Relacja ze spotkania i warsztatów z Olivierem Durbano


Jakiś czas temu - wcale nie tak dawno - dostałam wiadomość od Oliviera Durbano: że przyjaciel z Francji polecił mu Sabbath of Senses, że zaczął czytać i teraz kontynuuje lekturę z użyciem Google Translatora. Oraz, że jest poruszony i bardzo dziękuje. Wyznanie, że byłam zaskoczona i także poruszona zapewne nikogo nie zadziwi. Mam kontakt z wieloma Twórcami perfum, zdarza się, że inicjatywa wychodzi z ich strony, a jednak... to przecież Olivier Durbano - ojciec zapachu, który uznałam za swoje olfaktoryczne alter ego; perfum, które odkopałam z niebytu i opiewałam tak długo, aż swoim zachwytem zaraziłam połowę polskich perfumomaniaków., w tym Państwa Missalów, dzięki którym teraz dzieła Oliviera Durbano bez problemu poznać może każdy polski miłośnik perfum niezwykłych.


Nie macie pojęcia, jakie to było... Łatwe. :) Pierwsze sprowadzone przeze mnie do Polski flakoniki wywołały burzę. Pamiętam, jak ledwie kilka miesięcy po sprowadzeniu pierwszych flakoników perfum Oliviera Durbano, zamawiałam na Luckyscent osiem kolejnych flaszek. Dla siebie i braci w doli (bo przecież niedolą tego nie nazwę).


Efektem mojej korespondencyjnej znajomości z Olivierem Durbano jest, między innymi, wywiad ze stycznia bieżącego roku i towarzyszące mu obrazy malowane przez Oliviera. Obrazy, które jak zdradził mi w rozmowie, niewiele osób miało okazję oglądać, nie czuje się bowiem jeszcze całkiem gotów do tego, by pokazywać je światu.

Mimo to, kiedy miesiąc temu Olivier zaproponował wspólną kawę (podobnie jak ja, pija jej zbyt wiele), byłam zaskoczona. Wywiad nie byłby wielką niespodzianką, ale kawa?

Ostatecznie skończyło się na nieformalnym spotkaniu pod opiekuńczymi skrzydłami Quality, gdyż plan wizyty Oliviera w Polsce okazał się bardzo napięty i sama zaproponowałam Joasi Missali, że dostosuję się do ich planów; jednak kawa była, rozmowa też...


Gdy wraz z Polą i Pirathem dotarliśmy do Quality, Olivier był jeszcze zajęty. Zostaliśmy powitani przez Gospodarzy: szczęśliwych, dumnych i... zaniepokojonych. Okazało się bowiem, że flakony Lapis Philosophorum nie dotarły na czas z powodu wypadku na trasie i oto zawisła nad nami groźba premiery nowych perfum bazującej na jednej, jedynej testerowej buteleczce.

Czas oczekiwania na Oliviera spędziliśmy pożytecznie: krzątając się po perfumerii testując nowości i przymierzając się do biżuterii Mistrza. To znaczy ja się przymierzałam - Pirath oparł się pokusie. :) Przy tej miłej czynności zastał nas Olivier.

 

Pierwsza wymiana zdań była uprzejma. Przedstawiłam się imieniem i nazwiskiem (on nie musiał ;)), zaczęliśmy uprzejmą wymianę poglądów i pewnie nie ruszylibyśmy z miejsca, gdyby nie zjawiła się Joasia Missala, która widząc nasze niemrawe wysiłki dokonała prezentacji właściwej:
- Oliver, to jest właśnie Sabbath.
To jedno zdanie zmieniło wszystko. Olivier zareagował w sposób, którego nie zapomnę do końca życia - zostałam wyściskana, ucałowana w policzek i już nie było oficjalnie. Cóż mi do głowy przyszło, by przedstawić się imieniem?!


Zostałam obdarowana okolicznościowym zestawem upominków zawierającym własnoręcznie przez Olviera w niedużej buteleczce zalakowane płatki złota (na cześć kamienia filozoficznego i marzeń alchemików), bardzo przyjemną bransoletkę z dymnego kwarcu i hematytów oraz odlewkę Lapis Philosophorum w firmowym atomizerze odpsikaną, jak się okazało, z jedynego, deficytowego testera.

Rozmawialiśmy długo. Przyznaję od razu - rozmowę nagrałam, ale nie wiem, ile z niej będę w stanie upublicznić. Planowałam wywiad mniej oficjalny, niż ten przeprowadzony w styczniu, jednak otwartość, bezpośredniość i bijące z Oliviera ciepło przerosło wszelkie moje oczekiwania. I wyszedł nam nie wywiad, lecz rozmowa - taka prawdziwa, kiedy dzielimy się nie tylko słowami, ale też emocjami. Kiedy Olivier mówił, że zbudowaliśmy więź, racjonalna część mojego umysłu nieśmiało podpowiadała, ze trudno to zrobić w tak krótkim czasie czy wymieniając myśli via e-mail. Emocjonalna część mojego umysłu wątpliwości nie miała.


Mówiliśmy o marzeniach i celach, o zasadach i o tym, jak istotne jest, żeby je mieć, o budowaniu więzi, o przyjaźni i miłości, o porażkach życiowych i o tym, że po nich wstaje się jeszcze silniejszym. Olivier opowiadał o swoich pasjach - tych znanych i nieznanych, o rozwoju i o tym, że wciąż pracuje nad sobą. Mówił, że ważniejsze od popularności jest pozostawanie w zgodzie ze sobą i robienie tego, co kocha. Słuchałam i czułam się dziwnie - nieczęsto bowiem zdarza mi się z kimś tak definitywnie zgadzać.


Po spotkaniu zostałam przez przyjaciół zabrana na obiad. Czy raczej śniadanie, bo od rana nie mieliśmy okazji jeść. Wychodząc usłyszeliśmy straszny huk - to kamienie spadały z serc naszych gospodarzy. ;) Testery dotarły i wieść niesie, że tym razem to Michał Missala uratował świat.



Następnego dnia rankiem wybraliśmy się na warsztaty. Spotkanie warsztatowe podzielone zostało na dwie części: pierwszą, poświęconą szeroko pojętemu orientowi w perfumach, z fantazją i swadą prowadził Michał Missala, drugą natomiast sam Mistrz Durbano. Opowiadał o symbolice kolejnych kompozycji z serii Bijoux de Pierres Poèmes; o tym, ze każde kolejne perfumy są zapisem jednego z etapów jego życia, odpowiedzią na wydarzenia, które mają dla niego w danym momencie znaczenie. Wspominał o inspiracji podróżami i roli przypadku.

 

Według jego słów Rock Crystal powstał w momencie, kiedy znaczenie dla niego miała duchowa czystość. Kryształ górski jest symbolem duchowości, komunikacji z istotą wyższą - symbolika ta idealnie współgra z symboliką kadzidła frankońskiego i stąd właśnie wybór głównej nuty zapachowej Rock Crystal. 

Kiedy już Rock Crystal "stał się ciałem", Olivier zrozumiał, że kadzidło frankońskie jest idealną olfaktoryczną metaforą kamienia - łącząc w sobie chłód, niejednoznaczną słodycz, spirytualizm woni.


Drugi zapach z Serii - Amethyste - był wynikiem pragnienia spokoju i ochrony. W symbolice i wierzeniach ametyst jest kamieniem chroniącym przed truciznami, sproszkowany i zmieszany z winem dawał możnym poczucie bezpieczeństwa i komfort psychiczny. MOim zdaniem Ametyst to najbardziej niedoceniana kompozycja z serii. Wciśnięty między dwie tytaniczne manifestacje kadzidła, ze swą łagodną, klasyczną urodą nie przebił się do szerokiej świadomości. A przecież piękne są te ciemne, aksamitne winogrona wędzone w kadzidlanym dymie.

 

Black Tourmaline, paradoksalnie, rozwija myśl rozpoczętą przez Amethyste. Czarny turmalin to jeden z najsilniejszych talizmanów ochronnych - chroni przed niebezpieczeństwem, złą energię i złymi ludźmi. Sam zapach Olivier określił, jako przestrzeń pomiędzy ziemią, a ogniem. Bardzo spodobała mu się moja interpretacja popielistej eteryczności Black Tourmaline: Feniks wstający z popiołów.
Opowiadając o Turmalinie (zapachowym i kamiennym) Olivier odniósł się do pierwszego zapachu kamiennej serii i wyjaśnił, ze tak, jak kryształ górski komunikuje nas z niebem, tak czarny turmalin łączy nas z ziemią.

 

Jade, czyli nefryt to zapach mocy. Okiełznanej, celowej i potężnej. Zmielone jadeity uznawane były w starożytnych Chinach za podstawowy składnik eliksiru nieśmiertelności i to właśnie klimat warsztatu chińskiego alchemika usiłował stworzyć Olivier pracując nad Jade.

Turquoise to zapach - wspomnienie; opowieść o spacerze promenadą nad Nilem - nuty zielone, wodne i soczyste przenoszą nas pod ciepłe słońce Egiptu - i o schodzeniu wgłąb piramid - głęboka, ciemna, kadzidlano - żywiczna baza symbolizuje tę właśnie część wycieczki. Imię zapachu - Turkus - nawiązuje zarówno do błękitu wody i żywego kolorytu nadrzecznej roślinności, jak i stanowi manifestację wierzeń twórców piramid, którzy umieszczali turkusy w sarkofagach i komnatach grobowych wierząc, że kamień ten ułatwia przejście duszy do nieba.

Symbolika różowego kwarcu nie jest tajemnicą. Kamień ten symbolizuje miłość. Podobnie jak róża, która stała się wiodącą nutą kompozycji zapachowej. Opowiadając o Pink Quartz Olivier stwierdził, że trudno jest mówił o wielkiej, wiecznej miłości przez duże M nie zahaczając o kicz. Jak się zapewne domyślacie, pracując nad Różowym (i różanym) Kwarcem starał się tego uniknąć. Czy mu się udało? Moim zdaniem tak.

 

Siódme perfumy serii - Citrine - to kolejne nawiązanie do pierwszej kompozycji Bijoux de Pierres Poèmes - Rock Crystal. Tym razem istotą jest zmiana kierunku przepływu energii. Jak już wspomniałam wyżej, Rock Crystal jest metaforą komunikacji z istotą wyższą, czyli, jak to ujął Olivier - komunikacji w górę. Citrine symbolizować ma komunikację w dół - blask słoneczny spływający na ziemię. W wielu kulturach siódemka stanowi symbol dopełnienia, całości, kompletności rzeczy - i tu tym dopełnieniem jest akceptacja szczęścia.
Czytelnicy z dłuższym stażem pamiętają pewnie, że początkowo seria Bijoux de Pierres Poèmes zapowiadana była jako cykl siedmiu kompozycji zapachowych tworzących jedną opowieść. Na wielkie szczęście opowieść ta, choć rzeczywiście w szczególny sposób dopełniona słonecznym zapachem spokojnego szczęścia nie zakończyła się w roku 2011 i trwa dalej.

Heliotrope to kompozycja, która podczas tych warsztatów zrobiła na mnie największe "wtórne" wrażenie. Wyraźnie wielopłaszczyznowa, warstwowa, bogata, lecz jednocześnie precyzyjna. Na pewno wrócę do testów.
Symbolika heliotropu - kamienia, który dał imię także kwiatowi - oscyluje wokół krwi, siły i nieśmiertelności. Według jednej z chrześcijańskich, apokryficznych legend na podstawie z heliotropu stał krzyż, na którym zawisł Jezus Chrystus. Krew Boga skapując i wsiąkając w kamień dała mu wieczną barwę - stąd czerwone krople w ciemnym heliotropie.

 

Dziewiąty zapach serii to kolejny moment kulminacyjny - dziewiątka stanowi nie tylko ostatnią liczbę jednocyfrową, ostatni z dziesięciu podstawowych znaków zapisu matematycznego w systemie arabskim i, co za tym idzie, symbol kresu. To także symbol dopełnienia, spełnienia, całości. Olivier Durbano położył jednak nacisk na inny aspekt tej symboliki - na fakt, że każdy koniec jest początkiem czegoś nowego.
Metaforyczny, duchowy kamień filozoficzny zaklęty w zapach pomóc ma nam w odnalezieniu drogi, która przemieni naszą wewnętrzną szarość w złoto; wady w cechy piękne, słabości w siłę. Lapis Philosophorum jest, według Oliviera Durbano, metaforą wewnętrznej transformacji, dążenia ku temu, by stać się lepszym człowiekiem.


Co dalej? Nie wiemy.
Olivier wspominał o tym, ze Lapis Philosophorum "dopełnia" serię kamienną, jednak podobnie było z Citrine. Nie wiemy więc, czym insipirowane będą kolejne zapachy. Pirath, obdarowując Oliviera zestawem pięknych bursztynów zamkniętych w wyłożonym aksamitem pudełeczku starał się zachęcić go do stworzenia zapachu ambrowego. Pożyjemy, zobaczymy.
Mnie Olivier obiecał jedno - że Lapis Philosophorum nie jest ostatnim jego zapachem, że będą kolejne. I to jest najważniejsze.


Po spotkaniu oficjalnym jego uczestnicy mieli możliwość osobistego poznania Oliviera. Można było także przymierzyć cudowne naszyjniki oraz robić zdjęcia: zarówno z Mistrzem, jak i z jego dziełami. Olivier składał także autografy na flakonikach.
Promieniujący szczęściem i dumą Gospodarze zadbali o gości częstując, jak zwykle pysznymi, wypiekami Pani Stanisławy oraz winogronami z przydomowego ogrodu, o których Michał Missala opowiadał, że ich skórka zawiera substancje o działaniu podobnym do absyntu i stąd produkcja wina z tego akurat gatunku jest we Francji zakazana. Ja myślę, ze niesamowita atmosfera spotkania nie była wynikiem działania żadnych zewnętrznych substancji, lecz skutkiem spotkania ludzi połączonych wspólną pasją i miłością do piękna.

 

Po oficjalnej części spotkania, wraz ze sporą grupą perfumeryjnych przyjaciół udaliśmy się na wielogodzinną kolację, podczas której rozmawialiśmy, wąchaliśmy, dzieliliśmy się próbkami i planowaliśmy kolejne perfumeryjne podboje.
Do domu dotarłam późną nocą. Ogromne, serdeczne podziękowania należą się tu Pirathowi, który dowiózł mnie do Katowic całą i zdrową, choć zasnęłam natychmiast po tym, jak wsiadłam do samochodu.

Dziękuję wszystkim, z którymi miałam okazję spotkać się w ten weekend: Olivierowi Durbano, który okazał się człowiekiem po stokroć niezwykłym, Państwu Missalom, którzy po raz kolejny stworzyli niezwykłą, pełną ciepła i miłości do perfumeryjnej sztuki atmosferę spotkania, perfumeryjnym przyjaciołom i współpasjonatom, z którymi mogłam dzielić wszystkie te piękne emocje, oraz szczególnie Wam - Czytelnikom, którzy podchodzili do mnie i przyznawali się, że zaglądają, czytają, cenią. Tak bardzo się cieszę, że jesteście; że mogę Was poznawać i podczas tych osobistych rozmów odkrywać Waszą wrażliwość w sposób, w jaki Wy poznajecie moją czytając Sabbath of Senses. Dziękuję!


PS
Treść mojej rozmowy z Olivierem Durbano (okrojoną o fragmenty, których w moim odczuciu upubliczniać nie należy) poznacie wkrótce. Obiecuję Wam, że będzie to spotkanie z człowiekiem wyjątkowym - nie tylko z powodu jego talentów artystycznych.


Zdjęcia:
  • 2,3,4,6 i 7 - Michał Dagajew (www.dagajew.eu)
  • 14 i 16 - blog perfumerii Quality Missala
  • 15 - Jo Bond
  • Pozostałe własne
Makijaż:


Komentarze

  1. Sabb wspaniale ! Piękna relacja. Zazdroszczę obrzydliwie ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak jakoś klimatycznie i ... intymnie się zrobiło. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olivier buduje z ludźmi relacje bardzo osobiste. Jest otwarty, lecz w tej otwartości bardzo uprzejmy - jak gdyby równie mocno jak o pozytywny przekaz dbało o jego szczerość - pielęgnując pozytywne emocje. Widać to w jego gestykulacji - jest szeroka, ale spokojna, nieagresywna, Olivier relatywnie często pokazuje wnętrze dłoni, nie trzyma dużego dystansu fizycznego. I jest w nim naprawdę dużo ciepła. Niezwykły człowiek.

      Usuń
  3. oglądam te zdjęcia i czytam Twoją relację znowu i znowu. Magiczne spotkanie z magicznym Artystą. Nie zostaje nic innego, jak tylko zazdrościć Ci takich niezwykłych przeżyć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda. Była magia w tym spotkaniu.
      Natomiast zazdrościć nie musisz - Olivier na pewno przyjedzie jeszcze do polski i jestem przekonana, ze z tej okazji Państwo Missalowie ponownie zaproszą w gościnne progi Quality wszystkich miłośników talentu artysty. Będziesz jeszcze miała okazję poznać Oliviera. Na pewno! :)))

      Usuń
  4. Zazdroszczę Wam...Nawet nie wiesz jak bardzo...
    ;'-(
    Ale cieszę się że chociaż Wy pojechaliście ;-)
    Braciak ;-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też żałuję, że nie mogłeś z nami pojechać. :(

      Usuń
  5. No to oryginalna nie będę. Zazdroszczę, zazdroszczę bardzo - spotkania z Olivierem, spotkania z perfumomaniakami, rozmów i wspólnego wąchania. I autografów na flakonach też!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Escri, nadrobisz za rok. Przecież za rok będziesz znowu z nami. Wtedy spotkamy się i razem pójdziemy na warsztaty z Durbano. Albo jakiekolwiek inne... Byle się spotkać w końcu. :)

      Usuń
  6. Rzeczywiście to bardzo ciepły człowiek, nieśmiałość nie pozwoliła mi na prywatną rozmowę. Nadtępnym razem już się odważę.
    :-) To ja już chyba wiem kto suedział na krzesełku przedemną ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy jesteś szczuplutką blondynką? Bo jeśli tak, to wiem już, kto siedział na krzesełku za mną. :)

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. To nie ja. Siedziałam obok szczuplutkiej, miłej blondynki. Na początku usiadłam za Tobą, ale przesiadłam się na krzesło obok ( zdaje mi się że za Perfumomaniaka?). Ja jestem nie-szczupła i kiedyś byłam blondynką;-). To były moje pierwsze warsztaty zapachowe i ze zdziwieniem zobaczyłam po, w jakim towarzystwie byłam:-). Świetnie! Od jakiegoś czasu czytam Cię. Oj, mam duuużo do nadrobienia. Ale z przyjemnością. Naprawdę jestem w raju.. nareszcie ludzie dla których aromaty są ważne.To była uczta dla zmysłów i jeszcze na dodatek poznanie Oliwiera. Bajka po prostu. Ściskam pachnąco i dobrego dnia.

      Usuń
    4. Pięknie Ci w niebieskim naszyjniku

      Usuń
    5. Dziękuję. Niebieski naszyjnik spodobał mi się najbardziej. Lubię czyste, podstawowe barwy.
      Co do samych warsztatów i spotkania - to rzeczywiście piękne przeżycie - spotkać ludzi, którzy mają tę samą pasją, podobnie widzą świat.
      Cieszę się, ze do mnie zajrzałaś. :)

      Aleksandro, obiecaj mi proszę, że jeśli spotkamy się ponownie, dasz mi znać, że to Ty.

      Usuń
  7. Ale szybka i fajna relacja! Było super! I idę czytać reckę Lapisa, bom ciekawa Twojej o nim opinii. Mnie zachwycił. Wąchałyśmy go z koleżanką Małgosią do wieczora :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wącham do dziś. Pięęęękny jest. :)
      Myszo kochana, dziękuję za wszystko. I... Kupiłam dziś cukinię. Mniam! :)))

      Usuń
    2. To ja dziękuję, w szczególności za ouda, który jest totalnie wyjątkowy. Polecam także zapiekanego bakłażana z mozarellą i pomidorami. Jesień sprzyja warzywojadom :)

      Usuń
    3. To ja dziękuję, w szczególności za ouda, który jest totalnie wyjątkowy. Polecam także zapiekanego bakłażana z mozarellą i pomidorami. Jesień sprzyja warzywojadom :)

      Usuń
    4. Oj sprzyja. I owocojadom. :)
      Mam niedosyt spotkań z Tobą po tym wyjeździe.

      Usuń
    5. I wzajemnie, na pewno będzie jeszcze niejedna okazja :)

      Usuń
  8. Sabbath, twój opis Czarnego Turmalinu był tak inspirujący, że ten zapach stał się moja obsesją. Zwłaszcza że feniks z popiołów, czy Żar Ptak to moje zwierzę, rzekłbym, totemiczne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja... Chyba się cieszę i pięknie dziękuję za komplement. Bo to komplement był, prawda? :) Mam nadzieję, że Twoja obsesja jest równie przyjemna, jak moja. :)

      Usuń
    2. Obsesyjnie przyjemna ... ile ja nut w tym Turmalinie wyczułem ... bogata, pełna kompozycja - w sam raz dla hiperaktywnego faceta

      Usuń
    3. Dla hiperaktywnej babki też dobra. :)

      Usuń
    4. Oj tak oj tak popieram. U mnie właśnie od tej recenzji zaczęła się przygoda z zapachami niszowymi. Nie. Chyba wręcz z zapachami w ogóle.

      Usuń
    5. Teraz to mnie zatkało! Toż ja za to powinnam ze sto dni odpustu dostać!
      Noż... Może życie nigdy już nie będzie bez sensu. :)

      Usuń
  9. Kobieto, jak ja Ci zazdroszczę!!! Toż to musiało być niesamowite przeżycie spotkać osobiście taką Osobowość, taki Talent! I jeszcze móc z Nim porozmawiać w cztery oczy. Wspaniałe :)

    OdpowiedzUsuń
  10. a ja tam nie zazdrosze ;) tylko się ciesze, że tyle ludzi moglo uczestniczyc w tym evencie i jednoczesnie spelnic swe marzenia :). najbardziej mnie rozwalilo zdjecie piratha gdzie wrecza swoj upominek oliverowi. cala jego realacja nie oddaje jego wyrazu twarzy jaki miał na tym zdjęciu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pirath przeżywał straszliwie, to prawda. To inny typ osobowości, niż ja i trochę mu tego zazdroszczę. A prezent przygotował genialny. Nie zdziwiłabym się, gdyby powstał ambrowy Durbano. Ambra z kadzidłem... Rozmarzyłam się. :)

      Usuń
  11. no to jest piękne, że każdy przeżywa na swój sposób :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to, ze potrafimy się lubić mimo różnic. Pirath jest kochany. <3

      Usuń
  12. cóż za wyczerpujący i obfity w niuanse w porównaniu z moimi wypocinami wpis... a i emocje niesamowite, do tej pory to wszystko ze mnie schodzi... Sabb, śja również ślicznie Ci dziękuję za te dwa cudowne dni w Twoim inspirującym towarzystwie... dziękuję za to, że wciąż piszesz i za to, że jesteś....
    pozdrawiam Cię i ściskam serdecznie, no i do zobaczenia w sobotę w Krakowie... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piracie Kochany, cóż Ty wygadujesz?! Twoja relacja jest świetna i także wyczerpująca, tylko na inne aspekty kładzie nacisk. I dobrze! Pomyśl, jak nudno byłoby, gdybyśmy po takim spotkaniu wszyscy pisali to samo. :)

      Uściski serdeczne!

      Usuń
  13. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  14. Bardzo ciepła i intymnie ujęta relacja :)
    To w pewien sposób nagroda od życia za Twoje naturalnie szczere zaangażowanie w to co robisz !
    Cudowne chwile, uczucia i emocje...ten stan dzielenia się wspólną pasją, kiedy w powietrzu unosi się jakaś nieopisana magia splatająca wszystko w jeden wibrujący miłością organizm :)

    Bardzo cenie dzieła Oliviera i troszkę żałuję że nie mogłem sobie pozwolic na taki wypad. Niemniej jednak czuję ogromne szczęście przed nadchodzącą sobotą która zapewne będzię jednym z piękniejszych dni w moim życiu, kto wie czy nie przełomowym...

    Sabbath pewnie tego nie wiesz ale sprawiasz że czuję się lepszy. Twoje ciepło i wrażliwość i jakosć udzielają się , rozrastają i emanują dalej... Jest noc, wypadało by iść w sen a mnie nadal nosi. W głowie wyobrażenia nowego kamienia, którego to pragnę poznać jak nic innego obecnie.

    OdpowiedzUsuń
  15. Ogromnie zazdroszczę możliwości poznania "od kuchni" tego wybitnego kreatora i - chyba się nie mylę - skromnego człowieka. Afterparty - tego też nie mogę odżałować. Niestety, choroba zwaliła mnie z nóg, a potem to, co się później działo. Ale teraz sytuacja się unormowała - tylko żal za spotkaniem został, nieutulony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ju, utulimy Twój żal przy następnej okazji. A Olivier też na pewno nie był w Polsce po raz ostatni.

      Usuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. To Wy sprawiacie, że to miejsce żyje. :)

Popularne posty