Angel Thierry Mugler

.

Na wstępie napiszę coś ważnego:

Szanuję i cenię wszystkich ludzi, którzy piszą o perfumach. Nie tylko tych, oczywiście, ale o tym chciałabym dziś powiedzieć. Szanuję ich opinię także wtedy, jeśli mój osobisty odbiór zapachu jest inny, a podziwiam jeśli robią to z emocją i kreują sugestywną, plastyczną wizję, jak cytowane przeze mnie wczoraj recenzentki.

Ten wpis nie jest próbą polemiki z Nimi, bo polemika na za zasadzie: „nie podoba mi się – a właśnie, że się podoba, bo Cresp wielkim perfumiarzem jest” nie ma sensu. Z przyjemnością i z uśmiechem czytam każdą opinię i mam nadzieję, że i moje będą czytane w ten sposób. Nie mam monopolu na „rację” w kwestii zapachów, moje odczucia są tak samo subiektywne, jak Wasze. I jak wszystkie inne.

Miłej lektury. 🙂

Każdemu Anioł według potrzeb

Angel zaczyna się od wybatożenia człeka moczonymi w miodzie paczulowymi gałęziami.

Wali się na nosiciela ciężką, gęstą falą aromatów, wydawałoby się, kompletnie do siebie nie pasujących: piwnicznej, mocno niszowej paczuli oraz syntetycznej, stężonej słodyczy kandyzowanych owoców.

Po chwili zauważamy, że tak naprawdę to nie paczula i miód „robią” efekt otwarcia, lecz dopiero złożenie ich z niezwykłym, ozonowym zapachem helionalu przypominającym nieco suszone siano, a nieco gaz pieprzowy. I to dający kompozycji aurę błękitu helional właśnie jest najciekawszym składnikiem tej piorunującej mieszanki.

Ale na tym nie koniec. Składnikiem, do którego obecności w Angelu TM nie przyznaje się tak chętnie jest etylomaltol (Ethyl Maltol), czyli po prostu syntetyczny zamiennik maltolu występującego naturalnie między innymi w słodzie, karmelu i… Uwaga! W smołach drzewnych. Chemicznie różnią się tym, że w etylomaltolu zamiast grupy metylowej mamy etylową (co jest dość oczywiste, kiedy patrzymy na nazwę), zapachowo zaś tym, że o ile zapach maltolu przypomina nieco syrop klonowy lub jasny karmel, o tyle etylomaltol pachnie watą cukrową z niewielkim dodatkiem oranżady w proszku.

Wspominając o etylomaltolu dotarliśmy do drugiej „warstwy” anielskiego zapachu Muglera: karmelowo – czekoladowego serca. Słodycz ciemnego karmelu i czekolady lepiej współpracuje z paczulą, niż słodkości z akordu otwierającego, jednak wciąż nie jest to miły słodziak. Szczególnie, że wyraźnie wyczuwalny helional i dominujący na tym etapie (wespół z paczulą) etylomaltol wsparte zostały jeszcze jednym olfaktorycznym killerem: kumaryną.

Kumaryna nie jest aromatem trudnym samym w sobie: pachnie przyjemnie świeżym siankiem. Jednak zestawiona z helionalem i paczulą daje efekt niesamowity: zapach, który identyfikowany bywa jako zimny trup, kostnica czy prosektorium.

Jeśli mam pójść tropem tych skojarzeń, to przeciw prosektorium protestuję stanowczo (byłam, nie chcę nigdy więcej!), ale w wizji wilgotnej piwnicy coś jest. 😉

Spróbujmy pozbierać całe to bogactwo woni i skojarzeń (także skojarzeń inspirowanych poprzednim postem) w jeden, iście obłąkańczy obrazek:

Wyobraźmy sobie rzęsiście oświetloną blaskiem zimowego słońca nawę wyłożoną jasnym marmurem. W nawie tej stoi rząd sarkofagów (szczelnych – żaden trup się nie „wysącza”) nakrytych butwiejącymi płachtami aksamitu. Na ostatnim sarkofagu ręce kochanki lub kochanka złożyły bukiecik z kwiatów i liści, który teraz rozkłada się powoli zostawiając na aksamicie ciemne plamy, a wokół roztaczając słodką, na wpół roślinną, na wpół ziemistą woń.

