Etro Messe de Minuit

Messe de Minuit jest kadzidłem nietypowym.

Ma typowe dla Etro, ale w kontekście „kościelnej” nazwy dziwaczne nuty otwarcia: pomarańczowa skóra na skórzastym labdanum. Trwa ten pierwszy akord krótko, niemal natychmiast przykryty zostaje nutami przyprawowymi i paczulą, jednak dla obudzenia zmysłów nastawionych na kolejną zaklętą we flakonie bardziej lub mniej urodziwą świątynię wystarczy.

Drugi akord kompozycji składa się z dwóch warstw: pierwszą tworzy wciąż wyczuwalne labdanum, do którego dołączają pozostałe nuty żywiczne: mirra, opoponaks, odrobina galbanum i oczywiście kadzidło frankońskie, które w tym ekspansywnym towarzystwie traci swą jedwabistą jasność; drugą zaś dziwnie niepokojące połączenie wilgotnej, a właściwie wręcz stęchłej paczuli z cynamonem, który na tym tle robi wrażenie namokniętego.

Uznałabym ten akord za nieładny, gdyby nie niezwykła potęga podświadomości, która nakarmiona tym olfaktorycznym dziwolągiem zaczyna budować wizję:

Wyobraźcie sobie zimę. Umiarkowanie białą, umiarkowanie mroźną, wcale nie baśniową, tylko taką zupełnie zwyczajną; z białymi łachami śniegu na szarych polach, z gołymi, czarnymi gałęziami drzew wyciągającymi się żałośnie ku niebu, ze smętnie pełzającymi pod cienkim lodem strumyczkami brudnej wody…

Jest noc.

W starym kościółku w niewielkiej wsi – takim normalnym, częściowo murowanym, częściowo z drewna – właśnie skończyła się Pasterka. Wierni wrócili już do ciepłych domów.

Śnieg, który wnieśli ze sobą na butach i okryciach już dawno się rozpuścił i zamienił w błoto pokrywające matową posadzkę. Świece ciągle płoną, trybularz wypełniony ciepłym, aromatycznym popiołem jeszcze stoi u stóp ołtarza, drewniane ławki i klęczniki są wciąż wilgotne od mokrych płaszczy i kurtek. Wyśpiewane z głębi serca hymny już przebrzmiały, została po nich skroplona na chłodnej powierzchni tabernakulum para. Jest cicho.

Gdyby zdarzyło mi się znaleźć w takim kościółku w tę noc – może poczułabym zapach zbliżony do Messe de Minuit. Zapach wcale nie piękny i nawet nie wzniosły, a jednak w jakiś sposób poruszający, intymny.

Bo jest coś intymnego w tej ciszy miejsca, które zwykle odwiedzamy tłumnie i z rumorem. Jest coś osobistego w obserwowaniu starego kościelnego, który powolutku składa obrusy, wynosi lawaterz i puste ampułki, cichutko, podtrzymując serca dłonią chowa dzwonki.

Po kilku godzinach na skórze zostaje piękna, lekko miodowa ambra pogłębiona wciąż wybrzmiewającymi żywicami i postarzona, „utrudniona” tą ewidentnie brzydką, a jednak w tym kontekście fascynującą, stęchłą paczulą.

Nie jestem obiektywna, bo mnie się ten zabieg podoba. Obiektywnie napisać mogę jedynie, że ten zapach naprawdę, naprawdę warto poznać.

***

A teraz jeszcze jedna kwestia. Dla maniaków. 🙂

Podobno są dwie Messe: stara wersja z okrągłą nalepką na flakoniku (poniżej) i nowa, z nalepką kwadratową (pierwsze zdjęcie). Oczywiście nie piszę o tym ze względu na kształt nalepek, tylko z powodu krążących na perfumeryjnych forach wieści, że zawartości flakonów różnią się zapachem: okrągła ma być bardziej cytrusowa w otwarciu i mniej kadzidlana w rozwinięciu, kwadratowa jest analogicznie mniej cytrusowa, mocniej paczulowa i żywiczna.

I to mogłoby tłumaczyć różnicę w moim odbiorze Messe niegdyś, a teraz. Bo pierwsze moje wrażenia po powąchaniu Messe de Minuit były takie, że to zapach jasny, łagodny, chłodno urodziwy i nie mój. Zarówno czas testu, jak i moje wspomnienia wskazują na starą wersję.

W chwili obecnej posiadam próbkę opisaną „Messe kwadratowa” oraz odlewkę i owszem, są minimalne różnice w odbiorze zapachu. Myślę jednak, że wynikają one po pierwsze z wieku perfum (moja odlewka ma kilka lat, więc siłą rzeczy została namieszana z innej partii składników), po drugie (i najważniejsze) ze sposobu aplikacji na skórę: z próbki kapię, z atomizera mogę psikać.

W wyniku tego porównania wersja atomizerowa w pierwszej fazie rozwija się nieco szybciej, prędzej następuje pogłębienie zapachu i „wejście” kadzidła. W bazie zdaje się nieco pełniejsza, ale za to szybciej gaśnie.

Nie są to jednak różnice, na które zwróciłabym uwagę, gdybym z paranoicznym uporem nie usiłowała ich wytropić. Jeśli rzeczywiście istnieją różnice miedzy wersją okrągłą i kwadratową to obie moje Messe są kwadratowe.

Coś, co pachnie jak okrągła zachowałam ledwie we wspomnieniach i, szczerze mówiąc, dopuszczam możliwość, że są to wspomnienia fałszywe, bowiem kiedyś wyczuwałam cytrusy w perfumach znacznie intensywniej, niż teraz. Teraz mój nos tropi nuty drzewne – resztę nauczył się traktować jako dodatek. 😉

Data powstania: 2000

Twórca: Jacques Flori

Nuty zapachowe:

Nuta głowy: pomarańcza, bergamotka, labdanum, tangerynka

Nuta serca: kadzidło, mirra, cynamon

Nuta bazy: paczula, piżmo, miód, ambra

* Autorem obrazu „Zimowy krajobraz” użytego przeze mnie jako druga ilustracja jest Jacob van Ruisdael

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

13 komentarzy o “Etro Messe de Minuit”

  1. Jak ja Ci zazdroszczę 🙂 Na mnie MdM pachnie głównie aromatem cytrynowym używanym w domowych środkach czystości 🙁

  2. Left Side of the Moon

    Bardzo wyraźnie wyobraziłam sobie miejsce i zapach, który opisujesz 🙂 I choć chyba nie trafiłby do moich ulubionych, zgadzam się, że mógłby nieść ze sobą coś intymnego, jakąś szorstką samotność religijną, coś dawno minionego, a może nabrzmiałego wiekami Służby. Nie wiem jednak, czy chciałabym tak pachnieć…

  3. wiedźma z podgórza

    O! Recenzja jednego z moich ulubionych zapachów! Fajnie. :* Z tym kościołem… to miałam podobne skojarzenia. I, jeśli przyjąć, że reformulacja istotnie miała miejsce, to cieszę się z niemożności poznania starszej wersji (bo coś czuję, że odbierałabym ją podobnie, jak Ty) i ewentualnego uprzedzenia do Messe. A byłoby szkoda… 🙂

  4. Dominko – przyznaję, że i mnie się wydawało po pierwszych testach, że cytrusy w Messe skreślają ten zapach z listy kandydatów do noszenia. Teraz czuję je inaczej i nie wiem, czy to kwestia reformulacji, czy zmiany sposobu odbierania zapachów przez mój nos. Nie wiem po prostu… Ale to uczucie zazdrości rozumiem. Przechodziłam przez nie przy Borneo: kiedy jeden z moich blogowych znajomych opisywał go jako skład kakao, opowiadał o przesypywaniu drewnianymi szuflami suchego pyłu, a na mnie… Pożal się boże…
    Myślę, że jest sporo zapachów, które dla odmiany i sprawiedliwości ;))) brzmią na Tobie sto razy lepiej, niż na mnie.

    Left Side of the Moon – ja też nie wiem. Podoba mi się faza ambrowa, ale jakoś moja ręka nie sięga po ten zapach. Z zapachów tego typu mam także Ceremony Kamali i też jakoś globalnie nie noszę. Martwiłam się w recenzji, że nie wiem jak tu nosić Nostalgię SMN, ale w tym przypadku okazało się, że pachnieć nie potrafię i robię to z radością. A te sentymentalne kościoły – nie idealnie piękne, lecz z nutką naturalizmu – jakoś mnie rozbijają psychicznie.
    Odpowiadać na maila zaczęłam, musiałam przerwać, ale odpiszę – słowo. Dumam nad zestawem dziwolągów dla Ciebie. 🙂

  5. Wiedźmo z Podgórza – to miłe, że odbieramy Messe podobnie. To zawsze miłe i daje jakieś takie poczucie wspólnoty chemicznej. ;DDD

    Z tą reformulacją jestem w kropce. Naprawdę. Z jednej strony nie wiem, czy to nie sugestia, czy nie dziwaczę na siłę. Kiedyś myślałam, że moja odlewka powinna być z okrągłej wersji – jest naprawdę stara. Ale różnicy nie wyczuwam – nie na tyle istotną, by miała znaczenie. Z drugiej strony pamiętam przecież swoje pierwsze wrażenia i były inne. Czy to kwestia realnej zmiany formuły, czy może mojego wyczulenia na nuty drzewne… Nie wiem, po prostu nie wiem. Wiem natomiast, że mój odbiór Messe się zmienił i być może gdyby nie tamte testy dziś miałabym na półce flaszeczkę Pasterki, a nie Ceremony, które jest dla mnie podobnym sentymentalnym dziwolągiem.

  6. A na mnie to draństwo jest… słodkie. ewidentnie słodkie, wanilia, ambra, cynamon i jakas odrobinka kadzidła, ale aptekarska ilość… Jest to o tyle dziwne, że moja skóra raczej nie wysładza zapachów, wręcz przeciwnie i w dodatku intensyfikuje zapach paczuli. A próbkę miałam z Quality…
    Tró

  7. No to Ci tylko powiem, że z Borneo na swojej skórze wytrzymałam ok. godziny. Okropność na mnie pewnie taka sama jak na Tobie (jakkolwiek to dziwnie zabrzmiało :D)

  8. Tró – ciekawe rzeczy piszesz. Z jednaj strony cieszy mnie, że wyłapujesz ambrę – już myślałam, że jestem jedyna i z omamami, z drugiej strony słodycz. Może to żywice? Mirra powinna pachnieć słodko. No i miód.
    Ten sposób rozwijania się wydaje mi się bardzo możliwy. A kadzidła frankońskiego tez nie czuję zbyt wiele.

    Dominko, zabrzmiało. Adekwatnie do tego, jak "pachnie". :)))

  9. Hmmm, miałam kiedys próbeczkę od którejś życzliwej duszy z perfumowego forum, nie wiem, która to wersja. Przypominało kościół, nie koniecznie w zimie, w rodzinnej miejscowości mojego taty. Kadzidło, drewno, terpentyna, wilgoć. Lubiłam wąchać, pachnieć tak chyba jednak bym nie chciała.

  10. całkiem niedawno zanabyłam od Kriss wersję "kwadratową" we flaszeczce, żeby porównać z moim flachonikiem okrągłym i… ja nie widzę najmniejszej różnicy

    kiedyś miałam kwadratową odlewkę – była bardziej cytrusowa, bardziej słodka, a mniej kadzidlana od okrągłej, ale może to kwestia tego, że jakieś "nutki" uciekły przy przepsiku i wyszedł z tego właśnie taki cudaczek

  11. Mrouh – To mi przypomina moją reakcję na Avignon – pierwsze kościelne kadzidło, które poznałam. Uznałam, że pachniec tym to.. Dziwactwo. A potem, kiedy minął szok stwierdziłam, że nie ma nic złego w dziwactwach. ;)))

    Pandzik, no właśnie. Pisałam w odpowiedzi na komentarzu wyżej, że właściwie moja odlewka powinna być z okrągłej. Ale mnie wychodzi na to, że jeśli wersje są dwie, to moje obie odlewki są z tej samej. :]

  12. W końcu doczekałam się tej recenzji 🙂 Bardzo za nią dziękuję :))
    Messe to wg mnie jedne z piekniejszych perfum, jak gdzieś kiedyś piasałam – moja zagadka Sfinksa 😉

  13. Bo one są nietypowe. Niełatwe do jednoznacznego sklasyfikowania.
    Z resztą, co ja będę gadać. Wielka rzecz.
    Uściski.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

Lotus Sake Tokyo Milk

Niełaskawie ostatnio potraktowałam dwie pierwsze Azjatyckie Opowieści by Kilian, postanowiłam więc zadośćuczynić miłośnikom kultury Wschodu recenzując zapachy Amerykańskiej firmy przyznającej się do produkowania perfumeryjnych kuriozów

Czytaj więcej »

Czy to koniec perfum orientalnych?

  Perfumy orientalne to najbogatsza i najbardziej urozmaicona kategoria perfumeryjna. Wynika to z tego, iż świat arabski rozwinął sztukę perfumiarską i kulturę używania perfum jak

Czytaj więcej »