Black Vetyver Café Jo Malone
Zacznę nietypowo. Wiecie, że kocham perfumy...
"Kocham" to wielkie słowo i używam go metaforycznie i w cudzysłowie. Nie uważam rzeczy za obiekty warte miłości, ale już doznania, emocje, światy kreowane przez nasz umysł pod ich wpływem... To wrażenia, które można do miłości porównać. Nie utożsamić.
A jednak, gdybym miała zrobić bilans ostatnich blogowych miesięcy, to największą i najważniejszą radością nie byłby żaden z poznanych zapachów (choć było wiele zachwytów ostatnio), lecz Osoba, którą dzięki naszej wspólnej pasji poznałam. Wiele, wiele mądrych słów, wiele emocji, imponująca szczerość i otwartość, niezwykła pogoda i życzliwość...
Michasiu, dziękuję. Za pachnące skarby, które mam przed sobą także, lecz nie tylko. :)
Dziś, dzięki Michasi właśnie, robię postęp w poszukiwaniach idealnej kawy w perfumach. Idealna kawa, przypominam, powinna być gorzka i gorąca. Żadne tam przedmuchane lawendą New Haarlem.
To, co dobre szybko się kończy
Pierwsze wrażenie: łaaał! Kawa!
Kawa palona, gorzka, ciemna, nieco wilgotna, ale pal licho wilgoć. To najbardziej kawowa kawa w perfumach, jaką spotkałam w życiu.
Jeśli zwróciliście kiedyś uwagę na woń płynu używanego w Douglasach zamiast ziaren kawy do "wymazywania" wrażeń węchowych: to jest to nieomal ten sam zapach. I nie jest to zarzut bynajmniej, bo ów kawowy "wymazywacz" zrobił na mnie tak duże wrażenie, że swego czasu usiłowałam go nabyć dla siebie w celu miksowania z perfumami. Dziewczyny radziły ukraść...
W tę kawową etiudę powoli, subtelnie wsączają się kolejne nuty kompozycji. Najpierw skonstatowałam, że za niecodzienne wrażenie wilgoci i niszową cierpką słodycz odpowiada labdanum. Potem odkrywać zaczęłam nuty przyprawowe: ładną gałkę muszkatołową, cień lauru, nieco kuchenną kolendrę, nie wiem, czy nie tymianek także... Dla mnie najważniejsze jest to, że wszystkie te nutki są tylko dodatkiem do wciąż intensywnej i wciąż niesłodzonej kawy. Jestem urzeczona.
W tę kawową etiudę powoli, subtelnie wsączają się kolejne nuty kompozycji. Najpierw skonstatowałam, że za niecodzienne wrażenie wilgoci i niszową cierpką słodycz odpowiada labdanum. Potem odkrywać zaczęłam nuty przyprawowe: ładną gałkę muszkatołową, cień lauru, nieco kuchenną kolendrę, nie wiem, czy nie tymianek także... Dla mnie najważniejsze jest to, że wszystkie te nutki są tylko dodatkiem do wciąż intensywnej i wciąż niesłodzonej kawy. Jestem urzeczona.
Po dłuższej chwili, kiedy dochodzimy do "głębi serca" kompozycji - Black Vetyver Café przemiena się w prawdziwe perfumy: nieprzypadkową, przemyślaną konstrukcję.
Pojawia się piękny, nieoczywisty, dymno - ziemny wetiwer fenomenalnie obudowany aromatami drzewnymi: miękkim sandałowcem i delikatnym, lecz wyraźnie iglastym zapachem sekwoi. Akord przyprawowy zyskuje nieco pikanterii: pieprzna "patynka" przypomina mi nieco Poivre Piquant l'Artisan Parfumeur, tyle, że tym razem jest jedynie dodatkiem do nut bardziej jeszcze atrakcyjnych: kawy i drzewnego wetiweru.
Chciałabym tu teraz klęknąć i resztę recenzji pisać z poziomu nad podłogą wzdychając z emocji i popiskując z entuzjazmu. Ale nie mogę.
Testuję po raz trzeci. Najpierw myślałam, że problemem jest przesuszona skóra, ale dziś jestem praktyczne zaimpregnowana wszelkiego rodzaju bejcami do ciała i niestety - Black Vetiver Cafe nie chce się na mnie trzymać tak samo, jak przy poprzednich testach.
Testuję po raz trzeci. Najpierw myślałam, że problemem jest przesuszona skóra, ale dziś jestem praktyczne zaimpregnowana wszelkiego rodzaju bejcami do ciała i niestety - Black Vetiver Cafe nie chce się na mnie trzymać tak samo, jak przy poprzednich testach.
Przez godzinę pachnie obłędnie, później czując jak gaśnie waham się pomiędzy radością, że jeszcze jest, a przeczuciem, że wkrótce go nie będzie. Po dwóch godzinach zostaje nieokreślony, nie dający satysfakcji ślad na skórze, w trzeciej godzinie po aplikacji czuję już tylko żal...
Taki właśnie jest mój los kawosza namiętnego: każdą kawę wypijam za szybko, parząc usta, pochłaniając smak, żar i zapach. Zachłannie i z pasją. A potem - od razu, natychmiast pragnę kolejnej.
Dlatego tak marzą mi się perfumy pachnące kawą; żeby tę przyjemność rozciągnąć w czasie. Tym razem nie do końca się udało, ale i tak pewnie kupiłabym flakon, gdyby trafił się w okazyjnej cenie.
Data powstania: 2003
Nuty zapachowe:
Nuty głowy: czarna, palona kawa, olejek labdanum
Nuty serca: gałka muszkatołowa, zielony pieprz, kolendra
Nuty bazy: wetiwer, sandałowiec, sekwoja, porosty, kadzidło świątynne, wanilia
Dlatego tak marzą mi się perfumy pachnące kawą; żeby tę przyjemność rozciągnąć w czasie. Tym razem nie do końca się udało, ale i tak pewnie kupiłabym flakon, gdyby trafił się w okazyjnej cenie.
Data powstania: 2003
Nuty zapachowe:
Nuty głowy: czarna, palona kawa, olejek labdanum
Nuty serca: gałka muszkatołowa, zielony pieprz, kolendra
Nuty bazy: wetiwer, sandałowiec, sekwoja, porosty, kadzidło świątynne, wanilia
* Pierwsze zdjęcie (świetne, czyż nie?) Pochodzi z bloga Friends of Kent Library
** Drugie znalazłam na stronie Norberta Skutnika (norbertskutnik.com), ale kto jest autorem, pojęcia nie mam
*** Wiem za to, że autorem trzeciego jest albaflickr
**** Czwartego zaś rosyjski fotograf Dimitrij Melnikow, którego profil i potrfolio znajdziecie TU
***** Ostatnia ilustracja nie jest, wbrew pozorom, autoportretem, lecz pochodzi z profilu użytkownika pezric na serwisie cheezburger.com
Mój wewnętrzny kawo-maniak piszczy z zachwytu! Szkoda tylko, że jak piszesz zapach szybko gaśnie... Może w niedalekiej przyszłości ktoś ulepszy recepturę i popracuje nad trwałością?
OdpowiedzUsuńzaglądam do Ciebie od czasu kiedy pewna dobra kobieta obdarowała mnie próbkami perfum niszowych :) no i przepadłam ;) jestem zachwycona w jaki sposób opisujesz perfumy :D zaglądam dzisiaj z kawką a tu proszę zapach kawusiowy ymmm...
OdpowiedzUsuńPerfumy o zapachu muszą być naprawdę intrygujące:) Szkoda, że nie okazały się trwałe. Dopiero teraz zaczęło mnie to zastanawiać, Ty kupujesz te wszystkie perfumy? Testujesz próbki? Bo jest ich imponująca ilość:)
OdpowiedzUsuńwłaśnie piję kawkę :) Uwielbiam zapach kawy w każdej postaci :)
OdpowiedzUsuńKatalino, to byłaby niespodzianka. BVC trwalsze... Mrrr... Na razie cieszę się pierwszą godziną. I, oczywiście, szukam dalej kawy idealnej. :)
OdpowiedzUsuńReniukiciu, zapraszam do zaglądania. Z kawką także. Jesli znajdę kolejną ładną kawę w perfumach, na pewno o niej napiszę.
A czy ta dobra kobieta naprawdę jest dobra...? Mnie pierwsze testy perfum niszowych prawie w bankructwo wpędziły. Pragnęłam stu rzeczy na raz! ;) Na szczęście z czasem człowiek się uspokaja. Trochę. :)
Kokosowa Panno, też żałuję.
Odpowiedź na Twoje pytanie jest prosta: oczywiście, że wszystkiego nie kupuję. No skądże. Nawet gdybym nerkę sprzedała, nie byłoby mnie stać. :) Większość recenzji jest na bazie próbek, które kupuję, wymieniam albo dostaję. To, co mam można pooglądać w zakładce "*spiżarnia". A i to są przecież zbiory z wielu lat. Z resztą, ja bym nawet wszystkiego nie chciała. Wyobrażasz sobie, że kupuję na przykład Borneo?! Brrr... ;)
Luno, ja też. A już świeżo palona, świeżo zmielona... Prawdziwa rozkosz.
No nie wiem, może z Ciebie jakaś księżniczka miliarderka:D
OdpowiedzUsuńZbiory i tak zapierają dech w piersiach. Ja pewnie przez całe życie nie kupię tylu perfum:D Obecnie mam 6 "flaszek" i to dla mnie dużo:)
niestety taki los tej kawy...a szkoda,bo zapowiadało się interesująco.
OdpowiedzUsuńwyobrażam sobie zapach w formie absolutu...
Klaudio a może jest tak, że ty jako namiętny kawosz nie czujesz, choć inni doskonale wyczuwają?
dobrze jest odstawić na parę godzin:)
zapewne to nie przejdzie:)
no to teraz została ci jeszcze jedna kawowa niespodzianka, i mam nadzieję że bedzie to celny strzał :)
dzięki za maila zwrotnego:)wczoraj wróciłem:)
p.s.
a nerkę to zawsze można upolować na aukcji po okazyjnej cenie:D
Kokosowa Panno, jedyna księżniczka =, na jaką mogłabym się nadawać to Xena chyba. Chociaż istnieją pewne zasadnicze różnice. ;)))
OdpowiedzUsuńA ilośc flakonów nie ma wielkiego znaczenia - liczy się tylko to, ile frajdy daje Ci używanie ich zawartości. Swoją drogą, ja przez parę lat używałam jednego - dwóch zapachów, potem było ich kilkanaście i długo to trwało... A potem wpadłam w niszę jak śliwka w kompot. ;)
Jarku, nerkę to można i w sklepie mięsnym kupić. :)))
Niestety, z tym wyczuwaniem Black Vetiver Cafe nie jest tak, jak sugerujesz. jedo po prostu nie ma i basta. Z resztą, teoretycznie, nawet gdyby był i wyczuwali go inni to jaką mi to robi różnicę? Żadną. Nie perfumuję się charytatywnie, tylko egoistycznie - dla własnej, nieuspołecznionej przyjemności.
Jaką kawową niespodziankę masz na myśli?
DSH
OdpowiedzUsuń:)
czy będzie?
Sabbath kobieta jest bezsprzecznie dobra ;) podobnie jak Ciebie ogarnęło mnie szaleństwo :D siedzę oglądam perfumy niszowe i prawie wszystkie chcę :)
OdpowiedzUsuń"...popiskując z entuzjazmu..." - pięknie napisane :)))
OdpowiedzUsuńTeż się żywię kawą namiętnie. Czy to nie jest tak, że wszystkie kawy w perfumach trwają dość krótko?
Jarku, nie wiem, czy będzie DSH. Pewnie kiedyś. Na razie nie mam próbki...
OdpowiedzUsuńReniukiciu, ja tej swojej kusicielce, która zwiodła mnie i sprowadziła na złą drogę tez jestem dozgonnie wdzięczna. Tylko mogła tego nie robić, kiedy na żywo tłumaczyłam wywiad dla radia, bo z Jaisalmerem na nadgarstku zaczęłam się plątać. ;)
Piotrze, no co? :D
A uwaga z tą szybko znikająca kawą celna i zacznę uwazniej się temu zjawisku przyglądać. Nawet w A*Menie Pure Coffee kawa nie bardzo się trzyma. Czego bardzo żałuję.