Café Neil Morris Fragrances

.

O poszukiwaniach idealnej kawy w perfumach pisałam już wielokrotnie. Nie będę więc powtarzała wyznań anonimowego kawoholika, bo tych pojawiło się już sporo, na przykład przy okazji recenzji Santal Noble Maitre Parfumeur et Gantier, A*Mena Pure Coffee Thierry’ego Muglera, Coze Parfumerie Generale, New Haarlem Bond No.9, czy wreszcie ostatnio Kafeine L’Atelier Boheme i Black Vetyver Café Jo Malone.

Napiszę tylko, że moje poszukiwania kawy nie ustają i dziś, dzięki Piotrkowi zwanemu dotychczas tajemniczo Protem 72, wraz z Wami pokonuję kolejny etap kawowej pielgrzymki. 🙂

 

Firmę Neil Morris Fragrances stworzył pan, który nazywa się (zupełnie niespodziewanie) Neil Morris i jest (też Was zaskoczę) perfumiarzem. Wedle informacji na stronie, zanim zajął się tworzeniem „gotowych” perfum, przez lata pracował z indywidualnymi klientami tworząc dla nich zapachy osobiste i niepowtarzalne, będące zapisem szczęśliwych wspomnień i emocji.

Dziś, poza tworzeniem zapachów osobistych, proponuje nam kolekcję złożoną z ponad pięćdziesięciu zapachów ready-to-wear dostępnych wyłącznie na stronie neilmorrisfragrances.com.

Tyle tytułem wprowadzenia.

Straszny specjał

 

Zapach nazywa się najlepiej, jak tylko może: Kawa.

Czemuż więc nie ma w moim długaśnym zagajeniu ekscytacji i entuzjazmu? Ano, najpierw czytałam nuty. Potem otworzyłam koreczek atomizera i nawet nie musiałam zbliżać go do nosa, by poczuć okropną, spożywczą słodycz. Spożywczą nie w sposób, w jaki spożywcza jest kawa, bo kawa to jednak używka, symbol, metafora.

Słodycz Café przypomina czekoladowo – kawowy krem do tortu. Obiektywnie zapewne nie jest to wadą, ale trafiło na mnie, a ja po pierwsze nie znoszę słodkiej kawy, po drugie nie lubię nachalnej czekolady w perfumach – szczególnie takiej dowaniliowanej waniliną.

Sporo samozaparcia wymagało ode mnie wykonanie testu na skórze. Właściwie… Pisząc to, ciągle wpatruję się w samplerek z bladym płynem i dobrze, że nie widzicie mojej miny.

Skoro jest ciąg dalszy, to znaczy, że jednak „to” zrobiłam. 🙂

I powiem Wam coś. Jeśli ktoś lubi Chocolate Greedy Montale, to i otwarcie Café może mu przypaść do gustu. Jest nieomal identyczne: kawa, mnóstwo czekolady, wanilia i nuta owocowa: w czekoladowej kompozycji Pierre’a Montale była to pachnąca jak Vibovit w proszku gorzka pomarańcza, tu zastępuje ją dynia.

Po krótkiej chwili łapię się na tym, że tę niematerialną dynię obwąchuję podejrzliwie, zaczyna mi bowiem zalatywać stęchlizną i po chwili już wiem, że to dynia z Halloween, która zamiast ładnie wyschnąć podłapała jakiegoś grzyba, który teraz zżera ją od wewnątrz. 

Niech mi kto wmówi, ze w tej kawie nie ma paczuli…

Jednak naprawdę niedobrze zaczyna dziać się dopiero kiedy zaczynam tęsknić za słodyczą otwarcia, bo to, co ją zastąpiło jest jeszcze gorsze.

Stara, zawilgocona herbata z czekoladą. W tle szczerzy zębiska koszmarna dynia. Kawy jak na lekarstwo. Wszystko zmieszane i okraszone dziwną nutą balansującą między słodyczą kwiatu pomarańczy, a zapachem gęstej, tłustej śmietany. Dodatkowo mam dziwne odczucie, jak gdyby mieszankę tę „polepszono” spożywczymi polepszaczami. Nie wiem, czy dobrze to ujęłam, ale czuję jakiś dysonans: obcy, syntetyczny element.

Na szczęście Café moc ma słabą i rychło blednie. Po dwóch godzinach zostaje po nim nieokreślony zapach przytęchłej słodyczy z nutą sody oczyszczonej. Zdaję sobie sprawę z tego, że to herezja – cieszyć się z lichej mocy perfum, ale nie wiem, jak zareagowałby mój poweekendowo osłabiony żołądek, gdyby przyszło mi zmagać się ze specjałem Neila Morrisa dłużej. 

Data powstania:

Twórca: Neil Morris

Nuty zapachowe:

kawa, zielona herbata, czekolada, dynia, krem waniliowy

* Na pierwszym zdjęciu Neil Morris we własnej osobie

** Drugie pochodzi z dyniowej serii na /www.mybestdesktops.com

*** Autora trzeciego nie odkryłam

**** Ale za to wiem, że czwarte wykonał Shawn Olson, którego zdjęcia, poezję i inne dzieła znaleźć można na www.shawnolson.net

***** Ostatnie to, jak widać, reklama sezonowego specjału serwowanego w Wawa Coffee

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

15 komentarzy o “Café Neil Morris Fragrances”

  1. Pieknoscdniablog

    Uwielbiam otworzyć puszkę z mielona kawą i wąchać zapach, który jest jednocześnie i pyszny i cierpki. Nigdy nie pomyślałam by poszukać go zamkniętego w buteleczkę. Dziękuję Ci za inspirację:)
    Jedyny spożywczy zapach na mnie jaki lubię to kokos

  2. Wiesz co, naprawdę jesteś niesamowita ^___^ Nie wyobrażasz sobie jaki mam wyszczerz na twarzy po przeczytaniu tego wpisu!!! Nawet perfumiarskie kurioza jesteś w stanie opisać tak bym marzyła o tym, by się nimi zaciągnąć. Serio, tak mnie tym zaciekawiłaś, że aż sama się sobie dziwię 😀 Mimo tych wszystkich porównań do grzybów i stęchlizny… A może właśnie przez to, nie wiem… heheheh

  3. Poetyckość opisu – niesamowita! mimo, że ta gęsta śmietana, spożywcza nuta i stęchła dynia mnie odrzucają to nabrałam ochoty na gorzką mocną kawę ;))
    Mam pytanie z innej beczki, czy możesz polecić m perfumy, które pachną czysto wypraną pościelą? :)) moja siostra ma bzika na punkcie tego zapachu. Niestety panie ani w sephorze ani w dougu nie znalazły niczego, co byłoby podobne do zapachu świeżego prania…

  4. Pięknośćdnia, o tak! Puszka z kawą, świeża kawa z palarni w trakcie mielenia, albo w ogóle dajmy się ponieść – wizyta w palarni kawy. Uwielbiam ten zapach.
    Z dotychczas znanych mi kaw w perfumach najlepiej wypada Black Vetyver Cafe Jo Malone. Ale mam też kawowego A*Mena. I ciągle szukam.
    A kokos w perfumach też bardzo lubię. jedne z pierwszych perfum, jakie kupiłam to Dalimania z kokosem. Na razie najlepiej wypadł kokos w Ovyx Sage, ale fajny ma też w ofercie Honore de Pres. Inna sprawa, że kokosowego ideału też nadal szukam. Ja w ogóle uwielbiam wszelkie orzechy.

    Kat, bo z kuriozami jest łatwo. Najgorzej mi idą zapachy, które są mi obojętne zupełnie. Dlatego chyba piszę o niszowcach, i to takich odjechanych. A jeśli w efekcie się uśmiechniesz, to jest mi bardzo miło. Po to przecież piszę. :*

    Idalio, na gorzką, mocną kawę ochotę mam zawsze. Żebyś Ty wiedziała, ile ja tego dziennie piję… Strach się przyznawać. 😉
    Wyprana pościel… Clean by Clean i Laundromat Demeter (tego drugiego nie znam) przychodzą mi do głowy jako pierwsze. Od Clean jeszcze Warm Cotton. Oxford & Cambridge Czech and Speake opisywałam jako: "przygotowaną z wielką pieczołowitością z naturalnych, ucieranych w kamiennym moździerzu składników mieszankę ziół i miodu dodaną do letniej, lipowej herbaty i wypijaną w białej, szeleszczącej pościeli". Z przewagą herbatki, ale piękny za to. 🙂
    Podobno też Burberry Sport pachnie proszkiem do prania.

    Miss Ferreiro, dziękuję, już zaglądam. 🙂

    Madzik, aż tak nie wyglądałam może, ale podobnie się czułam. :)))

  5. Sabbath, jesteś niesamowita! bardzo Ci dziękuję, chcę sprawić siostrze prezent i szukam czegoś oryginalnego, ona szaleje za takimi pościelowymi zapachami.
    Co do kawy to ja również się nie przyznam, aczkolwiek mi to zaczyna bokiem wychodzić, magnez wypłukałam chyba na dobre…

  6. Fantastyczna recenzja. Mnie Neil Morris ciut rozczarowuje, zapewne dlatego, że pokładałem w Jego zapachach ogromne nadzieje. Próbowałem kilku i niestety są trochę "na jedno kopyto" (przynajmniej Gotham, Gandhara i Patchouli-Narcisse) . Cafe jest inne, ale podpisuję się pod Twoją recenzją, dla mnie też ulep. Izmir mi bardziej pasuje, zdecydowanie. Pozdrawiam gorąco i lecę upajać się Ambre Noir – dziś doszło :-)))))))))))))))))))

  7. Idalio, mam nadzieję, że któryś się spodoba. jeśli nie – wracaj. Będziemy szukać dalej. 🙂
    Zaś w temacie magnezu – łykam w tabletkach i dalej żłopię kawę. :)))

    Moniko, dzięki. Gdybym znalazła zapach pachnący tak, jak napisałaś, to byłby nie "znośny", lecz arcycudowny! Na razie mi się nie udało, ale nie ustaję w poszukiwaniach. 🙂

    Piotrze, ja Ci powiem szczerze, mnie ten pan wydaje się od początku egzaltowany. Nie wiem, co tam dalej z jego zapachami, ale mam wrażenie, że fachowością to on nie grzeszy. Tak na oko. Ale Paloną Ambrę bym powąchała bez względu na wszystko. To może być rzadki śmierdziel, ale może też być coś ciekawego, nowego.
    Jeszcze raz dziękuję za wszystko. Izmir jest następny w kolejce. 🙂
    No i gratuluję Ambre Noir. Moje dwie flaszki też już dotarły. 🙂

  8. Sabbath,

    Ja też jestem maniakiem kawy. Na najlepsze gatunki jestem w stanie wydać ostatnie pieniądze. Podobnie jak Ty poszukuje idealnej kawy (od miesiąca leci do mnie z USA Jo Malone… nadal czekam…) ale uwielbiam też zapach wypranej pościeli… i moim No 1 jest…. !!!! fanfary !!!!! L'Eau S. Lutensa (może to będzie jakaś wskazówka dla Idalii).

    Ściskam serdecznie,

    Marek

  9. Miło jest czasem przeczytać tak pozytywny komentarz. Nie wiem dokładnie co miałaś na mysli z tą charakterystyczna osobowością, ale mile mnie podbudowałaś.
    Pozdrawiam

  10. Bardzo lubie zapach swiezo zmielonej kawy, zapach czekolady tez, kawowej czekolady lub kawy z czekolada tez nie odmowie, ale mysle, ze w perumach byloby to dla mnie za ciezkie i za slodkie.

  11. Marku, właśnie uświadomiłam sobie, że L'Eau nie znam. Miałam w ręku w warszawskim Douglasie i nie pamiętam, bym wąchała. Wstyd! 🙂 Muszę nadrobić przy okazji.
    Na Jo Malone też czekam, ale na odlewkę. Ma do mnie przybyć wraz z Michasią. 🙂
    Gdybyś znalazł idealną kawę, daj proszę znać. Sama także szukam i będę raportowała tu, jak mi idzie. 🙂

    Kokosowa Panno, pozytywny, ale uczciwy. 🙂

    Zosiu, a ja właśnie połączenie kawy z czekoladą nie bardzo lubię. O ile kawową czekoladę zjem, nawet chętnie (Merci), to kawy z dodatkiem czekolady nie znoszę. Kiedy zamawiam Capuccino, zawsze pytam, czy jest niesłodkie. A potem, po zapewnieniach, że bez syropów i innych słodkich dodatków, pani przyrządzająca kawę posypuje mi ją czekoladą. No kurczę… :/
    A w perfumach chyba czekolady nie lubię. Poza Musc Maori może…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy