Wyższa liga – Upper Ten Lubin

Zanim zmienili świat, nikt nie był w stanie wyobrazić sobie Nowej
Cywilizacji zrodzonej z samego tylko tupetu. Dziesięć tysięcy ludzi
opuściło pewnego ranka swoje ojczyzny dla wolności. Podobnie jak miliony
innych. Nie mieli nadziei na powrót. Jednak, w przeciwieństwie do
współtowarzyszy podróży, nieśli ze sobą marzenia większe, niż życie. Nie
lękając się przeciwności, wykorzystali każdy moment swojego życia. W
ciągu stu lat zbudowali kraj, w którym nic nie jest ustalone na zawsze:
Stany Zjednoczone Ameryki. Stali się Wyższą dziesiątką (Upper Ten).

Tak zapowiada swoją nową premierę nobliwa marka Lubin.

Towarzysząca perfumom opowieść jest hołdem dla przedsiębiorczych, rzutkich emigrantów, którzy w końcu XIX wieku uczynili Stany Zjednoczone Ameryki najprężniej rozwijającym się gospodarczo krajem na świecie.

Nazwa nawiązuje do wiersza Nathaniela Parkera Willisa „Necessity for a Promenade Drive”, w którym najlepiej opłacany dziennikarz swojej epoki oddawał hołd dziesięciu tysiącom ludzi tworzących pierwszą w historii Ameryki klasę wyższą, nazwaną później The Upper Ten.

At present there is no distinction among the upper ten thousand of the city – brzmi fraza, która dała początek legendzie Wyższej Dziesiątki.

A zapach?

Zapach nie opowiada o głodzie i walce o przetrwanie. Nie opowiada także o zdobywaniu pieniędzy i władzy. Ani nawet o wspaniałych dokonaniach i rozkwicie Ameryki. Upper Ten mówi nam, jak to jest być gentlemanem z klasy wyższej. Może to i dobrze.

Wedle zapowiedzi prasowych, Upper Ten pachnie jak „Klub Gentlemanów w Nowym Yorku lub Chicago w 1880 roku”. I ja z tą interpretacją polemizować nie będę. Nie tylko dlatego, że w roku 1880 nie bywałam w nowojorskich klubach dla gentlemanów, lecz także dlatego że… nie mam problemu z uwierzeniem w tę historię. Tam naprawdę mogło tak pachnieć. I gdyby tak było – bywałabym! O ile byłabym gentlemanem z Upper Ten, rzecz jasna.😁

In this world of ordinary people
Extraordinary people, I’m glad there is you*

Pierwszy wdech: przepiękny szafran doprawiony kardamonem. Lekko pikantny, jak gdyby ostrzegał: Trzymaj dystans!

Tuż za nim, trzymający dystans do skóry, akord do złudzenia przypominający rumowo – drzewne duo w Idole de Lubin.

Lekkości otwarciu nadaje subtelny, nienachalny zapach bergamoty – suchej i ciemnej, jak w dobrej jakości herbacie Earl Grey – z czasem ewoluujący w akord cynamonowy złożony tak, by dla nosa uchwytny był sam wierzch złożonego spektrum zapachowego cynamonowca.

Testując Upper ten po raz pierwszy (próbki Lubin to czysta poezja: pięknie oprawione, nieprzejrzyste, ze świetnie pylącym atomizerem i wystarczające na kilka testów) spodziewałam się, że zapach natychmiast ściemnieje, ogrzeje się, odpocznie na skórze. Tymczasem dyskretny początkowo cynamon płynnie i z wielką kulturą dosiada się do stolika, przy którym swobodną rozmowę prowadzą Mr Szafran i Sir Kardamon. Stawiając na niskim stoliku podgrzaną szklaneczkę peach brandy potrąca lekko stojący na stole wazonik z geranium. Wazonik się nie przewraca, ale geranium zaczyna pachnieć – jak to geranium.

Kompozycja robi kolejny głęboki wdech, po czym ostatecznie zapada się w głęboki fotel fotel z nowej, lakierowanej skóry w kolorze koniaku.

Klub zapełnia się. Do towarzystwa dołącza towarzystwo nut drzewnych. Wszyscy rudzi, piegowaci; w beżowych garniturach. Sandałowiec ma zaczerwienione od słońca policzki i opowiada anegdoty ze swej podróży na Kubę. Po kilku kwadransach drzewni gentlemani, jak jeden mąż, chowają się za płachtami najświeższego wydania New York Timesa. Popijają brandy z rzadka rzucając ciche komentarze dotyczące bieżących wydarzeń opisywanych w prasie i najnowszych notowań nowojorskiej giełdy.

Atmosfera jest swobodna i lekka. Przez otwarte okna do wnętrza docierają promienie wiosennego słońca i stłumiony gwar miasta. W sąsiedniej sali ktoś pali aromatyczne cygaro. Z nastawionego cicho gramofonu płynie aksamitny głos Elli Fitzgerald. To „Songs in a Mellow Mood”. Idealnie.

