Mango Manga i Pretty Fruity - Montale



...A teraz samoobrona. Dziś zademonstruję Wam, jak bronić się przed napastnikiem atakującym świeżymi owocami.



Czy przerabialiśmy już mango w syropie? Grupa treningowa Johna Cleese przerabiała. Pan Pierre Montale też przerabiał. W 2005 roku.



Gumo Guma



Mango Manga od pierwszych nut pachnie dokładnie tak, jak zapowiada opis: jak owocowy koktajl albo guma do żucia. Albo jedno i drugie. W syropie. Z kremem. A na to zasmażka.

Połączenie słodkich nut owocowych z akcentem kwiatowym rzeczywiście daje efekt przypominający balonówę.
Wyobraźcie sobie kilka kostek Donaldopodobnej gumy do żucia z epoki realnego socjalizmu. Wyobraźcie sobie, że wsadzacie je w usta wszystkie na raz i ciężko pracując żuchwą rozgryzacie zmieniając kruche kostki w plastyczną, obłędnie słodką masę. Ta niesamowita, oczywista, radosna i zupełnie nieambitna słodycz stanowi główny akord tego zwariowanego pachnidła.



Ale stan ten nie trwa wiecznie. Kto pamięta dawne Donaldy, kulki czy inne kupowane w prywatnych budkach gumy wie doskonale, że ich słodycz była równie intensywna, co nietrwała.

I tu także rychło następuje zmiana. Nuty kwiatowe i mszyste stają się wyraźniejsze. W zestawieniu z "balonówowym" otwarciem brzmią gorzko i jakoś... nie na miejscu. Ale nie sposób zaprzeczyć, że to właśnie one zmieniają radośnie różowy obrazek z dzieciństwa w perfumy.


Fura kremowych kwiatów i dociążona (jak to u Montale) agarem drzewna baza - oto sposób na człowieka uzbrojonego w mango w syropie. 

Mango w syropie pojawia się w skeczu. Dokładnie jak w zapachu. Tylko 16 ton wygląda nieco inaczej. I ja powiem Wam... Tu jest gorsze.
O ile radosna owocowa słodycz miała swój urok, o tyle zestawiona z szesnastotonowym akordem kwiatowym jest dla mnie nieznośna. 




A gdy będziecie wracali dziś do domu i poczujecie, że zaraz jakiś psychopata rzuci się na Was z torbą szamponów... Wiedzcie, że ktoś pachnie Pretty Fruity od Montale.



Będę cię mydlił mydełkiem Montale


Pretty Fruity przynajmniej nie waży 16 ton.

Zapach jest lekki, owocowy, bardziej szamponowo kąpielowy, niż perfumeryjny, ale bardzo przyjemny.

Wwąchując się w owocową sałatkę pana Montale nie potrafiłam nie myśleć o tym, że to nie cytrusy i nie porzeczki pachną tu najintensywniej. Wreszcie skomplikowana maszyna w mojej głowie zrobiła "ping!". 
Jestem przekonana, że wymieniona w nutach męczennica, czyli passiflora to Passiflora edulis czyli jadalna. A Pretty Fruity pachnie jej owocem - marakują.


Pomysł na zapach jest prosty. Owoce. I naprawdę bardziej pasuje tu określenie "sałatka", niż kompozycja".
W stronę czegoś w rodzaju kosmetyku przesuwa Pretty Fruity dodatek piżma oraz prawdopodobnie także odrobina imbiru. I tyle.

Rozwój na skórze polega na ogrzewaniu się, przesuwaniu od musujących cytrusów w kierunku muskujących marakuj.


Drodzy kursanci, szesnastotonowy ciężar to tylko jeden sposób na załatwienie owocowego mordercy. Jeśli nie masz pistoletu, uciekaj. Albo... Albo nie uciekaj. Daj się nakarmić owocową sałatką, wykąpać w owocowej pianie, natrzeć owocowym balsamem. Co Ci szkodzi? :)


A teraz najlepsze.
Kiedy napisałam recenzję, tradycyjnie już zerknęłam w sieć, co też na ten temat napisali inni. Zwykle robię to po skończeniu tekstu, nie przed, obawiam się bowiem, że "zaprogramowany" cudzą wizją umysł nie da się zaprzęgnąć do tworzenia własnej.

Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że mój odkrywczy koncept zestawianie przegiętych owocowych Montale z przegiętym poczuciem Monty Pythonów nie był wcale aż tak odkrywczy. O człowieku z owocem mango w nosie (to inny skecz, też doskonały) pisała wcześniej Nisha, na której bloga zaglądam systemetycznie. Tyle, że Jej recenzja nie znalazła się w bieżących wpisach, tylko w zbiorze recenzji opublikowanych "gdzieś w sieci". Dlatego mi umknęła.

