Rabarbar na choince czyli Atlas Cedar Jean-Charles Brosseau

Ano, wróciłam... Parafrazując Sama Gamgee. :)

Mimo pełnego pudła nowości i rarytasów na powitanie zamierzam napisać słów parę o zapachu, który nie jest ani nowy, ani szczególnie trudny do zdobycia: Quality ma go w swojej ofercie od dawna już, a cena jest nader przyzwoita (285 zł za 100 ml, teraz dodatkowo w promocji z balsamem).

Pierwszą swoją wizytę w Quality pamiętam jako istne olśnienie. Podzieliłam ją sobie na dwa etapy. Najpierw poszłam sama, odziana standardowo: w glany, bojówki i sfatygowaną ramoneskę. Naprawdę nie olśniewałam elegancją i nie epatowałam majętnością.
Spędziłam tam chyba z godzinę w towarzystwie miłych i życzliwych perfumeryjnym maniakom Pań z obsługi, które z profesjonalną troską, lecz bez onieśmielającej nachalności wspierały mnie w moich poszukiwaniach drewniaków i kadzideł. Wyszłam wachlarzem blotterków, solidną garścią próbek, pachnącymi nadgarstkami i mnóstwem pozytywnych wrażeń. Bez zakupów - celowo.

W charakterze przerywnika zafundowałam sobie spotkanie z dziewczynami z perfumeryjnego forum, kawkę, chwilę luzu, a potem wróciłyśmy pod Mariotta, bym mogła nabyć to, co zdało mi się najbardziej "moje". Kupiłam wtedy Aoud Micallef (wtedy jeszcze nie nazywał się Man), Idole de Lubin i, będący wówczas nowością, Atlas Cedar właśnie. Następnego dnia wróciłam jeszcze po Incensi Villoresiego i to był błąd. Ale o tym już pisałam...

Do recenzji Cedru z Atlasu zabierałam się długo i nieskutecznie. Dlaczego? Trudno powiedzieć. Zapach jest naprawdę ładny: lekki i drzewny jednocześnie.


Pierwszy kontakt jest dla mnie nieodmiennie zaskakujący: pełna radości, kwaskowa nuta rabarbaru w genialny sposób złagodzonego i zaostrzonego jednocześnie.

Łagodnej słodyczy i ciepła nadaje temu pierwszemu akordowi nietypowa nuta cytrusowa - dojrzała, miękka klementynka. Pazurka i przestrzeni dodają musujące, lekkie nuty przyprawowe i obecny od początku nieomal aromat szlachetnego iglaka - zielonego i pełnego życia. Uzupełnieniem jest soczysta zieloność gniecionych listków oraz dziwny i stymulujący melanż absyntowej goryczki ze słodyczą świeżego powietrza (nuty ozonowe, jak mniemam).


Po tym zadziwiającym otwarciu zapach rozwija się w miarę klasycznie, co nie znaczy, że nieinteresująco. Powoli przesychają przyprawy, które w otwarciu były mokre i chłodne, pojawia się zapach świeżego, jasnego drewna uszlachetniony cieniem kwiatowej słodyczy, wreszcie pod całą tą pogodną poświatą odnajduję tlący się chłodnym, stymulującym zmysły płomykiem eteryczny cynamon. A wszystko to dzieje się w tle wciąż zielonego i wciąż urodziwego rabarbarowego akordu przewodniego.

Klasyczna, stonowana baza w tej kompozycji nie występuje. W każdym razie nie istnieje moment, kiedy zapach jest jedynie ciepłym, snującym się po skórze wspomnieniem.

Pojawiającemu się po kilku godzinach akordowi drzewnemu opartemu na jasnym, wyraźnie w tym kontekście iglastym cedrze, egzotycznie i szlachetnie pachnącej tui oraz nieoleistym, umiarkowanie miękkim sandałowcu towarzyszy wciąż wyraźna, przestrzenna kompilacja nut zielonych. Klasyczne ocieplacze: ambra i piżmo na mojej skórze niemal nie wychodzą stanowiąc ledwie element spajający pozostałe nuty, będący tłem dla woni ostrzejszych, bardziej przestrzennych.


I to właśnie czyni z Atlas Cedar perfumy idealnie łączące odświeżającą lekkość z drzewnością.
Od lat zabieram ten prosty flakonik wypełniony zieloną (nie niebieską, jak na części zdjęć w sieci) cieczą na wakacje i od lat zastanawiam się, dlaczego poza wakacjami tak rzadko wyjmuję go z szafki. Bo, wbrew temu, co pisałam wyżej, nie są to perfumy budzące wielką namiętność czy generujące furę komplementów.
Brak im jakiejś magnetycznej mocy, która każe myśleć o nich i tęsknić za nimi. Ale kiedy nimi pachnę, to zawsze z przyjemnością. I chyba o to chodzi - szczególnie podczas wakacji. :)


Data powstania: 2005
Twórca: Jean - Charles Brosseau

Nuty zapachowe:
Nuta głowy: klementynka, rabarbar, nuty zielone, nuty ozonowe
Nuta serca: gałka muszkatołowa, kardamon, jaśmin, cynamon
Nuta bazy: cedr, tuja, irys, sandałowiec, ambra, piżmo

Komentarze

  1. Szalenie lubię las ze zdjęcia, który przywołałaś jako skojarzenie. Przyznam, że zdjęcia uwodzą, a kompozycja zapachowa brzmi intrygująco, zwłaszcza bazowe drzewności. Dopisuję do zapachów, które chętnie powącham :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Szturchnij mnie o próbkę - mam flakon.
    Może zrobimy sobie sesyjkę podczas jesiennego zjazdu. Tym razem nie w bagażniku samochodu.
    Przepraszam, że tak strasznie nie miałam czasu na Triconie. Ledwo żyłam i dalej ledwo żyję - przeziębiłam się. A może to ze zmęczenia?
    Miałam ze sobą jeszcze odlewki wedle umowy, ale zapomniałam o nich po prostu. Wybacz, proszę. :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojej, przeziębiłaś się, to niedobrze. :( Dbaj o siebie, mam nadzieję, że w domu, wśród bliskich wypoczniesz i szybko się wykurujesz. Jesień przyszła w tym roku szybko, a ilość obowiązków, które miałaś sprzyjały ogólnemu wyczerpaniu. Trzeba zwolnić.
    Szturchnę przy okazji :D Ja sama zapomniałam więc nie ma za co przepraszać. A i z czasem wiadomo jak było, i tak uważam za szczęście, że w tym tłumie wpadłam na Ciebie i miałam w drodze powrotnej takie rozkoszne wrażenia zapachowe! Poza tym przecież już nie miałam więcej miejsca na skórze. ;) Wszystkie, którymi mnie poczęstowałaś były intrygujące. Zdążyłam już pozapominać niektóre nazwy, ale to słodkie kadzidło - choć nie jest dla mnie - jest bardzo ładne. Jaisalmer również ładnie się na mnie wybarwił (ale nie tak pięknie jak Kyoto), zbyt długo wszelako czułam drażniące kredki świecowe [skojarzenie nabyte u Ciebie i zostało]. Sama wiesz, że najlepiej delektować się zapachem powoli, a nie kiedy miesza się z innymi ;)
    Zjazd- zależy, gdzie będzie - raczej przez wzgląd na finanse nie wybiorę się prędko na drugi koniec Polski, zwłaszcza, że czekają mnie konieczne podróże na północ i spotkanie redakcji w Wa-wie we wrześniu. Ale spokojnie, mam jeszcze trochę próbeczek od Ciebie, a jak przybędzie Le Boise i próbka Kyoto poczuję się na jakiś czas zaspokojona ;DDD

    OdpowiedzUsuń
  4. W razie czego mogę sprokurować kolejną paczuszkę. Choć aura nie zachęca do Atlas Cedar. Dla mnie on jest idealny na lato.

    Co zaś do choroby - dopiero teraz się rozwija. Już przestałam mówić i lada moment przestanę oddychać. Kiedy czytałam Twój komentarz po raz pierwszy, wciąż miałam nadzieję, że to tylko chwilowe załamanie aury, i jesień wróci w złotej szacie. Nie wróciła. Na razie.
    Mówiłam kiedyś, że nie cierpię zimy?

    OdpowiedzUsuń
  5. Spokojnie, na razie będę miała flaszkę Le Boise, trochę próbek z Luluy i Kyoto, to mi wystarcza :D Przekonałam się, że rzeczywiście najlepiej jest powąchać na spotkaniu - szybko można ustalić trop i podążyć za nosem! ;)

    Współczuję choróbska :( Nie siedź za długo przed kompem. Mnie nadgryza od gardła przeziębienie ale nie daję się i wydaje mi się, że mnie nie weźmie...
    Słuchaj, a co powiesz na taki przepis na antyprzeziębieniową nalewkę:
    1 łyżka konfitury z malin, 1 łyżka miodu,
    1 łyżka wódki lub koniaku, 1/2 cytryny. Wszystkie składniki włożyć do szklanki, wycisnąć do nich sok z 1/2 cytryny i
    uzupełnić wrzątkiem. Coś dla Elfa (maliny) i dla Khazada (koniaczek ;)) A jak rozgrzewa :P
    Pomyśl o tym :)))
    Ps Również nie lubię zimy, oprócz rzadkich chwil, kiedy jest ślicznie bialutko, a świat skąpany jest w szadzi i błyszczy obłędnie...Ale szaroburość zimowa jest przygniatająca.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. To Wy sprawiacie, że to miejsce żyje. :)

Popularne posty