Okna szeroko otwarte – Sunshine Amouage

Sunshine – najnowszą premierę Amouage najłatwiej opisać jako urodziwą i urokliwą zarazem. Urodziwą, bo wszak to Amouage. Charakterystyczną cechą tej marki jest szyk, swoista nietuzinkowa elegancja.

Złożone i bogate kompozycje Amouage zatrzymują się w swym bogactwie i złożoności o krok przed nadmiarem. To wyczucie smaku czyni tę markę wyjątkową.

Uroczą, bo przy całej akuratnej elegancji tych perfum udało się jednocześnie dać im swoistą lekkość, pogodę, bezpretensjonalność.

***

Zanim zaczniecie czytać recenzję, postarajmy się o nastrój. „Marzenie” Schumanna jest ku temu idealne. Dokładne w tej nieklasycznej, sennej wersji Andre Rieu:

Marzenie o słonecznym dniu

Otwarcie Sunshine to naprawdę „otwarcie”. Rozpylone na skórze perfumy zagarniają przestrzeń swobodnie i bez nacisku. Jak gdybyśmy otwarli okno w letni poranek.

Moment, w którym ciepły, przesycony kwiatowymi aromatami ogrodu wietrzyk nieomal dotykalnie przepycha się obok nas, by zwiedzić dom, a promienie słońca liżą nas po twarzy jak figlarne szczeniaczki. Chwila, w której życie jest proste i dobre.

Serce kompozycji pozwala nam dostrzec urodę ogrodu. Piękno dnia. I bogactwo nut.

O ile w otwarciu zapach olśniewał, o tyle w sercu rozleniwia. Słoneczne nuty owocowe i uroczy zapach osmantusa tworzące bezpretensjonalne otwarcie zapachu trwają nadal, lecz wzbogacone miękkimi aromatami kwiatowymi, nutą migdałów i wanilią zmieniają nastrój zapachu z radośnie pogodnego na pogodnie leniwy.

W sercu słońce staje wysoko na niebie, postrzelony poranny wietrzyk zaplątuje się w ukwiecone gałązki, poranek zmienia się w ciepły dzień. A my wiemy już, że dziś nie czekają nas żadne obowiązki. Jest niedziela.

Ostateczny nastrój daje zapachowi ostatnia z dystynktywnych, ważnych dla Sunshine nut – w opisie kompozycji widniejący w bazie, pojawiający się jednak znacznie wcześniej – tyle, że łagodnie, miękko otulony migdałami i jaśminem – zapach tytoniu. Najjaśniejszy z jasnych, najbledszy z bladych, najłagodniejszy z łagodnych – lekko podwędzany, kremowy aromacik tytoniowego dymku. Biały, czysty, odrealniony jak wspomnienie.

Ten tytoniowo – kwiatowy, ciepły duet daje zapachowi klasyczną łagodność kompozycji dla dystyngowanych i powściągliwych dam. Co niekoniecznie jest zaletą.

Sunshine to zapach będący pochwałą życia. Od radosnego otwarcia, po leniwą bazę. Interesujące jest, jak wraz z rozwojem perfum na skórze zmienia się życie, o którym opowieścią jest kompozycja.

Pierwsze nuty są otwarciem okna na świat. Świat piękny i stylowy, jednak przede wszystkim pogodny. Świat, w którym – jak napisałam – niczego nie trzeba, lecz wszystko można.

Serce zapachu organizuje dzień: zamiast spaceru i biegania po łące proponuje wygrzewanie się na słoneczku pod miękkim pledem. To bardzo przyjemna wizja: ławeczka jest biała, pled miękki, a przed nami rozpościera się widok na pełen kwitnących kwiatów ogród.

Kiedy nadchodzi baza, robi się sentymentalnie i wiemy już, że jutro będzie tak samo leniwie i tak samo pogodnie. I pojutrze. I już zawsze… I to także ma swój urok. Urok leniwego dnia i spokojnego, sielskiego życia, w którym wszystko jest ładne, czyste i na swoim miejscu. Zadowolenia z tego, że dom piękny i ogród piękny, i ja piękna…

No dobrze. Przyznaję się – nie mam urządzonego w kolonialnym stylu domu, ani kwiatowego ogrodu. Nie jestem stylową pięknością i nie spędzam dni na ławeczce. A gdybym musiała, zapewne uwiędłabym z nudów w ciągu pierwszej godziny. Ale pomarzyć można. A Sunshine to właśnie takie uroczo odrealnione zapachowe marzenie.

Data powstania: 2014
Trwałość: ok 10 godzin

Nuty zapachowe:
Nuty głowy: likier z czarnej porzeczki, migdały, dawana (bylica artemisia pallens)
Nuty serca: osmantus, jaśmin, wanilia, magnolia
Nuty bazy: jałowiec, paczula, biała tabaka, papirus

Źródła ilustracji:

  • Autorką pierwszego zdjęcia jest Suzanne Cuming.
  • Drugie zdjęcie autorstwa Karen Arnold. jeśli Wam się podoba i macie ochotę postawić Karen kawę, możecie to zrobić wchodząc w ten link: KLIK 🙂
  • Autorem portretu damy w ogrodzie jest Vladimir Volegov. Strona autora: www.volegov.com.

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

15 komentarzy o “Okna szeroko otwarte – Sunshine Amouage”

    1. Myślę, ze zapach może Ci się spodobać. Jest pogodny, elegancki i miły. Jak Ty. Choć.. Może nie AŻ tak fajny, jak Ty. 🙂

  1. MariaMaKota

    Tylko pytanie co jest w środku poza ładnym kwiatowym zapachem, ze kosztują 1500 zł 😉 ktoś tu ewidentne testuje jakie jeszcze ceny łyknie "rynek". W tym budżecie mam Putedistance i Roja Dove ;D i raczej bym je wybrała. Dzięki za recenzję ! 🙂

    1. Odpowiem uczciwie: pojęcia nie mam!
      Tez uważam, ze Roja wart jest więcej. Także kiedy robi zapachy dla Puredistance. <3

  2. Zapach wydaje mi się miły, ładny, grzeczny. Jestem go ciekawa, ale nie jestem pewna czy przez tą poprawność i grzeczność polubiłabym go na tyle, by używać na stałe.

    1. Ja mam w ogóle problem z poprawnością Amouage. Nie opowiadają mi wielkich opowieści. Tylko grzeczne historyjki…

  3. Aleksandra GGS

    Ja do tej pory (poza wersją obronną,że może lepiej nie popadać w zachwyt nad czymś czego nie kupię) nie odnalazłam się w zapachach A. Wydają mi się zbyt stonowane,nie mam przy nich motyli w brzuchu. Ale ładnie piszesz i obrazujesz nam tę nowość. Tylko ,że ja Ciebie na tej ławeczce nie widzę. To nie ten klimat. :-))

    1. Mam podobne wrażenie. Amouage są dla mnie zbyt akuratne. Brakuje im twista, mocnego akcentu, jakiegoś haka, na którym mogłabym zawiesić wyobraźnię. 🙂
      Ale doceniam ich klasę. 🙂

  4. Uwielbiam egzotyczny aromat osmanthusa i wiem że w otoczeniu nut owocowych potrafi poprawić nastrój w mgnieniu oka. Kiedy włączyłem utwór okazało się że idealnie wtopił się w panujący dziś w mej głowie nastrój a w zasadzie go zrównoważył do stanu spokoju i dystansu. Idąc dalej – pod jego wpływem recenzja wydaje się być bardziej kusząca a wiem że właściwie to dzięki zapachowi dobrałaś utwór idealnie oddający nastrój tam panujący.
    Jakoś tak się cudownie rozleniwiłem… 🙂

    P.S. Testowałem ostatnio męski Epic i niestety się zawiodłem. Może spodziewałem się bóg wie czego po kompozycji tej marki i tej dość zobowiązującej nazwie. A tutaj szybka i niezbyt efektowna ewolucja, przyskórna projekcja i przeciętna trwałość.
    Całość da się oczywiście lubić, na mnie brzmi balsamicznie – gumowo, w stylu świeżo rozpakowanego, nowiutkiego keyboardu Casio CTK-1000 ,bądź jego gumowych przycisków funkcyjnych – a pamiętam doskonale ten aromat z lat początków edukacji muzycznej ). Więc pod tym kątem przywołuje nietuzinkowe i poszukiwane niegdyś wspomnienia, ale to zbyt mało by chcieć nosić. Pięknie wyłaniające się coraz bardziej wielbione przeze mnie ostatnio kastoreum to też zbyt mało by wpaść jak w chociażby Jubilation. Ale w sumie warto było 😉

    1. Ja się zgadzam, ze warto wąchać Amouage. Większość jest piękna. Tyle, że to nie są zapachy dla amatorów mocnych wrażań. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy