Cafe Rose Tom Ford


Czerń i czerwień to takie piękne, klasyczne połączenie kolorów. Także w perfumach. Tyle, że zestawienie czerwonej róży z czarnym agarem nawet największym oudomaniakom zaczyna powoli wychodzić bokiem. Chyłkiem, bo trochę wstyd się przyznać, ale jednak.

Dlatego dziś mam dla Was złożenie czerwonej róży z inną czernią. Prawie tak atrakcyjną jak agar. A może nawet bardziej?



Jej wysokość róża
i bardzo mała czarna (kawka)



Wchodząca w skład kolekcji Jardin Noir kompozycja kawy i róży od pierwszych chwil nie pozostawia wątpliwości, że główną bohaterka będzie tu róża. Pojawiająca się w otwarciu ciepła, niezepsuta słodyczą kawa ukazuje nam się dokładnie na tyle wyraźnie, by człowiek zdążył ją wyczuć, uchwycić i polubić. I pożałować, kiedy zbyt szybko odchodzi...

Akord różany brzmi od pierwszych do ostatnich taktów tej olfaktorycznej melodii. I to jak brzmi!
To jeden z lepiej wygranych motywów różanych, jaki spotkałam w perfumach. Róża pełna, dźwięczna, wielotonowa, lecz zarazem monotematyczna. Różana.

Żywa i naturalna, lecz olśniewająco elegancka. Jak gdyby kreator zapachu ustawił ją w nienagannej, arcyperfekcyjnej pozie i malował... Z kunsztem i uwielbieniem.



 

Tę wielotonowość zawdzięcza akord różany w Cafe Rose połączeniu trzech gatunków róży: róży stulistnej o intensywnym, lecz niezbyt zawiesistym aromacie (kwiaty do powąchania w chorzowskim rosarium), róży tureckiej o zapachu ciężkim i oleistym oraz najbardziej klasycznej róży bułgarskiej o zapachu kwiatowym z subtelną cierpką nutką owoców róży. 

Przy czym dwa ostatnie absoluty pochodzą prawdopodobnie z tego samego gatunku róż - róż damasceńskich. Różnice w zapachu natomiast istnieją na pewno i wynikają najprawdopodobniej z miejsca uprawy - różnic temperatury, nasłonecznienia, wilgotności powietrza, składu gleby. Miałam jakiś czas temu okazję wąchać turecki olejek i pachniał zupełnie inaczej, niż olejki bułgarskie. I tę różnicę spróbowałam Wam powyżej wyjaśnić.


Wracając do perfum: pyszna róża w kilkanaście minut całkowicie pochłania kawę i staje się jedyną, niepodzielnie władającą przestrzenią monarchinią. Piękną, lecz w swej starannie wybranej i równie starannie utrzymywanej pozie nieco zbyt statyczną. Bo ta róża, moi drodzy, nic nie robi. Jest. I sadzę, że miłośnikom róży, może to wystarczyć.

Z mojego punktu widzenia kompozycja jest zbyt jednowątkowa. Pojawiająca się nieśmiało puszysta, ambrowa baza stanowi ledwie akompaniament dla róży, która do końca pozostaje motywem przewodnim opowieści.


Najsmutniejsze jest jednak to, że olśniewający początkowo swą wielowymiarowością akord różany rychło traci nie tylko moc, ale i nieco urody. Po godzinie, czasem dwóch, cierpka część spektrum różanego aromatu staje się wyraźniejsza - nie na tyle, by zapach skwasił się i stał niemiły, na tyle jednak, by stracił tę aksamitną głębię, która tak pociągająco brzmiała w pierwszej godzinie.


Z przykrością stwierdzam, że niewesoły jest finał życia tej niezwykłej piękności. Zgorzkniała wycofuje się w cień... I jest to, niestety, jej własny cień - kompozytor Cafe Rose nie zadbał o to, by było kim zastąpić odchodzącą królową. Bezkrólewie to smutna sytuacja.



Data powstania: 2012
Twórca: jak zawsze u Forda anonimowy
Trwałość: ok 4 godzin projekcji w miarę zauważalnej. Później zostaje tylko ślad zapachowy na skórze

Nuty zapachowe:
szafran, czarny pieprz, róża stulistna (zwana majową), róża turecka, róża bułgarska, kawa, kadzidło, ambra, sandałowiec, paczula


Na wszystkich ilustracjach cesarzowa Elżbieta Amalia Eugenia von Wittelsbach zwana Elżbietą Bawarską lub w skrócie Sissi, żona cesarza Francoszka Józefa I.
  • Pierwszy obraz: Georg Raab "Portrait of the Empress Elizabeth" ze zbiorów Lwowskiej Galerii Sztuki.
  • Drugi: Franz Xaver Winterhalter "Kaiserin Elisabeth von Österreich" ze zbiorów muzeum w Schoenbrunn.
  •  Autora trzeciego portretu nie znam, ale obraz znalazłam tu: KLIK.
  •  Ostatni portret (pośmiertny) pędzla Leopolda Horowitza.

Komentarze

  1. Sabbath...
    Ależ jestem ciekawa tego połączenia róży z kawą...
    Muszę kiedyś "zerknąć" na te perfumy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anno, jeśli kusi Cię zerkanie - zerkaj dla róży, nie dla kawy. Kawa po kilkunastu minutach znika definitywnie i nie ma jej już potem. :(

      Usuń
    2. Szkoda...
      Ale czy ta nuta nie zmienia jednak sposobu odczuwania róży, nie nadaje jej głębi?
      Uwielbiam zapach kawy i jest on dla mnie zawsze pociągający...

      Usuń
    3. Kolejna wielbicielka kawy :)

      Usuń
  2. Gdy chcę "zobaczyć" jak perfumy pachną i choć trochę wyobrazić sobie co mnie czeka np podczas wymianki na wizażu to wchodzę na Twojego bloga - na 80% znajdę to czego szukam. Baaardzo lubię to konkretne miejsce w sieci, znam je od dawna, ale dopiero od około 2 tygodni wczytuję się dokładnie w posty. Twoje wpisy są bardzo pomocne za co bardzo Ci dziękuję. Życzę niewyczerpanego źródła inspiracji i pięknego życia ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo za komentarz. Nawet nie wiesz, jak miło przeczytać coś takiego... A może wiesz? :))) W każdym razie dziękuję bardzo.

      Usuń
  3. Kiedyś dałabym się pokroić za prawdziwie różane perfumy - miałam obsesję na punkcie wszystkiego co różane. Teraz choć wciąż bardzo lubię jej zapach, większym zainteresowaniem chyba obdarzyłabym ten element kawowy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie. O piękną róże jednak łatwiej, niż o kawę w perfumach.
      Choć ja mam odwrotnie. kiedyś powąchałabym, powiedziałabym "bleh, róża" i odłożyła. A teraz doceniam. :)))

      Usuń
  4. A we mnie recenzja ostudziła zapał do poszukiwania próbki - i chyba dobrze, bo za dużo mam ostatnio chciejstw perfumowych - w tym ze dwa, które chwalisz:) Zawsze kiedy jakiś zapach mi się spodoba, szukam go na blogu, i jak znajdę - pozytywną recenzję - to wzdycham z ulga, że mam dobry gust:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha! Dzięki. :) Ja czasem odkrywam, jaki mam dobry gust, kiedy wącham swoje perfumy i... niespodzianka: podobają mi się! :)

      Jakie masz chciejstwa? U mnie bez zmian. Dwa plany, jedno chciejstwo.

      Usuń
    2. Rose Le Labo (chyba niedługo do mnie doleci, poprosiła, klienta z Anglii, coby mi je kupił - Liberty nie wysyła teraz do Polski:(

      Dorin Paris Oud - jeden z niewielu oudów, który nie pachnie na mnie skórą ani szpitalem - piękny, aksamitny...

      Aedes de Venustas Signature - to może troszkę poczekać, bo bardziej mi na cieplejsze dni pasuje.

      No i - Black Cube, już do mnie jedzie z Kuwejtu - za jedyne 200 USD:))

      Usuń
    3. Ależ masz chciejstwa! Gdyby nie Paris Oud, którego nie znam, pomyślałabym, ze to moje. :)
      Znam Oud Miison Dorin - to inny, prawda?

      A Rose Le Labo jest obłędnie piękna. I jeszcze Aedes de Venustas... Cięgle czeka na recenzję.

      Aż mi się na klawiaturę pcha stwierdzenie, ze masz świetny gust, ale... W sumie zwykle tak, jest, ze kiedy ktoś ma gust zbieżny z naszym, to uważamy, ze ma świetny, prawda?

      Gratuluję i zazdraszczam zakupów!

      Usuń
  5. Odbieram Cafe Rose podobnie; mam szczęście wyczuwać kawę również później,smuży się odrobinę przy skórze, ale nie w takiej ilości,która by mnie cieszyła. Wwąchiwanie się w nadgarstek w poszukiwaniu kofeiny... nieeee...
    Nie pozbywam się flakonu,bo Private Blendy podobno stworzone są do mieszania ze sobą. A gdyby tak z Oud Wood?
    Rozumiem, że sample dotarły bezpiecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dotarła wiadomość? Kurczę, słałam kiedy internet miał czkawkę, ale mam w wysłanych. :(

      Dotarły, dziękuję Ci pięknie. Spełniłaś moje trzy marzenia. To niefordowe okazało się najbardziej... No. Najbardziej. Cudo. :)

      Usuń
    2. Wiadomość została pożarta przez sieć i nie dotarła:(
      To ja nie będę się dopytywać, co konkretnie sądzisz o tym niefordowym, i czy w bazie nie ma za dużo pewnego składnika, bo coś mi po cichu mówi, że chyba szykujesz jakąś recenzję...

      Usuń
    3. Szykuję, szykuję! Ale co sądzę, już napiszę. Sądzę, że CUDO! Mogłabym mieć...
      Ogólnie prawda jest taka, ze szykuję recenzje wszystkich trzech zapachów od Ciebie, ale podziękowania będę przy tym niefordowym właśnie, bo on akurat spodobał mi się najbardziej. :)

      Swoją drogą, napiszę jeszcze raz. Dziwiłam się, ze nie odpisujesz. :)

      Usuń
    4. Ja dziwiłam się z podobnego powodu, to znaczy, że nie sygnalizujesz przybycia zapachów:)
      Napisz koniecznie jeszcze raz, będzie mi bardzo miło.
      A jeśli chodzi o naszą bohaterkę, to Cafe Rose nie jest różą na miarę moich potrzeb. Odkryłam, że jest nią Opone Diptyque i poza nią więcej już róż nie potrzebuję.

      Usuń
    5. O! Oponka jest super. Wciąż zabieram się do recenzji...

      Maila napiszę, tylko na razie jestem zatkana mailowo. Ale się odetkam.

      Usuń
  6. Ojej a tak ładnie się nazywają...Mi kawa jeszcze nigdy się nie spodobała w perfumach. jak dotychczas źle reagowałam na wszystkie kompozycje z kawą w składzie. Choć sam zapach uwielbiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaak, nazywają się fajnie, goć gdyby pominąć Rose byłoby jeszcze fajniej.
      Niestety, kawa w perfumach to i moja wieczna udręka. poszukiwania idealnej kawy to jest moja syzyfowa praca. Ogólnie... jestem ciągle w trakcie. :)))

      Usuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. To Wy sprawiacie, że to miejsce żyje. :)

Popularne posty