Drewno w perfumach. Część 4: żywice

Rozlazł mi się ten temat ponad wyobrażenie.

A przecież nie napisałam ani słowa o gatunkach pojawiających się w perfumach sporadycznie, takich jak Acapu [Athletics Tommy Hilfiger], drewno bananowca [Felanilla Parfumerie Generale], drewno (w przeciwieństwie do żywicy) Copahu [Kingdom Alexander mc’Queen], drewno (nie liściach) lauru [Costes 1], drewno leszczyny [Alba Profumum], kumaru [Musc Maori Parfumerie Generale], drewno migdałowca [Purplelight Salvador Dali, Alba Profumum], sekwoja [Sequoia Comme des Garcons], drewno dzikiej wiśni [Femme Karl Lagerfeld], jak również o wielu równie marginalnych gatunkach.

I na razie nie napiszę, bo pora na żywice. Przyznaję, że ta część sprawiła mi sporo frajdy, co niestety wpłynęło na długość tekstu.

***

Po pierwsze wytłumaczę się z częstego używania słowa balsam w tym tekście.
Otóż w perfumiarstwie i ziołolecznictwie balsam to po prostu żywica z wysoką zawartością olejków eterycznych. Większość używanych do produkcji perfum żywic to balsamy.

Oto najpopularniejsze perfumeryjne żywice w kolejności alfabetycznej:

Benzoes czyli żywica Styrax lub Styrak

Nazywany także benzoinem, która to nazwa nie jest stricte błędna, ale też prawidłowa tylko częściowo. Otóż benzoes to żywica rosnącego we wschodniej Azji drzewa Styrax Benzoin.

W perfumiarstwie używa się kilku substancji o nazwie benzoes:
– Jedną z nich jest jasna, aromatyczna żywica o słodkawym zapachu i właściwościach łagodnie narkotycznych używana w starożytności nie tylko jako kadzidło i środek dezynfekujący, ale także jako lek na bezsenność i środek rozkurczający drogi oddechowe w astmie i ostrych nieżytach oraz łagodzący napięcie mięśniowe (które to kuracje stosowane zbyt intensywnie często oprócz doraźnej ulgi powodowały stany lękowe, depersonalizację i trwałe problemy ze snem).
– Benzoesem jest także balsam syjamski (Siam) przez niektórych wymieniany jako osobna substancja zapachowa, w nutach perfum określany zwykle jako benzoin syjamski (Siamese benzoin).
– Trzeci zaś perfumeryjny benzoes to tak naprawdę benzoina: syntetyzowany z benazldehydu aromatyczny ketoalkohol o zapachu przypominającym nieco olejek z gorzkich migdałów zmieszany z kamforą i używany głównie jako rozpuszczalnik, środek wzmacniający zapachy i przedłużający trwałość perfum. Co ciekawe: żywica drzew z rodziny Styrax Benzoin nie zawiera nawet śladowych ilości benzoiny. W nutach perfumeryjnych benzoes alkoholowy zwykle jest ignorowany.

Skoro jesteśmy w temacie drzewnym, pozwolę sobie wspomnieć, że drewno Styrax Japonica używane jest jako budulec tradycyjnych japońskich instrumentów smyczkowych: Kokyu.
W perfumach drewna Styrax raczej się nie używa.

W perfumach benzoes (jeden albo drugi) pojawia się często. Dla mnie najbardziej charakterystyczny benzoes żywiczny występuje w Arabie Serge Lutens (wymieniony jako benzoes syjamski), Vanille Aoud Micallef, Ambre Fetiche Annick Goutal oraz niesamowicie brzmiący „karmelizowany benzoes” w Santal de Mysore Serge Lutens.

Copahu, balsam Copaiba

Żywica o balsamicznym, głębokim zapachu pozyskiwana z rosnących w Amazonii drzew Copaifera Officinalis.
Nazwa Copahu pochodzi z języka zamieszkującego tereny obecnej Brazylii plemienia Tupi i oznacza zarówno samo drzewo, jak i jego żywicę.
Copahu w perfumach używane jest nie tylko dla własnej urody, ale także dla pogłębiania innych nut drzewnych, którym dodatek balsamicznej żywicy copaiba daje gładkość i moc.

Najlepszym przykładem użycia copahu w perfumach są oczywiście Bois de Copaiba Parfumerie Generale, ale nutę tę znajdziemy także w Pure Oud By Kilian oraz w Bois d’Ombrie Eau d’Italie.
Ciekawostką jest użycie drewna (nie żywicy) copaiba w Kingdom Alexandra Mc’Queena.

