Cukier, słodkości i różne śliczności - Intense Cafe Montale


Nowości z Quality ciąg dalszy. Co prawda czeka na mnie kilka arcygenialnych zapachów zupełnie na polskim rynku nieznanych, co prawda kolejne świetne kompozycje Jovoy czekają na swoją porcję zachwytu, ale kawa w perfumach to pokusa, której oprzeć się nie potrafię.

Próbki tego zapachu wyglądałam z wielką niecierpliwością. Powinnam napisać, że bez wielkich nadziei, ale... Uczciwie pisząc: oczywiście liczyłam na to, że moja ostrożność okaże się przesadna.



Cukier, słodkości i różne śliczności
Oto składniki, które wybrano do stworzenia... 
idealnej miernoty *


Pomysł złożenia kawy z różą wydawał mi się bardzo interesujący... jeszcze niespełna rok temu, kiedy na rynek wchodziły Cafe Rose firmowane nazwiskiem Toma Forda. Teraz, po kilku miesiącach koncepcja nie powala, ale wciąż pozostaje chrapka na więcej kawy. I nadzieja na zauroczenie mimo wszystko, gdyż znajduję się aktualnie w szczytowej fazie różofilii. Tymczasem Intense Cafe od pierwszej chwili intensywnie mnie rozczarowały.

Pierwsze wrażenie - szybkie, nieuporządkowane, spontaniczne: różowa różyczka w różowej cukrowej wacie. W moim umyśle pojawiło się impulsywne pytanie: cóż to u licha ma być?!


Kiedy zbliżam nos do skóry rzeczywiście czuję kawę. A raczej kawkę: karmelowo - waniliową, słodką, letnią. Bardzo przyjemną, ale widziałabym ją raczej na półce Sephory albo Rossmana, niż w kompozycji reklamowanej jako mrocznie kawowa. Kiedy odsuwam nos od skóry - kawa znika.

Przypomina mi to zabawę "trójwymiarowymi" obrazkami skonstruowanymi w ten sposób, że obrazek zmienia się wraz ze zmianą kąta, pod którym na niego patrzymy. Z daleka - różyczka, z bliska - kawusia, z daleka - znów różyczka i kwiatuszki. Cukier z każdej perspektywy.


Zapach niewątpliwie zaplanowany został jako przyjemniaczek: ładny i ciepły. Jak na Montale dość stonowany.

Z czasem robi się coraz bardziej syntetyczny, lekko piżmowy i coraz mniej miękki. Niewygodny, kanciasty, uwierający - w ten sam sposób, w jaki kanciasty robi się inny ulep spod tego samego szyldu: Chocolate Greedy. Żaden z nich nie leży dobrze. Intense Cafe gorzej, bo zamiast mordować czekoladą (co przeciez bywa zaletą) po paru godzinach do złudzenia przypomina bazujące na syntetycznej wanilii i timberolu średniopółkowe słodziaki podobne dokładnie do niczego.



Data powstania: 2013
Twórca: legendarny (znaczy najprawdopodobniej nieistniejący) Pierre Montale
Trwałość: dobra, ale jak na Montale... niezbyt dobra. ok 8 - 10 godzin. Projekcja tylko początkowo dobra. Aktualnie, po ok 10 godzinach od aplikacji, mając je w zgięciu prawego łokcia, testowane dwie doby wcześniej Private Label Jovoy czuję równie intensywnie. Czyli nie bardzo...

Nuty zapachowe:
Nuty głowy: akord kwiatowy
Nuty serca: kawa, róża
Nuty bazy: ambra, piżmo, wanilia


Slogan z czołówki "Atomówek" rzecz jasna. W oryginale brzmiał: "Cukier, słodkości i różne śliczności. Oto składniki, które wybrano do stworzenia idealnych dziewczynek." :)


Źródła ilustracji:

Komentarze

  1. Kurza twarz. No i muszę zmieniać moją opowieść. No, może nie zmieniać a zmodyfikować.
    Naskrobałam ją korzystając z bezsennej nocy i postanowiłam opublikować przy sposobności by dziś poświęcić czas znacznie bardziej interesującemu (przynajmniej dla mnie) zapachowi.
    Zestawienie z Cafe Rose mnie także przyszło do głowy-- oba zapachy są rozczarowujące choć Incense Cafe podoba mi się bardziej niż Tobie. Mniej natomiast podoba mi się zapach od Toma Forda, razi mnie brzydkim piżmem i w ogóle jest jakiś taki landrynowy. I nietrwały, choć w tym wypadku to plus.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie modyfikuj. Twoje opowieści są dopracowane do ostatniej literki. Modyfikacja nie zrobi im dobrze. Z resztą - czy to pierwszy raz okaże się, ze odbieramy zapach tak samo? Nie. I mnie to cieszy. :)

      Usuń
  2. Ja lubię zapachy po prostu śliczne - ale spełnią tą moją potrzebę Ume, i więcej nie potrzebuję. Oudy mogę kolekcjonować, ale dziewczęce słodziaczki...oj nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ume jest śliczne i dobre. Nie napisałabym, że banał.
      Sadziłam się kiedyś na recenzję, ale jakoś nie wyszło. Takich zawieszonych zapachów mam setki... :(

      Usuń
  3. Yhm... wieści z sieci dochodziły do mnie że żadna to intensywna kawa ba.. że na wet nie kawowa lura. Szkoda. Czy jest w ogóle choć jeden tak porządnie kawowy zapach warty uwagi?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Black Vetiver Cafe to mój ulubieniec. Lubię też Sweet Wooodcoffee CdG. New Haarlem jest bardzo dobry, choć kawka w nim chłodna.
      Zadziwiająco fajne są Signature Herritage Oriflame (kupiłam nawet flakon). I jeszcze jedna kawa, o której wkrótce. :)

      Usuń
  4. Opisem bardziej przypomina tego słodziaka, z którym ostatnio się polubiłam - Loukhoum, niż intensywną kawę. Inna sprawa, że tak czy inaczej pewnie by mi się spodobał, bo i słodkościami nie pogardzę. Ale jednak jak stoi napisane "kawa" to kawy by się chciało...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam obawy, że mógłby jednak się nie spodobać. Ale... mogę też się mylić.
      Dla mnie to złożony ze śliczności brzydal.

      Usuń
    2. Tak też może być - z zapachami nic do końca nie jest pewne. Przykładowo, wiesz że nie lubię anyżu i geranium, a ostatnio niesamowicie polubiłam się z perfumami, w których właśnie te nuty dominują. Życie pełne jest niespodzianek :)

      Usuń
  5. hmm kawę wielbię, ale połączenie z różą ... nie brzmi już dobrze .. i jak widać nie do końca się sprawdza ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taka PRAWDZIWA, czarna kawa z ciemną różą to mogłoby być coś. Jeszcze gdyby było wytrawne i wsparte nutką popiołu...
      Niestety, Intense Cafe koło prawdziwej, czarnej kawy nawet nie stało.

      Usuń
    2. Albo inaczej kawa, moce espresso z kilkoma kroplami likieru różanego.
      Bo tu to raczej odwrotnie, czyli likier a właściwie lukier różany z kropelką kawy :)

      Usuń
  6. Pozostane przy niegrzecznych dziewczynkach...

    OdpowiedzUsuń
  7. Czuję, że taki zapach przypadłby mi do gustu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opinii w sieci nie ma najlepszych. Ale nie wykluczam możliwości, że do niektórych skór może przytulić się lepiej, niż do mojej. Tyle, że... Jeśli chce się zrobić syntetycznego słodziaka, to po co nazywać go Intense Cafe?

      Usuń
  8. Hmmm.. pamiętam, że New Haarlem też Cię rozczarowało a dla mnie to jedna z najprzyjemniejszych perfumowych kaw. O czym wspominam, bo początkowo chciałam wyznać, że cieszy mnie, iż wreszcie opisujesz coś, co nie budzi chęci poznania! ;) Ale potem przypomniałam sobie o NH i już sama nie wiem. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tyle, że o New Haarlem pisałam, że to dobry zapach. Tyle, że chłodny, a ja kawę wolę gorącą.
      O Intense Cafe nie napiszę, że dobry. Ale testuj, testuj. Jeśli Ci się spodoba, świat zadziwi mnie po raz kolejny. :D

      Usuń
    2. W takim razie podejmuję wyzwanie. :D

      Usuń
  9. Mi wystarczyła wzmianka o wacie cukrowej i już wiem, że tej kawy nie spróbuje. Nie lubię słodyczy ani w wersji do stosowania wewnętrznego, ani zewnętrznego.
    Za to New Haarlem to insza inszość :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja w sumie lubię słodycze. Ale kawę wolę gorzką.
      I jeszcze jedno - TE słodycze mi nie smakują. ;)

      Usuń
  10. A i owszem, miałam sposobność (bo przyjemnością tego doświadczenia nie nazwę) do nie tylko powąchania, ale i globalnego noszenia tego Montala. Przede wszystkim - słodki do bólu zębów, ale na początku jest to słodycz wyraźnie kawowa.Kawa z dużą ilością słodkiego mleka z tubki. W ramach eksperymentu na żywym organiźmie wylałam na siebie z 10 (!) psików gdzieś. Kawa znikła po góra kilku minutach. A co zostało? Ulep z nachalną chemiczno - orientalną słodyczą, mocno drażniąca. I - jak to zwykle bywa z zapachami, których chcę się całkowicie pozbyć - nie do usunięcia. Było szorowanie, peeling mechaniczny, kąpiel, a orientalny szpiczasty odór pozostawał. A mój organizm ledwo żywy.
    Aż mąż zaprotestował na spanie ze mną. Na szczeście w pokoju obok mam alternatywne legowisko - grzecznie się oddaliłam, bo rozumiałam Go całkowicie.
    I tym sposobem straciłam już PRAWIE nadzieję na kawę w perfumach..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też zaryzykowałam aplikację globalną. Masssssakra. Ostatni raz tak się męczyłam przy testach zapachów Comptoir de Sud Pacifique. Nawet Mango manga była o wiele przyjemniejsza.

      Usuń
  11. Na tę kawę (jak teraz widzę nie-kawę) zasadzam się od miesiąca ... Próbkę chyba nabędę i tak, bo słodkości też lubię (chociaż raczej nie takie), ale tu miałam nadzieję na kawę wytrawną, mocną i intensywną ... Rozczarowanie. New Haarlem też mi się podobało, ale nadal szukam swojej kawy, więc spróbuję dla świętego spokoju i Intense Cafe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie takie same nadzieje miałam i ja. Stąd pewnie rozczarowanie tak bolesne.
      Kawy idealnej wciąż nie znalazłam. :(
      Ale próbkę bym na Twoim miejscu też zamówiła. Ostrzeżenia ostrzeżeniami, ale nadzieja umiera ostatnia. :)

      Usuń
  12. Oops :) To naprawdę niesamowite, jak różnie ludzie odbierają zapachy! :)
    Osobiście podchodziłam do Intense Cafe jak pies do jeża. Róży w perfumach nie lubię. Kawy też nie lubię. Wreszcie skropiłam nadgarstek próbką i przeżyłam... miłe rozczarowanie! Jest słodko, dziewczęco, ślicznie. Tak, jest syntetycznie i wręcz banalnie. A mimo to, ta banalna śliczność bardzo mi odpowiada. :) Różowa różyczka, której przecież nie trawię, tutaj podana jest w naprawdę przyjemny, nieco kremowy sposób. Moja skóra naprawdę podbiła kawę, która szybko wysunęła się na pierwszy plan i skradła mi serce. TAKĄ kawę mogę nosić. Wydaje mi się, że to połączenie kawy i róży jest stworzone dla ludzi, którzy wcale nie lubią kawy i róży! :)
    Wszystkie Montale pachną mi bardzo syntetycznie, ale nic, absolutnie nic nie przebije Mukhallat... plastik nad plastikami! :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. To Wy sprawiacie, że to miejsce żyje. :)

Popularne posty