Akkad Lubin

Złapałam wirusa. Komputerowego.

Pozbawiona możliwości pisania w swojej norze przeniosłam się na drugi komputer, zwany u nas w domu „dużym” i używany głównie do grania i na tymże komputerze głównie grałam. Stąd przerwa. Ale już wracam do rzeczy. Dziś ostatni z „mitologicznych” zapachów Lubin: Akkad. Anonsowałam go z przytupem i dziś tupania ciąg dalszy. Akkad był tym właśnie zapachem z serii, na który czekałam najbardziej i od pierwszego wdechu wiedziałam, że warto było.

Ambrowe spełnienie

Pierwsze nuty olśniewają jak wschód słońca na pustyni, gdzie krągła jak pomarańcza tarcza słoneczna wyskakuje zza horyzontu naga, bezwstydna i ciepła. Doprawdy, trudno dziwić się temu, że starożytni Akkadyjczycy i Babilończycy oddali wschód słońca i miłość fizyczną pod opiekę tej samej bogini.

Złociste otwarcie Akkad to moment, gdy Aya bierze świat w ramiona. Choć u stóp ścieli się chłód nocy, choć wiatr przynoszący zapach zmarzniętych krzewinek szałwii jest zimny i dotyk jego palców nie jest pieszczotą, a błękitny dym palonego przez oczekujących słońca kapłanów kadzidła skłania raczej do modlitwy, niż miłości – uśmiech Ayi ogrzewa świat i ludzkie serca. Jej ciało pachnie wysłodzonym mandarynką elemi i ciepłym, suchym styraksem. I kusi.

Kiedy zbliżymy się nieco do serca kompozycji i do serca bogini, poczujemy zmysłową słodycz mirry subtelnie zaostrzoną cynamonem i kardamonem. Chłód znika, jest coraz cieplej. Gaśnie też słodycz mandarynki, nuty żywiczne stają się wyraziste, dotykalne wręcz. Splecione z mirrą olibanum pokazuje oblicze, którego nie znaliśmy – ogrzewa się nie tracąc gładkości i twardości marmuru. I nagle wszystkie starożytne legendy utożsamiające olibanum z męską energią stają się jasne. Zapach olibanum oplata miękką mirrę jak męskie ramiona otaczają pulchne, kobiece ciało.

Oto przyszedł Szamasz – bóg słońca, brat kapryśnej i podstępnej Inanny, mąż Ayi. Żywiczna mozaika nabiera życia. Akcent przyprawowy zyskuje niespodziewane podbicie w postaci labdanum, a potem… Potem przychodzi kulminacja. Ambra. 

I tak, jak słońce nad pustynią zmienia świat w tygiel roztopionego złota, tak nabierający mocy, wytrawny akord ambrowy przemienia tę subtelną w otwarciu i szorstką nieco w sercu kompozycję w zapach zmysłowy i łagodny zarazem. I skoro już wybrałam boskich patronów mojej recenzji, nie ucieknę od „konsumpcji” tego porównania.

Wczesna, potężna i długotrwała baza Akkad jest jak akt miłosny między dwojgiem kochanków biegłych w sztuce i cierpliwych, lecz jednocześnie darzących się uczuciem. Najpierw słodki akord otwarcia przysłonięty zostaje kadzidlanym sercem kompozycji: zgodnie z naturalną koleją rzeczy świt ustępuje przed dniem, łagodna Aya ulega swemu sprawiedliwemu i mądremu małżonkowi. Potem zaś, w sposób równie łagodny i naturalny, przestaje mieć znaczenie kto komu uległ, bo miłość tych dwojga jest piękna i trwa aż po waniliowy sen o paczulowo – piżmowym zmierzchu…


Data powstania: 2012
Twórca: Delphine Thierry

Trwałość: 6 godzin plus paczulowo – pizmowy powidok

Nuty zapachowe:
Nuty głowy: mandarynka, bergamota, szałwia
Nuty serca: kardamon, elemi, olibanum, styraks
Nuty bazy: ambra, labdanum, wanilia, paczula

Źródła ilustracji:

  • Autorem pierwszego zdjęcia jest znany i wialokrotnie nagradzany fotograf Bill Winters. Stronę artysty znajdziecie pod adresem billwinters.net.
  • Autorem obrazu służącego jako druga ilustracja jest Wojtek Siudmak, którego nikomu chyba przedstawiać nie muszę.
  • Trzecie zdjęcie z fotopedii: KLIK.

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

30 komentarzy o “Akkad Lubin”

  1. A recenzja sprawia, że niecierpliwie bedę czekać na przylot tych maleństw a w głowie się czai chętka na flakon.

    1. Polu, mnie samej po głowie chodzą flakony… Tylko nie mogę zdecydować się, który najbardziej. I zdecydowanie nie są to jednak zapachy na 100 ml. Zamówię większe próbki i zobaczę, jak nosi się je globalnie "do ludzi", bez tropienia. Potem pomyślę nad zakupami.

    2. Ja tak miałam z Idole EDP cuda nad cudami z sampla, w końcu dorwałam 5ml dekant i w sumie kilka razy użyłam globalnie ale po pierwszym zauroczeniu żadne mocniejsze uczucie się nie wywiązało. W końcu nawet odesłałam reszte tego piątala komuś kto bardzo chciał poznać. Jakoś niby super a ciagle czegoś mi brakowało. Dlatego dzielnie czekam na próbki wylewając wiadro zimnej wdy na głowę za każdym razem jak się zapalam do zakupu w ciemno.

    3. Zakupy w ciemni to hazard. bardzo niezdrowe dla kieszeni…
      Co do Idole – edt kupiłam po pierwszym pobieżnym teście i pozbyłam się. Potem po testach kupiłam edp i teraz nie noszę. Choć… Właśnie go wpakowałam do walizki. Razem z Ambre Russe – przez parę dni będę piratem. Arrr! Na razie mam guza, bo ćwicząc chodzenie z zasłoniętym jednym okiem wrąbałam w futrynę.

  2. Lubię 😀 Opis boski – dosłownie i w przenośni. Zapachu nie znam, ale jeśli choć po części pieści zmysły jak Twoje słowa – mamy raj!

    1. Kat, obawiałam się, że przez tę mandarynkę Akkad może być najmniej "mój" z serii, ale na szczęście okazało się, ze jest piękny. I moja rozmiłowana w Babilonii dusza może się upajać i myśleć nad flaszką… Choć także pijany skrzat i wojowniczy elf mogłyby u mnie mieszkać…

  3. A ja już przebieram nóżkami, bo z wizażowej rozbiórki będę mieć próbki:)Nie mogę się doczekać…

    1. Ja nie przebieram, bo się boję… Że zachce mi się flaszek. W sumie… Obawiam się, ze i bez przebierania może mi się zachcieć.

  4. Flakonów nigdy nie kupuję w ciemno – za duże to pieniądze, a nie raz spotkałam się z tym, że opis był boski, ale sam zapach nie powalił mnie na kolana. I tak naprawdę – cieszę się, kiedy po otrzymaniu próbki oddycham z ulgą, że zapach jednak nie mój. Teraz czekam cierpliwie na flaszki Black Oud LM Parfums i Aedes de Venustas Signature – ten może poczekać, bo bardziej do wiosenno-letniej aury pasuje. Ale niebawem lecą do mnie rozbiórkowe sample – m.in Pardon, Arso – więc potencjał na nowe muszmiecie spory:) (dodam, że jestem fanką Fille en Aiguilles, więc Arso oczekuję z niecierpliwością:))

    1. No to możemy sobie podać ręce. Sama uważam, ze kupowanie flakonów w ciemno to czysty hazard, a hazardzistką nie jestem zdecydowanie.
      W kwestii "leczenia" się z własnych iluzji za pomocą testów też mam podobnie – oddycham z ulgą, kiedy coś podoba mi się, ale nie na tyle, bym chciała to mieć.
      A żeby było po trzykroć zgoda, napiszę jeszcze, że Aedes de Venustas piękne jest i czeka na recenzję.

      Jeszcze tylko dodam zachętę, żebyś Pardon dała czas. Otwarcie jest ładne, ale potem zapach pięęęęknie się układa.

    2. Ja jestem w tej kwestii bardzo ostrożna. "Po nutach" zamawiam próbki. Potem dopiero dumam nad flaszką.

  5. Mrrrrr, ambra wydaniu usłonecznionym bardzo kusi, choć ogólnie nuta to "niemoja".
    Natomiast dołożę sobie muszmiecia do perfumeryjnego słownika. Znajdzie się w tej samej szufladce, co ejmast i masttraj.

    1. Myszo, to jest taka ambra niepwprost. Akord ambrowy uzyskany przez złożenie innych nut. Myślę, ze dla niemiłujących ambry będzie w sam raz. 🙂
      nie tylko piżmo w bazie przeszkadza…

  6. Nie wiem jak to się stało, ale dziś bardziej świetlista opowieść do mnie przemówiła… jeszcze jak nastał moment o męskich ramionach oplatających pulchne, kobiece ciało, to już w ogóle przepadłam 😀 … za tym zapachem 😀

  7. Sabbath piękna słoneczna opowieść :))

    Zapach zapowiada się świetnie na ogrzanie zimowych dni 😉

  8. Dobry wieczór 🙂 Taka recenzja to miód na moje serce, a właściwie radość, że moja perfumeryjna guru także docenia i chyba nawet lubi Akkad. Sama nie wierzę, ale zadurzyłam się w tym zapachu. Noszę bezwstydnie kościelne kadzidło i wcale nie czuję się z tego powodu zobowiązana do…skromności czy powagi;-) Akkad uwiódł mnie właśnie "wysłodzonym mandarynką elemi". Przepięknie to ujęłaś, tak właśnie to czuję wysłodzone elemi, ale nie oczywistym karmelem czy miodem, ale mandarynką! uwielbiam ten moment przejścia tej słodko-kwaśnej nuty w dostojne kadzidło. Trwałość rewelacyjna, chociaż lubię powtórzyć aplikację w ciągu dnia tylko po to aby poczuć to piękne przejście słodyczy i radości w harmonijne i nabożne klimaty mszalne. Czuję się taka silna a zarazem kobieca w tym zapachu, który otula mnie i chroni.
    Dopiero od niedawna "praktykuję w niszy". Wcześniej czytałam i testowałam, a dzisiaj już nie chcę powrotu do tej znanej zapachowej oczywistości:-)
    Dziękuję Ci Sabbath za ten blog oraz za przyjęcie do Grupy na Fb. Marzę o warsztatach prowadzonych przez Ciebie, wierzę, że się ziści. Pozdrawiam serdecznie, Dorota

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

Olivier Durbano Jade

Przy okazji recenzowania ostatniego (na razie) zapachu z oferty firmy Olivier Durbano postanowiłam podzielić się z Wami informacją, która zapewne ucieszy Warszawianki i Warszawiaków. Otóż

Czytaj więcej »