Perfumeryjne ekstrema

.

 

Dziś post częściowo obrzydliwy.

Omijałam dotychczas ten temat, staram się bowiem nie szukać tanich sensacji, perfumiarstwo „naturalistyczne” zdobywa jednak coraz większą popularność i pora chyba napisać słów parę o perfumach „opowiadających” ludzkie ciało w sposób dosłowny, pozbawiony poetyckich metafor i symbolizmu.

Jak Marsjasz w wierszu Zbigniewa Herberta:

A

w istocie

opowiada

Marsjasz

nieprzebrane bogactwo

swego ciała

łyse góry wątroby

pokarmów białe wąwozy

szumiące lasy płuc

słodkie pagórki mięśni

stawy żółć krew i dreszcze

zimowy wiatr kości

nad solą pamięci

My Liquid

Philippe Di Méo

Prekursorem tego trendu jest Philippe Di Méo, który w 2005 roku, z okazji setnej rocznicy istnienia Quest International stworzył niezwykły i rewolucyjny wówczas projekt: My Liquid.

My Liquid to linia składająca się z trzech zapachów „biologicznych soków związanych z konkretnym doświadczeniem emocjonalnym”.

Pierwszy z zapachów to Larmes czyli Łzy. Stworzona przez parę perfumiarzy: Frederiqie Lecoeur i Aleksandrę Kosinski kompozycja symbolizować ma wzruszenie. Drugi z kolei zapach serii to Salive – Ślina, której zapach odtworzyć próbowali Christel Bergoin i Jean – Pascal Osmont. Nietrudno domyślić się, że jest Salive zapachem żądzy. Trzeci, zamykający tę zapachową trylogię zapach stworzony został przez egzotyczny duet: HeeSoon Oh i Sebastien Leihart. Obaj panowie za pomocą aromatu przypraw (w tym kminu) i nut dymnych oddać usiłowali zapach ludzkiego potu i ekscytacji, stąd nazwa kompozycji: Sueur.

Co ciekawe, każdy z zapachów oceniany był przed premierą przez niezależnego konsultanta pomagającego twórcom określić, czy stworzone przez nich olfaktoryczne odpowiedniki trzech wód ludzkiego ciała rzeczywiście oddają zapach, którego miały być perfumeryjną manifestacją. I tak kolejno: Larmes oceniała Karione Dupas, Salive Caroline Dulon, zaś Sueur Bibiana Lim. 

Poważna sprawa, czyż nie?

Sécrétions Magnifiques

Etat Libre d’Orange

 

Nieco dalej poszedł Antoine Lie tworząc dla lubującej się w efekciarstwie i z premedytacją balansującej na granicy wulgarności firmy Etat Libre d’Orange perfumy o zapachu adrenaliny, krwi, potu i spermy. Mowa oczywiście o Sécrétions Magnifiques – sławnych już Wspaniałych Wydzielinach, w których połączenie akordu jodowego, adrenalinowego i zapachu krwi (że niby jak?) z mlekiem, irysem, kokosem, sandałowcem i opoponaksem rzeczywiście tworzy kompozycję niesamowicie sugestywnie oddającą zapach zimnej spermy, słodkiego potu i zmarzniętego ciała. 

Subiektywnie oceniam zapach jako obrzydliwy, ale w świetle kolejnych propozycji z fizjologicznego nurtu może okazać się, że to „lajcik”.

Vulva

Vivaeros

 

Nietypową analogią męskich wydzielin w Sécrétions Magnifiques jest koncept niemieckiej firmy Vivaeros na co dzień specjalizującej się w produkcji i dystrybucji gadgetów erotycznych. 

Perfumy o nie pozostawiającej pola na domysły i interpretacje nazwie Vulva mają być intymnym i zmysłowym zapachem kobiecych „soków” czyli po prostu waginy zwanej z polska pochwą.

Wieść niesie, że pomysł przyjął się od razu i aktualnie Vulva świetnie sprzedaje się nie tylko w Niemczech i zachodniej Europie, ale także w Japonii. Też mi nowość. Przecież od zawsze wiadomo było, że najstarszy (i wciąż nieustająco świetnie płatny) zawód świata w przeważającej części nie opiera się na handlu dupą, tylko… Vulvą właśnie.

