Not Such a Beautiful Mind: Beautiful Mind Intelligence & Fantasy


Kolejny zapach Gezy Schoena - rewolucjonisty w dziedzinie perfumiarstwa.

Celowo, nie napisałam "perfumiarza - rewolucjonisty", bo co do tego, czy jego poczynania są stricte perfumiarstwem ciągle mam wątpliwości.

Komponowanie zapachów to sztuka. Jak każda - bywa czasem rzemiosłem, czasem chałturą, a czasem... Sztuką.
Opisując perfumy używamy określeń takich, jak kompozycja, nuty, akordy, wybrzmienie. Analogia z muzyką nasuwa się sama.

I co robi pan Schoen promując okręt flagowy stworzonej przez siebie marki Escentric Molecules - Molecule 01? Proponuje nam dzieło, składające się z jednego tonu.
Niby może taki ton brzmieć różnie w różnych warunkach, niby może być odbierany indywidualnie - szczególnie jeśli jest na granicy słyszalności. :] Czy jednak jest to muzyka? Czy to perfumy?

Skłaniam się do opinii, że sztuka może i owszem.
Happening, performance - ale nie kompozycja muzyczna, nie kompozycja perfumeryjna. Nie startuje się w konkursie ikebany z najpiękniejszą nawet różą bez przybrania.


W przypadku pierwszego zapachu z serii Beautiful Mind po raz kolejny do czynienia mamy z przedsięwzięciem bardziej marketingowym, niż artystycznym. Tak, jak to opisano w artykule, którego treść przytoczyłam wczoraj: Intelligence & Fantasy to przede wszystkim pomysł. Genialny marketingowiec Geza Schoen postanowił kolejny raz zarobić na ludzkim snobizmie, tym razem sprzedając tuning intelektu w płynie.

W tym celu zaprosił do współpracy najmłodszą zwyciężczynię zawodów o tytuł mistrza pamięci (o tej nietypowej dyscyplinie sportowej poczytać można TU): Christiane Stenger. W laboratorium podłączono Christiane do specjalnej aparatury, i podano jej do wąchania różne olejki zapachowe. Te, które wywołały najżywszą reakcję kory mózgowej zostały użyte do stworzenia kompozycji, która rzekomo czyni nas inteligentniejszymi.
Może i rzeczywiście stymuluje pracę mózgu ta mieszanina nut, ale czy wynik takiego eksperymentu jest dziełem sztuki perfumeryjnej?

Sam zapach rozczarował mnie przede wszystkim swoją urodą. Łatwą. Bynajmniej nie na poziomie supermózgu.

Ze stymulacją intelektualną nijak mi się takie połączenie posłodzonych mandarynką kwiatuszków z różowym pieprzem nie kojarzy. Prędzej z nieświadomie uwodzicielską lolitką z wiankiem białego kwiecia na blond splotach.
Hasa taka panna w wiosennym ogrodzie, stópkami bosymi gniecie zieloną trawkę, rączkami małymi zrywa białe kwiaty gardenii, słoneczko delikatnie muska jej zaróżowione liczko, a w krzakach siedzi satyr i lubieżnie łypie okiem, bo też by pogniótł, porwał i pomuskał...

Ale samego satyra nie ma na obrazku. Ledwie drgnienie krzaczka, lekki powiew pieprzu i piżma pozwalają podejrzewać jego obecność. Poza tym jest ładnie. Za ładnie!
Z resztą satyr też jest mało niszowy: młody i wykąpany.


Podstawowy zarzut, jaki mam wobec Intelligence & Fantasy jest taki, że pachnie jak Fantasy About Intelligence. Kwiatuszki posłodzone i nieco popieprzone do smaku nie stymulują mnie jakoś. Są miłe. Ale chyba nie o to chodziło.
Brakuje mi w tym zapachu zadziora. Czegoś, co nadałoby mu indywidualności, pazura, pazurka chociaż.
Nawet sandałowa baza ładnie współbrzmiąca z aromatem wyraźnie wyczuwalnego hedionu nie nadaje kompozycji (kompozycji?) Schoena charakteru. Czyni ją jedynie ładną w sposób troszkę inny.

Nuty Intelligence & Fantasy brzmią jak... Jak gdyby Schoen przebiegł przez metaforyczny ogród woni rwąc garściami najśliczniejsze kwiatki i takie żywe jeszcze, emanujące światłem upchnął w niegustownym, plastikowym opakowaniu kojarzącym się z krzykliwą stylistyką lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku.
Wszystkie te olfaktoryczne misski i misterki tkwią we flakonie w bezradnym bezruchu zdolne rozwinąć dokładnie tyle czaru, co sto baletnic stłoczonych w autokarze.


Dla mnie perfumy Schoena rzeczywiście stanowią bodziec do przemysleń. Nie muszę ich nawet wąchać, by pobudziły moją korę mózgową. ;)
Rozważam więc...
Czy żywa reakcja mózgu wystarczy, by stworzyć perfumy?
Czy stymulacja jest tożsama z zachwytem?
Czy uroda jest tym samym, co piękno?
Czy pomysł może zastąpić warsztat?
I wreszcie: czy szukając rozwiązań efektownych Schoen nie bawi się w efekciarstwo?


Rok powstania: 2010
Twórca: Geza Schoen

Nuty zapachowe:
Nuta głowy: bargamota, mandarynka, różowy pieprz, karaibska magnolia
Nuta serca: Osmantus, frezja, róża, absolut gardenii tahitańskiej (tiare), hedion
Nuta bazy: sandałowiec, cedr z Virginii, cashmeran, piżmo


* Na pierwszej ilustracji najprawdopodobniej sama
Christiane Stenger
** Druga i trzecia to obrazy Julesa Josepha Lefebvre'a
*** Ostatnia... Wiadomo. :)

Komentarze

  1. Cóż, dziwny człek z tego Schoena (a może właśnie nie dziwny, tylko pragmatyczny aż do bólu?) - ale raczej nie perfumiarz.
    Molecule 01 to twór genialny w swojej bezczelności, ale - w mojej subiektywnej opinii - lepsze nie zawsze jest wrogiem dobrego i reszta ekscentrycznej braci nie dorasta pierwowzorowi do pięt. Szok, zaintrygowanie i urok nowości przebrzmiały i zaczęły pojawiać się wątpliwości.
    Odnoszę wrażenie, że pan Geza to raczej "notoryczny zwycięzca burzy mózgów" niż dojrzały kreator. I podejrzewam, że Intelligence & Fantasy to mniej udana wersja poprzedniego eksperymentu (pewności nabędę - albo i nie... - gdy pachnidło poznam ;) ).
    A co do Twoich pytań...
    Jesteśmy zwierzętami, a eksperyment biznesowy z udziałem Christiane Stenger bazował chyba wyłącznie na zwierzęcej stronie naszych tożsamości, ignorując nieustające procesy socjalizacyjne. Bo istnieją wonie, które nas fascynują mniej lub bardziej (typu zapach butaprenu), ale przecież trudno w ich wypadku mówić o zachwycie [może o uzależnieniu w wyniku nadmiernej fascynacji, ale nie o estetycznym och! i ach!].
    I tak, niestety - pomysł może zastąpić warsztat; byłoby okej, gdyby okazał się tylko dodatkiem do warsztatu, ale czy w omawianym przypadku tak właśnie jest...?
    Do tej pory podejrzewałam, iż Schoen balansuje na granicy efekciarstwa, bawi się z nami w kotka i myszkę (przy czym nie zawsze wiadomo, kto jest kim) ale, że robi to po części w granicach happeningu. Ostatnio zaczęłam podejrzewać, że gość jest w rzeczywistości szpiegiem ciemnej strony Mocy... ;)
    I obym się myliła. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. It's me again! ;)
    Wiem, ze powyższe pyt. miały charakter retoryczny, ale w to końcu Ty oskarżasz mnie o "prowokowanie odpowiedzi". :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No więc właśnie! Osobiście uważam go za genialnego marketingowca, o czym pisałam już kilka razy, ale jego zapachy ie bronią się jako zapachy. Jak te dla Biehla.
    Najwyraźniej ten rozdźwięk między świetnym pomysłem, a miernym zapachem widoczny jest przy Boudicca Wode. Tu nie ma wątpliwości, że usiłował stworzuyć "kompozycję" zapachową. I znów: pomysł genialny. Naprawdę. Marketing z papci wyrywa. A zapach... Dość powiedzieć, że kiedy się pojawił, wszyscy byli(śmy) na niego napaleni, a po powąchaniu chyba co do sztuki ostygliśmy... ;)

    Molecule 01 zafascynowało mnie właśnie bezczelnością (dobre określenie) pomysłu. Pakowanie taniej jak barszcz substancji we flakony i sprzedawanie jej za horrendalną kwotę z jednoczesnym szczyceniem się tym, że to tania jak barszcz substancja. :D Zapachowo... Dla mnie zero. W sensie nul. Nada. Nie istnieje. Żadnego zapachu. Nawet śladu.

    Ale istnieje jeden zapach Schoena, który naprawdę mi się podoba i o nim będzie wkrótce. Mogłabym mieć...

    Twoje odpowiedzi na moje, wcale niekoniecznie retoryczne, pytania zgodne są z grubsza z moimi przemyśleniami i odczuciami w tej materii. Przykładu może użyłabym innego, bo akurat zapach butaprenu jest mi dość obojętny, za to na przykład lubię zapach kalafonii czy WD4, ale nie o przykłady tu chodzi, tylko własnie o to, że Intelligence & Fantasy, jeśli naprawdę zostało skonstruowany w taki sposób, jest zapachową mapą jednego, konkretnego mózgu. No i co mi po tym, skoro gardenia u mnie wywołuje tylko słabe "phi!"?

    Inna kwestia: co zapamiętywanie talii kart w kolejności ma wspólnego z inteligencją? :]
    Tez retoryczne, bo oczywiście wiem, że inteligencja zwykle karmi się danymi, wiedzą. Ale to nie są pojęcia tożsame, bynajmniej.

    Uwielbiam twoje komentarze!
    A pointa... Hihihi!

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję, dziękuję. :)

    Wode?? - a kysz!

    Może facet powinien raczej, jak panowie Durbano albo "Koniak" Hennessy, zająć się stroną promocyjną i "pełnić honory domu" podczas, gdy robotę kreatorską będzie odwalał ktoś inny?
    Myślę, że - w ostatecznym rozrachunku - wszyscy byliby zadowoleni. :)

    (choć Molekułę Jeden lubię - ale może tylko dlatego, że jakoś nie mam dostępu do czystego, taniego jak barszcz, niesygnowanego składnika?)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiesz... Gdyby Molecule 01 pachniały na mnie pięknie i trwale, to może sama bym uległa. Kłopot w tym, że one nie pachną na mnie wcale.
    I nie przekonują mnie ludzie mówiący, że to na pewno tylko ja nie czuję, a inni czują. Nie jestem perfumeryjnym altruistą, moje perfumy maja sprawiać frajdę przede wszystkim mnie.

    Co do tego, czy Geza powinien się ograniczyć do promocji - po co? Skoro i tak robi kasę i odnosi sukcesy? Ludzi łykających reklamę jak żaba muł jest wystarczająco wielu, by na nich zarobić. Więc się facet nie ogranicza i nie tylko zbiera siano i za reklamę, i za "kreowanie zapachów", ale też nazywany jest perfumiarzem, nosem, a to więcej, niż marketingowiec.

    OdpowiedzUsuń
  7. Właściwie, to miałam napisać to już wczoraj, ale pracowałam nie przy swoim komputerze i coś schrzaniłam. :/ Ale lepiej późno, niż wcale.

    Tak na poziomie cynicznych kalkulacji w sumie racja. ...a to o nie przecież chodzi. ;)
    Zawszeć to prestiż i uwielbienie tłumów.

    Przyznam, że argumentu "ale przecież inni czują!", to jeszcze nie słyszałam. To byłoby, jak ostentacyjne chodzenie po mieście w żakiecie (czy czymś takim) od Armaniego z wyciągniętą na wierzch metką, żeby wszyscy mogli zobaczyć. :)
    W sumie mam szczęście, że się na mnie molekuły "odzywają" - i to jak! ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Na mnie pachną Drugie Molekuły. Tak, że mi kopara opadła!
    I tak sobie myślę, że 02 mogłabym mieć... Choć oczywiście trochę czuję opór, bo nie chciałabym, żeby taki cwaniak na mnie zarabiał. Pocieszam się tym, że przynajmniej przebicie cenowe jest mniejsze, bo za ambroxan producent musi zapłacić jak za zboże. ;)

    Argument, że inni czują jest dla mnie kompletnie kosmiczny. To znaczy, oczywiście rozumiem: ja nie czuję, czują inni, bo to taki hiperniezwykły składnik, ale niby czemu miałoby mnie to zachęcić do używania to nie wiem. To jest tak, jak gdyby do Twojego przykładu z żakietem dodać zastrzeżenie, że jest zimno jak w psiarni, żakiet nie grzeje wcale, ale za to wygląda na ciepły. So what?!

    A karierę gościu zrobił. To mu trzeba przyznać. Spryciarz, naprawdę. Może jego umysł nie jest szczególnie piękny (piękno wewnętrzne jakoś z czym innym mi się kojarzy), ale działa z pewnością znakomicie. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Na chwilę włączę się do dyskusji już nieco może przedawnionej. Niestety nie czytuję komentarzy zbyt regularnie... Może wydać się dziwne to, co teraz napiszę, ale dla mnie właśnie ta "niewyczuwalność" okazała się największym wabikiem jeśli chodzi o "Molecule 01". Nie lubię a raczej nienawidzę czuć od siebie zapachu perfum, których używam. To prawdziwy problem... Nawet najpiękniejszy zapach po 2-3 użyciach staje się nieznośny :( Niespełnione marzenie - nosić zapach, o którym wiem, że bajecznie pachnie, a którego nie będę wyczuwać... Jak coś przyjdzie Wam do głowy to piszcie. Będę wdzięczna za każdą sugestię. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. MSZ Schoen nie jest geniuszem marketingu, lecz zakochanym w sobie sklepikarzem. Pozdrawiam Autorkę.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. To Wy sprawiacie, że to miejsce żyje. :)

Popularne posty