, że ukrywanie nut to taka gra, w którą firma bawi się z użytkownikami. Jedyne, co ujawnili wprost to skóra, która w tej akurat kompozycji wyczuwalna jest w stopniu umiarkowanym i mocno złagodzona efektownym towarzystwem. Najwięcej jest nut drzewnych i dymnych; rzeczywiście wzbogaconych przyprawami, ale nie tymi najbardziej oczywistymi.

Otwarcie, pierwsza faza zapachu jest dość ciężka, mocno dymna, ciemna. To tu właśnie najwyraźniej pojawia się nuta starej, pociemniałej skóry złożona starannie z nutą równie starego i równie ciemnego drewna. To, co najbardziej intryguje mnie w tym pierwszym akordzie to wyraźna obecność drewna agarowego czyli po prostu oud. Oczywiście agar mieści się, jak najbardziej, w pojęciu „drewna”, ale przecież mogli napisać… Nie kisiłabym próbki przez pół roku w pudełku.

Gdy opadnie dym pierwszej zapachowej salwy, nos zaczyna wyczuwać pozostałe składniki kompozycji. A jest ich, podobnie jak w przypadku rzekomo jednoskładnikowego Silver Musk, całkiem sporo.

W kategorii „przyprawy” prym wiedzie laur. Bardzo piękny, wytrawny lecz jednocześnie łagodny pyszni się na tle szafranu, białego pieprzu i chyba gałki muszkatołowej.

W kategorii „drewna”, poza wspomnianym już agarem, który na tym etapie gaśnie i przechodzi do drugiej linii, mamy czerwony cedr, drewna o aromatach ciepłych, czyli sandałowiec, gwajak i może drewno kaszmirowe (a może jeszcze jakieś inne) oraz podwędzane i podpalane drewna dowolne (czyli mówiąc prosto: nuty dymne).

Zostaje nam jeszcze kategoria „inne”, czyli to, o czym wykaz nut milczy i tu wymienić mogę wetiwer, ambrę, nuty żywiczne, być może papirus, być może kawę oraz jakiś absolut rumu (albo coś z tego kręgu aromatów). Rozbierając zapach na czynniki pierwsze i szukając nut, które uzasadniałyby łagodnie mroczną bazę dorzucam do składu (całego w sumie wziętego z kapelusza) olejek paczulowy i jasne piżmo.

Podoba mi się pomysł na odwrócenie zwyczajowo najświeższej, najjaśniejszej w kompozycji nuty głowy i zrobienie z niej negatywu tego, czym zwykle bywa. Ten sam koncept wykorzystał, między innymi, twórca Fumidusa Profumum Roma – o ile jednak tam kontrast między obłąkańczym otwarciem, a pozostałymi etapami jest przykładem perfumeryjnego „pójścia po bandzie”, tu mamy do czynienia z zagraniem technicznym.

Podoba mi się ogólne wrażenie, jakie robi na mnie ten zapach Gualtieriego. Duro znaczy „twardy, ciężki, surowy”, mnie jednak przypomina raczej bynajmniej nie ciężkie i nie twarde Cashmere For Men Cristiano Fissore – jest jednocześnie pierwotny, nieco mroczny i elegancki, niekrzykliwy. Ma w sobie moc, którą umownie można nazwać magiczną (i nie będzie to wcale jakaś szczególnie biała magia), lecz moc ta ani nie ogłusza noszącej zapach osoby, ani nie osacza jej towarzystwa. Za wrażenia artystyczne nota bardzo wysoka.

Podoba mi się w Duro także to, że rozwija się nieklasycznie. Niby zupełnie statyczny – faluje jak powierzchnia muskanego ciepłym wiatrem łanu zboża unosząc się i opadając, grając odcieniami tej samej barwy, ziarnistością tej samej faktury. Ciągle i niezmiennie te same składniki: najpierw dymne, potem jaśniejące i łagodniejące, w kolejnym etapie znów ciemnieją tylko po to, by po dwóch kwadransach ponownie się rozjaśnić… Łagodna gra świateł, którą zauważa się w Duro tylko kiedy obserwuje się go uważnie, daje zapachowi życie, odbiera mu sztywność, sprawia, że chce się do niego wracać.

Tak więc wrócę z pewnością, ale czy kupię? 150$ za 30 ml to nie jest kwota, którą wydaje się z pieśnią na ustach w jesienny poranek.

No dobra.

Bez pieśni i w samo południe też się nie wydaje. :-]

Data powstania: 2007

Twórca: Alessandro Gualtieri

Nuty zapachowe:

skóra, drewna, przyprawy

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

100 000

Jubileusze, rocznice, małe i większe celebracje trwałości. Zawsze o nich zapominam. Skoro zdarza mi się przegapić własne urodziny, to doprawdy nic dziwnego, że i okrągła

Czytaj więcej »