Wytrwaliście do teraz? 

Będzie gorzej.

Surplus

Jammie Nicholas

Jedną z najbardziej „aromatycznych wydzielin” (wydalin?) ludzkiego ciała jest niewątpliwie kał. Nie jest pewnie dla nikogo tajemnicą, że istnieją ludzie, których podnieca jego zapach oraz „użytkowanie” tej substancji w celach okołoseksualnych. Upodobania takie nazywamy koprofilią i przyjmują ona najróżniejsze postaci z koprografią i koprofagią włącznie.

Nie zamierzam tu wydawać sądów wartościujących i oceniać tych nietypowych praktyk. Jeśli nie są one skutkiem zaburzeń psychicznych (a bywają, na przykład przy schizofrenii) pozostawmy je zainteresowanym w myśl poglądu, że jeśli coś sprawia przyjemność dwojgu (albo większej ilości) dorosłych i poczytalnych ludzi, nie ma przeciwwskazań, by osiągali oni satysfakcję w odpowiadający ich upodobaniom sposób.

Dla ludzi o tendencjach koprofilnych zapewne przeznaczone są kolejne perfumy, o których dziś wspomnę: Surplus czyli Resztki.

Stworzone przez 23-letniego londyńskiego studenta Jammiego Nicholasa perfumy są w istocie ekstraktem uzyskanym z jego własnego kału, uryny i zebranego z włosów i skóry sebum. Kompozycja zapachowa nie wymaga chyba dokładnego opisu. Dodam więc jedynie, że cena flakonika to 40 funtów brytyjskich, zaś nabyć Surplus można w London Gallery.

Dla zainteresowanych: tak oto wygląda „dawca” substancji użytych dla stworzenia tych khe… khe… Perfum.

My DNA Fragrance

 

Podtekst wyraźnie seksualny mają też perfumy tworzone na zamówienie przez My DNA Fragrance. Firma o nietrudnej do rozszyfrowania nazwie oferuje zapachy tworzone w oparciu o indywidualny kod DNA danej osoby: niepowtarzalne jak odciski palców, erotyczne jak własne feromony. 

W celu zamówienia zapachu trzeba skontaktować się indywidualnie z firmą (przez stronę internetową) i wysłać im próbkę własnego kodu genetycznego (zakładam, że w postaci śliny). Następnie czekamy na przesyłkę, która zawierała będzie specjalnie dla nas stworzone, osobiste perfumy.

Próbki takiego zapachu nie istnieją ze względów oczywistych, można jednak, w ramach testu umiejętności perfumiarzy z My DNA zamówić darmowe próbki perfum inspirowanych, między innymi, osobistym zapachem Marylin Monroe.

Blood Concept

 

Ostatni pomysł, o którym chciałabym dziś wspomnieć, to koncept marketingowy nie lada. Krew.

Krew podniecała ludzi od dawna – jako symbol grzechu, występku przeciw normom społecznym i tabu. Ostatnio zyskała dodatkowy podtekst erotyczny dzięki ewolucji, jaką przeszedł wampir w kulturze: niegdyś odrażające, szpetne istoty zawieszone pomiędzy światem żywych i martwych stały się ostatnio prawdziwymi ikonami popkultury. 

Dzięki pisarkom w typie Ann Rice, Charlaine Harris czy Stephanie Meyer ten nośny, mit spotkał los gorszy nawet, niż inne tragiczne postaci mitologiczne takie jak Szatan czy wilkołaki: zostały spłaszczone i polukrowane, a ich oddziaływanie ograniczono do roli metaseksualnego obiektu westchnień niewyżytych panien i pań.

W związku z powyższym nie dziwi mnie szum medialny wokół wspólnego projektu dwóch panów z perfumami bynajmniej niezwiązanych. 

Blood Concept to dom (powiedzmy) perfumeryjny, który zadebiutował na tegorocznych targach Esxence w Mediolanie, o których szerzej pisałam w ubiegłym miesiącu. Pomysłodawcami i właścicielami marki jest dwóch znanych w kręgach artystycznych panów: projektant mody Giovanni Castelli oraz zajmujący się reklamą i fotografią Antonio Zuddas.

Na podstawie naukowych i paranaukowych badań poszczególnych grup krwi wedle klasyfikacji AB0 opracowali oni koncepcję zapachów odpowiednich dla każdej z nich.

 

I tak najstarszej i najbardziej pierwotnej grupie 0 przyporządkowano zapach, w którą dominują nuty skórzane wsparte aromatami tymianku, maliny, cibory jadalnej, owoców dzikiej róży, brzozowego drewna, cedru i krwistych nut metalicznych.

Dla grupy A pochodzącej od ludów rolniczych opracowano zapach określany jako aromatyczny uniseks pachnący zielonym ogrodem, liśćmi pomidora, bazylią i anyżem gwiaździstym. Nuty metaliczne mające kojarzyć się z krwią oczywiście musiały się znaleźć i tu.

Perfume B, czyli zapach dla osób pochodzących od plemion koczowniczych to kompozycja drzewno – przyprawowa z dominującymi nutami czerwonego jabłka, czarnej wiśni (żadne z nich nie wydaje mi się szczególnie drzewne, ani przyprawowe, ale ja się nie znam), bylicy, pieprzu, granatu i czarnej herbaty na bazie złożonej z paczuli, nut drzewnych i (oczywiście) nut metalicznych.

Najmłodszej genealogicznie grupie krwi: będącej mieszanką dwóch kultur i trybów życia grupie AB przyporządkowano perfumy aldehydowe z nutami aluminium, łupków, kamieni, cedru oraz akordami wodnymi i (oczywiście) metalicznymi.

Do skomponowania zapachów Castelli i Zuddas wynajęli fachowców, reklamą natomiast zajęli się sami. Oto więc seria Blood Concept zapakowana została w przemawiające do wyobraźni apteczne buteleczki z kroplomierzami oraz wsparta przemyślaną, graficznie niezwykle interesującą kampanią reklamową. Nie chcę wyjść na pesymistę i malkontenta, ale coś mi się wydaje, że będzie to największy atut tego projektu. Obym okazała się złym prorokiem.

Wciąż starając się nie oceniać i nie wydawać sądów wartościujących napiszę, że dla mnie tego typu przedsięwzięcia to, w znacznej mierze artystyczne happeningi i, jako takie, mają one swoje miejsce w kulturze. Czy nazwałabym perfumami ekstrakt z ludzkich ekskrementów? Czy nazwałabym obrazem dzieło, które powstało w ten sposób, że jego twórca wypróżnił się na płótno? Przyznaję się, jakoś nie mam przekonania…

Rozpatrując jednak pozostałe zapachy tworzone jako celowe i przemyślane kompozycje dochodzę do wniosku, że perfumiarstwo różnicuje się tak samo, jak pozostałe sztuki. Mamy więc perfumeryjny turpizm, mamy perfumeryjne dewiacje, olfaktoryczne portrety, a nawet mariaż sztuki perfumeryjnej z nauką. 

Na ile są to perfumy, a na ile projekty z pogranicza? Ile w tym sztuki, ile marketingu? Nie sądzę, by istniała jednoznaczna, ucinająca dyskusje odpowiedź na te pytania.

Wiem jednak, że w każdej dziedzinie znajdowali, znajdują i będą znajdowali się ludzie rzucający wyzwanie tradycyjnemu podejściu do sztuki, skostniałym definicjom i asekuranckim klasyfikacjom. A ludzkie ciało, jako najbardziej stymulujący zmysły obiekt pożądania i jedno z najsilniejszych tabu zarazem zawsze będzie zarówno podmiotem, jak i przedmiotem tego typu artystycznych (i nie tylko artystycznych) przedsięwzięć. 

Dlatego pointą tekstu, niechaj będzie cytat z kultowego dla większości perfumomaniaków dzieła: „Pachnidła” Patricka Süskinda:

Człowiek wydziela zawsze woń ciała – grzeszną woń.

* Wszystkie zdjęcia, poza oststnimi trzema, są fotografiami reklamowymi firm, o których piszę.

*** Ostatnie trzy, oczywiście, z filmu Toma Tykwera „Pachnidło”

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

34 komentarze o “Perfumeryjne ekstrema”

  1. Przyznam sie,ze czekalam na taki post!
    Brawo!swietnie ujety temat i poruszylas wszystkie bardzo istotne elementy.
    Moze zbytnio nie przywiazywalabym do tego wagi ale mialam swojego czasu spotkac na swojej drodze kilka osob zafascynowanych takimi tematami i nie tylko;)

  2. Radzę nie brać się za podawanie informacji, o których nie masz pojęcie. Kał nie jest ani wydaliną (jest nią np. pot, mocz), ani wydzieliną (jest nią np. insulina, łzy).

    Pomijam fakt, że Twoje błędy do rzadkich nie należą.

    Przykłady.

    Nie raz, i nie dwa wymyślałaś autorów obrazów, które podajesz do wiadomości i oceniałaś w kontekście epoki dane dzieło, mimo że na prawdę pochodziło z innej.

    Pisałaś, że Rijad jest stolicą Kuwejtu. Wobec tego, co jest stolicą Arabii Saudyjskiej? A uwierz mi, że to tylko pierwsze z brzegu przykłady.

  3. Hexx, dziękuję.
    Starałam się pisać wprost i jasno nie posuwając się do wulgaryzmów i nie robiąc z tematu wielkiego halo. Ot, trend w sztuce. Bywały już kierunki równie bulwersujące. Nihil novi. 🙂

    A temat jest fascynujący – tak jak fascynujące jest każde tabu, szczególnie zaś ludzkie ciało i "Te" zakazane sfery. Rozumiem więc i fascynację, i dystans. Choć, tak szczerze, czy można być zupełnie obojętnym wobec tych tematów? 🙂

  4. Do anonima – Twister, odpuść. Po prostu odczep się ode mnie wreszcie. Nie odpowiadam na twoje zaczepki już wystarczająco długo.
    Nie ma u mnie nic o stolicy Kuwejtu (jeśli zaś jest, to ja nie potrafię znaleźć), "aromatyczna wydzielina" jest w cudzysłowie.

  5. Zgadzam się z Hexx, świetny post! Słyszałam o takich 'perfumach' i mimo, że gdy pomyślę o nutach to ciekawość jest silniejsza. Chętnie powąchałabym perfumy nawiązujące do krwi.

  6. Fuj, fuj, po stokroć fuj! Większość przynajmniej, bo te krwiste mnie ciekawią bardzo. Szczególnie, że mam A i w sumie prawie trafione, no może oprócz tego anyżu 😉
    A Anonimowe wpisy zawsze i niezmiennie bawią mnie niezmiernie 🙂 Brawo za odwagę.

  7. Idalio, Dominko, to ja też się przyznam, że korcą mnie krwawe perfumy. Nic na to nie poradzę, że i na mnie marketing zadziałał. 🙂
    Tak szczerze mówiąc, nawet My Liquid chciałabym powąchać. Szczególnie łzy.
    Natomiast za nic w świecie nie zbliżyłabym nosa do flakonu kupy pana Nicholasa. Bez względu na klasyfikacje, buntowniczość, efektowność happeningu – na samą myśl o ewentualnych testach mnie mdli. 🙁

  8. A'propos nikt jeszcze nie wpadł na perfumowe zobrazowanie efektu mdłości?

    Koło kupy mój nos też na pewno nie postanie 😀

  9. Właśnie byłam ciekawa czy masz może próbki, niektórych z "dzieł". Swoją drogą ELdO wyszło wyjątkowo syntetyczne – okropne ale syntetycznie okropne. Chętnie powąchałabym My Liquid i Vulvę, a zapach krwi … lubię.
    Nat

  10. Domi, a wiesz, ze myślałam o tym.I o siuśkach. Konkretnie o siuśkach w dwóch typach, bo siuśki męskie pachną inaczej, niż damskie.
    A koło kupy niepostawać będziemy razem. Murem!

    Nat, nie mam. Miałam wydzieliny ELd'O, ale nie teskno mi za nimi. Mnie śmierdziały jak zużyta prezerwatywa porzucona na kafelkach. Teoretyzując, bo w sumie nigdy nie wąchałam takiej "instalacji". ;)))

  11. tu ta niewyżyta od metaseksualnego obiektu westchnień ;P – tu i ówdzie wdarła Ci się ocena, której miało nie być – ale przyznaję, ładnie napisane 🙂
    mnie bardzo ciekawi jakie są granice inspiracji do tworzenia zapachu
    w Pachnidle stało, że nie ma takowych, albo raczej, że jedynie sami dla siebie stanowimy nieprzekraczalny limes, ale to była tylko fikcja literacka/filmowa
    tak czy siak, uważam to za naturalne gdy ludzie szukają granic – wszelakich
    i owszem, wyniki tych poszukiwań często bywają kontrowersyjne, czasami wręcz niedopuszczalne moralnie
    ale zapachy, o których piszesz jakoś nie budzą we mnie specjalnych emocji – spokojnie mogłabym je powąchać z ciekawości, czy jest o co robić szum
    a pewnie nie ma 🙂

  12. Nat było coś takiego. A Oud Le Labo pachniał mi z kolei samczym moczem. Wychodzę na konesera. :)))

    Selyo, ano wkradła mi się ocena, choć nie tak całkiem niecelowa. Khe, khe jest celowe, no i mój stosunek do efektu ewolucji wizerunku wampira też jest oceną, a jakże. Bo ja należę do miłośników mitu sprawiedliwego, w którym ceną za wieczne życie jest bycie potworem. Bo ja oswajałam mit wamipryczny przed Rice i "Wywiadem z wampirem".
    Kiedy grywam w WoD wampirem, wybieram Nosferatu, właśnie dlatego, że są takie potworne fizycznie i tak po ludzku udręczone duchowo. A kpię sobie także dlatego, że częściowo jest to autoironia – dlatego robię to pół żartem i mam nadzieję, że ten dystans trochę widać. Katalina (też wampirolubna) zwykle widzi. 🙂

    Brak oceny miał dotyczyć kwestii wartości tego typu sztuki. Nie oceniam, artyzmu przedsięwzięcia, staram się doceniać tego typu działania jako twórczą prowokację, ewentualnie działania z pogranicza marketingu i sztuki. Ludzie oburzają się na artystów łamiących tabu i zasady, ale przecież to jedna z sił pchających kulturę do przodu.

    I jeszcze jedną ważną kwestię poruszyłaś, Selyo, granice. Tak, oczywiście, szukamy ich, badamy nieznane, mroczne terytoria. A jednak, podobnie jak Ty chyba, uważam, ze pewnych linii przekraczać nie należy. Same zapachy nie wydają mi się niczym zdrożnym – nie czynią nikomu krzywdy. Ani proces produkcji nie wymaga ofiar, ani do używania nikt nikogo nie zmusza. Moralnych kontrowersji więc nie widzę. Natomiast, jak to napisała Domi, koło kupy mój nos nie postanie. ;)))

  13. ja również czekałem na taki post:)
    zwrot o 180 stopni 🙂
    bardzo sugestywny opis.
    wiedz,iż wytrwałem do końca:)
    mogę cię zdziwić,ale
    nie widzę w tym nic obrzydliwego,ale pachnieć kupą?to już przesada.
    pierwsza trójka ,oraz Blood Concept to z wielką chęcią:)
    a wiesz podobno zapach Jean Paul gaulier Fleur du male pachnie podobno kupą,z czym się nie zgodze ,gdyż jakis czas temu używałem:)
    czyli jednak jestem zwolennikiem:DD
    już się pogubiłem 😀

  14. Klaudio czy dobrze pamiętam? jakis czas temu poruszyłaś sprawę kupy w jednym z zapachów SMELL BENT?

  15. Doczytałam do połowy i stwierdzam, że post bardzo ciekawy i intrygujący,ale perfumy raczej nie dla mnie. O ile łzy mogłabym powąchać to kał i uryna w postaci perfum to dla mnie za dużo… Tym bardziej oglądając zdjęcia dawcy:P

  16. Fantastyczny wpis.
    W końcu to także kompozycje zapachowe. Olfaktoryczne artefakty, nad którymi wypada pochylić nozdrza. Nisza niszy.
    Przyznaję, że te wonie budzą ciekawość (i nie jest to żadna niezdrowa ciekawość), pod warunkiem, że nie brzmią przeraźliwie jednoznacznie, bo wtedy nie tylko kupą, ale i tandetą zalatują. Dlatego od Vulvy wolałbym Al Oudh – pewnie podobnie waginalny, ale nie tak chamsko podany na talerzu. Al Oudh powinien zadowolić nawet wybrednych gerontofilów, ba może także nekrofilów.
    Paweł

  17. wiedźma z podgórza

    Cóż, wystarczy, że w perfumach zamigoce wyraźniejsza nuta któregoś z teoretycznie odzwierzęcych składników, a ludzie już donoszą o skojarzeniach z potem/moczem/kałem/spermą i tak dalej. I tu możemy sypać długą listą tego, co kiedykolwiek nam lub innym się z wydzielinami [określenie potoczne ;P ] ciała kojarzy, tylko po co? Perfumy o bardziej konwencjonalnych charakterze nie mają zbyt wielu znamion artystycznego happeningu, o którym powyżej. A że nam się kojarzy.. I co z tego? Każdemu coś się z czymś kojarzy. 😛
    Przy okazji: żyjemy w czasach, gdy coraz trudniej jednoznacznie określić, co jest rzemiosłem, co sztuką a co napompowaną pseudoartystyczną tandetą. I na tym zakończę. 😉

    Choć nie, dodam jeszcze jedną rzecz: Blood Concept może być ciekawy, właśnie z racji swojej ewidentnej kompozycyjności, a więc czegoś co mieści się w ramach sztuki użytkowej.. chyba. 🙂 No i przyznam, że szczególnie przyłożę się do badania pachnidła dla grupy B. 😉
    Sabb, jak to u Ciebie? Z którą się identyfikujesz?

  18. Jarku, pachnieć perfumami kojarzącymi się (niektórym) z kupą, a pachnieć po prostu kupą – to dla mnie różnica. Choć… Podobno sprzedano ponad ćwierć setki flakoników wypełnionych produktami ubocznymi przemiany materii pana Nicholasa.
    Tu pojawia się nie tylko pytanie o granice prowokacji artystycznej (moim zdaniem Nicholas ich nie przekroczył), ale też zagadka, czegóż odpowiednio opakowanego i zareklamowanego ludzie nie kupią…
    I też – potestowałabym, a jakże. Blood Concept mnie korci bardzo.
    A kupkę czułam w Horny Little Devil Smell Bent. Oj. Jak ja nie lubię tego zapachu…

    Michasiu, to z Twojego linka to nawet nie perfumy… :/ Oto dowód na to, ze ludziska kupią wszystko. Swoją drogą, nie potrafię wymyślić innego zastosowania dla puszki artystowskiego gówienka, jak sprawienie komuś drogiego o kompletnie nieprzydatnego prezentu…
    A Mona kupką mi nie śmierdzi. Tylko kwiatkami. Niechaj będzie, że czasem posiusianymi troszkę. 😉

    Kokosowa Panno, wiesz, ze też mi to przyszło do głowy? Że perfumy o zapachu nie kału może, ale potu i spermy jakiegoś popularnego ciacha sprzedawałyby się całkiem nieźle. :)))

    Pawle, mam podobne odczucia. Zapach łez – kompozycja programowa, przemyślana, malująca emocje – jak najbardziej. Nawet te nieszczęsne Wspaniałe Wydzieliny – to perfumy, sztuka – na pograniczu happeningu, ale jednak. Ale ekstrakt z kupki ta po prostu? Tu już mam opory. Nie tylko ze względu na zapach, ale też klasyfikację tego zjawiska.