Cóż rzec? Może pan Montale, z uporem tworząc perfumeryjne szesnastotonowce, po prostu sobie zasłużył na takie skojarzenia?



Mango Manga

Data powstania: 2005
Twórca: Pierre Montale

Nuty zapachowe:
Nuty głowy: mango, słodka pomarańcza
Nuty serca: jaśmin wielkolistny (sambak), ylang ylang, neroli
Nuty bazy: marokański oud, wetiwer, cedr, mech dębowy



Pretty Fruity

Data powstania: 2011
Twórca: Pierre Montale

Nuty zapachowe
Nuty głowy: cytrusy
Nuty serca: czarna porzeczka, męczennica (passiflora)
Nuty bazy: piżmo




Źródła ilustracji:
  • Film oraz zdjęcia nr 4, 7 i 8 to oczywiście grupa Monty Pythona. Film w wersji z serialu "Latający cyrk Monty Pythona". Ostatnie zdjęcie z pierwszego filmu pełnometrażowego grupy: "A teraz coś z zupełnie innej beczki".
  • Dziewczyna z pierwszego zdjęcia opisana została jako "Random Dope Girl of the Day" na stronie prolifik-one.com.
  • Zdjęcie drugie z kreskówki "Spoongebob" produkcji Nickelodeon.
  • Na trzecim Elisha Cuthbert przerobiona za pomocą Photoshopa przez użytkownika serwisu worth1000.com o nicku YearoftheDragon. Profil YearoftheDragon tu: KLIK.
  • Piąte zjdęcie to reklama szamponów polskiej firmy Joanna.
  • Szóste ze strony firmy kateringowej Stella's Caribbean Cuisine.

Komentarze

  1. A teraz coś z zupełnie innej beczki...
    Komentarz Zielonego Drania pt.:
    "Komentarz Zielonego Drania"*

    16 ton mieszanki owocowej. Mango w syropie. Guma balonowa "Turbo"... A gdzie cytrynowe curry? :) Hmmm...

    Po pierwsze Sabb... Twoje recenzje są zawsze niepowtarzalne, ale ostatnio przechodzisz samą siebie... Po drugie: Jak mi ktoś powie, ze moja woda toaletowa ma słodki zapach to mu pokażę tę reckę. Hmmm... Zastanawiam się kto może być grupą docelową dla takich perfum: Dzieciaki, nastolatki, duże dzieci jak Niżej Podpisany;) Otóż nie... Każdy kto chce swoimi perfumami podkreślić swoją indywidualność i słodki urok osobisty. Ja osobiście nie jestem zainteresowany takim zapachem*** i raczej go nie kupię**** ale sam fakt, że istnieją takie zapachy jest dla mnie pociechą, że może Fasolki Wszelkich Smaków też przestaną kiedyś być tylko li wytworem fikcyjnego świata...
    Ale to już z naprawdę innej beczki...

    Serdecznie cię pozdrawiam

    Zielony (jak lama) Drań (TM) :D

    *Który jest mojego autorstwa, mój i tylko mój, ponieważ ja sam go napisałem jako Zielony Drań. Zielony Drań** to właśnie ja a to jest mój komentarz, który jest mój. Tak, to jest mój komentarz, którego jestem autorem:)
    **Nie chciałem być Zielonym Draniem... To znaczy chciałem być Zielonym Drwalem ale się pomyliłem pisząc pierwszego posta i tak zostało:)
    ***Wolałbym coś o zapachu łososia albo mielonki... Albo mielonki z fasolą, mielonką, mielonką i łososiem:)
    **** "Nie kupię tej płyty. Jest porysowana" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za komentarz dziękuje 120 meksykańskich lam i Sabbath. :)

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetna, lekka i radośnie-zgryźliwa recenzja! :) Człowiek od rana już ma - "banana na twarzy":). A do tego jeden z moich "naj naj" skeczy:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do usług, pomacam się na przyszłość, zajmuję się także tresurą lam. :)
      A łoś pogryzł kiedyś moją siostrę...