Jeśli przyszłoby Wam kiedyś do głowy zrealizowanie wszystkich angelowych wizji na raz, urządźcie sobie piknik w takim właśnie miejscu. Zabierzcie ze sobą świeżą, krochmaloną pościel, siano do wyścielenia podłogi, termos z gorącym mlekiem, oraz koniecznie zestaw do robienia foundee, w którym na płonących niebieskim płomieniem kosteczkach chemicznej podpałki rozpuścicie czekoladę po to, by moczyć w niej słodkie, kandyzowane owoce i miodowe ciasteczka.

W efekcie macie spore szanse na przymusową obserwację psychiatryczną, ale wcześniej powinniście uzyskać coś w rodzaju Anioła. 🙂

A kiedy już zapomnicie o zimie, sarkofagach i rzeczywistości i ułożycie się w chłodnej, szeleszczącej pościeli pachnąc czekoladą – oznaczało to będzie, że znaleźliście się w głębokiej bazie zapachu.

Nie wiem, czy to przez kontrast z pozostałymi nutami, czy rzeczywiście jest to ósmy cud świata, ale czekolada w bazie Angela jest najcudowniejszą, najdelikatniejszą czekoladą, jaką „widziałam” w perfumach. Dodatek wanilii i odrobina ciepłego, miękkiego piżma stanowią piękne uzupełnienie tej nuty.

Inną kwestią jest, że do bazy nieczęsto udaje mi się dotrwać – trzeba na nią czekać kilkanaście godzin i zwykle zanim się pojawi jestem już dawno po kąpieli.

***

Naprawdę myślę, że helional, etylomaltol i kumaryna poskładane z paczulą i piżmem mogą na niektórych osobach dać efekt mocno niepokojący. Między innymi dlatego, kiedy czytam o trupach i kostnicach w Angelu, daleka jestem od oburzenia. Za to doceniam siłę przekazu.

Bo okazuje się, że Angel rzeczywiście ma moc kreowania wizji i tworzenia pachnących opowieści. A że czasem opowiada świństwa… Któż z nas wie, jakie naprawdę są anioły? 🙂

Data powstania: 1992

Twórcy: Olivier Cresp i Yves de Chiris

Nuty zapachowe:

Nuta głowy: słodkie owoce, jagody, helional, aromatyczny miód

Nuta serca: czekolada, karmel, kumaryna

Nuta bazy: wanilia, piżmo, paczula

* Pierwsze zdjęcie to moja ulubiona reklama Angela. szkoda, że tak niepopularna.

** Drugie: „Azure Blue Marble Texture” wykonał użytkownik FantasyStock, którego galerię na Deviantarcie znajdziecie pod tym adresem: fantasystock.deviantart.com

*** Trzecie to obraz „Sarkofagi” Leona Wyczółkowskiego. znajdujący się w zbiorach Muzeum Narodowego w Poznaniu. 

**** Czwarte to część oferty sklepu internetowego Haftka: www.sklep-haftka.pl

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

29 komentarzy o “Angel Thierry Mugler”

  1. wiedźma z podgórza

    Przeczytałam jednym tchem. 😉 Dawno nikt nie napisał tylu ładnych, ale wyważonych słów o Angelu. Dziękuję. 🙂
    Przy okazji: zauważyłam, że kiedy jeszcze nie tak dawno temu czytałam opinię – lub opinie – o perfumach, z którą całkowicie się nie zgadzałam, włączała się we mnie opcja: mała wojowniczka. 😉 A dziś – pełny lajcik. Zastanawiające, że im głębiej siedzi się w temacie, tym większą tolerancję cudzych gustów się prezentuje.. zazwyczaj.
    Pro forma dodam, że podobna reakcja dotykała mnie tylko w przypadku perfum. Wrażenia po lekturze lub poglądy polityczne odmienne od moich nigdy mnie nie (z braku innego słowa) bulwersowały. Hmm…

  2. Ostatnie zdanie zmusza do refleksji…:)
    Ja szczerze mówiąc nigdy nie miałam skojarzeń z trupami, czy zimnem. Zawsze właśnie Angel wydawał mi się słodkim, ciepłym koszmarkiem, chociaż nie testowałam nigdy na sobie ani na blotterku, a jedynie byłam uczona przez profesor, która się nim spsikiwała od stóp do głów. Teraz, zamiast nieboszczyków, nieodwołalnie kojarzy mi się z wykładami i nadchodzącą, wykąpaną w nich kosą 🙂

  3. Będąc pod głębokim wrażeniem tego, co napisałaś, w pewnym momencie przeczytałam: "Jeśli mam pójść TRUPEM tych skojarzeń…" 😀 omg…

    Znam ten zapach, ale teraz jestem bogatsza o pięknie wyłożoną teorię. Pójdę do perfumerii, obwącham jeszcze raz. Może tym razem wyczuję siano, pościel, gnijące kwiaty bądź owego trupa? ;))

  4. Hmm, aż nabrałam ochoty, żeby sobie (nielubianego) Angela przypomnieć i sprawdzić, czy u mnie te wszystkie składniki wymienione przez Sabb się ujawnią 🙂 W każdym razie u mnie on nie rozgrywa symfonii na skórze, trupów w sumie też nie stwierdzono, ale jakoś odstrasza mnie – może to ten helianol? Czekolady się nigdy nie dowąchałam, buu.

    Sabbath, dzięki za pięknie spisane wrażenia 🙂

  5. Jesli chozi o anioly widzialam taki fajny rysunek:
    stoja dwa anioly na niebie w chmurkach. Jeden unosi lekko swoja szate, tak ze widac nogi do lydek i mowi do drugiego:
    "Wszedzie mowia tylko o skrzydlach, ale nikt nie wspomina ze dostaje sie kurze stopki tez"

  6. Właśnie w Aniele najbardziej lubię tę upajającą słodycz czekolady, która moim zdaniem jest bardzo zbliżona do nuty czekolady w Czarnej Orchidei Toma Forda.

    Marek

  7. Jak zawsze mistrzyni opisów! Tekst o "niewysączających się" trupach rozłożył mnie na łopatki 😀 Cóz mogę powiedzieć? Lubuję się w duchach, upiorach, piwnicach, omszałych kamieniach i tym podobnych, jak również w czekoladzie, wanilii i analogicznych aromatach, zatem moje zainteresowanie Aniołem w zasadzie jest uzasadnione. I teraz bardziej niż kiedykolwiek przedtem mam ochotę raz jeszcze nabyć ten zapach, tym bardziej że kojarzy mi się z bardzo fajnym okresem w moim życiu ^__^ Zatem niech żyją "trupy w czekoladzie"!!! xD

  8. Wiedźmo, dziękuję za cudowny komentarz. Za jego pierwszą część, która sprawiła, że serducho mi urosło. I za drugą część, tak charakterystyczną dla Twoich komentarzy: łapiącą szerszy kontekst, najważniejszy aspekt sprawy, przesuwająca dyskusję od drobiazgu do obserwacji ogólnych. Za to też Cię uwielbiam. 🙂
    A już odnosząc się do tego, co napisałaś, ja chyba od zawsze cierpiałam na "brak jaj" w tej kwestii. W podstawówce, kiedy byłam największym heavy metalowcem na świecie moja najlepsza przyjaciółka słuchała disco i zupełnie mi to nie przeszkadzało lubić jej i szanować jej gustu. Podobnie mam z perfumami: kiedy ludzie mówią lub piszą, ze wybieram zapachy trudne, że wynika to z wrażliwości/wiedzy/poziomu rozwoju pasji perfumeryjnej (niepotrzebne skreślić) odpowiadam, że to wcale nie jest w ten sposób, bo dla mnie te zapachy sa łatwe i nawet jako kompletny dzikus perfumeryjny wybrałam Theoremę, potem Angela, potem Opium, Obsession, Black Cashmere… Nie potrafię natomiast oswoić kwiatów, cytrusów i innych nut uważanych potocznie i niesprawiedliwie (moim zdaniem) za łatwe.
    W kwestii samego wyrażania opinii, zawsze w jakiś sposób cieszyło mnie, kiedy ludzi bulwersował mój strój, moja muzyka, moje pasje i to samo przerzuciło mi się na perfumy. W kwestii poglądów politycznych czy społecznych chyba mam granicę wyraźniejszą. Nie jestem w stanie nie zareagować emocjonalnie na dyskryminację, rasizm, seksizm, ksenofobię i tak dalej. Mieści się w tym także religijny fundamentalizm, który w Polce jest spotykany częściej, niż bym chciała. No i miesza się z polityką (stąd o nim wspominam w tym kontekście).
    I nie, nie jest to polemika z Tobą bynajmniej. Twój pogląd na przynajmniej część z tych kwestii znam i wiem, że nie popolemizujemy sobie.:)))

    Temptmenow, szalenie podoba mi się sformułowanie "słodki, ciepły koszmarek". Taki trochę oksymoron. Bardzo twórczy. Choć, w świetle kolejnych zdań, uzasadniony. 🙂

    Viollet – :DDD Świetna pomyłka. Taka w klimacie. Chodzenie trupem skojarzeń… Chyba dodam do swojego potocznego języka. Mogę? :)))
    Ciekawa jestem, jaki Ci się wyda podbudowany teorią Angel. 🙂

    Aragonte, ja tę czekoladę odkryłam po wielu miesiącach noszenia. Zawsze skupiałam się na dziwnej chemii i zapachu, który odbierałam jak suszoną na ciemnym strychu pościel (nie znałam wtedy czegoś takiego jak paczula, o helionalu nie wspominając), aż pewnego dnia, pamiętam, stałam wtedy w hotelu przy stoliku odkładając na niego ubrania przed kąpielą… Poczułam czekoladę. Po prostu mnie zauroczył ten etap.

  9. Zosiu, haha! Nie znałam tego! :)))
    Ja pamiętam, jak jako dziecko domagałam się od mocni wierzącej babci wyjaśnień, czy anioły są owadami, a jeśli nie, to dlaczego mają sześć kończyn. 🙂

    Marku, o tak, te pralionowo – czekoladowe nuty w Black Orchid są piękne. Strasznie żałuję, że się na mnie ten zapach nie rozwija zbyt ładnie, bo otwarcie ma takie, że klękajcie narody.

    Katalino, niech żyją trupy w czekoladzie, niech żyją mroczne, pokręcone skojarzenia, niech żyją duchy i upiory. I stare piwnice też niech żyją własnym życiem. Lubię takie klimaty. Z resztą to już uzgodniłyśmy. 🙂
    Ściskam!

  10. cóż nie będę się rozpisywał, zatem powiem krótko: Angel – zdecydowanie TAK, a*men kategorycznie NIE!

    Pewne ingrediencje są IMO zastrzeżone dla Pań, i o dziwo słodka, lepka, gęsta słodycz Angel doskonale będzie pasowała kobiecie (choć też nie każdej), jednak ta sama słodycz, choć nieco tuningowana pod męskie standardy, wypada dusząco, nudnie i przytłaczająco… mi na pierwsze takty a*mena wszystko się podnosi… nie wyobrażam sobie noszenia tego zapachu, choć jestem miłośnikiem ciężkich i zdecydowanych zapachów…

  11. świetna recenzja 😉 jedyne czego mi szkoda to to, że moja skóra tak wysładza zapachy, że w Angelu piwnicy nie czułam (a szkoda, bo lubię takie mroczne klimaty) tylko czekoladowo-karmelową słodycz. Upajającą słodycz 🙂
    Maja102

  12. Ha! Poleciałam do Sephory, żeby się zaciągnąć i poszukać tych trupów 😉 I kurcze, zacytuję za reklamą "ten zapach za mną chodzi"! Wspomnienia odżyły i chociaż dalej uważam, że to trudny zapach i w znacznym stopniu ulepek, to jednak bardzo mi się podoba. W pierwszym "uderzeniu" przywodzi mi na myśl zamknięte, duszne pomieszczenie pełne waty cukrowej i czekolady. Słodycz i duszna ciasnota. Ciekawe jest to że im bardziej Anioł wietrzeje, tym bardziej wydaje mi się… męski. Nie wiem, mam wrażenie, że te nutki ciemnieją, tężeją. Tak czy owak dzięki serdeczne, bo przypomniałaś mi jedne z fajniej kojarzących mi sie perfum 🙂

  13. Pirath, a A*Men na kobiecie? Jak Ci się podoba taki pomysł? 🙂

    Maju, u mnie też nie ma piwnicy. To raczej "nadziemna" część budowli. ;)))

    Maju i Pirathcie – ciekawie wypadają zestawione ze sobą Wasze opinie. Zauważyliście podobną tendencję?

    Katalino, ha! Cieszę się, ze na coś się zdałam. Miłe wspomnienia to cenny kapitał.Warto o nie dbać. A czy Anioł jest męski? Nie odbieram go tak. Może przetestuj A*Mena Pure Malt. To dopiero słodziak. IMHO idealny dla kobiety. 🙂

  14. hmmm nie mogę ścierpieć a*mena na mężczyźnie, a ta woń na kobiecie kojarzy mi się z celowym samookaleczeniem… ten zapach ma subtelność armii czerwonej szturmującej Reichstag, więc myśli mam naprawdę czarne 😉
    u mnie ten zapach wywołuje po prostu irytację agresję…

  15. Armia Czerwona szturmująca Reichstag! Cóż za stymulujące wyobraźnię porównanie! Od teraz będę lubiła ten zapach jeszcze bardziej. :)))

  16. Bardzo szarpiąca za zmysły recenzja perfumeryjna 🙂 Pamiętam Angela, sprzed wielu lat, bardzo mi się podobał, z czasem jego urok osłabł, nie wiem dlaczego i zapach stał się nieznośny. Kiedy byłam na etapie nieznośności, odkryłam, że jest coś czego nie znoszę w Angelu – pewien zapach chłodu. Zimna. Zupełnie nie wiem, jak przecinająca ciepłą kompozycję lodowata strzała. Porównanie do zimnych sarkofagów wydaje się niezłe. Jednym z innych zapachów, do których pałam niechęcią jest też Laguna Salvadora Dali….yah.

  17. Sylvii, dziękuję. Cieszę się, że podeszło Ci moje porównanie. To zawsze jest niezwykłe, kiedy komuś nasze, subiektywne przecież, skojarzenia wydają się adekwatne. 🙂
    A Laguna? Nigdy nie wydawała mi się kontrowersyjna. Może nie poświęciłam jej wystarczająco dużo uwagi?

  18. Laguna jest dla mnie taka…zbyt charakterystyczna. Niedawno dostałam próbkę Laguny w wersji męskiej i mój narzeczony zaczął testować. Koszmar powrócił 🙂 Męska wersja zdaje się różnić od damskiej tylko pewnym mocnym akcentem, ale nie sprawdzałam składu. To mi przypomina kolejny zapach, który kiedyś był ach, a teraz nie znoszę 😀 Lancome, "Poeme", ja w nim czuję winogrona, takie polane spirytusem z toaletki babci…

  19. Publiczna Pralnia

    Twój opis aż chce zmienić mój nos i pozwolić mu przetrwać dłużej niż godzinę z angelem na nadgarstku. Maleńki flakonik stoi u mnie na półce, spogląda, bo jest uroczy i kanciasty, a ja co go wezmę, bądź pozwolę komuś go użyć – muszę zatykać nos.

    Spróbuję jutro jeszcze raz do niego podejść, z Twoim opisem może będzie mi łatwiej 😉

  20. Witam. Nabyłam Angela przedwczoraj. A kręciłam się koło niego w Sephorze od kilku dobrych miesięcy. Twój opis jest BOSKI, CUDOWNY, ARTYSTYCZNY. Nie znam innego, tak porywającego bloga o perfumach a czytałam już sporo, większość anglojęzycznych. gratuluję lekkiego pióra i wspaniałego wyczucia języka. jestem pod wrażeniem 🙂 I myślę, że zakupiłam tę perfumę właśnie dlatego, że Twój opis pozwolił mi zrozumieć, że to nie jest pierwsza lepsza perfuma. Jest niesamowicie wymagająca. Trzeba się jej uczyć, jak dziecko uczy się alfabetu. Odstrasza mnie pierwsze wrażenie. faktycznie pachnie czymś metalicznym… Wczoraj znajoma powiedziała w mojej obecności: "pachnie tu szpitalem" 🙁 Nie wiedziała, że to raczej moja perfuma… Torchę mnie to zasmuciło bo skoro perfuma jest przykra dla osób mnie otaczających, to może to nie to? Niemniej jednak na razie nie zamierzam się poddać… Będę ją używać, mimo iż jest już połowa marca a temperatury tu, gdzie mieszkam (Portugalia) są już raczej wysokie… Pozdrawiam i raz jeszcze gratuluję, i dziękuję, za cudowny blog 🙂

    1. Tak Izabelo. O klasycznej edp we flakoniku w kształcie gwiazdki. kiedy pisałam recenzję wersji edt jeszcze nie było na rynku.

    2. Wypróbowałam 🙂 Najpierw podczas wizyty w drogerii, później zamówiłam próbkę. Pierwsze spotkanie było ciężkie, wyczułam zapach jakby…bluszczu(nie wiem dlaczego), zapach, który mówił"odejdź albo wywołam migrenę".Moja mama od razu odwróciła głowę, mówiąc, że jest zbyt duszący. Przy kolejnych próbach było już lepiej. Zapach układał się na skórze, pozwalał się odkrywać. Jest bardzo złożony, intrygujący. Jest to piękny, mroczny anioł- pachnący chłodnymi kwiatami, który po bardzo długim czasie łagodnieje, zostawiając nuty kokosa i ambry. Czekam jeszcze na trupie nutki, jestem bardzo ich ciekawa 🙂

    3. Haha! Trupie nutki mogą nie nadejść. 😀
      Co do =samego zapachu – zgadzam się z Tobą. W sensie mam podobne odczucia – jest złożony, nielekki i, wbrew pozorom, niełatwy.
      Cieszę się, że Cię nie rozczarował.
      Pozdrawiam serdecznie. 🙂

  21. Fajna samoczytająca się recenzja. Ja również z tych które podczas testów przynosiły się do krypty z której nie ma odwrotu. Zapach musiałam czym prędzej zmywać z siebie aby krypta nie pochłonęła mnie na amen. Niepokój, ogrom ludzkiej śliny zmieszanej z czekoladą w nutach serca …sprawdzone na mojej córce, która lajtowo dotrwała do bazy. W bazie słodki męski Old Spice …to zapach mojego męża sprzed piętnastu lat? Tak!:) Męska nuta. Ech, cóż za anioł to 🙂

  22. Fajna samoczytająca się recenzja. Ja również z tych które podczas testów przynosiły się do krypty z której nie ma odwrotu. Zapach musiałam czym prędzej zmywać z siebie aby krypta nie pochłonęła mnie na amen. Niepokój, ogrom ludzkiej śliny zmieszanej z czekoladą w nutach serca …sprawdzone na mojej córce, która lajtowo dotrwała do bazy. W bazie słodki męski Old Spice …to zapach mojego męża sprzed piętnastu lat? Tak!:) Męska nuta. Ech, cóż za anioł to 🙂

  23. A ja po wielu obłędnych myślach o Angel-u doszłam do wniosku, że tym czymś mrocznym, metalicznym w zapachu i jakże uzależniającym jest woń krwi…Takie mam skojarzenia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy