Paper & Cotton Tokyo Milk

Zapachem, który miał przekonać Was, że nie będę fujać na wszystkie perfumy z Azją w tle jest oparty na zapachu brzozy (tadam!) Paper & Cotton. Starałam się.

Teatrzyk zielony kot(on)

Pierwszy wdech: ładnie. Drugi wdech: już nie aż TAK ładnie. To dobrze…

Delikatny w pierwszym momencie, czysty, kwiatowy nieomal aromat po ledwie kilkunastu sekundach dostaje kolendrowy zastrzyk mocy. Eteryczny, wyrazisty zapach świeżego zioła łamie łagodny akord złożony z szałwiowych kwiatków, śladu świeżej, owocowej słodyczy i delikatnego aromatu kwitnącej śliwy. 

 

Kolendra też prawdopodobnie zakwitła w tej kompozycji, ale to jednak jest zioło pełną gębą. Brzmi znacznie wyraźniej, niż uciążliwa zwykle szałwia, która tym razem traci przyprawową wytrawność pachnąc najpierw kwiatowo, potem zaś nieomal kadzidlanie. 

Tyle, że jest to kadzidełko spreparowane w gładki rożek i nierozpalone.

Zapach brzozy tak podobny jest w swej eterycznej łagodności do głównych bohaterów pierwszego aktu papierowo – bawełnianej kompozycji Eleny, że początkowo zupełnie nie zwraca na siebie uwagi. 

Kiedy wreszcie pojawia się jasny, drzewny aromat świeżej, brzozowej kory… Natychmiast niemal przykrywa go mech. Nie dębowy – inny jakiś, pachnący troszkę jak lekkie, korzenne piwo, a trochę jak świeże, jędrne pieczarki. Nie grzybowo. A już na pewno nie grzybowo w znaczeniu negatywnym.

Przyjemny jest ten spójny, ziołowo – mszysty akord. Tyle, że i tym razem mam wrażenie zbytniej kosmetyczności zapachu. Szczególnie, że Tokyo Milk miało robić „perfumy, które nie pachną jak perfumy”. I co?

Ano, całe serce kompozycji pachnie, jeśli nie jak perfumy, to jak ziołowy tonik. Tonik w znaczeniu historycznym, jako ziołowa nalewka o działaniu tonizującym i normalizującym, stosowana także zewnętrznie, na przykład do nacierania skóry.

Gasnący Paper & Cotton pachnie najbardziej chyba „programowo”. Eteryczne nutki ulatniają się, mech ładnie przesycha, kosmetyczne akcenty znikają – na skórze zostaje zapach przypominający nieco walcowany papier czerpany produkowany tradycyjnymi metodami z konopi lub lnu. Początkowo jest to papier perfumowany ziółkami, potem już tylko papier, aż wreszcie nawet i ta woń zanika.

Cóż rzec mogę? Nigdy nie zabijałam się za zapachami Tokyo Milk i nadal zabijać się nie będę. Jeśli kiedyś będę miała okazję, przetestuję co się da, ze szczególnym uwzględnieniem Dark Collection z 2011 roku, w skład której wchodzą zapachy o tak intrygujących nazwach jak Bulletproof, La Vie La Mort, Exces czy Tainted Love. Bo ja nigdy nie odpuszczam. 🙂



Data powstania: 2000
Twórca: Margot Elena

Nuty zapachowe:
kolendra, biała szałwia, drewno brzozy, mech z tundry

Źródła ilustracji:

  • Pierwsze zdjęcie ze strony firmy Über produkującej naturalne kosmetyki do pielęgnacji skóry i włosów: KLIK 
  • Druga z encyklopedii roślin online Świat Kwiatów
  • Zdjęcie trzecie ze sklepu Monster Marketplace. Można tak kupić cuda na kiju, w tym brzozy o różnej fakturze kory.
  • Czwarte zdjęcie ze strony sklepu Kaufmann Mercantile sprzedającego naturalne produkty i akcesoria dla domu. Ta konkretna fotografia pochodzi z artykułu Sebastiana Kaufmanna na temat organicznej bawełny.
  • Ostatnie zdjęcie  pochodzi z bloga: Southcarolina1670. Blog cały ma podtytuł „The Cotton Boll Conspiracy” i jest dziwny. 🙂

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

10 komentarzy o “Paper & Cotton Tokyo Milk”

  1. Tylko 4 składniki? hmmmmmmmmmm Lubię ziołowe zapachy, zapach kory też więc może by mi się spodobał, ale 4 składniki TYLKO??!!!

    1. Pewnie nie tylko cztery, ale producenci zwykle nie podają wszystkich. Tu zapach jest rzeczywiście relatywnie prosty.
      Nie wiem, czy rzeczywiście by Ci się spodobał. Głupio to pisać, ale Tokyo Milki jakąś taką perfumeryjną niedojrzałością zalatują. Te, które znam przynajmniej. Może się mylę? Może to kwestia dziwnych zestawień?

    2. Domyślam się, że jakieś tajemnice muszą mieć tylko dla siebie, receptury… niedojrzałością? To logicznie rzecz biorąc z czasem powinien tworzyć coraz lepiej 😉

    3. Może. A może nie. Ona stworzyła już jakiś gazylion zapachów. I robi to w tempie karabinu maszynowego.
      Może taki ma styl? Ja chyba wolę inny typ kompozycji. To jest jak z muzyką – zagrany na trzech akordach i w jednym tempie najbardziej nawet skoczny kawałek marne ma szanse, by mi zaimponować. Pożądam piętrowych wrażeń. ;)))

    4. aaaa, to tak, to raczej nie masz wielkich nadziei na to, że coś się zmieni, wyrobiony STYL trudno zmienić 🙂 Pozostaje nam po prostu nie wracać już do tego zapachu 😉

    5. …Ale nie porzucać nadziei i nie zaprzestawać testów.
      Za TM zabijać się nie będę, ale jeśli trafi się okza – będę testowała, a jakże. 🙂

  2. No i postarałaś się,świetnie ci to wyszło:)dodatkowy plus za znakomite zdjęcia,oraz za poprawienie humoru
    Tadam!:D
    Sabb dziś wyjeżdzam,więc widzimy się dopiero w lipcu.
    Pozdrawiam

    1. Nie wiem, czy zdążyłam, ale życzę szczęśliwej podróży, udanego wypoczynku i bezpiecznego powrotu. 🙂

  3. hmmm a tytuł wyglądał tak obiecująco.. minimalistyczny papier i bawełna… już się ucieszyłem, że to jakiś minimalistyczny wytwór, nawiązujący do dalekowschodniej teorii łączenia niecodziennych nut w zgrabną, ascetyczną całość (pokroju Mink Boredo) – a tu kolejna ziołowa nalewka… 😉

    swoją drogą czy nuta czerpanego papieru i bawełny jest tak odjechana, że nikt nie pokusiłby się o tak surowe i jednocześnie zniewalające ciepłem bawełny zestawienie?

    ściskam pirath

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

Mazzolari Lei

. Dziś drugi zapach z serii „Co za dużo, to niezdrowo”. Załatwię narzekania na nadmiar dobrego w listopadzie, a w grudniu przykładnie oddam się rozpuście.

Czytaj więcej »

Niewierni u drzwi! Agonist Infidels

Najpierw słów parę o samym projekcie. Agonist to szwedzka firma reklamująca swoje zapachy jako „nieskazitelne”, czyli wykonane z najczystszych, nieprzetworzonych komponentów. Ich niezwykła olfaktoryczna przejrzystość

Czytaj więcej »