      :D

      Usuń
  4. Skojarzenie jak najbardziej na miejscu :D Ale tak zupełnie szczerze, to chyba wolałabym dostać takim "szesnastotonowcem" po głowie, niż być zmuszoną nosić taki dziwny ulepek na sobie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja sama nie wiem... Te ulepki mają swój urok. Dziś właśnie kumpel testował w knajpie i każdy jego ruch powodował eksplozję balonówowego aromatu. Było... zabawnie. Szczególnie, ze kumpel duży i łysy. :D

      Usuń
  5. Świetna recenzja ;) Poprawiająca humor w ten pochmurny dzień ;P

    Ps. Mam pytanie czy recenzowałaś może zapach D&G Light Blue dreaming in portofino (czy jakoś tak podobnie)?? Widziałąm ochy i achy nad tą nową wersją Light Blue i jestem ciekawa Twojej Opinii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, nie. Nad recenzją Light Blue w wersji klasycznej dumam od dawna, bo to szalenie interesująca kompozycja strywializowana przez swoja popularność. Może kiedyś mi się uda. na razie nawet próbki nie mam.

      Usuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No dobrze, przyznam się. Nie cierpię Monty Pythona, nie bawi mnie taki humor pewnie dlatego że ni w ząb go nie rozumiem (i to pewnie fatalnie świadczy o mojej inteligencji, Woody Allen też mnie nie bawi). 16 ton, jako żem córka marynarza skojarzyło mi się od razu ze starą szantą na której swego czasu zdzierałam sobie gardło
      ( http://www.youtube.com/watch?v=otOCOFw8zs8&feature=fvwrel
      wykonanie BB Kinga, piosenka ta traci w nim swoją szantowość ale polskie, niby "żeglarskie" wersje dostępne w siebie są straszne, po prostu straszne)
      Pretty Fruity natomiast i mnie kojarzy się z deka kosmetyczne, zwłaszcza u schyłku zapachu, wyłazi z niego takie szamponowe właśnie albo mydlane piżmo.

      Może masz rację Sabbath i te dwa zapachy o takie postmodernistyczne, nieco absudralne żarty?

      Usuń
    2. Hm... No trudno. jakąś wadę możesz mieć. ;)))

      Co do 16 ton - myślę, że właśnie ten kawałek był powodem, dla którego Pythoni wybrali właśnie ten ciężar. u nich nic nie dzieje się przypadkiem, podtekst goni podtekst. :)
      Woody Allen mnie zwykle nieco nudzi. Niestety.

      Nie wiem, czy te zapachy to żarty. To znaczy... Dla mnie są zabawne, ale obawiam się, ze Montale mógł je robić na serio. Gościu ma ciężką rękę. Strasznie ciężką...

      Usuń
    3. Ja wolę myśleć że ma ciężkie poczucie humoru. Choć pewnie to życzenia moje pobożne i nic więcej :)

      Usuń
    4. Te akurat zapachy faktycznie sprawiają wrażenie przyciężkich żartów. Żaden z nich mnie nie krzywdzi, ani nie wkurza.
      Ale już wszystkie to klocowate aoudy na żart nie wyglądają... Raczej. :]

      Usuń
  7. a ja mam taki katar, że zaraz się uduszę, więc dzisiaj żadne zapachy mi nie straszne.
    ojej, nawet się herbaty nie mogę napić normalnie, bo się duszę.aaaa o co chodzi co mi się stało

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj. Niefajnie. kataru nienawidzę. Wcale niekoniecznie dlatego, ze nie mogę wąchać i recenzować. To mordęga.
      Zdrowiej, Stri! Zdrowiej szybko!

      Usuń
    2. najgorzej jest w nocy.. zapadła noc. ojej.
      ja nie lubię gotować jak mam katar, bo nie czuję zapachu/smaku..

      Usuń
    3. Ja nie lubię gotować w ogóle. :]
      Ale faktycznie, w przypadku kataru położenie się do łóżka to koszmar. W pionie jeszcze jakoś człowiek oddycha. Ale kiedy się kładzie, nie dość, że nos zapycha się bardziej, to jeszcze nie można robić nic odwracającego uwagę. Współczuję Ci bardzo.

      Usuń
  8. aż mi się niedobrze zrobiło :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E, serio? Te perfumy raczej chyba mają robić dobrze. I różowo. I słitaśnie. :) Nie rozumiem, czemu się nie zachwycasz. :ppp

      Usuń
  9. Nie dochodząc do zdjęcia kosmetyków Joanny przyszedł mi do głowy malinowy peeling Fruit Fantasy. Okropny cukrowo-malinowo-chemiczny zapach (malinowa guma Mamba).
    Brrr. Zużyłam go na pięty :]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hihi. Zużycie go na pięty brzmi jak papierowa torba na głowę w dowcipie z brzydką dziewczyną. :)))

      Usuń
    2. Wyb rałam miejsce położone jak najdalej od nosa :P

      Usuń
  10. Sabath, mam pytanie trudne i zupełnie nie związane z tematem, ale pokusa jest zbyt silna, aby jej się oprzeć - gdybyś w bardzo długą podróż lub do nowego miejsca na Ziemi mogła zabrać jedynie trzy buteleczki perfum, jakie byłyby to zapachy?
    Shams Memo, Roots, Incense Oud?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Incense Oud ma spore szanse. To mój oud nr 1 aktualnie.
      Na pewno jakieś kadzidło... Bois d'Encens, może Zagorsk, może Fireside Intense? I jako trzeci jakiś zapach w miarę klasyczny. Black Cashmere, może French Lover? Ale jak przeżyłabym bez Black Afgano i bez Arso?! I bez L'Eau Trois? Nie nie. Trzy zapachy to za mało. :)

      Usuń
  11. Ajj, poszło z literówkami, wybacz - oczywiście Sabbatha, nie Sabath.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lu, ja jestem Sabbath. Sabbatha to babeczka, która ma fantastycznego bloga pazurkowego. Świetna babeczka, nota bene. I mamy sporo wspólnych fascynacji muzycznych. :)

      Usuń
  12. przed urlopem miałam zamiar zamówić próbki Montiale, ale widać anioł czuwa :D takiego słitaśniego ulepku nie strawiła bym ;)

    no i oczywiście genialna recenzja :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A własnie te planowałaś zamawiać? Bo opis raczej nie pozostawia miejsca na wątpliwości. Plus nazwisko Montale... Heh. Mnie nawet powszechnie zachwalany Choclate Greedy przygniótł, choć chyba jest fajniejszy, niż te owocowe słodziaki. Tyle, ze ja Chocolate Greedy testowałam dawno temu, kiedy Montale było w Polsce szalenie egzotyczne. To był pierwszy ich zapach, jako poznałam... Z zamkniętego atomizera mnie zachwycił. Po użyciu mniej. Ma moc. ;)

      Usuń
  13. Ojej, dziękuję za wspomnienie mojej nishowej osoby ^^

    Monty Pythona wielbię pasjami, z martwą papugą tęskniącą za fiordami na pierwszym miejscu.

    Montale ma bardzo ciężką rękę, ale czasem fajnie jest dać się sponiewierać jakiemuś szatańskiemu ulepowi. Przebrać się w zaciszu własnych czterech ścian i zasuniętych zasłon w perfumowy odpowiednik kiecki z cekinami i boa z różowych piórek :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, boa spoko - nie przeszkadza. mam zdjęcia w fioletowym, różowe też zniosę. Ale w owocowe Montale się przebierać nie będę. Nie dlatego, ze wstyd czy że są jakieś obiektywnie okropne. Tylko dlatego, ze ja nawet w łagodniej słitaśnych zapachach dostaję kociokwiku. mam odlewkę Niny. podoba mi się. Ale nosić nie mogę. Czuję się, jak gdybym miała rzęsę w oku. Albo okruszki w staniku, jeśli rozumiesz, co mam na myśli. Piasek w butach... Mogę z tym żyć, ale czuję się nieswojo.

      Chodzę po domu czasem w sukience w kwiatki. Co prawda niezbyt kolorowe, ale kwiatki. Liczy się? :)

      Usuń
  14. Hahahaha, wiedziałam, że będzie rzeź! :D Jak tylko zobaczyłam, o czym piszez.
    I była. A przy okazji fantastyczna, soczysta recenzja. Plus spora dawka absurdalnego humoru. Dzięki, Sabbath. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E tam rzeź. Tylko troszku złośliwego humorku. Tyci tyci. :)

      Usuń
  15. Gdy zobaczyłam nazwy pociekła mi ślinka. No cóż, szybko mi przeszło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. One jakiś tam urok swój mają. Na kimś mogłyby być zabawne. Ale nosić? Z tą mocą i trwałością... Nie dla mnie, zdecydowania. :)

      Usuń
  16. zapach nie dla mnie. Jakkolwiek ja lubię markę Montale, ponieważ ma to, za co Ty jej nie lubisz;-)Lubię zapachy tak ciężkie, o które można się potknąć i zabić;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha! Ładnie napisane. :)
      Ja lubię ciężkie zapachy, ale nie w sposób, w jaki ciężkie są Montale. Choć jeden ich flakon mam. I... nie noszę. A kiedy noszę, to nikt nie chwali, choć przeoczyć zapachu się raczej nie da.

      Usuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. To Wy sprawiacie, że to miejsce żyje. :)

Popularne posty