Amber Oud by Kilian


Przygotowałam sobie taki wstęp: że ostatnio było tu mocno emocjonalnie, że najpierw zachwycałam się bez umiaru, potem manifestowałam rozczarowanie za pomocą pseudopoetyckiego apelu, a dziś zachowam stoicki spokój i chłodny dystans, choć perfumy, o których napiszę nader są przyzwoite i, w swojej kategorii, bardzo udane.

Wstęp przetrwał cały kwadrans ambrowego, wytrawno - słodkawego, dość ascetycznego (jak na kilianowe standardy) otwarcia, wzbogacił się nawet o sentencję, że ambra zawsze mniejsze na mnie wrażenie robiła, niż aromaty drzewne.
I co?!


 


Amber Oud to czwarty z pięciu zapachów kolekcji Arabian Nights opartej na najmodniejszej nucie kilku ostatnich sezonów: drewnie agarowym. Po nieco rozczarowującym (słabą trwałością) Pure Oud, obojętnym dla mnie Rose Oud i zachwycającym Incense Oud, Amber Oud jest ostatnim z zapachów serii, którego wyglądałam z wielkim bukietem oczekiwań. Wieńczące kolekcję Musc Oud nie budzi we mnie żądzy, ale wciąż mam nadzieję na miłe rozczarowanie. Na razie tylko Alessandro Gualtieriemu udało się uwieść mnie zapachem z piżmem w tytule.

Ambra i Oud to nuty, które wbrew pozorom, wiele mają ze sobą wspólnego. Klasyfikowany jako nuta drzewna, a więc pochodzenia roślinnego oud, jest w istocie efektem obrony drzewa przed atakującą je mikozą i, odpowiednio dojrzały, zawiera pewne spektrum charakterystyczne dla aromatów zwierzęcych. Skórzastą, politurową nutę, która kojarzy się zmysłowo i cieleśnie. Ambra - wiadomo. Określana często mianem najbardziej erotycznego z perfumeryjnych aromatów jako nuta wiodąca trudna, lecz szalenie wdzięczna.
Połączenie tych dwóch zmysłowych, stymulujących wyobraźnię zapachów nie jest wielką rzadkością, jednak w kompozycjach agarowych ambra jest zwykle wycofana, wyczuwalna pośrednio, jako część bogatej bazy. Tu mamy przypadek dokładnie odwrotny.


Sen o spełnieniu

 

Od pierwszej chwili nie ulega wątpliwości, że w Amber Oud rolę główną gra ambra. Przybrana nutami drzewnymi, suchym, niepalonym benzoesem i puszystą wanilią - jest doskonałą olfaktoryczną alegorią erotycznego spełnienia. Wolna od gwałtownej żądzy, rozleniwiona, statyczna. I nie jest to ciężka nieruchomość bogatych, barokowych wręcz kompozycji, lecz raczej rozkoszny bezwład ożywiony jedynie przyspieszonym oddechem, drgnieniem wachlarza rzęs, pojawiającym się na chwilę uśmiechem.

Z czasem ambra przygasa. Otula ją wyraźny i trwający przez wiele godzin akord korzenny bazujący na złożonym aromacie angielskiego ziela i złocistym, pełnym życia szafranie. Suchy, rozdrobniony benzoes nabiera wyrazu, zaczyna delikatnie topić się i nabierać złocistości. Miękkości kompozycji nadają, pięknie z wciąż obecną wanilią korespondujące, nuty balsamiczne, oparte głownie na aromacie balsamu tolu (obecnie, podobnie jak ambra zastępowanego odpowiednikiem, o czym pisałam tutaj).

Wygrzany, ułożony Amber Oud rozkwita jeszcze jednym, pięknym akordem zaczynającym się od ciepłego, ciemnego aromatu przypominającego nieco lukrecję, a rozwijającego się w nadający kompozycji gładkie, ciężkie podbicie agar. I o ile wcześniej zapach był urodziwy, o tyle teraz stał się niezwykły.


Podążając tropem poprzedniej metafory, gdzieś na etapie waniliowo - balsamicznego centrum heroina naszej opowieści zamknęła złociste oczy i usnęła. Wraz z agarem pojawia się sen - i jest to sen z gatunku tych, którymi nie dzielimy się z innymi. Nie zaglądajmy więc w marzenia naszej ambrowej bohaterki, nie spoglądajmy w twarz onirycznego kochanka, nie chciejmy słyszeć szelestu zrzucanych we śnie sukien.

Szczególnie, że kompozycja, mimo bogactwa składników o potężnej zwykle projekcji, należy raczej do zapachów cichych, intymnych wręcz. Ambrowo - przyprawowo - drzewna propozycja Kiliana trwałość ma zadowalającą, jednak poza pierwszym, otwierającym akordem, trzyma się raczej blisko skóry, wyczuwalna jedynie dla osób, które dopuścimy do strefy intymnej, poza granicę dotyku. Ma to pewien sens: zapach rzeczywiście zdaje się być stworzony dla momentów, kiedy bliskość nie powoduje dyskomfortu. 


Data powstania: 2011
Twórca: Carlice Becker

Nuty zapachowe:
cedr, ambra, benzoina, wanilia, korzennik indyjski (Indian Bay)



Do zdjęć mam niefart tym razem. Wszystkie pochodzą  z miejsc, gdzie nie podano źródeł i raczej nie sprawiają wrażenia, by autorzy tekstów byli również fotografami.

Komentarze

  1. O nieeeeee......nic już nie napiszę. Muszę sobie wbić do głowy żeby nie czytać takich rzeczy z rana, poziom skupienia potem przeszkadza mi w ziemskiej egzystencji.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Moje" nutki :) Bardzo moje!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kilian kompletnie nie rozumiem tej firmy z wątpliwą jakością pracowałem w dużym sklepie gdzie był pięknie podany Kilian, i my wszyscy uważaliśmy ,że to są zapachy dla arabów bez klasy kompletnie jak błyskotki. nadal tak uważam modny jest OUD wiedziałem o tym od kilku dobrych lat kiedy go używałem w postaci micallef ale to jest z klasą. Teraz na zachodzie bedzie modny szafran to co za 4 lata polska będzie się polewać Champaca Cdg lub 1 guerrila lub jeszcze jakimś mocno wybitnym szafranem? chciałbym cos ciekawego chciałbym cos niszowego naprawdę jakieś nietypowe opisy o nietypowych faktycznie niszowych zapachach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Saerio, pracowałeś w dużym sklepie? I to stanowi o tym, że Twój gust jest bardziej krytyczny, niż mój? :)

      Poważnie: nie musisz doceniać tych samych kompozycji, co ja, ale twierdzenie, że AOUD (obecnie MAN) Micallef jest mniej "arabski", niż propozycje Kilian raczej trudne jest do obronienia.
      Nie twierdzę, że to zła kompozycja - wręcz przeciwnie, to jeden z moich ulubionych zapachów i także od niego zaczęła się moja fascynacja agarem, ale takie wartościowanie, jeszcze do tego poparte taką nierozsądną argumentacją jest bez sensu.

      Jeśli nie odpowiada Ci tematyka tego bloga, jeśli uważasz, że w sposób nieciekawy piszę po nieciekawych, nieniszowych perfumach - trudno. Mam jednak wrażenie, że wpadłeś tu, przeczytałeś kilka (albo nawet jedną) recenzji, dość pobieżnie i narzekasz nie wiedząc nawet na co.
      Blog SoS zawiera recenzje ponad sześciuset zapachów - część z nich jest niszą głęboką jak jaskinia Krubera. Jeśli jesteś w stanie - proszę, znajdź sobie bloga poświęconego niszy głębszej i zawierającego bardziej nietypowe opisy. A kiedy już znajdziesz - miłej lektury.

      Usuń
  4. Sabbath ależ zmysłowy opis :) zapachów z kolekcji Arabian Nights jeszcze nie poznałam, ale myślę, że już niedługo zdecyduję się na zakup próbek ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja polecam szczególnie Incense Oud. Jest piękny, piękny, piękny! I najtrwalszy z kolekcji. Na szczęście i nieszczęście zarazem, bo cena... Sama wiesz. :]

      Usuń
  5. To nazywasz stoickim spokojem i chłodnym dystansem???? :)))))))))))))))))
    Ambry normalnie nie lubię. Jeszcze nie umiem lubić. I uważam za niemoją. Ale po takim opisie oczywiście mi się zdaje, że wezmę i polubię. No, zobaczymy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A,. nie nie nie. Nie nazywam. Tylko plan był taki... Trochę nie wyszło. :)
      Ambry też uczyłam się długo. Z mniejszym trudem, niż róży, której uczę się nadal, z większą ochotą, niż na przykład kwiatu pomarańczy, ale początkowo nuta ta była dla mnie uciążliwa, niewygodna, drażniąca zmysły. teraz wciąż jestem drewnofilem (drwa, oud, żywice), ale i ambrę doceniam. Choć, jak pisałam we wstępie "zawsze mniejsze na mnie wrażenie robiła, niż aromaty drzewne."

      Usuń
  6. uwielbiam ambrę, oud i szafran... cicha projekcja jest tu wręcz niezbędna dla prawidłowego współistnienia tych nut... nie wyobrażam sobie krzyczącego szafranu...
    czyli jednym słowem Klinian wypuścił "pościelówę" ;)
    pozdro pirath

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na mnie jakiś czas temu Safran Troublant zaczął robić "głośne" wrażenie. Nie wiem, czemu. Nosiłam go przez lata z wielkim upodobaniem, a ostatnio (już od wielu miesięcy) zdawał mi się tak morderczo intensywny, że nie byłam w stanie w nim wytrzymać. No i flakon poszedł w dobre ręce.

      Usuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. To Wy sprawiacie, że to miejsce żyje. :)

Popularne posty