L’Artisan Parfumeur Navegar i L’eau du Navigateur

.
Nietrudno się domyślić, co sprawiło, że te dwa zapachy znalazły się tu razem.

Navegar

Nawigator to przystojniak. Niezbyt niszowy. A może ja mam już tak pokrzywiony gust, że zielone, delikatnie przyprawowe otwarcie tej kompozycji zdaje mi się normalne.
W każdym razie Navegar zaczyna się lekkim, jasnym akordem gniecionej zieleniny pachnącej, dzięki cierpkawej, cytrusowej nutce, jak geranium doprawione kłączem tataraku i delikatnym akordem kwiatowym (lotos?). Pieprz wyczuwalny jest tylko na głębokim wdechu, jako cień ostrości budzący zmysły, intrygujący, ale zupełnie „niebolesny”, cywilizowany.
To urodziwe, jasnozielone otwarcie przypomina mi nieco Calamus Comme des Garcons i już przez samo to skojarzenie budzi sympatię. Ale myślę, że i bez tego by się obroniło.

Przemiana nuty głowy w nutę serca następuje dyskretnie, płynnie, niezauważalnie nieomal. po prostu po jakimś czasie zamiast zielonego Calamusa mamy na skórze… Zielone Timbuktu. Słowo daję, podwędzony delikatnym dymkiem pęk zieleniny z otwarcia przypomina mi kompozycję Duchaufoura, tyle, że wychłodzoną, rozjaśnioną, bardziej transparentną. Nie wiem, na ile moje skojarzenie ma sens, ale Giacobetti też namalowała nam ogród, tyle, że tym razem nie jest to ogród tropikalny, lecz śródziemnomorski. Bardziej umiarkowany, wychłodzony wilgotną bryzą, ze ścieżkami wysypanymi pokruszonymi muszelkami i krzyczącymi nad głową mewami.

Tutaj powinnam napisać, że zapach ociepla się i pojawiają się nuty drzewne, że są one miękkie i przyjemne, a także powinnam napisać, że ten etap podoba mi się najbardziej. No i w sumie mogłabym. Szczególnie, że bardzo podoba mi brzmienie słodkiego gwajaku w zestawianiu z chłodnymi dodatkami i jasnym dymem. Naprawdę mi się podoba. Tyle, że zanim ten gwajak nieszczęsny się ujawni i zacznie być taki, jak powinien mija tyyyyle czasu, że z całego Nawigatora niewiele już zostaje. Przez większość „Okresu rozpadu” zapach jest świeży. Drzewna baza pojawia się dopiero w fazie zaniku, czyli po jakichś sześciu – siedmiu godzinach. Przynajmniej na mojej skórze.
I nie znaczy to wcale, że zapach jest nietrwały. Znaczy dokładnie to, co napisałam powyżej: że jest zielony nieomal do ostatnich chwil.

Zadziwiające w tej kompozycji jest też to, ze czuję w niej mnóstwo składników niewymienionych w opisie nut. Poza tatarakiem i nutami kwiatowymi z otwarcia wyraźnie czuję wetiwer – znów jasny i zielony, ale wetiwer bez dwóch zdań.
Wspomniane w opisie kadzidło to nie kadzidło „jakieśtam” nieokreślone, lecz ewidentnie chłodno – słodkie kadzidło frankońskie, które w zestawieniu z zielonością pozostałych nut robi naprawdę niecodzienne wrażenie.
Nuty przyprawowe są tu delikatne, miękkie, gładkie.

Czytając skład, widząc dwa rodzaje pieprzu, absolut rumu, imbir i anyż spodziewałam się skrzypiącego pokładu, potężnych fal i koniecznie marynarzy. No, znając delikatną dłoń Oliwii bardziej niż Waltera Matthau z „Piratów” spodziewałam się przystojnego i wykształconego nawigatora w rodzaju Richarda Chamberlaina z „Szoguna”, ale jednak marynarze mieli być.
Tymczasem w Navegarze nie nie ma fal, nie ma statku (nie mówiąc o pirackim okręcie), nie ma śladu najbardziej nawet wypucowanego pokładu… Zamiast „Morskich opowieści” dostałam coś w stylu Leonardo di Caprio z „Titanica”.


Navegar to kompozycja bardzo w stylu Giacobetti – wielka ilość najbardziej różnorodnych składników złożona w sposób, który daje poczucie, że zachowano umiar, że zapach ma przestrzeń, nie jest „zapchany”.

Jest śliczny – za śliczny nawet.
Techniczne noty bardzo wysokie (podobnie jak w przypadku kunsztu aktorskiego di Caprio, którego nie lubię, ale szanuję) ale to raczej nie mój typ.

Leau du Navigateur

Klasyczny zapach l’Artisana, wycofany i „przywrócony światu” w roku bieżącym.
Ciekawie wyglądają daty w tej historii. Na Luckyscent widnieje informacja, że to kompozycja z lat siedemdziesiątych, na Perfume Smellin’ Things podano datę 1979 (czyli lata siedemdziesiąte mocno schyłkowe), zaś Basenotes informuje, że perfumy wprowadzono w 1982.
Kiedykolwiek jednak nie powstała i nie trafiła do sprzedaży, Woda Nawigatora jest kompozycją ciekawą, niewątpliwie.

Najpierw poznałam Nawigatora – był dostępny w ciągłej sprzedaży, nie miałam problemów z zawarciem znajomości. A ważne dla tej opowieści jest to dlatego, że bazując na kojarzacych się ze sobą nazwach i dodatkowo na tym, że Navegar to nawigator a L’eau du Navigateur to tylko woda przecież – oczekiwałam czegoś jeszcze bardziej przejrzystego i lekkiego. No i, oczywiście, trafiłam jak kulą w płot, a raczej pałką w beczkę.

L’eau du Navigateur jest ciężki od pierwszych chwil. Galbanum. Mocny, półkwiatowy, półżywiczny zapach z szorstką nutą wbija się w nos od razu i bez przygrywki. Do tego dochodzi opoponaks i gryzący dym tlącej się w niedostatku tlenu żywicy. Zapach jest tak intensywny, nieomal zwierzęcy, że mój ogłuszony i spanikowany zmysł węchu tropi w nim nuty zwierzęce. Nie tylko skórę, ale i kastoreum oraz piżmo. Niech mnie dunder świśnie, jeśli ich tam nie ma!

Na szczęście po tym mocnym pierwszym uderzeniu nawałnica doznań słabnie, choć wciąż nie jest to woń delikatna, ani stricte miła.
Żywiczna słodycz wzbogacona nutami przyprawowymi. Przynajmniej takie chyba było założenie, bo na mnie wylazło mydło. Cała fura jakiegoś piżmowo – korzennego mydła, którego nie ratuje ani cynamon, ani opoponaks, ani ogólne wrażenie ciepła. No i jeszcze: w tym mydle siedzi bóbr. Taki nieduży. W porównaniu z bobrem storerowym naprawdę maleńki.

I znów zmiana. Czego, jak czego, ale linearności i braku zwrotów akcji kompozycji Laporte’a zarzucić nie mogę.
Pojawiają się nuty drzewne: szorstko ołówkowy cedr i równie szorstka kora cynamonowca, nieco rzeczywiście alkoholowej kawy, coś, co przypomina mi arak, nieco tytoniowego dymu oraz pięknie gładkie nuty żywiczne.
Całość w ewidentnie męski sposób ostra, lecz nie kolońska. Zapach głęboki, „z chrypką”. Ciekawy i trwały (choć mniej trwały od pięknisia powyżej).

A jednak (nie wierzę, że to piszę) dla mnie zbyt męski. A może raczej w zbyt tradycyjnie kosmetyczny sposób męski.
Z zażenowaniem i wstydem przyznaję, że stereotypowo i nieoryginalnie widzę w L’eau du Navigateur jedynie dojrzałego mężczyznę. Tradycjonalistę, konserwatystę, raczej chudego i najlepiej z wygasłą fajką.

***

I na koniec: wyznać muszę, że z tego interesującego duetu męskich typów jednak wybieram pachnącego Leonardo. Przynajmniej jest ładny i nie hoduje bobra.

Navegar:

Data powstania: 1998
Twórca: Olivia Giacobetti

Nuty zapachowe:
czerwony pieprz, imbir, limetka, absolut rumu, czarny pieprz, kadzidło, anyż gwiaździsty, jałowiec, cedr, gwajak

L’eau du Navigateur:

Data powstania: 1982 albo 1979 albo jeszcze inna
Twórca:
Jean Laporte

Nuty zapachowe:
bergamota, galbanum, likier kawowy, cynamon, cedr, kadzidło, opoponaks, skóra

* Trzecia ilustracja: Leonardo di Caprio jako Jack Dawson w filmie „Titanic” Jamesa Camerona
* Ostatnia ilustracja: obraz „Man With Clay Pipe” Nilsa Landmarka Solberga – afrykańskiego malarza, którego więcej obrazów znaleźć można na stronie: http://www.nilslandmarksolberg.com/index.htm

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

5 komentarzy o “L’Artisan Parfumeur Navegar i L’eau du Navigateur”

  1. Katarzyna Majgier

    "Navegar" to jeden z moich ulubionych zapachów, a właśnie się dowiedzialam, że znowu go wycofano… Tym razem pewnie na stałe… IMHO bardzo zły pomysł.

  2. Też żałuję. Nie wiem, czemu akurat Navegar: świetnie złożony zapach z klasą, przyjazny i niebanalny. Przykre to, że czasem odchodzą perfumy wyjątkowe. Albo dzieje się tak coraz częściej, albo ja po prostu mijam się z rynkiem.
    W sumie… Mijam się. Rynek lubi produkty pop. Ja niekoniecznie.

  3. Leonardo nie hoduje bobra bo mu płeć na to nie pozwala 😛
    A przede mną na horyzoncie poznania starszy pan z fajką 😛 zobaczymy co o nim tu napiszę jak już "dopłynie"

  4. Ja mam jeszcze z połowę 50ml flaszki Navigateura (Navegara niestety nie znam) i bardzo lubię, choć tylko od czasu do czasu. Moja skóra ociepli wszystko, na mnie jest przyprawowo- lawendowo (??)- kawowy. Intrygujący, ale kapryśny bo czasami wychodzi jakaś nuta niedomytego ciała.
    Ogółem piękna choć trudna to znajomość, o czym świadczy fakt, że przez ponad 2 lata zużyłam tylko połówkę buteleczki. 🙂

  5. Ja mam jeszcze z połowę 50ml flaszki Navigateura (Navegara niestety nie znam) i bardzo lubię, choć tylko od czasu do czasu. Moja skóra ociepli wszystko, na mnie jest przyprawowo- lawendowo (??)- kawowy. Intrygujący, ale kapryśny bo czasami wychodzi jakaś nuta niedomytego ciała.
    Ogółem piękna choć trudna to znajomość, o czym świadczy fakt, że przez ponad 2 lata zużyłam tylko połówkę buteleczki. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

Montale Aoud Lime

. To miała być recenzja dedykowana. Ale nie będzie. Pięknie dziękuję mojej Siostrze w Agarze za próbkę, ale z dedykacją się wstrzymam. Z powodów, które

Czytaj więcej »

Yves Saint Laurent NU edp

NU nie wiem… …co z nim jest nie tak, ale moja gorąca, namiętna miłość do tego zapachu szybko wybuchła i równie szybko ostygła. Choć sentyment

Czytaj więcej »

Jeux de Peau Serge Lutens

. Wczoraj dotarła do mnie próbka nowego zapachu Serge Lutens Jeux de Peau od Lady Malwiny, której niniejszym jeszcze raz dziękuję. Towar świeżutki, nieomal przed

Czytaj więcej »