Sen o sandałowcu - Sacred Wood - Asian Tales by Kilian


Serię recenzji Azjatyckich kompozycji Kiliana otwierałam tłumaczeniem jedenastowiecznej legendy o zbieraczu bambusa i opowieścią o niezwykłej metodzie czynnej medytacji, jaką jest kaligrafia wodna. I tym razem także zacznę od opowieści...

Sacred Wood opowiada jedną z najstarszych legend Hinduizmu - legendę o miłości silnej i mądrej. Zawarta w będącej częścią Mahabharaty "Księdze lasu" historia Sawitiri przetrwała w kulturze do dziś i opowiadana jest hinduskim dzieciom tak, jak naszym malcom opowiada się historie o sprytnych chłopie, który przechytrzył diabła. Tyle, że Sawitiri nie była chłopem, tylko kobietą, a intelektem swoim olśniła samego boga śmierci.


Opowieść zaczyna się na długo przed narodzeniem Sawitiri. W dniu, gdy jej ojciec - potężny król Matrasu Aśwapati decyduje się poświęcić swe życie bogom i swemu ludowi. Żyjący w czystości cielesnej i duchowej władca nie jest w stanie odrzucić jednego tylko ludzkiego pragnienia - pragnienia posiadania syna, który przejmie po nim władzę i odpowiedzialność za losy kraju. Wzruszony prośbami starca bóg słońca Sawitri czyni cud - ofiaruje Aśwapatiemu dziecko - narodzoną z ducha, a nie z ciała córeczkę, której nadano imię sławiące boga.

Mijają lata. Sawitiri wyrasta na kobietę piękną, szlachetną i mądrą. W konsekwencji tej niesłychanej szlachetności i mądrości zaczyna jej w końcu grozić staropanieństwo. Kandydaci na męża onieśmieleni jej przymiotami rejterują gdzie pieprz rośnie. Czyli w sumie niedaleko - ale nie pieprz jest dziś naszym tematem przewodnim, wiec nie będziemy zajmowali się ich podróżami. :)


Zatroskany brakiem męskiego dziedzica Aśwapati wysyła swą córkę na pielgrzymkę, z której powrócić ma z małżonkiem. I powraca. Jej wybrańcem jest syn żyjącego na wygnaniu ociemniałego króla Djumatseny - Satjawan. Niestety, gdy młodzi powracają do stolicy na scenę ponownie wkraczają bogowie. Zatroskany Sawitri oznajmia Swaitiri, że nie może poślubić swego wybranka, gdyż temu przeznaczona jest rychła śmierć. Sawitiri nie zamierza jednak wybierać kilku mężów. Oświadcza bogu, że jeden wystarczy i poślubia Satjawata.

Oboje wyruszają w las, by zamieszkać z niewidomym Djumatseną i wieść życie spokojne i ciche. Po roku, gdy nadchodzi dzień śmierci ukochanego, Sawitiri wyrusza z nim do lasu. Tam, podczas ścinania drzewa Satjawan traci świadomość i upada. Gdy zjawia się bóg śmierci, by zabrać ze sobą młodego księcia, Sawitiri milczy. Jednak gdy Jama zabiera duszę i odchodzi - wierna małżonka podąża za nim. Po wielu godzinach wędrówki wierność i pokora królewny wzruszyła serce boga. Odwrócił się ku niej i rzekł, by zawróciła. Że nie może zwrócić życia jej mężowi. Sawitiri rozpoczęła dysputę z bogiem. Nie czyniła mu wyrzutów, nie przekonywała do zmiany zdania. Opowiadała o miłości i wierności, o posłuszeństwie bogom, o poświęceniu dla kraju, o obowiązkach wobec bogów i ludzi. I wędrowali tak - bóg niosący duszę martwego księcia i młoda żona towarzysząca duszy i bogu.


Bóg polubił piękną i elokwentną królewnę i zapragnął wynagrodzić jej stratę męża. A może po prostu chciał się pozbyć łażącej za nim gadatliwej baby? W każdym razie zaproponował, że spełni trzy jej życzenia. Mogła zażyczyć sobie wszystkiego, z wyjątkiem życia Satjawana.

Pierwszym życzeniem młodej wdowy było przywrócenie wzroku, czci i majątku teściowi. Drugim stu synów dla ojca. Trzecim... stu synów dla niej i Satjawana. Jama spełnił dwa pierwsze życzenia, jednak odmówił spełnienia trzeciego. Nie może mieć stu synów ten, kto nie żyje.
- Wybierz inne życzenie - powiada Jama - Jakiekolwiek.
- Oddaj więc życie mojemu mężowi Satjawanowi - powiada Sawitiri.

Cóż miał uczynić bóg? Królewna wszak nie przeciwstawiła mu się wprost. Docenił spryt i oddanie kochającej żony i zgodził się oddać jej ukochanego. Satjawan obudził się jak z głębokiego snu i wyruszył ze swą małżonką w drogę do domu. Tymczasem Djumatsena odzyskał wzrok, Aśwapati... nie wnikajmy. :)

Sawitiri i Satjawan żyli długo i szczęśliwie dając początek rodowi Kuru, z którego pochodził Pandu, który zabił z łuku rysziego pod postacią kopulującego jelenia... Ale to już zupełnie inna opowieść...


Sacred Wood to sandałowiec. Sandałowiec to święte drzewo.

Łagodny, mleczny aromat sandałowego drewna brzmi w kompozycji Carlice Becker lekko, subtelnie, miękko. Bez maślanej krągłości charakteryzującej tę nutę Tam Dao czy Oud et Santal, lecz jednocześnie bez nasyconej czerwienią drzewności Santalum czy Santal de Mysore. Sacred Wood to drzewna woń wybrzmiewająca jak wyrzeźbione w jasnym drewnie kwiatowe arabeski - tak idealne, że wręcz mamiące zmysły. Jak gdyby bogowie zadumali się i dając im zapach nie potrafili rozstrzygnąć, czy to drewno, czy kwiat.

Subtelnie eteryczny, subtelnie kremowy, subtelnie słodki i subtelnie pikantny zapach sandałowca jest tu głównym i jedynym bohaterem. Lewitujące u szczytu pikantne nutki przyprawowe, akord mleczny czy tchnienie dihydrojaśminatu metylowego to imponderabilia. Nuty towarzyszące nawet nie trzymają halabardy. Nie stoją w oknie. Nie trzymają kandelabru. Po prostu nie napisano dla nich roli.


Uczciwie przyznaję, że nie widzę związku między tą spokojną, liniową kompozycją, a wzruszającą legendą z "Księgi lasu". Nie czuję dramatyzmu, nie dostrzegam zwrotów akcji, nie czuję emocji. 

Sacred Wood jest jest trochę jak Satjawan w środkowej części opowieści - śpi spokojnym snem bez snów. Istnieje jako idea, punkt odniesienia. Tym razem jest to idea sandałowca. I to senne, łagodne, jasne piękno idealnie oddaje naturę woni Świętego Drewna. :)


Data powstania: 2014
Twórca: Calice Becker
Trwałość: ok 5-6 godzin
Projekcja: umiarkowana

Nuty zapachowe:
sandałowiec, mleko


Źródła ilustracji:
  • Zdjęcie pierwsze pochodzi z baletu "Savitri: Flame of the Future"do muzyki Joela Thome. wystawionego w 2008 roku w teatrze Auroville.
  • Na zdjęciu drugim aktorka Aishwarya Rai.
    Pierwsza grafika, na której Sawitiri błaga Jamę o życia Satjawana pochodzi z serii 12 litografii na tkaninie wykonanych przez Calcuta Art Studio. Zdjęcie ze zbiorów British Museum
  • Ilustracja wieńcząca legendę to obraz olejny pod tytułem "Savitri, Satyavan & Yama" (1924). Jego autorem jest M. V. Dhurandhar.
  • Ostatnie zdjęcie pochodzi z artykułu o rzeźbach w sandałowcu w serwisie Utsavpedia: KLIK

Komentarze

  1. Nie znałam tel legendy, co za mądra i sprytna bohaterka:) Bardzo mi się spodobała - i legenda i bohaterka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przypomina mi tę z niemieckiej baśni o mądrej córce wieśniaka. Tyle, że tamta podskakiwała królowi, nie bogu.
      Ale te opowieści świetnie pokazują moc biernego sabotażu. I fakt, że kobiety nie miały innej opcji. Jesli mówiły, co im na wątrobie leży, jak na przykład Ksantypa, która utrzymywała własną pracą męża pijaka i darmozjada oraz gromadkę wspólnych dzieci, nazywano je sekutnicami. :/

      Usuń
  2. Legenda całkiem interesująca, choć przyznaję, że wszystkie opowieści z tamtych rejonów świata traktuję ciut... pobłażliwie? Nie wiem jak to określić. Wiele z nich jest dla mnie ciężkich w odbiorze, z uwagi na ich daleko posunięty brak realizmu i pewną naiwność. Ale być może to przez mój brak znajomości tej kultury? Kto wie.
    W każdym razie zapachy opierające się na sandałowcu bardzo lubię. Relaksują mnie i uspokajają, więc niewykluczone, że ten przypadłby mi do gustu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kat, ale to są legendy mające tysiące lat. przekazywane z pokolenia na pokolenie opowieści różnych ludów zebrane w potężny zbiór.
      Czy kiedy czytasz legendy i mity innych ludów, to są one mądrzejsze? Mniej naiwne?
      Jak myślisz, co zostałoby z naszych, współczesnych opowieści, gdyby po kilkunastu wiekach zrobić abstrakt z tego, co przetrwało i spisać, a potem przeczytać to po kolejnych kilkunastu wiekach? Gwarantuję Ci, że Ramajana, Mahabharata i inne mitologie wypadłyby na tym tle bardzo dobrze. ;)

      Mnie te opowieści poruszają. Traktuję jej jak okno, przez które mogę zajrzeć w dusze ludzi sprzed wieków. I wiesz, co widzę? Że byli tacy sami, jak ja.

      Gdyby jakiś (dowolny) bóg miał w swych łapach duszę mojego męża, prawdopodobnie nie mógłby się mnie pozbyć tak samo, jak Jama Sawitiri. Tragizm śmierci bliskich polega dla współczesnego człowieka na tym, że my nie mamy boga, którego można byłoby oszukać. A próbowałabym. Daję słowo, próbowałabym!

      Usuń
    2. No toć właśnie mówię, że to zapewne przez mój brak znajomości tej kultury :P Bo jednocześnie, kiedy zagłębiam się np w mitologię nordycką, czy celtycką to nie mam podobnych myśli.
      Z resztą nigdy nie gardziłam dobrą dawką fantastyki, więc to nie jest kwestia tego, że nie lubię mniej lub bardziej odrealnionych opowieści.
      I nie zrozum mnie źle, nie mówię, że coś jest gorsze czy lepsze, po prostu nie trafia do mnie w aż takim stopniu :)

      Usuń
    3. Może to dlatego, że mitologie wschodu docierają do nas okaleczone przez europejskie interpretacje, które często charakteryzują się kompletnym brakiem zrozumienia dla ich ducha.
      Najlepszym przykładem jest tu Kamasutra, która w interpretacji Europejczyków stała się czymś w rodzaju antycznego porniola. Choć to przecież piękny traktat o miłości w ogóle. I o związkach.

      Usuń
  3. Piękny ten sandałowy sen! A recenzja taka błyskotliwa i lekka :)

    OdpowiedzUsuń
  4. mmm Sandał...Ja zakochany w Oud et Santal obiecałem sobie że mam już kolejną flaszkę w planach w pierwszej kolejności. :)

    Czytając teksty z tamtych rejonów często mieszają mi się bohaterowie za sprawą ich, nie naszych imion i całej baśniowości opisów. Muszę się bardziej wczuwać w całość by ogarnąć to jakoś w miarę rozsądnie. Cenię jednak kulturę Hinduizmu, ich przepiękną i niezwykle bliską mnie muzykę, pewien kluczowy punkt widzenia rzeczywistości tak inny od naszego a jednak w swojej esencji taki sam. Nie pragnę zbyt wiele czytać ale chciałbym pojechać w tamte rejony by poczuć energię i zapachy na live co zapewne kiedyś uczynię, nie wspominając o pogłębiającej się z dnia na dzień chęci opanowania kolejnego instrumentu tamtych rejonów, mianowicie uduchowionego fletu Bansuri... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przewidując problemy Czytelnika z imionami wybrałam formę imienia Satjawan, choć bardziej kanoniczna byłaby Satjawati. Niestety, brzmienie imion i nazw hinduskich jest dla naszych uszu bardzo obce. Mnie fascynuje melodia języka hindi. Jest taki miękki, pieszczotliwy wręcz.

      Usuń
    2. Bo Angielski w wykonaniu hindusa to juz niezła groteska :D

      Usuń
  5. Mój ukochany sandałowiec to Santal 33 Le Labo. Gęsty, maślany - mąż mówi, że czuje ziemniaczki z koperkiem - mój idealny zapach sandałowca. I parametry użytkowe genialne - pachnie mocno i dłuuugo. Szkoda, że cudnej urody Poivree 23 tak szybko ucieka...a może i dobrze, bo drogie okrutnie.

    VI4

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja Santala jeszcze nie znam. Miałam zamówić próbki, ale wciąż myślę o tych wszystkich zapachach czekających na recenzje... Nie wyrabiam. Nawet jeśli tak, jak ostatnio pracuję na pełen etat spędzając na blogowaniu kilka godzin dziennie.

      Przy czym na mnie Poivre 23 trzyma się więcej, niż dobrze.

      Usuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. To Wy sprawiacie, że to miejsce żyje. :)

Popularne posty