Nasomatto Black Afgano

Bywają zapachy, o których pisze się łatwo. Albo dlatego, że są w oczywisty sposób piękne, albo dlatego, że w równie oczywisty sposób nas odpychają. Bywają zapachy, które wywołują w mojej głowie obrazy, całe opowieści czasem. Bywają zapachy – łamigłówki, które przyjemnie jest rozkładać na nuty jak domek z klocków.

Zdarzają się oczywiście i takie, które nie są ani jakoś szczególnie piękne, ani poruszająco brzydkie i o tych napisać jest trudno, bo przecież żeby zrecenzować zapach trzeba nim przez czas jakiś popachnieć, trzeba się na nim skoncentrować – poświęcić mu nie tylko czas, ale i nieco uwagi. Nie lubię poświęcać uwagi czemuś, co mnie nie kręci.

Black Afgano nie należy do żadnej z wymienionych powyżej kategorii.

 

Należy do grupy, w której mieści się także Straight to Heaven By Kilian, Gucci Pour Homme Gucci, czy ostatnio Duro Nasomatto. Tylko bardziej.

Tamte mają jakieś wspólne rysy charakterologiczne, jakiś punkt zaczepienia, są w pewien przewrotnie dymny sposób eleganckie – a Czarny Afgan jest niepodobny do niczego innego. Od pierwszego momentu na skórze, od pierwszego niucha mój wewnętrzny emocjonalny detektor niezwykłości wychylił się prawie do końca skali.

Przyznaję, że nie pamiętam dokładnie, jak pachnie haszysz. Wiem jednak, że z całą pewnością nie pachnie AŻ TAK PIĘKNIE.

Black Afgano jest jednocześnie dymny i kremowy, niemal mleczny. Bardziej, niż z płonącą kostką haszu kojarzy mi się ze świeżą żywicą, z której owa kostka powstaje. A jeszcze bardziej ze spożywanym w łagodnych oparach świętego dymu bhang thandai – napojem z mleka, konopi i migdałów.

Naprawdę trudno mi opowiedzieć o tym zapachu pachnąc nim – jestem zauroczona. Równie trudno mi napisać cokolwiek nie pachnąc – wrażenia są tak niecodzienne, że słowa umykają mi wraz z zapachem.

Rozbierając Czarnego Afgana dla potrzeb recenzji, poza żywicznym aromatem w kolorze nieprzejrzystego bursztynu (no tak, zapachy maja kolory, przynajmniej w mojej głowie) wymienić wypada sandałowiec. Charakterystyczny, miękki i ciepły aromat sandałowca daje zapachowi barwę i charakter.

Poza tym nuty dymne – tlące się spokojnie czyste, niezakurzone liście tytoniu lub konopi; sporo drewna agarowego – miękkiego jeszcze, ledwo tkniętego uszlachetniającą mikozą; nutę delikatnie palonej, pozbawionej goryczki kawy; zapach podsuszonych ziół połączony z nietypowo głębokim aromatem korzenia wetiweru; oraz prawdopodobnie coś jeszcze, co pachnie mi jak biały, tłusty sok z niedojrzałych orzechów.

W bazie mnóstwo cedru. Poza nim druga warstwa nut dymnych, tym razem wyzłoconych, bardziej drzewno – kadzidlanych; delikatna, niemal waniliowa ambra; orzechowa paczula; puszyste, kremowe piżmo oraz druga warstwa sandałowca, tym razem czerwonego, kłaniającego się agarowi. Podejrzewam też nuty skórzane, ale przy tym bogactwie składników trudno mi za nie ręczyć.

A teraz najważniejsze: wszystkie te spekulacje i opisy nut nie mają znaczenia.

Nie dają bowiem najlichszego nawet wyobrażenia o tym, jak pachnie Black Afgano. Jakkolwiek sobie tego, co napisałam nie poskładacie w wyobraźni – efekt i tak Was zaskoczy. Słowo!

Dlatego nie będę więcej pisała o nutach. Namaluję tylko obrazek.

Wyobrażam sobie ciepły zmierzch i Shivę w ażurowej, misternie w jasnym sandałowcu wyrzeźbionej altanie, ucierającego konopie z migdałami (choć mogą to także być orzechy). Wyobrażam sobie cenne kadzidła rozstawione wokół, jasne wstążki aromatycznego, konopnego dymu oplatające błękitne ciało boga i łagodny, nieobecny uśmiech na boskiej twarzy.

Wyobrażam sobie spokój – bez ech świata, bez podmuchów wiatru, bez myśli o czekających obowiązkach i wyzwaniach. Wsłuchiwanie się we własne, wytłumione odurzającym dymem i trunkiem emocje, kontemplowanie wewnętrznego mroku, który lubię.