Do testów Upper ten podchodziłam jak pies do jeża. Już sam fakt, że nie znam całości dzieła, które jest źródłem nazwy tych perfum stanowi wystarczające wytłumaczenie. Dodatkowo nieufnie podchodzę do klubów dla gentlemanów – szczególnie w kontekście wyznacznika przynależności do klasy wyższej. Jak gdyby szczyt drabiny społecznej stanowili wyłącznie panowie (ciekawa jestem, czy damska wersja będzie pachniała ekskluzywnym klubem dla dam). Nie przekonywały mnie także nuty. Ani recenzje na angielskojęzycznej Fragrantice.

Pierwszy test przyjęłam z niedowierzaniem – na mojej skórze wciąż pokutowały resztki zaborczego Kolibra, miałam więc obawy, że wpływają one na zaskakująco pozytywny odbiór zapachu. Tymczasem bez Kolibra Upper Ten okazał się równie atrakcyjny.

Jestem przeciwna segregacji płciowej – ale to nie dlatego założę go ponownie. 🙂

Data powstania: 2015

Projekcja: bardzo dobra. Wymagająca umiarkowanej aplikacji.

Trwałość: powyżej 8 godzin


Nuty zapachowe:

Nuty głowy: bergamota, kardamon, oleander, szafran, owoce jałowca

Nuty serca: cynamon, esencja geranium, skóra, brzoskwinia, kwiat pomarańczy

Nuty bazy: cedr, sandałowiec, paczula, ambra, białe piżmo

Źródła ilustracji:

  • Pierwsza to visual Upper ten zaproponowany przez markę Lubin.
  • Grafika nr 2: „Gentleman’s club” Jeff Williams 
  • Na trzecim zdjęciu Savile Club w Londynie przed modernizacją. obecnie wygląda Tak: KLIK. Źródło obu zdjęć: Wikipedia. 
  • Ostatnie zdjęcie to znów visual Lubin – tak dokładnie wygląda próbka.

* Początek „I’m Glad There is You” z płyty „Songs in a Mellow Mood” Elli Fitzgerald.

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

13 komentarzy o “Wyższa liga – Upper Ten Lubin”

  1. Hmmmm wiele perfum z tej kategorii zwłaszcza z tej marki bardzo mi się podoba ale niestety nie odnajduję przyjemności w noszeniu ich. Ciekawe jak będzie tutaj.

    1. Klaudia Heintze

      Ja byłam szczerze zaskoczona tym, jak dobrze mi się nosiło Upper Ten. Wciąż nie jest to zapach w moim stylu, ale zyskał moje szczere uznanie.

  2. To bardzo dobra cecha recenzera – docenić to, co nie jest "jego". Dlatego uwielbiam czytać Twoje recenzje pomimo, że wielu z tych zapachów nie poznam w najbliższym czasie.

    Ostatnio zakochałam się w… zapachu maski do włosów firmy Planeta Organica Ajurwedyjska 🙂 Jest orientalny, korzenny, nieco kadzidlany i mocno czuć drzewo sandałowe. Bardzo trwały zapach, na włosach trzyma sie dzielnie przez cały dzień!
    (Nie wspominam, że rewelacyjnie sprawdził się w pielęgnacji).

    1. Klaudia Heintze

      O! Muszę przetestować koniecznie. Ja odkryłam kawowy balsam do ciała Eveline Cosmetocs. Mogłabym mieć takie perfumy.

  3. Nie znam się na klubach dla gentlemanów, a sam zapach to raczej nie moja liga, nie mniej przeczytałam recenzję z przyjemnością 😉

    1. Klaudia Heintze

      Żadna z nas się nie zna na klubach dla gentlemanów. 🙂 Ale od czego mamy wyobraźnię, prawda? 🙂

  4. Bardzo zachęcające, zarówno kompozycja jak i recenzja. Tylko geranium nie bardzo mnie przekonuje. Czy w całkowitej projekcji jest bardzo wyczówalny?

  5. Całościowa koncepcja to nie moja ścieżka aczkolwiek w Savile Club chętnie przysiadłbym na kawę, koniecznie w dobrym towarzystwie… Poniuchałbym 🙂

    1. Klaudia Heintze

      Ja jestem absolutnie przeciwna klubom dla panów albo dla pań. Podobnie jak przeciwna jestem klubom dla czarnych i dla białych.
      I… Nie przysiadłabym bo pewnie by mnie nie wpuścili.

  6. Wczoraj poznalam "damska" wersje tego zapachu…
    Zaskakujaco przewrotny, figlarny, smaczny i z nuta retro uniesien…Och , ach ….
    Winogrona, elemi, maliny, czekolada …Wciaga !!!

    1. Klaudia Heintze

      Zgadzam się, że i damska wersja warta jest uwagi. W ogóle dobra marka. 🙂
      Planujesz flakon, Moono?

  7. Witam serdecznie. Faktycznie zapach nosi się przyjemnie. Odniosłem wrażenie, że pachnę świeżo drukowaną forsą. Nie umiałbym wskazać bardzo zbliżonych do tej kompozycji. Walory użytkowe – nieco ponad przeciętne. Pozdrawiam i dziękuję za recenzję.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy