Santa Maria Novella Citta di Kyoto

.
Właściwie nie wiem, czemu akurat te perfumy recenzuję.
Nie są ani szczególnie egzotyczne (w znaczeniu unikatowe i trudno dostępne), ani wymienione w opisie nuty nie są jakoś szczególnie „moje”, ani historia ich powstania nie rokowała nadziei na cud.
Bo Citta di Kyoto powstały w 2005 roku dla uczczenia czterdziestej rocznicy „braterstwa” miast: Florencji i Kyoto.


Santa Maria Novella to nazwa popularna we Florencji.
Nosi ją plac, stojący na tym placu trzynastowieczny kościół, i hotel, i muzeum, i pewnie sporo jeszcze innych przybytków różnych sztuk.
Wśród tych świętych Marii jest też i Officina Profumo Farmaceutica di Santa Maria Novella – jedna z najstarszych firm perfumeryjnych na świecie, założona (wedle informacji na ich ciągle nie działającej stronie) w 1612 roku.

Ta właśnie firma stworzyła perfumy, których nazwa oznacza miasto Kyoto, ale wcale jak kulturalna (a niegdyś i administracyjna) stolica Japonii nie pachnie. Opis producenta zapowiada, co prawda, eklektyczne połączenie Europy i Dalekiego Wschodu, jednak mimo wszystko, człowiek spodziewa się czegoś bardziej egzotycznego…


Nie oczekiwałam kolejnego tradycyjnego, zadumanego Kyoto CdG. Nie oczekiwałam też hipernowoczesnej Japonii XXI wieku.
To nie jest tak, że jestem uprzedzona, bo na coś tam się nastawiałam. Nie wiem, czego się spodziewałam, ale raczej nie tego.
W Citta di Kyoto jest wszystko, czego można oczekiwać w ładnych perfumach.
Wszystko i więcej.
I to więcej jakoś mnie uwiera.

Jest tu mnóstwo urozmaiconych, wielobarwnych nut kwiatowych – feeria aromatów. Od świetlistych, jak irys czy lotos, przez ciężkie, jak róża czy ylang-ylang, po łąkowo pogodny hiacynt. Jest nasycona słodycz owoców i rześka żywotność cytrusów. Jest przestrzenna lawenda zestawiona z matowym zamszem, chłodny cyprys na ciepłym gwajakowcu, bogate, nasycone nuty drzewne, puchaty sandałowiec i ziemista paczula. Jest wreszcie wcześnie ujawniająca się słodka ambra z wanilią… Kłopot w tym, że wszystko to jest intensywne i wszystko jest na raz.

To naprawdę piękny zapach. Jak na moje możliwości percepcji zmysłowej – zbyt piękny.
Wąchanie go nie budzi we mnie zachwytu, tylko irytację. Coś jak złość na siebie samą – że nie potrafię tego piękna znieść.

Nie jest to kompozycja szczególnie zmienna, ale nie jest też bynajmniej statyczna, nieruchoma. Citta di Kyoto wychodzi od pysznej kwiatowości i zmierza w stronę słodkiej drzewności. Oczywiście od początku niosąc wpleciony w nuty kwiatowe potencjał aromatów drzewnych i do końca zachowując kwiatową urodę rozświetlającą ciepłe akordy bazy. Im bardziej cichnie, słabnie na skórze, tym łatwiej mi jest oswoić, zaakceptować tę lawinę aromatów.

Bo też im bardziej wyciszone, tym bardziej CdK przypomina Feminite du Bois Shiseido. Są podobne. Naprawdę.
Jednak tu mam wrażenie, jak gdyby ktoś usiłował ulepszyć, „upgrade’ować” kompozycję Christophera Sheldrake’a i zrobił to wyostrzając, wzmacniając wszystkie nuty. W rezultacie mój nos czuje się zbombardowany pięknem, mój mózg reaguje jak na zapachowe „przejedzenie”.
Przynajmniej przez pierwszą godzinę – dwie. A potem, kiedy wchodzimy w „fazę” Feminite du Bois… Jestem już po prostu zbyt zmęczona, by się nią cieszyć.

Nie mam danych dotyczących nosa, który stoi za tą układanką, ale jedno wiem. Nie jest to Olivia Giacobetti. W stworzonym przez nią Elixirze Penhaligon’s lista nut jest równie długa, a jednak nie ma tłoku.
W tym przypadku mam pachnący dowód na to, że zbyt wiele dobrego to dla mojego nosa… zbyt wiele dobrego. 🙂

Powiedziałabym, że:
Too much love will kill you
If you can’t make up your mind

Data powstania: 2005

Nuty zapachowe:
irys, lotos, bergamota, pomarańcza, jaśmin, hiacynt, róża, ylang-ylang, śliwka, brzoskwinia, zamsz, cyprys, lawenda, brzoza, drewno sandałowe, drewno gwajakowe, cedr, heban, paczula, wanilia, szara ambra

* Ostatnia ilustracja „Baby I Love You Crowd Scene” Pop Art pobrany z: popartmachine.com

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

3 komentarze o “Santa Maria Novella Citta di Kyoto”

  1. Ależ ja się z Tobą zgadzam! Już się bałam, że mi się w tyłku poprzewracało i piękna docenić nie potrafię! Jednak właśnie jeszcze raz się przekonałam, że są rzeczy, ludzie, zapachy tak ładne, że aż za ładne. Dzięki Sabbath.

    1. Cudnie jest coś takiego przeczytać. Nawet po latach od napisania recenzji.
      Nie pamiętałam już, ze Cittę do Kyoto recenzowałam, a tu takie miłe przypomnienie. Dziękuję. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

Usprawiedliwienie

Tak, wiem, powinnam. Usprawiedliwiam się więc i proponuję okup: dokumentację fotograficzną tego, co zajmowało mnie przez ponad tydzień. Tydzień wyjęty z szarej rzeczywistości i przeniesiony

Czytaj więcej »