***

Żeby jednak nikt nie miał wątpliwości, że Black Afgano to nie lekki, nieskomplikowany przyjemniaczek, jakich wielu – oto co mi w głowie gra, kiedy tak wsłuchuję się w swoje czarno – afgańskie odczucia:

Data powstania: 2009
Twórca: Alessandro Gualtieri

Nuty zapachowe:
producent podaje tylko haszysz

* Autorem zdjęć flakonu jest ponownie Natan Branch i pochodzą one ze strony www.nathanbranch.com, do której linka znajdziecie wśród polecanych przeze mnie blogów.

* Utwór „The Burning Red” Machine Head w wersji studyjnej (za to z kompletnie od czapy ilustracjami) można przesłuchać TUTAJ. Ja postawiłam jednak na estetykę. Estetyka w tym przypadku nazywa się Robert Flynn oraz (nie sposób nie wspomnieć) Gibson Flying V. Sama nie wiem, który z nich ładniejszy.

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

29 komentarzy o “Nasomatto Black Afgano”

  1. Madzik Monster

    Plotę dziś nie "po polskiemu". Więc jeszcze raz.

    O, jest Metalowy Miś:D

    Recenzja, jak zwykle niezwykle sugestywna:D, mimo rzekomych trudności w opisywaniu nut:)

    A teraz naprawdę idę już spać:D

  2. To jest miś, który mógłby zostać moją przytulanką. 😉
    Ty się lepiej przyznaj, że ta niemożność zebrania myśli i drżenie rąk to z powodu pomrukiwań misia. 😛

    A co do recki – nijak nie oddaje mojego zachwytu. Niestety.

  3. Miciel, czyżbym Cię kusiła?
    Mogę namówić tylko do powąchania. Z reakcji w sieci widzę, że kiedy już się powącha, to albo jest się na tak, albo na nie. Nie ma niezdecydowanych. I dobrze. To naprawdę bardzo dziwny zapach.

    Madzik, jak dobrze pójdzie, wkrótce wąchniesz. 🙂

  4. Piękny jest 🙂 Właśnie testuję: oud, ziarna kopru, orzechy, drewno, kadzidło, kropla mirry i labdanum, paczula… i wszystko pięknie kremowe, gęste, czasem słodkawe, a za moment dymne. Czasem pachnie jak Bois Farine wymieszane z pierwszą nutą Oud Le Labo, zaraz raczej jak Tam Dao, ba, nawet jak Messe de Minuit… a może mój nos zmyśla 😉

  5. Escvorito, nie wiem, co robi Twój nos, ale jeśli bzikuje jak mój przy tym zapachu, to wszystko mu można wybaczyć. 😉
    Mam podobnie jak Ty; niby wiem, czym to pachnie, niby czuję jakieś analogie, ale są one cząstkowe, niekonsekwentne i przede wszystkim – kompletnie nieadekwatne do wrażenia ogólnego, które jest takie, że Black Afgano jest wyjątkowy. I że pragnę go mieć. I mieć będę. Już jutro…

    A ziarnami kopru mnie zaintrygowałaś. Jeśli miałabym iść tym tropem powiedziałabym, że u mnie raczej fenkuł – ta koprowa bulwa, o lekko anyżkowym zapachu. Ale minimalnie – ledwie cień śladu zapachu. Na szczęście, bo kopru nie lubię.

  6. Jestem już po drugiej flaszce afganki – rewelacja !!!!! zamawiam trzeci .tego nie można opisać słowami

  7. nie kupuję Black Afgano… nie trafia do mnie kompletnie ta kompozycja… jest nijaka, przereklamowana i jawi mi się jako jeden wielki przerost formy nad treścią…

    dla mnie ten zapach jest nudny i nie odczuwam żadnych uczuć nosząc go… nie jara mnie jego elitarność i podszyta owocem zakazanym nuta haszyszu… to zdecydowanie nie mój klimat…
    najurodziwszym elementem tego zapachu jes t jego flakon i subtelna niemal migdałowa nuta anyżu która pojawia się na moment w jego sercu… a potem nudna monotonia…
    pozdrawiam

  8. Ja chętnie odsprzedam swojego Black Afgano, kupiony w polskiej perfumerii niszowej psiknięty jedynie testowo 2 razy, cena do ustalenia. Chętnych proszę o kontakt: int-ser-tow@wp.pl, możliwa sprzedaż przez allegro

  9. SABB, MOZE MASZ OCHOTE NA NIENARUSZONY FABRYCZNIE ZAPAKOWANY FLAKON BLACK AFGANO W DOBREJ CENIE? LUB MOZE ZNASZ AMATORA NA TEN ZAPACH?
    POZDRAWIAM
    ANDRZEJ

    1. Jest ok, ale mnie nie stać. Poczekam na okazję. poprzednią swoją zapasową flaszkę kupiłam za 360. Mam czas.
      Dziękuje i przepraszam.

      Przy okazji – kupiłam nówkę Carbone za 109 zeta. Legalnie w sklepie. Nie wiem, po co mi te zapasy, ale cena zacna. Czyż nie?

  10. Pamiętałam, jak pachnie haszysz.
    Przeczytałam przed spryskaniem nadgarstka Twój opis, Sabbath.
    Przygotowałam się na tlące konopie, żywicę, agar, cedr, nastawiłam na dym, kremowość, oleistość.
    Odkręciłam mikroskopijną fiolkę z próbką perfum, którą sprowadzałam aż z Niemiec – i okazało się, że moje wyobrażenie nie dorasta do rzeczywistości.
    Nie da się opisać ani zwizualizować tego zapachu. Nie sposób się na niego przygotować. Nie wiem też, czy można się go nauczyć, wdrukować w umysł, rozgryźć go jak zawiłą zagadkę, bo od kilku godzin co kilkanaście minut wącham spryskaną skórę – i za każdym razem zachwyca mnie na nowo.
    Miłość od pierwszego zapachu.
    jeżeli Black Afgano składa się haszyszu, tak jak informuje producent, grozi mi narkomania.

    1. Lu, jest jak napisałaś: nie da się opowiedzieć tego zapachu! Na szczęście haszysz nie pachnie aż tak pięknie. ale jest coś transcendentnego, nadnaturalnego w głębi tej woni. Bardzo się cieszę, że też to poczułaś. 🙂

  11. Czekam na próbkę BA, będę testował, a jeżeli również wpadnę w upojenie to zdecyduję się na zakup. Mam tylko pytanie, jak duża jest emanacja tego zapachu? Czy jest on bardzo bliskoskórny (za czym nie przepadam)? Czy jego projekcja jest na tyle intensywna, abym uczuciem błogostanu podzielił się z osobami, które mi towarzyszą;-)?

    1. Projekcja i ogon sa na tyle potężne, że błogostanem podzielisz się nie tylko z osobami towarzyszącymi, ale też z wszystkimi w promieniu kilku metrów. 🙂 Zapach ewidentnie nie nadaje się do noszenia, kiedy odwiedzasz kogoś w domu. Nawet użyty bardzo oszczędnie zostawia zapachowe ślady na długie tygodnie.

  12. Wlasnie doznalem czekajacego w kolejce zapachpwych testow Black Afgano i od pierwszego niucha wiedzialem ze moje dojrzewajace oczekiwanie podparte poczuciem ze bedzie cudnie wiec zostawie sobie na pozniej sie ziscilo.
    Sam uwazam zapach haszyszu za piekny, mysle tutaj o takim najszczerszym z prawdziwego tloczenia 😛 Nie takiego do ktorego w procesie produkcji dodaja jakies chemiczne 'ulepszacze' kojarzace sie z nuta palonego plastiku. Ale niestety (choc mi to nie pszeszkadza) tutaj nie potrafie go wyczuc lub jest gdzies tam idealnie wszyty w sladowych ilosciach. Wiec mysle sobie ze jego obecnosc producent potraktowal jak okreslenie narkotycznego charakteru tej kompozycji ktora w moim odczuciu taka wlasnie jest.
    Co ciekawe poznalem w swoim zyciu jak narazie tylko dwie kompozycje o koncentracji ekstraktu i obie sa do siebie znaczaco podobne. 🙂
    Black Oud to pierwsze co pomyslalem usmiechajac sie zarazem.
    BA jest na pewno bardziej tluste i ta charakterystyczna mlecznosc ktorej nie ma w zapachu Laurenta tutaj bedac bardziej miekkoscia, szczeglonie w pozniejszej fazie. Ale mimo wszystko oba sa narkotyczne!
    Kiedys upoluje flakon w dobrej cenie mam nadziej bo i on doslownie jest pieknie skrojony, idealnie spojnie podkreslajac urok kompozycji.
    Kiedy go wacham dochodzi do mnie to pragnienie zatopienia sie w nim bez reszty…,w okraglej ciszy i spokoju ducha.

  13. Wlasnie doznalem czekajacego w kolejce zapachpwych testow Black Afgano i od pierwszego niucha wiedzialem ze moje dojrzewajace oczekiwanie podparte poczuciem ze bedzie cudnie wiec zostawie sobie na pozniej sie ziscilo.
    Sam uwazam zapach haszyszu za piekny, mysle tutaj o takim najszczerszym z prawdziwego tloczenia 😛 Nie takiego do ktorego w procesie produkcji dodaja jakies chemiczne 'ulepszacze' kojarzace sie z nuta palonego plastiku. Ale niestety (choc mi to nie pszeszkadza) tutaj nie potrafie go wyczuc lub jest gdzies tam idealnie wszyty w sladowych ilosciach. Wiec mysle sobie ze jego obecnosc producent potraktowal jak okreslenie narkotycznego charakteru tej kompozycji ktora w moim odczuciu taka wlasnie jest.
    Co ciekawe poznalem w swoim zyciu jak narazie tylko dwie kompozycje o koncentracji ekstraktu i obie sa do siebie znaczaco podobne. 🙂
    Black Oud to pierwsze co pomyslalem usmiechajac sie zarazem.
    BA jest na pewno bardziej tluste i ta charakterystyczna mlecznosc ktorej nie ma w zapachu Laurenta tutaj bedac bardziej miekkoscia, szczeglonie w pozniejszej fazie. Ale mimo wszystko oba sa narkotyczne!
    Kiedys upoluje flakon w dobrej cenie mam nadziej bo i on doslownie jest pieknie skrojony, idealnie spojnie podkreslajac urok kompozycji.
    Kiedy go wacham dochodzi do mnie to pragnienie zatopienia sie w nim bez reszty…,w okraglej ciszy i spokoju ducha.

  14. Witam! W końcu postanowiłam napisać, bo dotychczas skupiałam się jeno na czytaniu wybranych wątków.
    Często zastanawiając się, jakie perfumy do testowania wybrać, kieruję się pierwszysm skojarzeniem, czasem wyglądem flakonu.
    Tak tez było z "afganem".
    Co ciekawe, większość opisów tutaj jest bardzo podobna do moich odczuć, co mogłoby byc wygodne, bo nei mając wyonbrażenia o jakimś zapachu, wystarczyłoby sięgnąc tutaj po opis i już wiadomo, czy będzie ok, czy wtopa. Black Afgano stał(y?) się jednak punktem, gdzie nasze odczucia poszły w totalnie odmiennych kierunkach.
    Bardzo chciałam pokochac ten zapach, nawet nie oglądałam się na marketingowe chwyty, mialam jakieś skojarzenia, nadzieje…które prysły wraz z wtarciem kropli w skórę.
    Jestem po czwartym podejściu i to czym pachnę nie da sie opisać. ygląda też na to, że to się nei zmieni.
    Jest na mnie gęsty, aż kleisty a przy tym suchy, wywołujący w głowie stan pomiędzy ćmiącym bólem w skroniach i nosie a mdłościami.
    Na nieszczęście jest prawdziwym killerem na mojej skórze, bo nawet po kąpieli wciąż da się wyczuć charakterystyczna nutka.
    Ale! nie takie świat dramaty zna 🙂
    Mogę tylko podziwiać, że Tobie i innym ten zapach przypadł do gustu, że na waszej skórze rozwija się w inny, pozytywny sposób.
    Co ciekawe podobna nuta brzmi dla mnie w Bois Noir, ale rozwija się inaczej, nie powalając mnie sierpowym prosto w nos.

    ps.Pozwolę sobie na więcej komentarzy w innych wątkach.Pozdrawiam!
    🙂

    1. Na mnie również jest gęsty, ale przy tym naprawdę łagodny i przyjemny. Mam szczęście do oudu.
      Przykro mi, że tym razem moje zachęty sprowadziły Cię na manowce. 😉 Cieszę się, że nie masz żalu i mam nadzieję, ze uda mi się "odpracować" to zachęcając Cię do wąchania perfum, które Ci się spodobają. 🙂

      Pozdrawiam serdecznie i czekam na wrażenia. 🙂

  15. Haha, w życiu by mi nei przyszło do głowy mieć do kogokolwiek żal, że na mojej skórze zapach poszedł inną stroną, niż w opisie.
    Poza tym akurat Black Afgano był jednym z pierwszych niszowych zapachów, jaki testowałam. Najpierw kupiłam próbkę i obwąchiwałam, a dopiero później zajrzałam na róźne blogi, by sprawdzić, czy tylko ja mam takie traumatyczne odczucia 😉
    Również pozdrawiam.

    1. Wobec tego cieszę się, że Cię ta przygoda nie zraziła do eksplorowania niszy. I mam nadzieję, że radości Ci ta rozrywka dostarczy więcej, niż rozczarowań. Jak mnie. 🙂

  16. Mam podejście dziecka, więc podchodzę do tego jak do każdej nowej przygody.
    Dziękuję za miłe słowa.
    🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy