Eau du Fier Annick Goutal

 .

Zastanawiałam się, czy w ogóle ma sens podejmować ten temat. Zapach jest niedostępny bardziej, niż wszelkie inne wycofane, niedostępne kompozycje. Zdobycie go graniczy z cudem, a i tak nikt go nie chce. Dziwne? W przypadku Eau du Fier Annick Goutal wszystko jest dziwne.

Dziwne jest to, że dom perfumeryjny specjalizujący się dotychczas w kompozycjach mało ekstremalnych wypuścił TAKIE COŚ. I to 10 lat temu, kiedy ułańska fantazja Isabelle Doyen była jeszcze mocno temperowana przez córkę Annick – Camille. A może to właśnie przez wybryk, jakim na tle pozostałych zapachów AG było Eau du Fier Isabelle została przystopowana na tyle lat?

Dziwne jest, że zapach wycofano tak rychło po premierze. Musiał naprawdę nikt, ale to nikt go nie kupować… Dziwne jest, że na aukcjach nieomal nie pojawiają się flakony z drugiej ręki. Choć fakt, że nikt ich nie chciał kupić może być wyjaśnieniem tej tajemnicy.

Let him who hath understanding 

reckon the number of the Beast…*

Do niedawna Eau du Fier były dla mnie jak miłość w anegdocie Françoisa de La Rochefoucauld, wedle której z prawdziwą miłością jest jak z pojawianiem się duchów: wszyscy o nich mówią, ale mało kto widział.

A mówiło się o Eau du Fier w sposób, w jaki w niektórych kręgach mówi się o Niezidentyfikowanych Obiektach Latających, Yeti albo potworze z Loch Ness. Z mieszaniną fascynacji, niedowierzania i odrazy.

Teraz powinnam napisać coś w stylu: „nie dziwi Was chyba, że tak bardzo pragnęłam je poznać”, ale nie napiszę, bo prawdę mówiąc, nie zwykłam zaprzątać sobie głowy mrzonkami i uznałam, że szanse zdobycia próbki są tak nikłe, że doprawdy nie warto sie frustrować. I taka niesfrustrowana wpadłam sobie dnia pewnego na Wizaż, a tam… Na podforum wspólnozakupowym wątek jak byk: Eau du Fier, unikat i tak dalej. Oczywiście Panda. Pandę znają wszyscy amatorzy dziwnych woni na Wizażu… Rozumiecie, że nie mogłam nie skorzystać z okazji, prawda?

A kiedy już powąchałam… Długo opierałam się pokusie napisania tej recenzji. Ale w końcu nie wytrzymałam.

 

Wyobraźcie sobie, że ktoś przenosi Burning Leaves I Hate Perfume do serii Synthetic Comme des Garcons. Ze wszystkimi konsekwencjami.

Spalenizna, z nutą słodyczy, niewątpliwie drzewna, jednak nie pachnie jak palone pniaki, gałęzie, liście czy inne zwykle palone części drzew. To raczej podkłady kolejowe palone razem z szynami i elektryczną lokomotywą – charakterystyczny, słodko – słony zapach utlenianego metalu miesza się tu z zapachem chemicznej spalenizny i gryzącego dymu, jaki wydziela palone wilgotne drewno. Jakby nie dość było tego, jako podpałki dla tej osobliwej ofiary całopalnej użyto terpentyny. I jeszcze! Nadpalił się też pierwszy za lokomotywą wagon, który pełen był wilgotnej czarnej herbaty earl grey.

 

Czy jeśli teraz napiszę, że zapach szaleńczo mi się podoba, to ktoś uwierzy? Nigdy nie twierdziłam, że jestem normalna…

Śmiała Woda to siostra mojego ukochanego Black Tourmaline Oliviera Durbano. Ale tym razem bestia, która zamieniła strzeliste budowle w ciepły popiół zbudowana została ze szlachetnej stali. Jej oddech nie siarką cuchnie, lecz smarami i terpenami, w jej żyłach nie krew płynie, lecz prąd elektryczny, a jej ryk jest rykiem potężnych silników.

Tyle, że w Eau du Fier bestia nie ryczy. Maszyny chodzą na jałowym biegu wprawiając potężne cielsko w lekkie drżenie przypominające mruczenie olbrzymiego kocura. Zmatowiona ciemnym, tłustym popiołem stal jest ciepła; wielkie, lśniące oczyska zmrużone; pazury ukryte.

Eau du Fier to wizja pogorzeliska rodem wprost z uniwersum „Cyberiady” Stanisława Lema: na zgliszczach cybernetycznego świata bezpieczny sen śni steampunkowy smok. Nie głupia i okrutna gadzina rodem ze „Smoków prawdopodobieństwa”, lecz wcielenie łagodnej potęgi. Istota obca i bliska jednocześnie.

 

I wyznam Wam, że jest to wizja, która owładnęła mną, która budzi we mnie tęsknotę i kretyńską zupełnie nostalgię. 

Pragnę Dumnej Wody w sposób, w jaki chcę nosić niemodne ciuchy, które zawsze będą „moje”; słuchać nieakceptowanej muzyki, którą od lat uwielbiam i która mnie wyraża; jak emocji czerpanych z książek, które czynią ze mnie dziwaka; jak pasji, która sprawia, że wolę czołgać się w błocie z karabinem, niż spacerować po galeriach handlowych. Taka jestem. Nieładna, niepoprawna, niemodna. 

I bestia Eliksiru Buty z pewnością z mojego świata pochodzi…

Data powstania: 2000
Twórca: Isabelle Doyen

Nuty zapachowe:
mięta, gorzka pomarańcza, goździki, kora brzozy, wędzona herbata, osmantus, fleur de sel (zakładam, że chodzi o ręcznie zbieraną sól morską, a nie o kwiaty z gatunku Wurmbea) 

* „Kto ma rozum, niech liczbę Bestii przeliczy…” Apokalipsa 13,18

** Pierwsze zdjęcie: wrak pociągu na Montparnasse. 1895 rok.

*** Trzecie zdjęcie: katastrofa pociągu na Ukrainie. 2007 rok.

**** Ostatnia ilustracja pochodzi ze strony Mechanical Mirage

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

13 komentarzy o “Eau du Fier Annick Goutal”

  1. nieładna,niepoprawna,niemodna (z tym się nie zgodze)a pozatym: wspaniała,oryginalna,pasjonująca –
    to właśnie cenię najbardziej 🙂
    pZdR

  2. Skarbku, myślę, że… Uda się. Ale sza. 🙂

    Beato, podkreślam tylko, że to chemiczna spalenizna i chemiczna słodycz. Ale historia rzeczywiście ciekawa.

    Jarku, ależ ja wszystko to z premedytacja i… Chyba nawet lubię. A za komplementy dziękuję Ci pięknie, bo… Ja tez te cechy cenię bardziej, niż pierwszy zestaw. Nie, żebym od razu poczuwała się do posiadania, ale jeśli Ktoś tak uważa, to ja czuję się skomplementowana nadzwyczaj uroczo. 🙂

    Piotrze, to rzeczywiście można było przewidzieć przy odrobinie ułańskiej fantazji. W końcu moja opinia zapachowego ekstremisty nie wzięła się znikąd. :)))

  3. Ależ Sabbath, Ty wcale nie jesteś zapachową ekstremistką, bynajmniej ja tak to postrzegam :)))
    EdF przecież jest piękny, choć pięknem nieoczywistym:)))
    Czuję, że zdobędziesz…

  4. wiedźma z podgórza

    Ty znowu robisz mi smaka na nieosiągalne, co jest straszne. 😉
    I znowu zajrzałam na FB; obejrzałam reklamę [przydałby się emot symbolizujący wymiotowanie], a następnie przypomniałam sobie, ze już gdzieś ją widziałam (na jakimś blogu, forum, czy gdzie?), opatrzoną pozytywnymi komentarzami w stylu: "o, jakie to prawdziwe!" czy "dobrze im tak". Rety, ale żałosne..
    Po prostu musiałam to napisać.

  5. Ech, no nie zaskoczyłaś mnie, wiedziałam, że zapragniesz (się "wymandrzam", choć sama zapachu nie znam ;)).

  6. A, skleroza – odpisywałam Ci u siebie na Twoje pytanie o Exclusives Le labo. 50 ml kosztuje 200 lub ponad 200 dolarów (przynajmniej tak mi w butiku mówili). Ciut drogawe to to.

  7. Piotrze, może i masz rację…? Mnie się zawsze wydawało, że zapachy, które wybieram są po prostu piękne, szczególnie na mojej skórze, która naprawdę łagodzi i zmiękcza nawet trudne kompozycje, ale wciąż pamiętam początki swojego zauroczenia kadzidłami i reakcje na forum, gdzie była nas ledwie garstka dziwolągów. Świat (światek) się zmienił. 🙂

    Wiedźmo, nie wiem, jak można taki kloc (jak to określiła Anna) nazwać prawdziwym. Przecież to ewidentny szowinizm i to nawet nie zabawny. 🙁

    Escritoro, normalnie roześmiałam się. Znamy się jak łyse konie, co? 😀
    A 200 $ za 50 ml… Sporo, ale chyba mniej, niż chodziły Exclusivy na Lucky. Normalnych Le Labo można za 200$ kupić setkę.

  8. Witam 🙂 Świetna recenzja, dająca pole wyobraźni. Ja nadal tęsknie wspominam Czarnego Turmalina. Ostatnio wylałam na siebie pół próbki. Bardzo przyjemnie mi się nosiło, ale zauważyłam przy okazji, że zostałam obficie obwachana przez płeć męską z nieukrywanym zachwytem na twarzach. Myślę, że Eau du Fier na pewno zrobiłoby na mnie wrażenie. Już sama nazwa jest niepokojąca 🙂 Pozdrawiam! 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

Snow by Demeter

Śnieg  I okolice Zanim zakończę tę długą serię opowiastek o wrażeniach z lektur z tej szczególnej biblioteki pozwolę sobie jeszcze raz wspomnieć, że w przypadku

Czytaj więcej »