Wywiad z twórcą Histoires de Parfums cz.3

.

Dziś trzecia i jednocześnie ostatnia już część rozmowy z Geraldem Ghislain. Mam nadzieję, że Was nie znudziłam.

Tym razem o blogach, rozterkach moralnych i planach na przyszłość. Myślę, że ta część pozwoli Wam ostatecznie zrozumieć, dlaczego tak łatwo jest polubić tego człowieka. 

Miłej lektury. 🙂

 

Sabbath of Senses – Co myślisz o blogach perfumeryjnych?

Gerald Ghislain – Pomagają bardzo branżom niszowym. Bardzo.

Myślę, że w którymś momencie musimy znaleźć sposób na to, żeby obniżyć ceny naszych produktów, przynajmniej dla ludzi naprawdę kochających perfumy. Jest wiele takich osób i nie zawsze mają one pieniądze na to, żeby je kupować. Nie każdy może sobie pozwolić na kupowanie flakonu co miesiąc. Właściwie… Właśnie przyszedł mi do głowy pomysł wypuszczenia specjalnej edycji Histoires dla bloggerów. Nie wiem, czy rozumiesz, co mam na myśli. Zwykle jeśli blogger jest miłośnikiem perfum i poświęca wiele czasu na poznawanie zapachów, pisanie o nich i ich promocję, może nie mieć czasu na zarabianie pieniędzy. Zdaję sobie sprawę z tego, że za pracę nad blogiem nie dostaje się pieniędzy. Nie wiem, jak to wygląda u was w Polsce, ale u nas we Francji dziennikarze pracujący jako free lancerzy często nie dostają za swoją pracę pieniędzy, bo przecież nie pracują dla konkretnych tytułów. Myślę, że pora wymyślić sposób na to, żeby zacząć współpracować z bloggerami, którzy pomagają nam promować nasze marki.

Histoires ma duże szczęście do blogów. Jesteśmy obecni nieomal wszędzie.

SoS – Bo pomysł jest dobry. Łatwo jest pisać o zapachu, za którym stoi gotowa opowieść.

GG – Pewnie! Wszystko, co robię musi mieć drugie dno, jakąś głębię. Opowiadałem ci już o przyjęciach dla dzieci, podobnie jest w przypadku moich restauracji. Nie są to typowe francuskie restauracje serwujące wszystko, lecz bary tematyczne.

Pracuję teraz nad nową linią perfum, które nie będą niszowe. Opowiem Ci tę historię. Otóż dwa – trzy lata temu w podróży, czekając na samolot przyglądałem się oznaczeniom poszczególnych portów lotniczych na mojej walizce. Siedziałem sam, nudziłem się i przyszło mi do głowy, że te znaki graficzne są po prostu ładne. Pomyślałem więc o stworzeniu zapachu dla każdego z wielkich lotniczych portów; takiego, który byłby sprzedawany wyłącznie w sklepach bezcłowych na tym jednym, konkretnym lotnisku. Butelka byłaby ozdobiona dokładnie takim samym znakiem graficznym, jaki jest wizytówką lotniska i który symbolizuje konkretne miasto, zaś jej zawartością byłyby perfumy to miasto wyobrażające. Zacząłem od Paryskiego CDG i ciągle nad nim pracuję, bo to trudny zapach. Paryż jest trudny. Ale na przykład Nowy York jest łatwy: będzie to kompozycja kwiatowa z nutą jabłka. Wczoraj byłem zajęty, ponieważ uzgadniałem szczegóły kolejnego projektu, jakim będzie zapach Mediolanu. Będzie pachniał kawą, czekoladą i migdałami, dlatego, że Mediolańczycy często dodają migdał do ciastek, także na lotnisku. Na Warszawę nie mam jeszcze pomysłu. (śmiech) Jaka jest twoja koncepcja zapachu waszej stolicy?

SoS – To musiałby być skomplikowany zapach. Użyłabym suchej paczuli i aldehydów, może słonecznych nut hesperydowych, połączyłabym nuty ziemiste i lekkie.

GG – Ale dlaczego? Jaki jest związek zapachu z miastem?

SoS – Jesteśmy krajem balansującym między przeszłością, a przyszłością. Przeszłość symbolizuje paczula. Czasy realnego socjalizmu niekoniecznie były nieszczęśliwe, były jednak w pewien sposób surowe, trudne. Współczesność i przyszłość symbolizują jasne, przestrzenne nuty. Jesteśmy krajem, który się rozwija, gonimy Europę, odnajdujemy się w zglobalizowanym świecie i myślę, że robimy to z dobrym skutkiem.

GG – Rozumiem. To bardzo dobry pomysł. Zapamiętam go sobie.

Perfumy dla miast to całkiem nowa koncepcja. Projekt ma się nazywać The Scent of Departure (Zapach odjazdu/odlotu). Pomysł na display też jest oryginalny: chcemy eksponować flakony na miniaturze karuzeli bagażowej, żeby jeździły w kółko jak walizki na lotnisku. Zabawne, czyż nie? W ogóle mnóstwo radości daje mi ten projekt. (śmiech)

SoS  – Widzę. (śmiech)

Na koniec pytanie dziwne. Czy jest coś, co chciałbyś powiedzieć w wywiadzie, ale nikt o to nie pyta? Jakiś temat, którego nikt w wywiadzie nie porusza, a chciałbyś, żeby został poruszony?

GG – Nie. Jeśli chcę coś powiedzieć, mówię o tym, nawet jeśli nikt nie pyta. (śmiech)

Wywiady bywają różne. Zawsze mówię prawdę, oczywiście, ale nie zawsze mówię to samo. Wiele zależy nie tylko od treści pytań, ale od mojego nastroju, od tego, jak bardzo osoba prowadząca wywiad jest poważna, od tego, kto nam w czasie wywiadu towarzyszy… Czasem zachowuję się jak dziecko i mówię głupstwa, nigdy jednak jeśli jest przy tym moja partnerka; w jej obecności boję się tego, co powiem zanim jeszcze powiem cokolwiek. (śmiech) Czasem się spinam. Na przykład dwa tygodnie temu rozmawiałem z wydawcą Vanity Fair – to ważna persona i nie chodzi mi o to, że ty jesteś nieważna, wszyscy są ważni, ale przy nim byłem tak spięty, że właściwie nie pamiętam, co mówiłem. Wiem tylko, że opowiadałem o wszystkim, tylko nie o perfumach. (śmiech)

Nie mam pomysłu na pytanie, ale jeśli chcesz, wyślę ci moje wywiady dla innych pism i blogów na maila. Będziesz miała komplet moich zeznań do wykorzystania u siebie. Zrobię to z przyjemnością.

***

Potem podziękowałam za wywiad, wymieniliśmy się wizytówkami oraz standardowymi uprzejmościami, po czym syta wrażeń pojechałam do domu.

Właściwie, to przed opuszczeniem gościnnych progów Quality odbyłam jeszcze jedną miłą pogawędkę i dokonałam pewnego zakupu, ale nie miał on związku z tematem spotkania, więc sza…

* Zdjęcie autorstwa Joanny Missali

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

18 komentarzy o “Wywiad z twórcą Histoires de Parfums cz.3”

  1. Fantastyczny pomysł z tymi lotniskami! Już widzę tych kolekcjonerów wsiadających w samolot tylko po to, by zdobyć kolejny zapach :))) Albo zamęczających prośbami podróżujących przyjaciół 🙂

  2. No tak, choć pomysł na zapachy miejskie wykorzystało już Le Labo – ich City Exclusives można kupić tylko w jednym, konkretnym mieście każdy. Nie na lotniskach, oczywiście.
    Ja sobie wyobrażam zdobywanie cholernych próbek. :/

    😉

  3. Świetna rozmowa. I przeprowadzona w taki sposób ,że słowa się chłonie ani się obejrzałam i był koniec.
    Czytałam z nim dużo uboższą rozmowę jakoś w ostatnim numerze Elle albo TS ,nie pamiętam-fajny gość z tego Geralda -choć po przeczytaniu całości miałam opory przed wyklikaniem słów "fajny gość".

    I teraz mi się przypomniało,że miałam coś do Ciebie naskrobać już dawno temu…..
    Co do tych próśb które otrzymujesz,może jakaś informacja by się przydała na blogu ,wielki transparent ,że nie prowadzisz hurtowni ani żadnej instytucji charytatywnej…

    :* musiałam

  4. wiedźma z podgórza

    Skarbku, może można pokusić się o nazwę dla tej instytucji? Może Hurtownia "U Sabbath"? Kurczę! O, albo tak: "Sabbatex Hurt Detal". ;))

    Wracając do sedna: pomysł z zapachami dla portów lotniczych i mnie się podoba, właśnie z okazji dostępności tylko w sklepie wolnocłowym na jednym lotnisku (nie gdzieś "na mieście", ale na lotnisku właśnie): zapach tymczasowości, umowna strefa multikulturalnego współżycia i substytut pobytu w danym mieście: to się naprawdę kapitalnie wpasowuje w ideę perfumowania ciała! 🙂
    Wiem też, dlaczego Ghislaina łatwo polubić: bo a.) jest wesołym, otwartym i szczerym człowiekiem [może i de Sade'a nie czytał, ale za to nie kombinuje z odpowiedzią, jeśli zrozumie, ze wstąpił na, hm.. grząski grunt 😉 ] b.) naprawdę słucha rozmówcy, a to coraz rzadszy dar. 🙂 Tak więc: Sabb, zazdroszczę Ci nowej znajomości! 😉
    A! I masz kapitalne zarękawki! 🙂

  5. Świetny wywiad, przeczytałam jednym tchem! Faktycznie Garald wydaje się być miłym facetem, odebrałam go jako człowieka bezpretensjonalnego, radosnego i szczerego. Podoba mi się sposób, w jaki wymyśla zapachy, całkiem podobny do tego, jak czasami wymyślam makijaże i stylizacje 😀 Ciekawą masz wizję zapachu Warszawy, kto wie, może GG wykorzysta Twój pomysł 🙂 BTW, a czym w czasie wywiadu pachniał – dałaś radę wyczuć? 😀

  6. Skarbku, może to i źle, że nie prowadzę? Widać, że takie akcje dają efekty.
    Ale nie, nie zamierzam rozdać swoich flakonów. Choć jeśli dostanę coś gratis albo będę miała duble, to chętnie oddam. Tylko też – wolałabym komuś, kto jednak choć trochę interesuje się perfumami. 🙂

    Wiedźmo: Sabbath – daję za darmochę. :]
    Sorry, pojechałam… ^^

    Pomysł na zapachy lotniskowe jest fajny, choć raczej wyklucza przemyślany zakup. Coś dla ludzi kolekcjonujących pamiątki.
    Mnie lekkim niepokojem napełnia proces poznawania tych cudów. Będą sety próbek? Bo w ciemno nie kupię… A jesli spodoba mi się zapach na przykład lotniska w Sydney? To bedzie taka kicha, jak z Gaiac 10 le labo – nie pojadę do Tokio w najbliższym czasie. Jedyne, co mnie pociesza to fakt, że łatwiej będzie poprosić kogoś o zakup, bo nie będzie musiał poświęcać czasu na szukanie butiku po mieście, tylko kupi w wolnocłówce. No i mam nadzieję, że ceny będą rozsądne…

    Yennefer, mam dokładnie takie same wrażenia. Przyznaję, że mam wielka sympatię i szacunek dla ludzi, którzy nie nadymają się i nie udają kogoś, kim nie są. To naprawdę wymaga klasy i charakteru.
    A zapach Warszawy wymyślałam od hoc. Byłam nieco spłoszona, kiedy zapytał, poszłam więc po najprostszej ścieżce skojarzeniowej.
    Czym pachniał nie wyczułam, choć próbowałam. Powodow jest kilka: po pierwsze rzecz cała działa się w perfumerii, a my dodatkowo w czasie szkolenia wąchałyśmy cały set 16 zapachów, czasem kilkukrotnie. Po drugie nie zbliżałam się do niego na tyle, żeby się "wwąchać" – podczas wywiadu siedzieliśmy po przeciwnych stronach stoliczka kawowego, potem podaliśmy sobie ręce. Nie pachniał killersko. pPewnie celowo, w końcu miałyśmy wąchać lejki, nie właściciela. 😉 Po trzecie wreszcie, miałam na sobie nie lada killera – Midnight Oud. Maleńko, ale zapach jest tak ekspansywny i mocny, że stanowi niezły perfumeryjny "parawan". Mocniejszy jest tylko Black Afgano.

  7. Powiem Ci, że jako niedoszła dziennikarka przeczytałam Twój wywiad z ogromną przyjemnością! Super profesjonalnie przeprowadzony, ciekawe pytania no i przede wszystkim zarówno pytany jak i czytelnik ma świadomość, że znasz się na rzeczy :))) Konkretne precyzyjne pytania, dopowiedzenia etc… Słowem, jak zwykle z ogromna przyjemnością przeczytałam Twoje dzieło 🙂

  8. Stylistka Tekstu

    Nareszcie przypięłam się do Twojego bloga i przeczytałam całość!
    Bardzo przyjemna i ciekawa lektura.

    Świetny pomysł z tymi zapachami miast. Ciekawy masz pomysł na Warszawę i rzeczywiście. P. Ghislain sprawia wrażenie umiejącego słuchać.

    Oboje świetnie opowiadacie i słuchacie, a Ty dodatkowo świetnie piszesz (p. Ghislain – nie wiem ;-))

    Jeśli to Ty jesteś na zdjęcu, to mamy podobne włosy, a zarękawki – świetne!

  9. Gratuluję rozmowy i wywiadu. Przeczytałam jednym tchem. Rozmówca rzeczywiście wydaje się być sympatycznym i bezpretensjonalnym osobnikiem.
    Pozdrawiam i życzę znalezienia sposobu oraz czasu na należyty odpoczynek i regenerację sił!

  10. Tak na marginesie – jestem ciekawa, z którym twórcą perfum, żyjącym lub nie, porozmawiałabyś najchętniej?

  11. Katalino, dziękuję. Dziennikarką z wykształcenia nie jestem (studiowałam na WNS, ale na innym kierunku), ale zdarza mi się względnie często prowadzić spotkania na żywo z pisarzami i innymi artystami, nie jest to więc dla mnie całkowita nowość. Zwykle staram się być dobrze przygotowana i zadawać pytania, których wcześniej nie zadawano po sto razy. Także dlatego, żeby mi się rozmówca nie nudził. 😉
    Dziękuję. :*

    Stylistko, zapach Warszawy wymyślałam na poczekaniu, w trakcie rozmowy – miałam na to sekundę. Poszłam droga pierwszego skojarzenia i dotyczy ono w sumie nie tyle Warszawy, co całej Polski.
    Na zdjęciu ja. Najbardziej mnie tu fascynuje, jak to możliwe, że mam taką grubą rękę na fotce. Normalnie jestem chuda. 😉
    Dziękuję za miłe słowa. Ghislain rzeczywiście sprawie wrażenie osoby, która słucha, co mówisz. Kiedy podałam etę propozycję zapachu, naprawdę widać było, że chce wiedzieć, dlaczego. Nie spodziewałam się, że o to zapyta. Nie spodziewałam się, że w ogóle zapyta o cokolwiek. 🙂

    Rozko, dziękuję.

    Magdo, postaram się, choć w tym tygodniu kiepsko to widzę… Jak zwykle chyba. ;)))
    Twoje pytanie jest ciekawe… Myślę, że na topie byłby Brosius – ten od I Hate Perfume – wydaje się mieć niezwykłą osobowość. Lubię dziwaków i buntowników.
    Chciałabym też porozmawiać z tym, kto składa zapachy dla Oliviera Durbano. I może ten ktoś, kto jako familia Durante stworzył Fumidusa czy Santalum…

  12. Swietny wywiad 🙂 Gerald wydaje sie byc fajnym gostkiem 🙂 Widac, ze to co robi, robi z pasja. I chyba sprawia mu to wiele radochy. A to najwazniejsze…
    Kto wie, moze wezmie pod uwage Twoj zapachowy pomysl i bedziemy mieli wschodnioeuropejska paczule? Fajnie by bylo 😀
    Szkoda tylko, ze mojego Baudelaire'a nie zrobi :((

  13. Left Side of the Moon

    Bardzo dobry wywiad :)) Ja również przeczytałam jednym tchem 🙂
    A zarękawki i szal- świetny duet Sabbath. 🙂

  14. Lou Lou, ano, Baudelaire tez by mi się marzył… Choć w wersji Ghislaina mógłby wcale nie być taki mroczny, jak w moich wyobrażeniach. 🙂
    No i w kwestii priorytetów – masz rację. najważniejsze to robić rzeczy, które dają radość.

    Left Side of the Moon – Dziękuję. Za oba komplementy. 🙂

  15. Doskonały wywiad, krótki ale treściwy..

    chciałabym kiedyś poczuć perfumy, które byś stworzyła Ty.. jestem ciekawa jakie by były?

    a co do perfum lotniskowych- ciekawy pomysł, jednak fajnie by było by była możliość zakupu ich w racjonalnej cenie przez internet, bo tak to pewnie będą dostępne na portalach aukcyjnych, ale za astronomiczne sumy..
    ja lubię przywozić zapachy z podróży, bo później mam wspomnienia mile spędzonych wakacji i miejsca, z którego wracam

  16. Lele, o właśnie też o tych "lotniskowcach" i ich dostępności myślałam. To podobny problem, jak z City Exclusive'ami Le Labo – kiedy pojawiły się na krótko na LuckyScent, były dwa razy droższe, niż reszta oferty firmy, a i tak zeszły błyskawicznie. Ja załapałam się tylko na próbki (i to wyłącznie dzięki uprzejmości obsługi sklepu, bo na przykład Poivre 23 w ofercie próbkowej w ogóle nie mieli), teraz, jeśli chciałabym zakupić flakon, musiałabym jechać do Tokio czy Londynu. I to mnie wkurza.
    Z drugiej strony, taki zapach miasta kupiony za rozsądną kwotę na lotnisku to niezapomniana pamiątka. Jedyna w swoim rodzaju.
    Z drugiej strony (to już trzecia, ale ja jestem jak Tewie Mleczarz) kupować flachę perfum bez porządnych testów, tylko dlatego, żeby mieć pamiątkę? Bo w przyzwoite testy na lotnisku nie wierzę… Może powinni mieć dostępne na stronie przynajmniej sety próbek, a ograniczać tylko dystrybucję flakonów? Albo sprzedawać w zwykłych flakonach przez internet, a w jakichś szczególnie stylizowanych na lotniskach?
    Ciężka sprawa.
    Tak więc z czwartej drugiej strony – dla firmy byłoby korzystne, gdyby te lotniskowe zapachy stały się przedmiotem pożądania kolekcjonerów, obiektem handlu i spekulacji na rynku wtórnym i tak dalej. To rodzi atmosferę wyjątkowości, a ludzie pragną tego, co wyjątkowe i niedostępne.

    Kombinuję strasznie. Wiem. 🙂

    Perfumy stworzone przez siebie sama chciałabym kiedyś powąchać… Pomysły mam. Ale to nie jest coś, co robi się w łazience czy kuchni. A może jednak…? 😉

    Pozdrawiam ciepło i dziękuję za życzliwą ocenę moich starań.

  17. Gdyby cena była rozsądna, to by można było kupić, a później odsprzedać.

    Łazienka? Kuchnia? Skoro można tam zrobić krem, podkład, mydło.. to pewnie i perfumy można zrobić ( pytanie z jakim skutkiem) 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

Moon Aoud Montale

. Wiecie, co to jest „dowód miłości”? To sytuacja, kiedy coś, co powinno być zmysłową przyjemnością dla nas samych robimy dlatego, że pragnie tego ktoś

Czytaj więcej »