Oolang Infini Atelier Cologne

.

Dziś pokażę Wam moją ulubioną pocztówkę z serii martwych natur Atelier Cologne.

Czemu ulubioną? Czyż wymaga to wyjaśnień?!

Maszyna do pisania, wieczne pióro, książki, dziennik (wygląda to na dziennik, prawda?), globus, pamiątki z podróży i… No i szklaneczka szlachetnego trunku. Lód wskazuje na whisky. Ja wolałabym koniaczek, ale poza tym detalem, nieład w takim stylu jest mi bardzo bliski. Nawet charakterystyczny brelok – oko kiedyś posiadałam.

Patrzę na tę urokliwą stylizację i dumam nad tym, jak bardzo komputery osobiste zmieniły nasz świat. Zastępują maszyny do pisania, mapy, encyklopedie; nawet pióra i dzienniki odchodzą powoli w niepamięć zastępowane przez pamiętniki internetowe, czyli blogi.

I pomyśleć, że w 1943 roku Thomas Watson (ówczesny Prezes IBM) powiedział: „Światowe zapotrzebowanie na komputery szacuję na może pięć maszyn”. Wyjątkowo mu się ta prognoza nie udała.

Smok w kolorze herbaty

 

Lubię zapach herbaty. Nie herbatę samą, lecz właśnie jej aromat. Najpiękniej pachnie sam susz – nieparzone listki.

Herbata oolong jest jedną z najpiękniej pachnących herbat, jakie spotkałam. A już oolong Earl Grey po prostu rzuca na kolana.

I tu, Drodzy moi, właśnie ten zapach znajdziemy. Piękny, delikatny, złożony, subtelnie kwiatowy i nieco drzewny zarazem aromat półfermentowanych herbacianych listków wzbogacony świeżą, słoneczną bergamotką. Myślę, że to słońce w zapach pompuje olejek neroli.

Pamiętam, jak zaskoczył mnie zapach kwiatu pomarańczy (za którym ogólnie nie przepadam) w przepięknym Battito d’Ali. Z prawdziwą przyjemnością odkryłam właśnie, że Anielskie Skrzydła ProFumum Roma nie są jedynym zapachem, w którym ten ciężki w sumie zapach rozwija się tak subtelnie. Jeśli wyobrazimy sobie woń pogodną i bezpretensjonalną jak zapach miąższu dojrzałej pomarańczy, lecz zarazem delikatną i aksamitną jak kwiatowe płatki… To będzie właśnie neroli w tej kompozycji.

W Oolang Infini zestawiony z herbatą zamiast z kakao pachnie inaczej – może i mniej oryginalnie, ale równie uroczo.

Chińskie legendy mówią, że kiedy parzy się herbatę oolong, w czajniczku wylęga się smok. Dlatego napar zwany jest czarnym smokiem. Czemu czarnym, pojęcia nie mam. Nawet jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że w tradycji chińskiej czerń nie jest kolorem żałoby, porównanie to nie do końca do mnie przemawia. Mnie herbaciany smok wydaje się złocisty – i tę barwę ma także Oolang Infini.

W miarę moszczenia się na skórze delikatny, wiotki herbaciany smok nabiera barwy. Transparentną, złotą poświatę zastępuje intensywny kolor czerwonego złota. Pojawiające się miękkie, słodkie nutki drzewne i jasny zamsz zmieniają olfaktoryczną fakturę kompozycji, dając jej półmatowe wykończenie i tę szczególną miękkość charakterystyczną dla zapachów z gwajakiem w bazie.

Przed ewolucją w leniwego pluszako – słodziaka chroni kompozycję Epinette sukcesywnie wzrastający akord wetiwerowy. I znów, jest to wetiwer taki, jaki lubię: zielony, jędrny, lecz niebanalny zarazem. Nieczyszczony do postaci płaskiego octanu wetiwerolu, rozwijający pełne spektrum swojego niezwykłego aromatu.

Chyba zaczynam łapać zasadę, wedle której zapachy Atelier Cologne określane są jako absoluty wód kolońskich. I rozumiem, co mieli na myśli twórcy opisów marki pisząc, że mają one niezwykłą głębię.

Kompozycje firmowane przez Sylvie Ganter i Christophe Cervasela są kolońskie w znaczeniu odświeżające, ożywcze, energetyczne, lecz jednocześnie nie grzeszą banałem, powierzchownością – mankamentem klasycznych Koelnisch Wasserów. 

No i ta moc! Prosta szlachetność naturalnych składników bez brzmiących sztucznie polepszaczy, wypełniaczy i zapychaczy dających tanim wodom kolońskim gorzkie, drapiące jak papier ścierny tło.

Trwałość Oolang Infini daleka jest od nieskończoności, ale wciąż przyzwoita. Cztery godziny do bazy plus dodatkowe kilka godzin spokojnego, bliskoskórnego drzewnego wetiweru na zakończenie romansu z herbacianym smokiem.

Jak widzicie – nie jest to potężna bestia. Rozmiarem, bardziej niż wielkiego smoka cesarskiego, czy któregoś z Królów Mórz przypomina zadziornego Muszu z „Mulan”, ale charakter na zdecydowanie bardziej spolegliwy. Może (na przekór intencjom założycieli marki) jest kobietą? ^^


Data powstania: 2010
Twórca: Jérome Epinette

Nuty zapachowe:
Nuty głowy: bergamotka, tunezyjski olejek neroli (z kwiatu gorzkiej pomarańczy)
Nuty serca: herbata ulung (oolong), płatki jaśminu, jasna skóra
Nuty bazy: kwiat tabaki, drewno gwajakowe, wetiwer z Haiti (wetiweria pachnąca)

* Pierwsza ilustracja to właśnie pocztówka stworzona dla Atelier Cologne. Więcej pisałam i nich  TU.

** Grafikę przedstawiającą chińskiego smoka na czerwonym tle znalazłam w galerii wizerunków orientalnych smoków TUTAJ. Skąd pochodzi, pojęcia nie mam.

*** Autorką obrazu pod tytułem „Eye Of the Blue Dragon” jest Elaina Wagner.

****Grafikę komputerową „Golden Dragon” stworzył pochodzący z Południowej Afryki artysta Leoni Venter, którego prace można nabyć, między innymi na www.redbubble.com

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

5 komentarzy o “Oolang Infini Atelier Cologne”

  1. Bardzo lubię zapach herbaty!!! I jest to lubość stosunkowo świeża, acz całkiem dojrzała 😉 Jednak z tego co zauważyłam herbaciane aromaty rzadko kiedy nasuwają skojarzenia ze złotem, głębią, czy miękkością. Mnie zazwyczaj wydawały się wyjątkowo chłodne i orzeźwiające. Z tym większym zaciekawieniem przeczytałam Twoją recenzję 🙂 Ta herbata wydaje się odbiegać nieco od tradycyjnie przyjętych zapachów tego typu.

  2. Kat, nie wiem, czy napisałam to wystarczająco wyraźnie: ten smok jest jasny, wiotki, lekki. Taki… Chiński. 🙂
    Zapach jest miękki, ale nie kremowy. Oolong pięknie pachnie. A to ich neroli… Mistrzostwo świata!
    Inna kwestia, że mnie czarna herbata pachnie rzeczywiście orzeźwiająco, ostro, cierpko, ale też głęboko. To fascynująca nuta. Mniej jednoznaczna, niż kawa. Ale pić wolę kawę. 🙂

  3. Jak by nie było, brzmi bardzo zachęcająco 🙂 Ale ja nie jestem obiektywna, bo jak wspomniałam, zapach herbaty jako taki bardzo mi się podoba 🙂 Choć pić – podobnie jak Ty – wolę kawę 😀

  4. Kat, uznajmy, że zapach herbaty podoba nam się obu na tyle obiektywnie, na ile subiektywne odczucia mogą być obiektywne. :)))

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

Michael Storer Djin

. Recenzja kąpielowa z przypadkowym podtekstem 😉 Początkowo storerowski Djin to względnie składny, dość ostry orient z dziwnie kwiatową nutą. Nietypową, bo nie jest to

Czytaj więcej »

Sense Dubai – to ma sens!

Ta historia ma kilka początków. Początek chronologiczny. Początek sprawczy. Początek przypadkowy. Nawet moje osobiste początki z kolekcją Sense Dubai są dwa… Od którego zacząć?

Czytaj więcej »

Świąteczny uśmiech

Pogodnych, pełnych ciepła dni, miłych wieczorów, spokojnych nocy Pięknych aromatów, niebiańskich smaków, spełnionych życzeń I wielu powodów do uśmiechania się Życzę Wam, mili Czytelnicy i

Czytaj więcej »