Satellite Corrida – bezmyslność, czy bezduszność?

Podchodzę do tego zapachu… Od dwóch lat chyba.
Recenzję odkładam, choć testowałam wielokrotnie. Powód jest oczywisty. Nazwa.

Nazwa, która budzi we mnie obrzydzenie i złość, powoduje, że przechodzą mnie ciarki.
Lekki, owocowy słodziak ochrzczony imieniem, które kojarzy się z torturowaniem i zabijaniem zwierząt ku uciesze gawiedzi.

Corrida. Widowisko, które święci sukcesy dokładnie na tej samej zasadzie, która przez wieki czyniła z publicznych tortur i egzekucji jedną z ulubionych rozrywek ciemnych, durnych mas. Zabawa równie niewinna i celowa jak podpalenie psa.

Wypuszcza się byka na arenę. Nieprzywykłe do zgiełku zwierzę odczuwa strach, kiedy gra muzyka, a zgromadzeni za bezpieczną bandą widzowie głośno wyrażają swój entuzjazm dla oczekiwanego widowiska.

Najpierw jeszcze bardziej dezorientuje się zwierzę wywijając mu przed oczami barwnymi płachtami, a ponieważ przerażone zwierzęta często nadal nie chcą atakować, tylko stoją nieruchomo lub usiłują uciekać szukając schronienia, którego na okrągłej arenie po prostu nie ma, zmusza się je do wzięcia udziału w „zabawie” wbijając w dobrze unerwiony, wrażliwy na ból garb zwierzęcia długą lancę. Potem, kiedy pozostawiona w ciele broń przy każdym poruszeniu rozrywa kolejne partie tkanek, kaleczy się byczka włóczniami – także zostawiając je w ciele po to, żeby każdy kolejny ruch powodował coraz większe tortury.
Wtedy do dzieła przystępuje mistrz ceremonii, bohaterski matador, który najpierw zmusza okaleczone, oszalałe z bólu i przerażenia zwierzę do kolejnych szarż powodujących wciąż kolejne fale bólu, a potem, kiedy ofiara opada z sił i przestaje być zdolna do obrony – zabija udręczonego zwierzaka przy aplauzie przyglądającego się tej potwornej zabawie motłochu.

Czasem przy okazji tej zboczonej rozrywki giną też rozpłatane rogami oszalałego byka konie. Zwolennicy Corridy nazywają to kulturą…


Wybaczcie. Pointy nie będzie. Gdybym miała napisać, co myślę o takich rozrywkach i czego życzę uczestniczącym w nich dewiantom z pewnością przekroczyłabym granice dobrego smaku.
Będzie o zapachu, którym nie potrafię się cieszyć.

A jest on… Kpiną chyba. Pogodny, lekki, urodziwy – samego zapachu nie sposób nie polubić, bo ma w sobie radość życia godną zupełnie innej nazwy.

Otwarcie ewidentnie owocowe i to wcale nie z przewagą kwaśnej czarnej porzeczki, lecz brzmiące pełnym, smakowity akordem czerwonych owoców: aksamitnych malin, świeżych, suchych, pokrytych jeszcze włoskami truskawek, czerwonych, trzaskających w zębach porzeczek, okrągłych śliwek… Po prostu cud, miód i orzeszki!
Owocowy akord złagodzony, wygładzony został delikatnymi, jasnymi nutami kwiatowymi i upojną wanilią pachnącą jak skropiona miodem orchidea. Dzięki temu kompozycja od początku zachowuje się z klasą i nie przewala się po człowieku jak owocowa lawina, lecz otacza pogodną, efektowną aurą.

Rozwój zapachu przebiega statycznie, bez niespodzianek i gwałtownych wolt. Nuty waniliowo – kwiatowe pogłębiają się, wychodzi więcej miodowej słodyczy, miękki sandałowiec rodem z Le Boise Ginestet i gwajak żywcem przypominający Gaiac Micallef. Ciągle jest radośnie lecz łagodnie. Leniwie nieomal.
Perlisty śmiech otwarcia przechodzi cichnie, staje się uśmiechem. Jest jednak do ostatniego akordu pogodny, ciepły, słoneczny i… Młody.

Pisałam już, że trudno nie polubić tego zapachu. Ba! Wyznam, że jestem w stanie nim pachnieć globalnie, co w przypadku innych podobających mi się owocowych słodziaków kończy się nerwowym myciem.

Nie kupię jednak.
Nie chcę mieć na półce czegoś, co nazywa się jak sadystyczny, barbarzyński obrzęd polegający na publicznym pastwieniu się nad niewinnym zwierzęciem.

Nie kupię też raczej żadnego innego zapachu firmy, która używa tej kontrowersyjnej nazwy w celach marketingowych. Bez względu na to, czy powodem jest bezmyślność, czy świadome przekonanie, że Corrida to po prostu rozrywka. Pewnych słów nie sposób używać bez kontekstu znaczeniowego.
Nie nawołuję tu do bojkotu i zwierania szyków, nie narzucam wyborów – w końcu to ciągle tylko perfumy. Niechaj więc każdy decyduje we własnym sumieniu.

Data powstania: 2006
Twórca: Sandrine Dulon

Nuty zapachowe:
czarna porzeczka, neroli, róża, konwalia, jaśmin, akordy kwiatowe, drewno sandałowe

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

16 komentarzy o “Satellite Corrida – bezmyslność, czy bezduszność?”

  1. hej.
    sam w sobie zapach jest ok,bardzo malinowo-porzeczkowy,choć tak naprawdę nie przepadam za owocowymi nutami.
    p.s.
    zdjęcia szokujące (dają wyobrażenie olbrzymiego cierpienia)
    mam ciarki na samo słowo Corrida.
    pozdrawiam.
    J.

  2. Długo zastanawiałam się nad tym, czy pisać o Corridzie w ogóle. Ale przecież już pisałam o kampanii przeciw eksperymentom na zwierzętach i blog nie umarł przez to, że poruszyłam okropny temat…
    Myślę, że czasem trzeba pisać o rzeczach trudnych. Może ten post niczego nie zmieni. Ale może jeśli częściowo dzięki takim "od czapy" akcjom więcej ludzi określi jednoznacznie swoje stanowisko wobec Corridy, eksperymentów na zwierzętach czy innych zjawisk, którymi zwykle nie zaprzątamy sobie głowy – może w końcu sprawcy nie będą mieli możliwości robienia takich rzeczy po cichu albo nazywania ich "kulturą" i "tradycją".

    Nie potrafiłabym napisać o tych perfumach bez kontekstu, którym obarcza je nazwa.
    Przepraszam, że musieliście to czytać i oglądać. Ja z tych frajerów, którzy uważają, że nie wolno uciekać od odpowiedzialności.
    Z resztą… Po co ja się tłumaczę? Przecież rozumiecie.

  3. Sabb to nie jest okropny post,to jest wspaniały post,nie jesteśmy w końcu aż tak puste żeby nie widzieć nic poza perfumami.Bardzo dobrze,że to napisałaś,ja nie wiem skąd się wzieła ta nazwa,ale przecież twórcy chyba wiedzieli z czym będzie się taka nazwa kojarzyła,a jeżeli wiedzieli to już bardzo brzydko.Mnie nazwa skutecznie zniechęca.Żadnych walk czy to byków czy kogutów czy też psów nie znoszę,ludzie którzy to organizują i zarabiają na tym kasę napawają mnie obrzydzeniem,a ta banda kretynów na Corridach to bez wątpienia skrzywieni psychicznie ludzie.Nienawidzę tego,nienawidzę jakiegokolwiek znęcania się nad zwierzętami.
    Pieprzę taką kulturę i tradycję.Napisałabym coś jeszcze,ale trochę odbiegłabym od tematu Corridy.Przepraszam za brzydkie słowa,ale jak mnie coś obrusza to się powstrzymać nie mogę.
    Tak i z Corridą jest,już mnie to dawno zastanawiało ale nie wiedziałam gdzie o tym napisać na forum.

  4. Dobry wieczór, tu wiedźma z podgórza poza kontem google. 🙂 Aż zdecydowałam się siąść przy klawiaturze, by dodać swoje pięć groszy (bo ja nadal poza domem). Co do Corridy jako hm… "sportu", "rozrywki": zauważyliście, że walczącymi "stronami" są tradycyjnie mężczyzna (raczej młody, wysportowany, dobrze zbudowany, może zamożny – jak to sportowiec) i byk. Ja tu widzę także pewną ciekawostkę kulturową – otóż byk był w starożytności zwierzęciem świętym, dla przykładu: czczony na Krecie, w antycznej Grecji był uosobieniem Zeusa (byk porwał Europę, jak wiadomo…), a w Rzymie składano te zwierzęta w ofierze Jowiszowi. Tak więc w skrócie byk to bóg we własnej osobie. A kto w mitologiach wadził się z bogami? Herosi! Tak więc mamy współczesne odwzorowanie mitu: współczesny heros stara się udowodni swoją wyższość nad bóstwem, wg Freuda – zabić ojca, a według "filozofii maczo" – zaznaczyć teren i udowodnić swoją moc i potencjał (także w znaczeniu seksualnym). Ha! byk to też symbol męskiego erotyzmu. 🙂 Brutalna rozrywka dla gawiedzi – owszem, ale też relikt myślenia magicznego – a że dziś mało kto rozumie jego sens, to mało ważne; tortura pod inną nazwą równie by cuchnęła – że sparafrazuję klasyka. :/
    Co zaś do zapachu – to klasyczne "zamydlenie" i "rozmiękczenie" istoty corridy, czyli: patrzcie, laski, jak fajnie, kiedy się jest z Prawdziwym Mężczyzną [gwoli wyjaśnienia: "prawdziwy mężczyzna" to większość z posiadaczy chromosomu XY na naszej szerokości geograficznej – więc jest normalny, "Prawdziwy Mężczyzna" zaś – to maczo]. Lekki zapach maskujący horror, czemu nie? Delikatność udająca partnera równego brutalności – no wypisz-wymaluj telenowelowy obrazek stosunków między płciami.. Wybacz, Sabbath, długość komentarza, ale mi także wyszedł cokolwiek zaangażowany. :*

    Skarbku, słowa wulgarnymi czyni dopiero ich kontekst, a u Ciebie jest on całkowicie usprawiedliwiający.. 🙂

  5. witaj raz jeszcze.
    poruszyłaś mocny i ważny temat,więc muszę coś skrobnąć.
    wiedz że jestem przeciw tradycji, która karmi się cierpieniem i śmiercią dla samej śmierci. Dorabianie do tych barbarzyńskich praktyk ideologii różnej maści nie zmieni faktu że jest to okrutny i niegodny kraju szczycącego się mianem europejskiego i podzielającego wartości europejskie oparte na wolności, godności i humanizmie. Podobne odczucia mam w stosunku do bardzo rozpowszechnionego i w naszym kraju obyczaju łowieckiego. Satysfakcja z unicestwienia zwierzęcia dla samej podbudowy ego człowieka oparta jest na najniższych i najprymitywniejszych wzorcach, należy z tym walczyć, także z samymi symbolami jak znaki graficzne czy określenia, które w pewien sposób gloryfikują te okrutne rzeczy i niejako sprawiają, że zaczynają nabierać pozytywnego znaczenia, klasy, czegoś co uszlachetnia, a jest wprost odwrotnie, gdyż to spłycenie naszej wrażliwości tak charakterystyczne w dobie mediów ścigających się w epatowaniu okrucieństwem pozwala określać to jako coś naturalnego.
    pozdrawiam.
    J

  6. Tu ponownie wiedźma. 🙂
    Jaroslavie drogi, wiesz, polowania w istocie może być próbą zapanowania nad chaosem (w myśl teorii: człowiek to ład i porządek, nie-człowiek to chaos i bałagan), szczególnie odkąd straciło status zdobywania głównego źródła pożywienia. Ale czy to zaprzeczenie humanizmu? Idei z pewnością, jednak człowiek z natury jest okrutny, bezmyślny i pełen hipokryzji, po prostu. Polowanie czy corrida to najprędzej próba zemsty za czasy, gdy homo sapiens był tylko małym, słabym zwierzęciem, pozbawionym naturalnych zdolności obrony – a że w zemście łatwo jest zatracić miarę, to cóż..
    Spłycenie wrażliwości też nie jest zjawiskiem nowym, bo ona zawsze była dość marna; Sabb pisała w powyzszej notce choby o publicznych egzekucjach. Tak więc nie wiem…
    Pozdrawiam

  7. Skarbku, Wiedźma ma rację. Nie widzę nic wulgarnego w Twoich emocjach. Przeraża mnie dopiero fakt, że ktoś może nie czuć przerażenia patrząc na takie bestialstwo.
    Swoją drogą – przecież walki psów czy kogutów są na całym świecie nielegalne. Jakim cudem uchował się ten relikt ciemnogrodu – nie mam pojęcia.

    Jarku, tym razem Ty poruszyłeś temat, który mnie już od dawna zadziwia. jakim cudem za wyraz męstwa uważa się polowania, podczas których uzbrojeni w broń palną ludzie staja przeciw przerażonych hałaśliwą nagonką zajączków, sarenek czy dzikich świń… Nie wiem. Nie wiem, jak można dla przyjemności zabijać.
    Żeby nie było – rozumiem ideę walki i rywalizacji – przez lata trenowałam sporty walki, potem walczyłam bronią białą, do dziś zdarza mi się brać udział w militarnych zabawach, ale widzę zasadniczą różnicę między stawaniem przeciw równorzędnemu przeciwnikowi i walczeniem zgodnie z zasadami, a rzezią bezbronnych zwierzaków.
    I tak, wiem, że odstrzał bywa czasem sposobem utrzymania równowagi zaburzonego przez ingerencję człowieka ekosystemu, ale jak można się tym szczycić u licha?!

    Wiedźmo, w kwestii pochodzenia tej "tradycji". Po pierwsze walczyli męzczyźni, bo kobiety w tych "tradycyjnych" czasach siedziały w domu nie mający prawa nie tylko do sadystycznych zabaw publicznych, ale nawet do ziemi, własności prywatnej, nazwiska, czy wpływania na politykę w sposób inny, niż przez wpływanie na mężczyzn.
    Po drugie, dlaczego byk? Dlatego, że jest duży i wygląda groźnie. W niektórych rejonach geograficznych jest jednym z największych zwierząt. Do walk nadaje się, bo jest względnie (względnie w stosunku na przykład do szybkiego tygrysa, którego raczej nie dałoby się męczyć tak spektakularnie) niegroźny, łatwy w hodowli i nie żre mięsa tylko trawę (niższe koszta wyprodukowania sprzętu do widowiska). Ale zważ, że herosi walczyli i z lwami, i z dzikami, i z wilkami. Ba! Walczyli nawet ze zwierzętami nieistniejącymi.
    Dla mnie to ślad innego sposobu myślenia – takiego, w wyniku którego człowiek, który zabił ostatniego na świecie tura został okrzyknięty bohaterem (celowo nie wspomnę imienia), a nie tępym niszczycielem.

    Co do natury człowieka – Twoje sądy są ostre. Czasem łapię się na tym, że w złości czuję podobnie, a jednak… Myślę, że rządzi nami ewolucja, a ona nie tyle każe zabijać, ile chronić swoich.
    Upodobanie do publicznych tortur, kaźni, zgoda na zabijanie… To kwestia kultury. I tak, słowa kultura użyłam tu celowo, bo kult okrucieństwa to także pewna forma kultury.
    Spójrz na starożytny Rzym tak dziś gloryfikowany – jedna z największych machin zniszczenia i jedno z największych ognisk publicznego okrucieństwa. Czy Rzymianie byli ludźmi w jakiś szczególny, genetyczny sposób obciążonymi okrucieństwem wrodzonym? Nie sądzę.
    Myślę, że po prostu wychowywano ich, pokolenie po pokoleniu, w przekonaniu, że dobre, naturalne i normalne jest mordowanie, niewolenie, publiczne tortury i zabijanie.
    Trochę na podobnej zasadzie ludzie oglądają dziś horrory – dla emocji. A filmy typu "Piła" (nie użyję tu terminu "horror", bo mi się "Piły" definicyjnie nie wpasowują w kanon ze względu na brak elementu nadprzyrodzonego, to raczej thrillery) to przykłady idealnie pasujące…

    A dążę do tego, że również nie sądzę, by w ostatnich czasach nastąpiło spłycenie wrażliwości ludzkiej, czy szczególny upadek obyczajów. Zawsze tacy byliśmy. My – ludzie.

  8. wiedźma z podgórza

    To znowu ja… 😉
    Sabbath, pewnie że okrucieństwo to wynik kultury i procesu socjalizacji – zresztą, jak prawie wszystko, co się tyczy człowieka. I tak, sądy ostre, choć nie pozbawione wyrozumiałości (inne być nie mogą, zważywszy, że od dziecka interesuję się historią II wojny światowej, a więc też czystkami, Holocaustem, nienawiścią etniczną itd.) – ale przecież sama też jestem człowiekiem, więc musiałam to zaakceptować, coby się wirus schizofrenii nie uruchomił. 😉 Ewolucja każe chronić swoich, a nie-swoich eliminować, gdy stanowia poważne zagrożenie dla stada/społeczności; zupełnie, jak podczas wojny.

    A wracając do byka – patrzę na to z pozycji antropologicznej, z lekkimi naleciałościami psychologicznymi i historycznymi; więc historia o walce boga z herosem to swoista kompilacja. I tak, "oryginalni", mityczni herosi walczyli także ze smokami różnego rodzaju czy innymi cyklopami, a ich "ludzcy" naśladowcy z czym się dało – jak się nie ma, co się lubi… 🙂 …to najprościej wypracować sobie gotową ideologię do tego, czym dysponujemy.

    I "tradycja": pewnie, ze kobiety nie miały praw (przynajmniej nie w starożytności historycznej), pisząc o "tradycji" miałam na myśli tradycję męską – bo innej nie posiadamy. W zasadzie całe nasze dzieje to HIS-Story. 🙂 A że kobiety dość późno przyjęto na "męskie podwórka", takie jak różnego rodzaju rozgrywki sportowe [zauważ, że rozgrywki lekkoatletyczne kobiet zjawiły się znacznie wcześniej od pań oficjalnie trenujących np. boks; kobiety-torreadorki, żeby wrócić do meritum, to już w ogóle połowa XX wieku], także wpasowuje się w schemat: niewiele jest historii o "heroinach" (tak na pierwszy rzut: amazonki, czeska Libusza, pośrednio księżniczka Wanda, córka Kraka).
    A człowiek, który zabił ostatniego tura został uznany za bohater, gdyż "zapanował nad chaosem" oraz "uczynił sobie ziemię poddaną" – i miał na to dowód. 🙂

  9. Sabbath, chciałam umieścić tutaj, dokładnie pod tym tematem mój pierwszy komentarz do Twojego blogu. Jednak chyba tu nie dam rady. Za dużo emocji, słów do napisania. Wiedz w każdym razie, że bardzo mnie cieszy, że Twój blog nie jest tylko o samym zapachu. Doceniam, że poruszasz kwestie ważne, trudne, które sprawiają, że człowiek nie może pozostać obojętny.

    Gosia

  10. Beato – mocne słowa, ale mocno czuję. Co widać.

    Wiedźmo – dlatego napisałam "my – ludzie". Tez się czuję przedstawicielem gatunku, choć jeśli postrzegamy gatunek przez pryzmat historii, to mam nadzieję, ze nie jestem przedstawicielem statystycznym.
    Okres pełnej przerażenia fascynacji rozmiarem ludzkiego okrucieństwa też przechodziłam. Nadal chyba w nim tkwię z rozpaczą docierając do wciąż nowych i nowych potworności, do jakich zdolny jest człowiek. Na jednym z moich wykładów o metodach tortur zemdlała mi słuchaczka…

    W każdym razie nie uciekam od odpowiedzialności ani od trudnych tematów. Nie tylko na blogu.

    Gosiu, witaj. Dziękuję za komentarz. I za to, że się tu zjawiłaś. 🙂

  11. Left Side of the Moon

    Zabierałam się kilka razy i trudno mi coś tu napisać. Opis wywołuje niemiły dreszcz, a zdjęcia tylko dopełniają poczucie odrazy i zostaje niechęć do powąchania tak nazwanej kompozycji…Mimo porzeczek, śliwek i malin.

  12. Opis celowo jest taki dosadny. Nie ma co pudrować faktów – są potworne. Wiem, że na świecie dzieją się rzeczy jeszcze gorsze, ale zwykle są przynajmniej nielegalne i ludzie muszą się z nimi kryć. Tu zaś mamy bestialstwo w świetle dnia. Nie udawajmy, że to niewinna rozrywka.

  13. morderstwo…inaczej nie potrafię tego nazwać…znęcanie się nad żywą istotą,odbieranie jej życia Więc dlaczego człowiek ktory to robi nie jest tak samo karany jak za morderstwo człowieka ? dlatego ze zwierze nie ma głosu,nie potrafi się bronić ,wiec zrobmy to za nie,nie pozwalajmy na takie okrucieństwo i postawmy sie w ich sytuacji!! hmm i oto jest pytanie… czy istotę zabijającą niewinne zwierze można nazwać w ogóle człowiekiem? nie potrafię wyrazić słowami nienawiści i obrzydzenia dla 'ludzi' którzy to robią i zyczę im aby wreszcie zrozumieli jakiego zła i cierpienia dostarczaja,natomiast nie życzę im by los ukarał ich tak samo jak te zwierzęta dlatego że nie chce byc taka jak oni…sama mysl i wyrzuty sumienia byly by dla nich wystarczajaca kara…oczywiscia jesli ktoś ma serce…:*

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

Podziękowania

W imieniu  Pani Ewy Starzyk oraz własnym dziękuję wszystkim uczestnikom konsultacji społecznych Komisji Europejskiej związanych ze stosowaniem alergenów w kosmetykach. Dziękujemy za zaufanie i poświęcony

Czytaj więcej »