    Wiedźmo, no tak to jest, że ludzie mają skojarzenia. I dobrze.
    A podziały: sztuka – rzemiosło, czy sztuka – bufonada… Bardzo trudne. pamiętam, jak swego czasu wielbiłam dadaizm z jego bezkompromisowością i burzeniem pomników. Taka kupa w puszce czy flakonie to trochę perfumeryjny dadaizm. Tyle, że dadaizm w literaturze nie śmierdzi… ;)))
    Co do Blood Concept, nie identyfikuję się z żadnym z zapachów, ale najbardziej korcą mnie oba skrajne: 0 i AB. A jeśli pytasz o to, które dla mnie "definicyjnie" to aluminium i kamienie. :DDD

  19. Czytalam w pewnej recenzji, ze Skarb Humieckiego & Graef pachnie lzami i slowianska melancholia. Pare dni temu testowalam ten zapach lecz takiego wrazenia osobiscie nie odnioslam. Jesli mi brak melancholii wole sobie puscic Stabat Mater Pergolesiego lub Dvoraka, Brahmsa itd. 😉

    No tak niestety kwiatki, ja ich tak mocno w "Monach" nie czuje. Szkoda, bo chetnie bym przekazala odlewke 😉

    Jezeli chodzi o grupy krwi ktos mi ostatnio wyjasnial, ze mieszkancy Wschodniej Europy bardzo czesto maja grupe krwi B. Wiesz cos o tym?

    Michasia

  20. Heh, niektóre projekty to nisza w niszy, a nawet bardziej 🙂 Pewnie jest jakiś popyt.
    Ale to wszystko już było, jak podobno rzekł Ben Akiba 😉 Najciekawszy koncept marketingowy to chyba ten z grupami krwi.

  21. Co też ludziom do głów przychodzi… A ten studenciak od "perfum" na bazie kału to już pobił wszystkich… Przeczytałam cały wpis, choć momentami z niedowierzaniem przecierałam oczy. Zdecydowanie nie z tym kojarzyłam zapachy perfum… Nie no masakra.

  22. Michasiu, Skarb wąchałam przelotnie, jakoś nie nabrałam ochoty na to, by poświęcić mu więcej czasu.
    Stabat Mater Pergolesiego to dla mnie więcej, niż melancholia. Mnie drze emocjami. Na kawałeczki. Melancholijny to jest Pergolesi. Najbardziej upiorne, mrożące szpik w kościch jest jednak Stabat Mater Pendereckiego. Przynajmniej z tych, które znam. Sam motyw w ogóle jest potworny. Najkoszmarniejszy z koszmarów. Brrrr…

    Piotrze, nisza… Lej po bombie. A ta bomba wycelowana jest w normy, formy i tabu. Krew ciekawa, bo "komponowana". Mnie ciekawią jeszcze łzy pot i ślina.
    Bo po zapachowym DNA niewiele chyba oczekuję.

    Katalino, wiesz, co mnie od tych "gównianych" perfum najbardziej odrzuca? Że to nie kompozycja stylizowana na coś, tylko że w środku, we flakonie, a potem na moim ciele znalazłaby się prawdziwa kupa. Prawdziwa!
    Masakra. 🙁

  23. Gdy tylko zaczelam czytac ten post od razu przyszlo mi na mysl "Pachnidlo" i widzie, ze Ty tez tym spointowalas.

  24. kolorowy kot

    A to dopiero perełki! Kurcze, nie myślałam, że już tak daleko zaszły zapachowe eksperymenty. Potraktuję jednak ten temat jako ciekawostkę. Nie ciągnie mnie nic a nic.

  25. Sabbath ciekawy post 🙂 przeczytałam do końca, ale nic a nic nie ciągnie mnie do takich zapachów i nawet nie chcę sobie czegoś takiego wyobrażać 😉

  26. Zosiu, to rzeczywiście skojarzenie, którego trudno uniknąć. Choć Grenouille jednak szukał piękna…

    Kolorowy Kocie, to rzeczywiście jest ciekawostka. I jako ciekawostek tych zapachów ciekawa jestem. Poza kupą. Kupę już w życiu wąchałam, nie pragnę więcej…

    Reniukiciu, na wyobraźnię chyba nic nie poradzimy – sama pracuje. 😉

    Kat, dziękuję. :*

    Karolino, toż piszę, że krew kusi… Mnie też, żeby nie było, że się wyłamuję. 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy