Ed Hardy Skulls & Roses


Czy kojarzycie markę odzieżową Ed Hardy?
 

Jego sławne t-shirty, czapeczki i trampki z wzorami inspirowanymi tatuażami noszą takie gwiazdy jak Brad Pitt, Madonna, David Beckham, Hulk Hogan, Carmen Electra, Bobby Brown, Paris Hilton, Usher,  Snoop Dog czy Janet Jackson. 
 
Znakiem rozpoznawczym Hardy'ego są graficznie uproszczone czaszki. Oraz czaszki z różą. I z sercem. I z wężem i tygrysem i płomieniem czaszki... Pamiętacie koncepcję płonącej wężoróżoczaszki z kreskówki "Laboratorium Dextera"? To trochę ten styl. :)

 
 
Historia firmy jest ciekawa... A może zupełnie nieciekawa, tylko normalna właśnie? Różnica między Edem Hardym, a założycielami innych szacownych kompanii jest taka, że on się sposobów dzięki którym zrobił karierę nie wstydzi.
 
Na początku XXI wieku specjalizujący się w pseudokryminalnych tatuażach łączących styl japoński z amerykańską przaśnością tatuator Don Ed Hardy zaczął produkować ubrania, na których powielał dziergane wcześniej na ludzkiej skórze wzory. Mimo iż w środowisku miłośników tatuażu miał Hardy pozycję uznanego artysty i liczne grono wielbicieli - ozdobionych barwnymi, na wpół karytkaturalnymi wzorami ciuchów nikt nie chciał kupować.

Ed nie zrażał się, projektował dalej, ale niewiele się zmieniało. Ludziom jego styl po prostu się nie podobał.

 
 
 
 
Traf chciał, że miał Hardy kumpla, pracującego w recepcji ekskluzywnego hotelu. Kumpel ów, za drobną opłatą, dawał Edowi cynk, kiedy w hotelu meldowała się jakaś wielka gwiazda. Cynk obejmował także numer pokoju, którego recepcjonistom podawać nie wolno. Ale mniejsza o to.

Wyposażony w wielką torbę Hardy zjawiał się w hotelu, pukał do drzwi apartamentu gwiazdy i zostawiał jej reklamówkę wraz z zawartością. Oczywiście licząc na to, że znęcona przaśno - śmieszno - mrocznym designem gwiazda gdzieś się w kontrowersyjnym wdzianku pokaże.

 
 
Nie wiadomo dokładnie, ile lat poświęcił na budowanie pożytecznych relacji z recepcją hotelową i ile hoteli obskoczył. Wiadomo za to, że charakterystyczne ciuchy sygnowane logo Ed Hardy zaczęły być rozpoznawalne. Bo pomysł był sprytny: gwiazdy doceniały albo nietypowy design, albo nietypową formę wyrażania uwielbienia, jaką stosował Hardy.

Na tym nie koniec kontrowersji, bo kiedy tylko wzory Hardy'ego zaistniały w ludzkiej świadomości - pojawiły się zarzuty, że pomysły ekscentrycznego tatuatora są tylko nieudolnym kopiowaniem popularnej wówczas firmy Grail specjalizującej się właśnie w produkcji odzieży o wzorach inspirowanych tatuażami. T-shirtów Grail nie nosiły jednak gwiazdy!

Obecnie Ed Hardy jest firmą znaną, bogatą i modną. Grail siedzi w niszy. Jaki z tego morał?


Nie będzie morałów. Będzie o perfumach. :)

 
 
W 2012 roku na rynek wchodzą perfumy Ed Hardy Skulls & Roses for Christian Audigier.

Skomponowane przez Marypierre Julien i Adrianę Medina zapachy  - damski i męski - sprzedawane są w zaprojektowanych przez Eda Hardy'ego flakonach. Ed Hardy Skulls & Roses for Her Christian Audigier w białym, a Ed Hardy Skulls & Roses for Him Christian Audigier w czarnym.

Cokolwiek by o stylistyce owych flakonów nie sądzić - są one bardzo w stylu Hardy'ego.

 
Zapach damski tworzą nuty truskawek, paczuli, kapryfolium i karmel w bazie (użytkownicy Fragrantici zeznają, że czują wyłącznie karmel), męski zaś kardamon i bergamota u szczytu, lawenda w sercu i piżmo oraz mech dębowy u podstawy. Co ciekawe, w żadnej z kompozycji nie ma róży. Członek społeczności Fragrantici o nicku tri3pod uknuł teorię, że czaszka zeżarła różę.

Pod zdjęciem flakonów Hardy'ego na forum Basenotes pojawił się taki oto demotywator:

 
A jakie są Wasze wrażenia? 
Ładne? Brzydkie? Inspirujące? Tandetne? Zabawne?


  • Grafiki: Ed Hardy
  • Wyjątkiem jest rysunek numer 2, który pochodzi z emitowanej przz Cartoon Network (genielnej( kreskówki  "Dexter's Laboratory" 
  • Idei Demotywatorów nikomu przedstawiać nie trzeba, ale na wszelki wypadek: KLIK 

Komentarze

  1. Prawie tak urocze jak "glowki" Anny Sui :D

    Juz przebieram z niecierpliwoscia konczynami, aby swojego szkaradka dopasc ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak! Też mi do głowy przyszło to porównanie. Choć łby Sui jednak robią na mnie gorsze wrażenie.

      Już sobie wyobrażam, jaką masz chrapkę na taki koszmarek. niestety, raczej nie pomogę, bo nuty nie rokują zbyt dobrze...

      Usuń
  2. Bałabym się trzymać toto w szufladzie toaletki w obawie, że kiedyś niespodziewanie, gdy będę sięgała po jakiś zapach ugryzie mnie w palce!
    Dla mnie to kicz przekraczający granice tandety.
    Podobnie jak cały design Hardy'ego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bym chyba usiłowała wyskubać różę... Gdyby nuty sprawiły, że zapragnę flaszki. Ale nie sprawiają, więc nie mam problemu. :)

      Usuń
  3. Te czaszeczki optycznie chyba i tak sa ładniejsze, niz cała reszta designu Hardy'ego.
    Mnie niestety taka stylistyka nie rusza. Być może stanowi formę "puszczenia oka" do widza, czy klienta, może należy uznać, że to jest tak brzydkie, że aż ładne, tak kiczowate, że aż należy przystanąć i spojrzeć na owe Dzieła od nowa i z dystansem. Dostrzegając to Coś, co dla nieobytego nie jest widoczne, a przecież nie wypada się przyznać, że się jest nieobytym.
    Sory, ja nie umię, bo ja proste dziewcze jestem.
    To przemyślenie jest zresztą bezpośrednim echem wystawy abstrakcjonisty niejakiego Cy'a Twombly'a, którą wczoraj odwiedziłam w Brukseli.
    Może ja już pójdę na sport miast się tu obnosić z nieobeznaniem...
    Oczywiście nie wykluczam, że TO się może komuś NAPRAWDĘ podobać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak! Dokładnie to pomyślałam: że przestrzenne, jednokolorowa czaszki i tak są mniej "pogięte", niż arcykiczowate grafiki. Oglądałam ich w sieci sporo trafiałam nie tylko na nieanatomiczne czaszki, kobiety o piersiach jak dzwony, ale także na kuriozalnie nieanatomiczne tygrysy. Czaszki to pestka.
      Ja w sumie lubię dzieła dziwne. Czaszki Graila mi się podobają. Lubię też estetykę nawiązującą doi tatuażu. I tatuaże jako formę zdobienia ciała. Ale to?
      Zostanę przy stwierdzeniu, ze rzeczywiście, komuś może się podobać. :)

      Usuń
  4. Żadnego z zapachów nie znam, podobnie jak i marki Ed Hardy, ale tak na pierwszy rzut oka to wszystko wydaje mi się bardzo "płaskie" i tandetne. Takie mocno pretensjonalne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie znam zapachów. I, w świetle opinii na forach, nie czuję wielkiej żądzy poznania. Szczególnie wersji damskiej.

      Co do "plastikowej" estetyki czaszek Harrisa: czaszki się strywializowały i w ogóle już nie kojarzą się mrocznie. Czaszki z kryształków Svarovskiego, czaszki z różyczkami w ząbkach, różowe czaszeczki hello Kitty... Nie kupuję tego.

      Usuń
    2. Właśnie, właśnie! Od jakiegoś czasu wszystkie dotychczasowe atrybuty "ciemnej strony mocy", że tak powiem, są komercjalizowane i sprowadzane do "trendy gadżetu".

      Usuń
    3. Prawda. Nie tylko czachy, będące kiedyś mrocznym symbolem śmierci, ale i wszelkie symbole okultystyczne, wampiry jako takie, wzór płomieni kojarzący się niegdyś w piekłem. No i sama czerń dawno przestała kojarzyć się mrocznie. Choć to akurat najkrótszą ma tradycję, bo czerń przez wieki była raczej kolorem statusu, niż żałoby.

      Usuń
  5. Nie, nie, nie! Zarówno oldskulowe tatuaże, jak i te ziejące na kilometr swoją bezwstydną plastikowatością czaszki to zdecydowanie nie moja bajka ;)
    Chociaż już prędzej zniosłabym koszulkę z tym nadrukiem niż ten...khm... flakon ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bym zniosła najbardziej paskudny flakon, gdyby zawierał arcygenialne perfumy. Te nie rokują...

      Usuń
    2. Jasne, że gdyby w środku jakieś cudo istne się kryło, to też bym zniosła ;)

      Usuń
    3. Pasja swoje prawa ma. Mnie słoty, badziewny korek w Oud Royal też wybitnie się nie podoba (choć do Hardy'ego, oczywiście, mu daleko), ale flakon mam i nie oddam. Miałam kiedyś flakon Maitre Parfumeur et Gantier: z wieeelkim korasem z tandetnego, pomalowanego złotą farbką plastiku, dodatkowo ozdobiony wielkim kawałem przezroczystego plasiku udającym rubin. No... Ha ha! Tandeta potworna. Ale w środku był Santal Noble. :)

      Usuń
  6. Słitaśne czaszeszki dla słitaśnych nastolatków.

    Historii Eda nie znałem i okazała się ciekawa.

    OdpowiedzUsuń
  7. Straszny kiczyk, kojarzy mi sie troche z okładkami płyt rockowych i metalowych zespołów z lat '80 i horrorami klasy B z tamtych czasów, a wszystko to uproszczone na potrzeby tatuażu.
    Flaszki o tyle ciekawe, bo nie wiadomo jak to złapać, gdzie nacisnąc i skąd wyleci płyn.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, glam rockiem trąci.
      Jeśli chodzi o flaszki, stawiam na zdejmowany czerep. Zwróć uwagę - nad łukiem brwiowym jest rysa idąca wokół całej bryły. Podejrzewam, że oddziela ona plastikowy korek od krytej tworzywem flaszki - jak w kamyku Black Cashmere. Pod czerepem powinien znajdować się normalny atomizer. Tak przynajmniej podejrzewam.

      Usuń
    2. Właśnie o tym pomyślałam (z wyjmowaniem mózgów przez koronerów w filmach mi sie to skojarzyło), jednak materiał musi mieć dobre tarcie zeby chwycić coś takiego

      Usuń
  8. nie, nie podobają mi się a róże w zębach w szczególności. Trąci sentymentalizmem i w ogóle bleeeeeeeeee. Kicz na miarę Hallowen.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaa... Upiorne tango z różą w zębach. Gdybysmy nie byli tak uodpornieni na czaszki wszędzie, może ktoś poczułby się urażony: bo trywializacja śmierci, profanacja ludzkich szczątków (chociażby przedstawionych symbolicznie - plastikowo) itp. Tyle, że tak, jak pisałam Katalinie ciut wyżej: czaszek nikt już nie traktuje poważnie.

      Usuń
  9. Hardy jest specyficzny... jego odpustowa, kiczowata, przeładowana, oczojebna, nazbyt uproszczona, a przez co groteskowo dziecinna i w sumie wysoce monotonna twórczość spodoba się raczej stałym bywalcom kasyn w las Vegas oraz amerykańskim i niemieckim turystom ceniących podobne, pozbawione smaku landszafty... ;)

    wąchając Ed Hardy Men odniosłem raczej odstręczające wrażenie, przeładowania wszystkim co można było wyrzucić razem do flakonu i zaserwowaniu jako perfumy...

    ale ponieważ w dzisiejszych czasach banał, nijakość, wtórność i kicz sprzedają się wyśmienicie - zatem sukces kolekcji i zapachów Eda Hardy absolutnie mnie nie dziwi... ;)

    pozdrawiam pirath

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja, oglądając twórczość Hardy'ego czuję się, po raz nie wiem który, wyobcowana w świecie. Powaznie: nie pojmuję, jak można chcieć założyć coś tak infantylnego, kiczowatego, wulgarnego i (przede wszystkim) źle narysowanego. Często, gdy zdarza mi się obcować z modną estetyką, muzyką czy modną "literaturą" odnoszę wrażenie, ze jestem jakaś nienormalna. Czy tylko ja widzę, że to, co robi Hardy jest brzydkie, czy tylko ja czuję, że większość najmodniejszych zapachów jest na jedno kopyto, czy tylko ja widzę, że modne ciuchy często wcale nie są ładne i ludzie wyglądają w nich groteskowo, czy tylko ja widzę, że modne pisarki niemal hurtowo po prostu nie potrafię pisać, a modni pisarze do bólu powielają wielokroć przemielone motywy? Poważnie: jestem jakoś społecznie niedostosowana, niepodatna na, normalne przecież i z punktu widzenia kształtowania się tożsamości grupowej korzystne, trendy społeczne. :/

      Usuń
    2. nie jesteś niedostosowana/wyobcowana Sabb... ;) reagujesz prawidłowo... po prostu nasze i większości obdarzonych wrażliwością na piękno ludzi reaguje alergicznie na kicz... to swoisty odruch bezwarunkowy... niektórzy się przyzwyczaili, inni się uodpornili, a jeszcze inni ignorują symptomy i myślą, że to oni nie dorośli do "sztuki", ale u pewnych osób ten dopust pozostaje i pozwala bez pudła odróżnić gniota od sztuki... a najtrudniej jest oszukać siebie samego...

      dla mnie twórczość Hardyego to kicz i bynajmniej nie z muzyką rockową kojarzę jego kolorowe kolaże, lecz z odpustowym disco polo...

      Usuń
  10. Kiedys ktos mi wcisnal probke jakiesgos zapachu Hardy´ego,chyba byl to pierwszy.Nie wiem,co mnie trzasnelo,ale postanowilysmy z dziewczymnami z pracy wyprobowac ten specyfik na mojej skorze.Tak gwaltownej reakcji nie spodziewal sie nikt,kazdej z nas zrobilo sie niedobrze,a ja prawie puscilam Pa...a.Jak opetana zmywalam ten badziew plastikowa szczotka i spirytusem ,malo nie obdarlam sie ze skory.Testow kolejnych mikstur tej firmy nawet nie odwazylam sie probowac.
    Szmaty tej firmy mialy bardzo krotka zywotnosc w zwiazku z tym,ze pare miesiecy lataly w nich podrzedne gwiazdki.Od dawna jednak zaden znany i szanujacy sie sklep nie sprzedaje tego badziewia,ogolnie uwaza sie to za ciuchy do wiejskiej dyskoteki i straszny obciach najgorszego gatunku rodem z chin.Popieram

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie testowałam. Moją uwagę zwróciła estetyka i fatalne opinie, jakie damski zapach zebrał na Fragrantice. Naprawdę nieczęsto zdarza się, że ludzie tak konsekwentnie na coś fujają.
      I tak, jak pisałam gdzieś w komentarzu wyżej 0- nie będę się zabijała za próbkami. Choć jeśli wpadną w łapki - przetestuję.

      To, co piszesz o aktualnym stosunku ludzi do ciuchów Hardy'ego trochę przywraca mi wiarę w ludzi. Świat, po krótkim wychyleniu, wraca do równowagi.

      A traumy testowej współczuję. Miałam tak ze dwa razy, w tym raz z trudnym do zmycia Montale.

      Usuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. To Wy sprawiacie, że to miejsce żyje. :)

Popularne posty