Maisam Rasasi

Pachnidła arabskie to, przede wszystkim, olejki. Używane do pielęgnacji i aromatyzowania ciała, włosów i bród. Broda to też włosy, ale jako człowiek włosów na brodzie nie mający uznaję ten typ owłosienia za… Specjalny. I piszę ogólnie „człowiek”, nie szczególnie „kobieta”, bo to wcale nie takie oczywiste. Na przykład Hatszepsut brodę miała. Posiadanie brody, choćby dosztukowanej, było warunkiem koniecznym sprawowania królewskiej władzy. A królewska broda musiała być pachnąca…

Nie będę dziś jednak pisała o przyprawianiu bród i goleniu głów w starożytnym Egipcie – choć temat kusi. Będzie o arabskich olejkach.

***

Dwa olejowe pachnidła firmy Rasasi już Wam opisywałam. Jedno trzy lata temu przy okazji wpisu „Oud po arabsku”, drugie (moje ulubione) całkiem niedawno. Dziś pora na Maisam – zapach mający być dla naszych zmysłów prostą przyjemnością życia…

Skusiły mnie nuty: kompozycja miała być drzewno – piżmowa. Bez śladu kwiatów i typowych dla orientu nut korzennych. Tymczasem Maisam to obficie piżmem i nutami przyprawowymi przybrana róża. Klasyczny, złocisty orient odrobinę tylko zmącony cierpko – słodką nutą owocową. Przynajmniej w otwarciu…

Piękność niesympatyczna

 

Słowo Maisam (właściwie Maysam) znane mi jest jako imię. Usiłowałam rozszyfrować jego znaczenie, ale wskazania w sieci są niejednoznaczne.

Sugerując się przeznaczeniem perfum (i osobistym doświadczeniem) szukałam wśród imion damskich i trafiałam na tłumaczenia dość konsekwentnie oscylujące wokół piękna. Maysam to „Piękność” lub „Kobieta o pięknej twarzy”. Kłopot w tym, że Maysam (także zapisywane jako Meisam lub Meysam) to także imię męskie oznaczające płynącą wodę (piękne znaczenie) lub młodego lwa.

Po testach doszłam do wniosku, że pomimo tego, że ze względu na ostre akcenty Maisam ciążą w stronę uniseksu, skupię się jednak na interpretacji damskiej. Ani wody, ani lwa w tym zapachu nie dam rady uzasadnić.

Maisam to arabska piękność: złocistoskóra i czarnooka. Jej bujne krągłości miękko okrywają sploty materii w żywych barwach, na nadgarstkach i kostkach nóg podzwaniają złote bransolety. I to jest otwarcie.

Wiodącą nutą Maisam jest róża. Róża o jaskrawych barwach, żywa, lecz wiotka. Jej zapach różny jest od zapachu olejków różanych, które nabyć można w Europie (szczególnie w Bułgarii): lżejszy i jaśniejszy nieco, mniej oleisty. Każdy, kto wąchał esencję różaną w arabskiej perfumerii będzie wiedział, o co chodzi. To wciąż zapach róży: upojny i gęsty, a jednak płatki róż afrykańskich mniej mięsiste są, niż europejskich, mniej harde.

Róży tej towarzyszy wyczuwalny od pierwszych chwil akord piżmowy: piżmo tak jasne, że aż ostre. W otwarciu przysypane różanymi płatkami, sukcesywnie wspina się w górę ciągnąc za sobą ogon przypraw brzmiących początkowo korzennie i orientalnie, z czasem nabierających ostrości i przenikliwości. To ta część pachnącego spektrum Maisam skłoniła mnie do postawienia tezy, że jest to uniseks. Pomimo kwiatowego jądra i brzmiącej w tle subtelnej, owocowej słodyczy.

O ile w otwarciu Maisam jest po prostu krągłą, orientalną pięknością, jedną z wielu zamieszkujących masową wyobraźnię, o tyle z bliska okazuje się, że odziana jest w syntetyki i przyozdobiona tombakiem. Serce Maisam jest twarde i nieczułe.

W średnich rejestrach kompozycja traci urok. Staje się ostra, uciążliwa. I brzmi… tanio. Układa się na skórze jak nieokreślony europejski pseudoorient.

Dopiero pojawiająca się po kilku godzinach klasycznie orientalna, drzewna baza przywraca Maisam nieco urody i sprawia, że znów dostrzegać zaczynamy jej orientalny powab. Jak gdyby zapadający zmrok litościwie skrył przed naszymi oczami taniość ozdób i nienaturalność rumieńców.

Zaletą Maisam od Rasasi jest niewątpliwie trwałość i moc. To naprawdę jest attar. Jedna kropla naniesiona na skórę generuje chmurę zapachu (chmurę charakterystyczną dla pachnideł olejowych – bliskoskórną, statyczną, lecz gęstą), która trwa i trwa i trwa… Dzień i noc.

Sama kompozycja mnie nie urzekła. Niekoniecznie dlatego, że to róża. Raczej z powodu piżmowo – przyprawowego pazura rysującego obraz. Jeśli miałabym upchnąć Maisam do jakiejś szufladki, byłaby to męska, orientalna róża. Brzmi intrygująco, ale szału nie robi.

W następnym odcinku Rasha. 🙂

Źródła ilustracji:

  • Zdjęcie Maisam Rasasi do zbiorów Basenotes dodał użytkownik milkshoppe
  • Autorem obrazu „An Oriental Beauty” jest Luis Ricardo Falero (1851-1896). Obraz znajduje się aktualnie w zbiorach prywatnych.
  • Trzecia ilustracja to tapeta pod tytułem „Oriental Beauty”: znaleziona na stronie… poświęconej dermatologii: Hawaii Dermathology.
  • Ostatnia ilustracja: Edouard Richter (1844 – 1913): „Danseuse Orientale” (Orientalna tancerka).

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

28 komentarzy o “Maisam Rasasi”

  1. Crumbs of Beauty

    Sabbath!
    Piękna ta Twoja dzisiejsza opowieść. Nie przestajesz mnie zadziwiać sowimi nieziemskimi opisami…
    Gdy czytam Twoje recenzje mam ogromną ochotę znaleźć się obok Ciebie i powąchać wszystko co tam ukrywasz w magicznej aromatycznej szafce:)

    1. Może kiedyś będzie okazja? Ja chętnie zapraszam gości. Szczególnie takich, z którymi mam o czym rozmawiać. 🙂
      Niech no tylko skończę remont…

  2. Hmmm… Zamiast pięknej pustynnej róży mamy… Jej namiastkę, europejski odpowiednik. Niczym Madame Zelle próbujący się wkraść do serca.

    Bo nie wszystkie romanse kończą się szczęśliwie. On- by uniknąć hańby i nie mogąc znieść udręki- prowadzi swych ludzi ku pozycjom wroga. Nie powróci już. A Ona ostatni uśmiech pośle plutonowi egzekucyjnemu. Pozostanie tylko pragnienie i niespełniona obietnica.

    A róża pustyni? Czeka by odnalazł ją kto inny…

    Łącząc Ukłony

    Zielony Drań (T.M.)

    1. O nie nie nie… To nie jest "Desert Rose". Zdecydowanie… Ale w sumie…. Może poszukam wśród zapachów z Yasmeen jakiejś do tego utworu? Bo poza zamówionymi przeze mnie agarowcami dostałam też kilka bardzo ciekawych róż…
      Znów mnie zainspirowałeś. 🙂

  3. A tak ciekawie się zapowiadało 😉 Kapryśna ta orientalna kobitka… A czy wśród testowanych przez Ciebie olejków znalazł się Amber Oudh? Ciekawa jestem tej kompozycji.

    1. O kurczę, patrz że mi umknęło! Faktycznie. Dobrze że poczytałam, bo po lekturze nut zapachowych olejek mnie zainteresował, ale jak przeczytałam Twoją recenzję, zwłaszcza nawiązanie do nieco mydlanego wydźwięku zapachu, to mój zapał opadł.

    2. Amber Oudh mnie akurat nie zachwycił. Ale to było dawno. Nos się zmienia. mój dojrzewa. Kiedyś na hasło "róża" reagowałam zrywając się do ucieczki. A teraz potrafię nawet napisać, ze piękna… 😉

  4. Kolorowy Pieprz

    strasznie ciekawi mnie ten zapach na mężczyźnie….uwielbiam kompozycje unisex…są takie spójne, nie gryza się jesli oboje pachną podobnie…przeważnie na mnie i na nim pachna calkiem inaczej, ale i tak cudownie jest mieć wspolny mianownik, czyz nie?

    1. O tak! Te same perfumy na męskiej skórze potrafią być nierozpoznawalne wręcz. Mam kumpla, na którym landrynkowy na mnie Black XS męski pachnie… kadzidłem. Słodkim dymem. Wręcz nie do wiary.
      Maisam na męskiej skórze mogą być ciekawe. Właśnie przez te ostre nuty, które na mnie brzmią płasko.

  5. Rzeczywiście troszkę daje taniością i pasuje do schematycznej wizji orientu, choć coś w nim jest… jak już wymości się na skórze… ale to jednak bardziej damska kompozycja.

    1. Cieszę się, ze masz podobne odczucia. I zgadzam się, że kiedy już Maisam wymości się na skórze, zyskuje jakąś przytulną głębię. Tylko mnie nie chce się tak długo czekać… 🙂

  6. Chora jestem i trudno mi się myśli z gorączką, więc napisze tylko, że po opisie nut zapowiadało się nieźle.

    1. Heh… Zapowiadało się. No trudno. Jestem w trakcie kolejnych testów. Teraz szukam pustynnej róży. 🙂

    2. O! Dzięki za cynk. 🙂 Na razie zasmuca mnie fakt wycofania serii Timotei do włosów kręconych. Włosy układały się po niej pięknie, a i zapach miała nader przyjemny. Pasował mi do perfum. 🙂

  7. coś czuję że zbliża się nieuchronnie chwila zamówienia przeze mnie próbek tych olejków orientalnych 😉

    1. w takim razie oczekuję niecierpliwie i bezwstydnie (jako że już raz wygrałam i to cały flakonik) wezme udział 😉

    1. Ano, niespodzianka. 🙂
      Ale prawdziwą niespodzianką będzie dopiero kolejny… jaśmin. JAŚMIN, który mogłabym mieć. Koniec świata. :DDD

  8. wiedźma z podgórza

    Nad Maisam się zastanawiałam.. chyba, jednak ostatecznie zamówiłam coś innego. Teraz chętnie skonfrontowałabym swoje wrażenia z Twoimi. 🙂
    Teraz czekam na Rashę. Oj, coś czuję, że będzie rzeźnia. 😉

    1. wiedźma z podgórza

      Bo zauważyłam, że więcej pachnideł tej marki Ci się nie podoba niż podoba. I tak strzeliłam. Ale fajnie, że się pomyliłam. 😀

    2. To w sumie prawda. I dotyczy większości marek perfumeryjnych. Ale mam tak potężny set próbek, że mogę wybierać te, które mi się podobają. A staram się tu zachęcać do wąchania, a nie zniechęcać. Nie będzie więc typowych pulchnych piękności. Na razie… 🙂

  9. Chyba mnie zaintrygowałaś. Męska róża zawsze wydawała mi się oksymoronem. Dotychczas poznałam tylko jedną: Memoir Men Amougage. I to rzeczywiście jest męska róża. Zjawisko ciekawe, bo róża jest chyba jak kobiecym/słodkim/kwiatowym składnikiem, że podana choćby w wersji uniseks to zjawisko rzadkie i na pewno warte poznania.

    1. Nie wiem, czy ta akurat jest najlepszą męską różą, ale nie mnie sądzić. Powinien ją przetestować jakiś mężczyzna. w sumie… Pokapię któregoś kumpla przy okazji. 🙂

      Z męskich róż ja najbardziej chyba lubię 10 Corso Como. Ale i AOUD Micallef daje radę. A! I jeszcze nowość: Rose Anonyme Atelier Cologne. Cudna jest! Lepsza, niż wetiwer, z którym podobno stanowi duet zapachów.

      W ogóle muszę się przyznać, ze zaczynam cenić różę. Na przykład Vintage Rose SSS albo Rose 31 Le Labo. Mogłabym mieć je obie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

Bois Blonds Atelier Cologne

Ulubiona pocztówka już była, kolej na ulubiony zapach. Zakładam, że ktokolwiek zaglądał do mnie choć raz, nie będzie miał problemu z wytypowaniem sabbacinego ulubieńca. Niezrecenzowane

Czytaj więcej »