Elemi


Elemi właściwe, zwane inaczej manilą uzyskuje się z drzewa rosnącego na Filipinach kanarecznika (Canarium commune). Żywice o podobnym terpentynowo – cytrynowym zapachu mają jednak także inne drzewa: Icica icariba, a którego pozyskuje się elemi brazylijskie zwane Caricari, Amyris rumieri będace źródłem elemi jukatańskiego oraz Amyris elemifera dające żywicę Vera cruz czyli elemi meksykańskie.
Niestety, w kosmetykach żywicę tę spotyka się coraz rzadziej ze względu na silne właściwości alergizujące. Dobrze się za to ma elemi w charakterze składnika leków przeciwkaszlowych i maści dezynfekujących.

W perfumach żywica elemi wyraźnie wyczuwalna jest w Chembur Byredo, choć nie wiem, czy to najszczęśliwszy przykład, bo nie brzmi tam zbyt ładnie. Na urodzie zyskuje zestawione z jasnym olibanum w Avignon Comme des Garcons i Incense Williamsona, a także wychłodzone cyprysem w No.3 The Spirit of Wood z pierwszej serii Six Scents.

Galbanum


Galbanum jest nielegalnym imigrantem w tym spisie, bowiem nie pochodzi z drzew, lecz z korzeni i łodyg niewielkich krzewinek z gatunku Ferula. Ponieważ jednak nazywane jest żywicą, postanowiłam przymknąć oko na jego pochodzenie i użyczyć galbanum kilku linijek tekstu.
Żywica galbanum występuje zwykle w postaci lśniących, przejrzystych grudek w barwach począwszy od bursztynowej, przez żółtą, aż po zielonkawą. W smaku jest gorzkie (podobnie jak większość żywic), zapach ma intensywny, eteryczny, porównywany do zapachu wzbogaconej o nutę piżmową żywicy drzew iglastych.

Jest to jedno z najwcześniej poznanych kadzideł – używane od wielu tysięcy lat nazywane bywa nawet Matką żywic.
W Księdze Wyjścia wymienione zostało jako jeden ze składników mieszanki kadzideł dla Przybytku Przymierza. Rabbi Shlomo Yitzhaki w swoich im komentarzu do 30:34 wersetu tej księgi tłumaczy obecność gorzkiego galbanum w mieszance świątynnych kadzideł potrzebą przypomnienia wiernym o grzechu.

Aby nie brnąć w dygresje dodam tylko, że w medycynie ludowej galbanum stosowane jest jako środek dezynfekujący i przeciwzapalny, ma również działanie rozkurczowe.

W perfumach zielone, świeże galbanum wyczuwalne jest na przykład w Le Rivage des Syrtes Parfums MDCI, Ninfeo Mio Annick Goutal i mam nadzieję, że podobnie będzie brzmiało także w nowym zapachu Parfumerie Generale Papyrus de Ciane. Pięknie z kadzidłem współpracuje zielona nuta galbanum w French Lover Frederica Malle. Goryczkowa strona galbanum dla odmiany wychodzi bardzo wyraźnie w L’eau du Navigateur L’Artisan Parfumeur oraz (nieco mniej wyraźnie) w zapachach Miller Harris: Terre de Bois i Fleurs de Bois.

Kopal

Korci człowieka, żeby napisać, że kopal, jak sama nazwa wskazuje, jest żywicą kopalną. Niestety, pomimo iż kopal to rzeczywiście kopalina, nazwa nie ma z tym nic wspólnego, pochodzi ona bowiem z języka nahuatl, którym posługiwali się Aztekowie (tego samego, z którego pochodzą słowa takie jak kakao, czekolada, awokado czy Chilli) i oznacza… Po prostu kadzidło.

Ogólnie kopal to mające od 10 tysięcy do miliona lat żywice różnych drzew tropikalnych pozyskiwane, podobnie jak bursztyn, z przypowierzchniowych warstw podłoża, rzadziej znajdowane wprost na ziemi. Ze względu na różnorodne pochodzenie (kopal mógł powstać i z drzew iglastych, i z liściastych), wiek i warunki zewnętrzne odmiany kopalu mogą znacząco różnić się barwą, konsystencją i zapachem.
Więcej o gatunkach kopalu można poczytać TU, jednak szczerze mówiąc, z punktu widzenia perfumomaniaka wiedza ta wydaje się średnio przydatna – nie przybliża nam w żaden sposób zapachu.

Najważniejszą konkluzją w tym akapicie jest chyba informacja, że żywice świeże, pozyskiwane z drzew dowolnych kopalem nie są, choć zdarza się, że bywają tak nazywane.

