Pod dzięglowym parasolem - Magnolia di Classica Pineider


Opowiem Wam dziś o zapachu, który trafił w swój czas. W dokładnie ten moment, w którym stał się dla mnie radością, choć w każdym innym minęłabym go obojętnie. Magnolia di Classica, zajmującej się produkcją designerskiej galanterii skórzanej, marki Pineider.

Pierwszego dnia remontu, kiedy świat właśnie wywijał kozła i stawał na głowie (w tej niekomfortowej pozycji pozostał do dziś) dotarła do mnie aromatyczna przesyłka od importera perfum niszowych, firmy Next Level. O jej zawartości sporo jeszcze napiszę (bo cuda i dziwy zawiera), ale zacznę od flakonu, który odpowiadał za jej niesamowity aromat. Piękne, wielkiej klasy cytrusy i delikatny, jasny aromat magnolii...

 

Nietrudno mi było odnaleźć "winowajcę". Graniastosłup z litego, pieczołowicie wygładzonego drewna, otwierany za pomocą sprytnej (i także bardzo starannie wykonanej) blokady i skrywający w wydrążonym wnętrzu smukły flakon był przemoczony i... pachniał. Pachniał pięknie i zupełnie "nie mojo". Oczywiście natychmiast ustawiłam nieszczelny flakonik w pionie, perfumy okazały się jednak na tyle dobrej jakości, że po kilku dniach drewno wciąż wydzielało intensywny zapach. Zapach, który w remontowym rozgardiaszu kusił mnie coraz bardziej. I któremu w końcu uległam.

Już pierwsza aplikacja potwierdziła wszystkie moje nadzieje i obawy. Magnolia di Classica okazała się zapachem fantastycznie wręcz noszalnym, przyzwoicie trwałym i zachwycająco pogodnym. Dodatkowo, przy całej swej lekkości i pogodzie, oferowała mi coś, czego w tym trudnym okresie bardzo mi brakowało - wrażenie ulotnej, dyskretnej elegancji. Najgorsze jednak było to, że po trzech dniach z Magnolią nie chciało mi się zupełnie wracać do moich ciężkich drewniaków. Dopuszczam możliwość, że w wyniku trudnych warunków doznałam psychicznych urazów. ;)


Pod dzięglowym parasolem


Akord otwierający Magnoliową Klasykę Pineider składa się z dwóch, doskonale uzupełniających się warstw zapachu. U szczytu znajdziemy duet pasujący do nazwy: klasyczne, eleganckie, pozbawione infantylnej słodyczy cytrusy i lekki, pogodny aromat magnolii. Pod spodem leniwie faluje ciężki akord kwiatowy - początkowo tuberozowy, z czasem powoli, łagodnie morfujący w zmysłową różę.

Najbardziej niezwykłym elementem tej fazy kompozycji jest, początkowo idealnie wtopiony w bergamotowe otwarcie, aromat arcydzięgla. Charakterystyczny, ziołowy, delikatnie cierpki, wzbogacony o gorzkawą, żywiczną nutę zapach tej niezwykłej rośliny przesuwa Magnolia di Classica w sferę wytrawnych kompozycji ziołowych. Owszem - złagodzonych i zaokrąglonych akcentami kwiatowymi, lecz wystarczająco niebanalnych, by zadowolić także ceniącego lekkie perfumy mężczyznę.



Baza to kolejny mariaż olfaktorycznych faktur: cierpka przejrzystość, zielonego aromatu yerby zmącona ciepłym powiewem powracającej tuberozy.

Dopiero na tym etapie zdajemy sobie sprawę z niezwykłej urody tej olfaktorycznej gigantki - czającej się w gąszczu dzięgla, ustrojonej zielonymi parasolami drobnych kwiatków. Miłe z jej strony jest to, że tym razem nie włazi z butami w sam środek kompozycji, lecz pozostaje na uboczu, w dzięglowym gaju, z ciepłym uśmiechem, kwiatami magnolii we włosach i filiżanką earl greya w białej dłoni.


Głęboką podstawę tworzą nuty żywiczne (elemi) i odrobina jasnego cedru przygaszone paczulą i pogłębione niskimi, piżmowymi rejestrami zapachowego spektrum dzięgla. Bardzo konsekwentne, przemyślane rozwinięcie zapachu.

Niestety, na tym etapie mam pewne zastrzeżenia do trwałości magnoliowych perfum Pineider. O ile akordy otwierające były pełne i ekspansywne (czego dowodem jest unoszący się z moim domu przez trzy dni aromat cytrusów), o tyle baza jest nieco zbyt dyskretna. Dopuszczam jednak możliwość, że twórca chcąc zachować transparentną lekkość kompozycji, celowo uniknął spointowania jej ciężką bazą.


Ciekawą cechą Magnolia di Classica, na którą zwróciłam uwagę nosząc ją w sposób niedbały, zupełnie niezgodny z przestrzeganą zwykle przeze mnie "ars olfacti" <ładne określenie? Opatentuję! :)> jest zdolność poszczególnych faz rozwoju do zgrywania się ze sobą i tworzenia przyjemnej całości. Mówiąc wprost: magnolię można w każdej chwili dopsikać, wzmocnić, wspomóc nową aplikacją, nie ryzykując uzyskania kakofonii woni "podobnej dokładnie do niczego", jak to się czasem zdarza w przypadku perfum o wyraźnej, urozmaiconej ścieżce rozwoju. Myślę, ze w przypadku kompozycji tego typy, opartej w znacznej mierze na olejkach o krótkim czasie utleniania, jest to zaleta.

Na koniec napiszę to, czego pewnie spodziewacie się od początku: perfumy Pineider są dostępne w Polsce. Niestety, tylko przez internet, więc nie ma szans na testy. I choć bardzo kuszą mnie Colonia Ambrata (głowa: bluszcz, bergamotka; serce: fiołek, kaszmir, róża; baza: piżmo, labdanum, paczula, heban) i Cuoio Nobile (głowa: bergamotka, mandarynka, galbanum, lawenda; serce: zamsz, cyprys; baza: tytoń, fasola Tonka, paczuli, piżmo), raczej nie zaryzykuję flakonika w ciemno. Na razie. ;)


Data powstania: 2012
Trwałość: do 5 godzin

Nuty zapachowe:
Nuty głowy: magnolia, bergamotka, mandarynka
Nuty serca: róża, tuberoza, dzięgiel litwor
Nuty bazy: yerba mate, paczuli


Źródła ilustracji:
  • Zdjęcie pierwsze pochodzi z forum Basenotes, z TEGO wątku.
  • Drugie, przedstawiające parasol arcydzięgla pochodzi ze sklepu Earth Angel Oils.
  • Zdjęcie kwiatu tuberozy z bloga: Photography Blog na Blogspocie.
  • Trzecia fotografia zaczerpnięta z artykułu o zielonej herbacie na portalu dentystycznym: KLIK
    Ostatnie zdjęcie z polskiego bloga Medycyna Naturalna Blog.

Komentarze

  1. opakowania bardzo mi się podobają i chętnie bym też powąchała, ale ceny skutecznie chłodzą zapał ;) wolałabym fundusze przeznaczyć na coś zachwycającego, a nie po prostu miłego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja znam tylko jeden ich zapach i mam pewne nadzieje związane z pozostałymi. Szczególnie ze wspomnianymi Ambrą i Skórą. Bo skoro spodobał mi się zapach zupełnie nie w moim stylu, to może pozostałe są dobre...?

      Usuń
  2. Bardzo lubię zapach magnolii! Ten prawdziwy, kwiatowy :) Bardzo przyjemnie mi się kojarzy. A cytrusy wydają sie odpowiednie na nadchodzące ciepłe dni. Cała kompozycja wydaje się bardzo optymistyczna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu magnolia jest przyjemna. udała im się. Warto potestować. Tylko gdzie?

      Usuń
    2. "Gdzie" zawsze jest wbrew pozorom najtrudniejszym z pytań :P

      Usuń
    3. No ba! Szczególnie kiedy "gdzie" dotyczy kluczy, tuż przed wyjściem z domu. ;)

      Usuń
  3. no wreszcie wróciłaś Sabb! :) już nie mogłem się doczekać i mam nadzieję że to powrót na dobre, a nie jeden wpis w oczekiwaniu aż fugi w łazience wyschną :D
    pozdrawiam pirath

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piracie, łazienka jeszcze przede mną. Na razie schną fugi w kuchni i tynk w pokojach. :)

      Usuń
  4. Wydają się być miłym zapachem na co dzień. Uwielbiam cytrusowe zapachy a jeszcze z dodatkiem świeżych zielonych aromatów, cudo. Chociaż w sumie ten wydaje się być takim zwykłym dziennym zapachem, trzeba byłoby go powąchać żeby się ostatecznie przekonać

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację. zawsze trzeba powąchać, żeby się przekonać. Opis to tylko opis. Szkoda, że Pineider nie jest marką dostępną u nas stacjonarnie. Jeszcze... ;)

      Usuń
  5. Po pierwsze - bardzo się cieszę z dwóch rzeczy - że napisałaś i że o kwiatach.
    Jak rożne mogą być drogi rozwoju - bo dla mnie rozwój to zawsze poznawanie nowych rzeczy, bez zamykania się. Ja od kwiatów zaczełam, a właściwie od zapachów lat 90tych i wcześniejszych. I własciwie na współczesnym niezbyt ciekawym tle, bojącym się poza wyjątkami ryzyka - zapachy, o których piszesz, szczególnie agarowce, najbardziej mnie zainteresowały. Z radością czytam zawsze o kwiatowych sympatiach, bo ten rodzaj zapachów często bywa omijany szerokim łukiem przez osoby pasjonujące się perfumami.
    Czy może się mylę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, Ju.
      Ja mam wrażenie, że sporo jest osób lubiących właśnie kwiatowe zapachy, choć być może rzeczywiście nie są one wystarczająco licznie reprezentowane w gronie piszących...
      Ja się uczę nowych woni - tak samo, jak Ty, tylko w drugą stronę. zaczynałam od fascynacji drewnem i dymem, powoli zaczynam doceniać kwiaty i wonie lżejsze. Choć wolałabym, żeby gust mi się nie zmienił jakoś diametralnie. :)

      Usuń
  6. Pozytywny i swietlisty aromat zdaje sie byc idealnym dodatkiem na cieple dni :) Chociaz nie wiem czy bym sie skusil, gdyz zazwyczaj kiedy widze wiecej niz dwa kwiaty w skladzie to zaczynam miec obawy o zbyt kobiecy w odbiorze charakter kompozycji. Nie potrafie sie przekonac do kwiatowcow jako noszalnych na mojej skorze.Ale staram sie nie zamykac i probuje. Dlatego tez nie przypadkowo i za sprawa checi znalezienia alternatywy dla swojego jedynego swiezaka, zamowilem ostatnio Roger & Gallet - Fleur d'Osmanthus. Spontanicznie nie znajac wogole marki jak i rowniez pod wplywem pieknej animacji z firmowej strony producenta nawiazujacej do lekkiej wolnosci w Chinskich ogrodach. Nadal czekam na dekancik z przeczuciem ze bedzie tak jak byc powinno ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po raz kolejny mogłabym podpisać się pod Twoim komentarzem. Też mam kwiatkofobię. W sumie nawet jeden kwiat w składzie budzi mój niepokój. dwa to spora szansa na to, że nie przetestuję.
      Ale też staram się rozwijać. Uczę się jaśminu. Oswajam różę. Doceniam irysa. Mam sentyment do fiołka.
      Fleur d'Osmanthus nie znam, ale osmanthus jest jednym z kwiatów, które relatywnie łatwo mi lubić. Trzymam kciuki za Twoje przeczucia. :)

      Usuń
  7. Jakoś mi się w głowie nie mieści, że można porzucić drewniaki na rzecz kwiecia. Ja nie mogę :P
    No chyba, że to będzie prawdziwa frezja, wtedy się zastanowię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tam od razu porzucić! To tylko przygoda, romansik niewinny. :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. To Wy sprawiacie, że to miejsce żyje. :)

Popularne posty