Dla mnie najbardziej „kopalne” nuty żywiczne to Incense Normy Kamali, ale ze względu na brak możliwości jednoznacznej weryfikacji zapachu proszę moją propozycję potraktować niezobowiązująco.

Labdanum / Czystek

Ciemna, lepka żywica o cierpkim, ambrowo – skórzanym aromacie pozyskiwana z krzewów skalnej róży (rockrose): Cistus ladanifer i Cistus creticus w procesie, który najlepiej chyba nazwać „czochraniem krzaków”. Wiem, brzmi idiotycznie, ale jak inaczej nazwać pokazaną TU czynność?

Metoda jest dość zabawna, jednak w kontekście historycznym całkiem uzasadniona. Pierwsze bowiem wzmianki o tej substancji wiążą się z… Kozami, których sierść po wypasaniu zwierząt w pobliżu tych specyficznych krzewów wydzielała piękny, żywiczny aromat. Okazało się, że to właśnie sok tych niepozornych roślin tak pięknie pachnie.
Sztuczne bródki noszone przez egipskich faraonów robione były właśnie z nasączonej labdanum koziej sierści.

Obecnie pracochłonne zbieranie drobin żywicy nie jest jedyną metodą pozyskiwania labdanum – uzyskuje się je też przez gotowanie liści i gałązek.

Labdanum w perfumach potrafi cuda czynić. Sprawdza się i jako nuta przewodnia, „robiąca” cały właściwie zapach (poza sztandarowym Labdanum Donny Karan wymienić można także Incense Normy Kamali, które jest rozpaczliwym krzykiem rozdzieranych na strzępu czystkowych krzewów), i jako składnik dodający charakteru kompozycjom delikatniejszym jak w Incense Wiliamsona, Ambra Omnia Profumo czy cudownie świetlistym Cardinalu Heeleya, i oczywiście także jako jedna z wielu równorzędnych nut na przykład w 10 Corso Como czy Ceremony Normy Kamali.

Mastyks

Miękka żywica pozyskiwana z żywicy wyciekającej samoczynnie z drzewa mastyksowego (Pistacia lentiscus), ze względu na pierwotne pochodzenie nazywana Łzami Chios (Chios to grecka wyspa na morzu Egejskim).
Grudki mastyksu (zwanego popularnie mastyksowym balsamem) są jasne, zwykle przejrzyste, sam zaś balsam jest miękki, kruchy, podatny na topienie i rozpuszczanie – dlatego używa się mastyksu połączonego z olejem terpentynowym lub toluenem jako werniksu do konserwacji obrazów – zarówno na płótnie jak i na desce.

Woń mastyksowej żywicy jest balsamiczna, delikatna, z przyjemną nutą porównywaną do zapachu orzeszków lub słodkich migdałów.

W perfumach odnajdziemy mastyks między innymi w Encens Flamboyant i Ninfeo Mio Annick Goutal, a także bardzo ładnie zestawiony z innymi żywicami w Le Temps D’Une Fete Parfums de Nicolai.

Mirra

Czerwono – brązowe grudki będące suszoną żywicą drzew z rodzin Commiphora i Balsamodendron (co w przekładzie znaczy po prostu drzewo balsamiczne) od wieków używane były jako składnik kadzideł, maści i wonnych olejów, ale także jako środek dezynfekujący oraz w starożytnym Egipcie jako baza substancji używanej do balsamowania zwłok.

Źródła historyczne podają, że jako pierwszy odkrył „pachnące złoto” przedislamski świat arabski i to właśnie z języka arabskiego pochodzi nazwa substancji, pierwotnie wymawiana murrh i pochodząca od słowa murr – gorzki. Smak żywicy mirrowej jest rzeczywiście gorzki rozpaczliwie.
Co ciekawe, Murrh to także imię córki Kinyrasa – legendarnego króla Cypru, syna Apollina i męża Galatei.

Łączenie mirry z kobiecą postacią jest znamienne, bowiem we wszelkich obrzędach magicznych ciepły, upojnie słodki aromat utożsamiany był właśnie z pierwiastkiem żeńskim, w przeciwieństwie do ostrzejszego, chłodnego olibanum, które stanowi uosobienie energii męskiej. Przyznajcie, że w tym kontekście wymienione w Ewangelii Mateusza dary trzech mędrców dla maleńkiego Jezusa zdają się nieco bardziej przemyślane. 😉
O trzecim darze będzie słowo przy okazji sandaraku.

W perfumach mirra pełni zwykle rolę „ocieplacza” zapachu, nuty nadającej bazie miękkości i pełni aromatu. Istnieją jednak także kompozycje na mirrę sfokusowane i prym wiedzie tu Eau d’Iparie L’Occitane, w którym mamy okazję podziwiać mirrę czystą, suchą, niegładzoną.
Dla odmiany mirra słodka, aksamitna, naprawdę kobieco miękka to Myrrhe Ardente z serii Les Orientalistes Annick Goutal.
Inne warte uwagi zapachy z intensywną nutą mirry to, wspominane już w kontekście sandałowca i cynamonu, Santalum Profumum oraz ciekawe, choć ryzykowne połączenie pierwiastków męskiego (olibanum) i żeńskiego (mirry) z różą czyli Frankincense – Myrrh – Rose Maroc Reginy Harris.
Na koniec wspomnę jeszcze jedną kompozycję, w której mirra rzeczywiście pełni rolę tła, jednak brzmi tak nietypowo i naturalnie, że warto jej tam poszukać – mówię o trudno osiągalnym lecz wartym wysiłku L’Eau Trois Diptyque.

Olibanum / Kadzidło frankońskie

Cieszy mnie fakt, że olibanum wypadło mi bezpośrednio po mirrze, bowiem te dwa zapachy są w dawnej magii zachodu powiązane w sposób, w jaki w filozofii Dalekiego Wschodu łączą się ze sobą symbole Jin i Jang.
Oczywiście jest to analogia uproszczona i proszę nie wyprowadzać tu szczegółowych porównań, bo nie mają one sensu. Przykładem niech będzie fakt, że w kulturze zachodniej i świecie arabskim pierwiastek kobiecy symbolizuje żywica o aromacie ciepłym – mirra, męski zaś chłodne olibanum, natomiast w tradycji dalekowschodniej pierwiastek żeński jin jest zimny, zaś męski gorący, ognisty. Chodzi tylko o symbolikę dwóch uzupełniających się sił, bez wartościowania i rywalizacji. Szkoda, że wielkie religie tak przygnębiająco skutecznie tę równowagę sił zaburzyły.

Formalnie Olibanum to nazwa żywicy pozyskiwanej z Kadzidłowca Boswellia, o którym szerzej pisałam w części poświęconej zapachom stricte drewnianym. Pozyskuje się ją albo przez nacinanie drzewa, albo zdzieranie z niego kory. W obu przypadkach żywica wypłynąć powinna samoczynnie. Im jaśniejszą barwę ma żywica, tym delikatniejszy (nie słabszy bynajmniej) jest jej zapach, a za najjaśniejszą i najszlachetniejszą uchodzi żywica gatunku Boswellia Sacra.
Uzyskiwane w procesie parowej destylacji drewna olejki tracą niezwykłą przejrzystość aromatu (nie wiem, jak inaczej określić tę cechę).

Prawidłowo zebrana żywica olibanum wydziela woń jasną, słodkawą, delikatnie pikantną, gładką i chłodną jak jedwab. Po prostu niesamowitą, nieporównywalną z żadną inną.
Dobrze, że żyjemy w kraju, w którym nie trzeba opisywać jej od podstaw – znana jest doskonale, jako że olibanum jest podstawowym składnikiem katolickiego kadzidła sakralnego.

Nazwa „kadzidło frankońskie” pochodzi z początku trzynastego wieku – to właśnie frankońscy krzyżowcy przywieźli do Europy wielkie zapasy olibanum w charakterze łupów Czwartej Krucjaty, przywracając w ten sposób zapomniane nieco od czasów rzymskich kadzidło kulturze zachodniej. Chwała im chociaż za to…

O kadzidle frankońskim w perfumach pisać można elaboraty, co w sumie już uczyniłam kiedyś. Teraz więc wymienię tylko kilka najbardziej charakterystycznych zapachów osnutych wokół tej niezwykłej nuty.
Pierwszy pcha się na klawiaturę Avignon Comme des Garcons jako najbardziej chyba klasyczny przykład kadzidła kościelnego. Tuż za nim plasuje się fenomenalnie eksploatujący chłód olibanowej żywicy Cardinal Heeleya oraz naturalistyczne, sentymentalne Ceremony Normy Kamali. I to właściwie mogłoby wystarczyć. Dla szczególnie dociekliwych dodam kadzidło przyprawione wytrawnie czyli Rock Crystal Oliviera Durbano oraz kadzidło na słodko w uroczym Oliban Keiko Mecheri.
W ramach ciekawostki dorzucę Fille en Aiguilles Serge Lutens – jedno z najczyściej brzmiących kadzideł pojawiające się w charakterze bazy zapachu żywicznego i bynajmniej nie sakralnego, co uważam za zabieg ciekawy, choć ryzykowny.

Opoponaks

Od razu przyznaję się do kolejnego drobnego nadużycia.
Opopanax chironium – roślina z której w procesie parowej destylacji lub po prostu suszenia na słońcu pozyskuje się aromatyczny sok zwany opoponaksem nie jest drzewem. Jednak podobnie jak w przypadku galbanum postanowiłam przymknąć oko na formalności, bo jakże tu o żywicach pisać bez uwzględnienia substancji, która ponoć leczy wszystkie choroby świata i którą mądry król Salomon uznał za najcenniejsze z kadzideł? No nijak.

Najpierw kilka podstawowych wyjaśnień. Po pierwsze odrobina redundancji: wbrew temu, co podaje encyklopedia surowców perfumeryjnych na Osmoz, opoponaks nie jest żywicą drzewną. Krzewinki opoponax chironium są niewielkie – największe rośliny nie sięgają nawet metra wysokości.
Po drugie opoponax nie jest odmianą mirry, choć rzeczywiście bywa nazywany słodką mirrą.
Po trzecie wreszcie opoponax nie jest także tożsamy z galbanum. Strony, które podają tę informację po prostu zwierają błąd.

Nazwa opoponaks pochodzi z greki i jest połączeniem słowa ὀπός (opos) oznaczającego sok roślinny i πάναξ (panaks) – wszystko leczący, które weszło do języka codziennego na przykład w określeniu „panaceum” oznaczającym lek na wszelkie dolegliwości.
Nazwa opopanax funkcjonowała przez wiele stuleci i dopiero w XIX wieku przekształciła się w aktualną formę opoponaks.

Gumożywica opopanaksu to gęsty, miodowo – brązowy płyn zastygający w nieregularne, brązowawe grudki o balsamicznym aromacie. Stężony opoponaks ma zapach tak intensywny, że aż gorzki. Rozcieńczony wydziela ambrowy, lekko pikantny aromat z delikatnie wyczuwalną jasną nutą przypominającą zapach kwiatów lawendy. Tak pełny i złożony, że naprawdę można używać samodzielnie.

W perfumach nuta ta wykorzystywana jest często. I dobrze, bo w kompozycjach ciepłych, aksamitnie kadzidlanych sprawdza się jak żadna inna.
Jako przykład czystego, intensywnego opoponaksu w kompozycji perfumeryjnej powinnam zapewne wymienić Opoponax Santa Maria Novella, ale moim zdaniem Imperial Opoponax Les Nerides sprawdza się w tej materii lepiej.
Mnie osobiście najbardziej chyba urzekł opoponaks ostry, pikantny w Eau Lente Diptyque (podobnie brzmi on w Wazamba Parfum d’Empire) oraz opoponaks balsamiczny zestawiony z ciepłą ambrą w Ambrze Omnia Profumo. Ogólnie jednak warto powąchać go saute, bez dodatków.

Peru balsam

Często utożsamiany z balsamem Tolu. Oba pochodzą z drzew z gatunku Myroxylon zwanych Myroxylon balsamum, mają ciemną barwę i słodki aromat, jednak nieco się między sobą różnią.

Pozyskiwany albo przez okaleczanie ogniem drzewa z gatunku Myroxolon Pereirae, albo przez nacinanie kory i owijanie jej łatwo wchłaniającą żywiczną wydzielinę tkaniną balsam Peru ma karmelowo – cynamonowy aromat z lekką ziołową nutką nadającą mu charakteru. Świetnie komponuje się z wanilią, ambrą i bobem tonka.

W perfumach spotkać go można w kompozycjach z nutą skóry, takich jak Dzing! l’Artisan Parfumeur i Fumerie Turque Serge Lutens, w klasycznej damskiej Pradzie, w Ambre Precieux Maitre Parfumeur et Gantier, a także w Purple Patchouli Toma Forda czy w żywicznej bazie Elixir des Merveilles Hermesa. Za podrażnienia skóry po użyciu Eliksiru Cudów (spotkałam się z taką reakcją aż dwa razy) najprawdopodobniej odpowiada właśnie ten składnik, który jest tak samo silnym antyseptykiem, jak i alergenem.

Sandarak

Przejrzysta, jasna, żółtawa żywica rosnącego w górach Atlas Cyprzyka czteroklapowego zwanego także Sandarakiem albo Tują barbarzyńców.
Zapach pozyskiwanej przez nacinanie pni żywicy uznawany jest za jeden z ciekawszych w naturze. Ciepły, lecz jednocześnie lekki, balsamiczny, z nutą słodyczy przypominającej coś pomiędzy zapachem miąższu gruszki a olibanum.

Łagodny, odprężający aromat sandarakowej żywicy od zawsze kojarzony był z dziećmi. Palono ją w dziecięcych komnatach dla uspokojenia niemowląt (i dezynfekcji oczywiście), w formie sandarakowego likieru lub rozpuszczoną w winie stosowano jako środek ułatwiający poród.

Ciekawostką zapowiedzianą w części poświęconej mirrze jest fakt, że grudki sandaraku nazywano na wschodzie oraz w Europie złotem i wedle niektórych interpretacji to właśnie to złoto było pierwszym z trzech darów dla małego Jezusa. W ten oto sposób pozornie bezsensowne podarunki stają się nie tylko metaforą rodziny (dziecko, mężczyzna i kobieta), ale też symbolem ofiarowania nowo narodzonemu Bogu całego Narodu Żydowskiego.

Najpopularniejsze perfumy z nutą sandarakowej żywicy to oczywiście Cedre Sandaraque z prywatnej kolekcji Parfumerie Generale. Mniej popularnych po prostu nie znam.

Siam balsam / Balsam syjamski

– patrz: Benzoes

Smocza krew

Teoretycznie smocza krew to żywica draceny: w czasach rzymskich były to drzewa Dracaena cinnabari, potem także Dracaena cochinchinensis, Dracaena draco. W praktyce jednak wygląda to tak, że lista gatunków drzew, z których pozyskać można intensywnie czerwoną żywicę o charakterystycznym, ostrym aromacie jest długa i poza szlachetnymi smoczymi drzewami znajdują się na niej także gatunki całkiem pospolitych palm ratanowych.
Smocza krew miała szerokie zastosowanie w wielu kulturach: była używana jako kadzidło, składnik olejków aromatycznych, jako lek ułatwiający oddychanie i łagodzący problemy gastryczne; ze względu na intensywny i trwały kolor smocza krew używana była do barwienia tkanin i sporządzania farb, a także przy wielu obrzędach magicznych (w tym w magii śmierci voodooo).

Black Phoenix Alchemy Lab ma w swej ofercie całą serię smoczych zaachów, w tym oczywiście perfumy o nazwie Dragons Blood.Czy zawierają smoczą krew – nie wiem.

Skoro pozwalam sobie na ciekawostki, wspomnę, że sproszkowana smocza krew często mylona była ze sproszkowanym cynobrem – pięknym, lecz toksycznym minerałem, który wedle niektórych historyków użyty zamiast smoczej krwi (omyłkowo lub nie) do barwienia tkanin stał się przyczynkiem do powstania mitu o koszuli Dejaniry.

Styrax

– patrz: Benzoes

Tolu balsam

Wymieniany zwykle jednym tchem z balsamem Peru różni się od niego aromatem – podobnie słodki z nutą cynamonu jest jednak nieco łagodniejszy, bardziej waniliowy, z wyczuwalną nutą drzewną.
Niegdyś pozyskiwany z drzewa Myroxolon Toluiferum obecnie w stu procentach zastąpiony syntetycznym odpowiednikiem.
W perfumiarstwie używany dla ocieplania i wysładzania bazy, najczęściej w towarzystwie ambry i wanilii.

Najpopularniejszym chyba zapachem z nutą balsamu Tolu jest męskie Opium, któremu charakterystycznej pluszowej miękkości nadaje między innymi ten składnik. Podobny wpływ ma balsam Tolu na cudownie przytulne Patchouli Micallef, Felanillę Parfumerie Generale czy Rahat Loukoum Serge Lutens.
Nie udało się, moim zdaniem, wykorzystać tej urokliwej nuty w Havana Vanille l’Artisan Parfumeur – połączenie Tolu, wanilii i słodkich owoców sprawiło, że pluszaki zjadły zapach.

Ufff…

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

20 komentarzy o “Drewno w perfumach. Część 4: żywice”

  1. Sabbath.
    Codziennie Ci tu nabijam statystyki, tylko siedzę przyczajona. Ale tymi majowymi opisami przekrojowymi zrobiłaś mi taki prezent, że uznałam, że muszę Ci o tym napisać. Jak dzisiaj zobaczyłam znów te żywice, wszystkie tak pracowicie ustawione po kolei i z ilustracją, i z odniesieniami do zapachów, to… niemało czytam o perfumach, ale pierwszy raz przy tym temacie miałam łzy w oczach – na widok tak solidnej bezinteresownej roboty. Ściskam Cię wirtualnie, jeśli pozwolisz.

    Kronopio z Wizażu

  2. Jezu, Sabbath! Skąd ty takie rzeczy wiesz?!
    Cuda po prostu. czyta się jak baśnie tysiąca i jednej nocy!

    Dziękuję też.
    Natala

  3. Dzięki Twojej mądrości Sabb i włożonemu trudowi w te niezliczone ilości literek tworzących masę konkretów czuję się i ja ciupinkę mądrzejsza.

  4. Kronopio, przyznaję, że teraz i ja jestem poruszona. Twój komentarz wielką, wielką mi sprawił radość. Dla takich słów warto poświęcić trochę czasu na pisanie.
    Dziękuję za to, że się ujawniłaś. Zapraszam zawsze…

    Natalo, jak Baśnie 1000 i jednej nocy?! aż tak długie te posty nie są! 😉
    A skąd wiem? Nie wiem, skąd wiem. Mam w głowie wielkie wysypisko zbędnych informacji. czasem uda się dokonać recyclingu i przetworzyć je w coś przydatnego. Choć pozornie.
    Dziękuję.

    Skarbku, strasznie się cieszę, że zaglądasz tu i czytasz. I to wcale nie dlatego, że czuję się powołana do oświecania Ciebie (dla mnie jesteś wystarczająco mądra i zajmująca i bez moich bajęd), ale dlatego, co już Ci na blogu napisałam: bo czuję, że myślimy o perfumach w sposób podobny, przez pryzmat własnej wrażliwości, wiedzy i doświadczeń.
    Uściskuję serdeczniaście. :)))

  5. witaj Klaudio.
    brak mi słów.
    jestem zachwycony,poruszony opisami.
    Bardzo SOLIDNIE wykonana robota.
    pozdrawiam wiosennie.
    Jarek Sz.
    super tekst:czochranie krzaków-padłem :DDDD

  6. Z wielką radością przyjęłam pierwsze odcinki Twojego kompendium, a na część poświęconą żywicom czekałam już z podnieceniem 😉
    Chylę czoło.
    Jeśli coś jeszcze mi się marzy, to chyba tylko to, by Twój aromatyzowany przekrój istniał w postaci jak najbardziej materialnej, pięknie wydany, z załączonymi próbkami opisywanych substancji oczywiście, podawany w szkatule (z drewna sandałowca?) 🙂

    Dziękuję, Sabbath.

  7. Jarku wiosenny, miło mi jest, jeśli na coś Ci się przydałam. Wytropiłam Twoje pisanie. No bomba!
    A czochranie krzaków… Chciałam, żeby te długaśne teksty nie były nudne. 😉

    Magdo, hihih! Z podnieceniem czekałaś. 😉 Sama przyznaję, że mnie wciągnął temat.

    Pomysł z materialnym kompendium podoba mi się. Sama bym takie puzdro pachnących skarbów chciała mieć, bo w sumie okropnie trudno zdobyć czyste esencje. Chyba żeby zakupy w jakimś specjalistycznym sklepie skręcić.
    A już szczytem marzeń byłoby, gdyby to jeszcze pogrupowane było w pary: kawałek drewna + olejek zapachowy, grudka żywicy + olejek.
    Heh… Pomarzyć można… Ale nie wyobrażam sobie ceny takiego zestawu. 🙁

  8. Wielkie brawa! Zrobiłaś kawał świetnej roboty! 😀 😀 😀
    I dziękuję Ci za całego bloga, czytanie Twoich wpisów to czysta radość 🙂
    "Maja102"

  9. Bonjour beau matin 😉
    z tym pisaniem to u mnie słababiutko ;)(opisy zapożyczam z zagranicznych stron,bo tam trochę tego jest,ale nie tylko)
    jak wiesz bardziej jednak wolę czytać.
    Bardzo cieszy mnie fakt,iż umieściłaś temat o żywicach,gdyż miałem coś u siebie wkleić,a tak to jest tu pięknie,dłuuuugo,czysto,pszejrzyście,itp.

    z tymi olejkami+ kawałkiem drewna/żywicy to byłby świetny pomysł,choć zapewne by nie wypalił, ze względu na cenę.
    drewno agarowe z Kambodży to wydatek od 1200 za 250 gram do 8000 funtów za kilogram!!! podobnie zresztą ceny ma drewno malezyjskie oraz indyjskie.
    choć można kupić tgzw: Bakhoor Oud zwany inaczej Muattar Oud-kadzidło do spalania(28 gram) już za 70 funtów.
    pozdrawiam.
    J.

  10. a tak poza zapachami.
    zaiste ciekawej muzyki słuchasz.
    Mocne granie ;)ale widzę też mojoo – Lisa Gerrard.jest wręcz niesamowita.
    pochwalę się tobie iż mam jej wszystkie krążki.
    z klasyki gorąco polecam nokturny Chopina.
    również repertuar Vivaldiego w wykonaniu Philippe Jaroussky.
    ciekaw jestem jaka będzie twoja reakcja.
    pozdro.
    J

  11. O, Lisa jest moją miłością od… Od zawsze chyba. Pierwszy raz usłyszałam Dead Can Dance w liceum i nigdy mi nie przeszło. Solowe projekty Lisy i jej duety też znam, choć część Jej dokonań mam na oryginalnych… Kasetach! I nie mam już na czym ich odtworzyć.
    Nokturny Chopina znam, oczywiście. Chopin to w ogóle u mnie ciekawy przypadek, bo o ile jako młody człowiek lubiłam kompozytorów romantycznych (ze szczególną miłością do Paganiniego) to Chopina jakoś nie. Potem mi się odmienilo i od lat wolę raczej barok, ale akurat niespodziewanie Chopin zaczął do mnie trafiać. Nie wiem, może do Chopina trzeba dojrzeć?
    W kwestii Vivaldiego – kupiłam ostatnio 4 Pory Roku z Kennedym jako solistą. Piękna wersja. Jaroussky'ego notuję. 🙂

    A jeszcze zapachowo – rozważałam kupienie paru szczapek oud po to, żeby po prostu mieć… może kiedyś.

    Pozdrawiam.

  12. Left Side of the Moon

    :))) Tak, oprócz poruszania wyobraźni i działania na zmysły uwielbiam Cię za pracowitość, skrupulatność i elegancką prostotę Twoich przekrojowych opisów. Rozwiewasz dymne chmury mojej ignorancji 😀
    Dobrze, że Jesteś
    i że prowadzisz tego bloga
    z pasją
    🙂

  13. Dziękuję. Miałam pokaz na Polconie. Poproszono mnie o powtórzenie na Bachanaliach. Większość żywic z listy mam i palę. Czasem publicznie. 🙂

  14. Left Side of the Moon

    Miałaś pokaz na Polconie?! Gdzie, Kiedy, pod jakim tytułem? 🙁
    Ja byłam tylko w sobotę…Jeśli przegapiłam Twój pokaz w sobotę, naprawdę trudno mi będzie sobie darować ślepotę…

    Co to są Bachanalia i gdzie to się odbywa 😀

  15. Nie w sobotę. W piątek. 🙂
    Tytuł to miało" Kadzidło, rozkosze bogów" czy coś w ten deseń.
    Miałam żywice w grudkach do palenia, esencje perfumeryjne do wąchania i gotowe perfumy. Chyba się podobało, choć warunki były polowe, bo nie dało się tego przeprowadzić w sali z czujnikiem dymu.
    Bachanalia są w ten weekend w Zielonej Górze. Przesympatyczna impreza.

  16. Left Side of the Moon

    W piątek…widzę, że w piątek już druga ważna prelekcja mnie ominęła, na której chciałam być…ale…. nie mogłam z różnych względów.

    No cóż…może jeszcze nic straconego, czasami życzenia rzucone w przestrzeń nieoczekiwania się spełniają. :)) Liczę, że Bachanalia nie będą ostatnim miejscem z esencjami, na którym się pojawisz. 🙂

  17. Zobaczymy. Na razie jestem nieco rozczarowana niemożnością pogodzenia palenia, kropienia i psikania z mówieniem. Jest młyn, ludzie podchodzą, komentują, zachwycają się (i to akurat bardzo cieszy), wracają do zapachów sprzed kilku minut… Robi się bałagan. Muszę popracować nad formułą. 🙂

  18. Uwielbiam kadzidlo i wszelkie akordy drzewno-zywiczne w perfumach .Odkrylam to niedawno i juz wiem czego szukac
    Najpiekniejsze sa w Ambree Sultan, Kenzo Madly,EDP Belle en Rykiel, czy Black Cashmere Karan.Mam wrazenie ze zapach unosi mnie gdzies wysoko, paruje , a ja lewituje ponad ziemia..Kocham.:)

  19. Witam,
    Czy takie żywice mogą być podstawą dla samodzielnie sporządzonych perfum, czy rozpuszczają się alko lub olejach?
    Pozdrawiam
    Michał

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy