Le Jardin Retrouvé – kilka historii o zapachu

My – miłośnicy perfum poszukujemy nie tylko piękna. Nie tylko wrażeń.

Często poszukujemy też wiedzy – próbujemy osadzić naszą pasję w realiach. Staramy się odnaleźć słowa – klucze, które opiszą nasz zachwyt i nasze wybory. Między innymi dlatego dzielimy perfumy na kategorie i rodziny. Dlatego także wciąż zadajemy sobie pytanie: czym w istocie jest perfumeryjna nisza?

Pisałam już o tym wielokrotnie. Tym razem nie będę. Napiszę jednak słów kilka o marce, która stanowi modelowy wręcz przykład niszy uzasadniający ujęcie tematu, które aktualnie preferuje wielu ekspertów. Wedle tej klasyfikacji marką niszową jest każda firma, której początki wiążą się z wyrobem i sprzedażą perfum. W ten sposób w plebiscycie perfum niszowych na portalu Fragrantica w tej samej kategorii w szranki stają niewielkie manufaktury tworzące autorskie dzieła olfaktorycznych wizjonerów i tacy potentaci jak Guerlain, tworzący popularną masówkę w typie kolejnych Małych Czarnych.

Dlaczego więc ta teoria się broni? Bo nie mamy lepszej. A dodatkowo moc dają jej opowieści takie, jak moja dzisiejsza.

Yuri Gutsatz

Zdjęcie ze strony Le Jardin Retrouvé

Dawno, dawno temu, za górami i lasami… żył perfumiarz tworzący kompozycje zapachowe dla wielkich, francuskich domów perfumeryjnych i domów mody. Między innymi dla Carven.

Czasy dla perfumiarzy nie były tak łaskawe, jak teraz – szczególnie jeśli perfumiarz był rosyjskim imigrantem, który po upadku znanego mu świata budował nowe życie w nowym kraju – nazwisko twórcy zazwyczaj nie istniało w świadomości ludzi noszących jego kompozycje.  Perfumiarz ten nazywał się Yuri Gutsatz.

Pewnego razu Yuri Gutsatz postanowił stworzyć coś własnego – firmę, która dałaby mu prawo do całkowitej swobody twórczej oraz do pracy pod własnym nazwiskiem. W roku 1975 roku powstaje marka Le Jardin Retrouvé. Nisza, n’est-ce pas?

Yuri Gutsatz zmarł w roku 2005. A jednak jego spuścizna nie odeszła w niepamięć. W roku 2016 syn Yuri’ego zdecydował się przywrócić światu dzieła ojca. To dzięki niemu możemy dziś cieszyć się odtworzonymi kompozycjami dawnego mistrza.

Kiedy linkowałam na Facebooku SoS formularz pozwalający, zupełnie gratis, zamówić trzy dowolne próbki Le Jardin Retrouvé – miałam wątpliwości dotyczące realizacji zobowiązań, albowiem krótko po tym, jak zachęciłam Was do skorzystania z okazji, na stronie pojawił się komunikat, ze do Polski już nie wysyłają. Co dowodzi, że po raz kolejny Was skusiłam. 🙂

Tymczasem próbki dotarły – do mnie, a z informacji na Facebooku wiem, że także do Was. Dlatego dziś słów kilka o kompozycjach Yuri’ego Gutsatza. W podziękowaniu za piękną promocję i rzetelną realizację obietnic

Le Jardin Retrouvé ma aktualnie w ofercie siedem zapachów:

Citron Boboli

Cuir de Russie

Eau des Délices

Rose Trocadéro

Sandalwood Sacré

Tubéreuse Trianon

Verveine d`Été

Wkrótce oferta wzbogacona zostanie o kolejne siedem.

W kwestii moich wyborów, dwa z nich nietrudno przewidzieć. Trzeci był strzałem w paprykę i pieprz. I od tej pikantnej opowiastki zaczniemy…

Citron Boboli

Le Jardin Retrouvé

Ogrodów Boboli nikomu przedstawiać nie trzeba. Zdziwi się jednak ten, kto spodziewał się spokonej przechadzki i siedzenia na zalanej ciepłym słońcem ławeczce z widokiem na Florencję.

Jest chłodno. Wytrawny, niespożywczy akord cytrusowy odbiera słońcu ciepło, jak gdyby w okrągły pojemniczek z kanarkowo żółtą farbką ktoś nakapał błękitu.

Eteryczne nuty otwarcia ścinają listki pierwszym przymrozkiem. Ma szczęście opowieść nie kończy się w tym momencie.

Zdjęcie: Chereshnya

Wędrujemy po alejkach wysypanych chrzęszczącymi kamykami. Dłonie chowamy w grubych, wełnianych rękawicach, uszy w grubo dzierganych szalach. Pikantny akord cynamonowo – pieprzowy balansuje na pograniczu gorąca i chłodu. Podszczypuje w nosy jak naturalna wełna. Majaczące w tle nuty kwiatowe i zielone przypominają o tym, że zima jeszcze nie nadeszła. Że jutrzejszy ranek obmyje słońce z błękitu. Że ciepłe promienie otrzepią kwiaty ze szronu i pozwolą liściom wyzłocić się do końca. Zanim opadną.

Na razie jednak świat jest ścięty mrozem, ciepłe szale szczypią w nosy, a najmilszą częścią spaceru jest powrót do domu, gdzie czeka na nas miękki pled i szklanka korzennego grogu wypita przy kominku. Docieramy tam wraz z ciepłą, korzenną bazą zmatowioną wyraźną i bardzo oryginalną nutą dziurawca. Może więc to nie grog, tylko napar z dziurawca przeciw jesiennej depresji?

Zdjęcie: Pat Kofahl

Citron Boboli opisywane sa jako perfumy korzenne, nie cytrusowe. I nie rozczarowały mnie w tym względzie absolutnie. A jednak… Nie do końca porwała mnie ta opowieść. Brakuje mi kolorów i życia w tej kompozycji. Choć nie jest ani trudna, ani przekrzyczana, ani nieprzyjemna w noszeniu. Rzecz w tym, że szczególnie rozkoszna także nie jest. 

Twórca: Yuri Gutsatz

Trwałość: sporo powyżej 8 godzin. Wielce przyzwoita.

Nuty zapachowe:

pieprz, pikantna papryka, goździki (przyprawa), cynamon, dziurawiec paragwajski, afrykańskie geranium, cytryna z Amalfi

Russian Leather
Le Jardin Retrouvé

Tym razem od pierwszego wdechu wyczuwam podróż w czasie. Russian Leather to kompozycja retro w najlepszym słowa tego znaczeniu. Stonowana nieco, złagodzona, kłaniająca się delikatnym noskom współczesnych, a jednak układ nut – oleiste ylang-ylang u szczytu i wczesna, upojna, żywiczno orientalna baza – wyraźnie przenosi nas w przełom lat 70 i 80 ubiegłego, jakże łaskawego dla sztuki perfumeryjnej wieku.

Kluczowym akordem dającym Russian Leather indywidualny charakter jest duet jałowiec + fiołek. Aksamitny, odrealniony akord fiołkowy złożony z cierpką słodyczą jagód jałowca tworzą klimat baśniowy. Nie jest to jednak baśń dla dzieci.

Linda Evangelista

Pamiętacie supermodelki dekady lat 80? Olśniewające divy o pysznej urodzie i kamiennym spojrzeniu?

W Russian Leather widzę krótkowłosą, drapieżną i niejednoznacznie zmysłową Lindę Evangelistę. Posągową i olśniewającą, niedbale przysłoniętą fiołkową draperią. Widzę starannie zaplanowane i precyzyjnie natryśnięte kropelki potu na jej złotej skórze; widzę filmowo zmrużone oczy. Wyreżyserowaną pozę i erotyczny magnetyzm.

Na planie jest nieco zbyt wielu ludzi i nieco zbyt duży przeciąg. Ale to nie wpływa na klimat ani na gwiazdę. Wręcz przeciwnie – dodaje opowieści realizmu.

Mankamentem sesji i zapachu jest coś innego – statyczność. Brak rozwoju, brak ruchu. Choć może to nie mankament?

Linda Evangelista

Niektórzy w was (z nas) uznają Russian Leather za kompozycję zbyt trudną, zbyt ostrą, zbyt… mało ładną. Zaiste, na półkach selektywnych perfumerii pierwszych dekad XXI wieku jej nie widzę. Ale dla miłośników perfum vintage jest to ciekawostka warta uwagi.


Twórca: Yuri Gutsatz

Trwałość: Powyżej 8 godzin.


Nuty zapachowe:

ylang-ylang, fiołek, paczula, cynamon, styraks, jałowiec

Sandalwood Sacré

Le Jardin Retrouvé

Zaprawdę powiadam Wam, nie tego oczekuje człowiek po perfumach, które pachnieć mają wyłacznie sandałowcem.

Oczywiście, nie spodziewałam się rewolucji – wszak kompozycje Gutsatza powstały czterdzieści lat temu – jednak spodziewałam się… Więcej sandałowca. Spodziewałam się czegoś na miarę Sacred Wood (pewnie przez zbieżność nazwy) by Kilian lub przynajmniej Sandalwood Avonu (swoją drogą, wielka szkoda, że ten zapach zniknął z rynku). Tymczasem w Sandalwood Sacré sandałowiec wcale nie gra pierwszych skrzypiec.

Zdjęcie: ShadowinLight

Już pierwszy akord rozwiewa wątpliwości. Nie rozczarowuje – po prostu nie pozostawia żadnych złudzeń, że nie o sandałowcu będziemy dziś rozmawiać i śnić.

Bukiet pudrowych kwiatów ułożony na wyrazistej, orientalnej bazie z niepokojąco cielesnym akcentem animalnym. Tę niezwykłą bladość nuty kwiatowej zawdzięczamy ylang-ylang. Akcent zwierzęcy tuberozie. Ale to nie jest akord ylangowo-tuberozowy. To po prostu archetypiczne białe kwiaty – blade jak wnętrze dłoni.

Drugi plan to paczula. Niszowa, nieoczywista, odległa od zieleni – jak gdyby liście rzucono na kamienie i zdeptano.

Dopiero po chwili zauważamy, charakterystyczny dla kompozycji Gutsatza, subtelnie pikantny akord przyprawowy z nieodzownym cynamonem, muszkatem i, pięknie splatającą się z paczulą, nutą lauru.

Sandałowiec pojawia się w bazie. Zmysłowo piżmowej, lekko mydlanej, charakterystycznej dla kompozycji z ubiegłego wieku. Teraz już się tak nie pachnie. Współczesne nastolatki nie chcą nosić tak ciężkich kompozycji.

Bo Sandalwood Sacré to zapach, który ma swoją wagę.

Zdjęcie: ShadowinLight

Wokół Sandalwood Sacré orbituje cała rzeczywistość. To status quo, którego nie sposób zignorować.

Światło przygasa, dźwięki cichną, czas zaczyna płynąć wolniej. Dawno, wydawałoby się, utracone wspomnienia podnoszą głowę. Bynajmniej nie są to wspomnienia niewinnych przechadzek po parku ani obrazy wyniosłych div lat ’80. Sandalwood Sacré to wspomnienie pierwszej zdrady. Takiej… ze smutku. Z szukania ciepła. Z ucieczki ze związku, gdzie ona go nie rozumie i naprawdę wcale ze sobą nie śpią.

Twórca: Yuri Gutsatz

Trwałość: Do 8 godzin. Kolejny raz więcej, niż dobra, ale nieco słabsza, niż w poprzednich recenzowanych dziś kompozycjach.


Nuty zapachowe:

sandałowiec z Mysore

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

12 komentarzy o “Le Jardin Retrouvé – kilka historii o zapachu”

  1. Magdalena.switala

    Russian Leather kojarzy mi sie z Puszkinem, z pięknymi baśniami, które dawno dostałam od babci pod choinkę. Może nawet w te święta będę je znowu czytać, tym razem w towarzystwie tych perfum… Kto wie… Podoba mi się jeszcze przydymiona róża w Rose Trocadero, taka jesienna, schowana w zarośniętym ogrodzie:)

    1. Klaudia Heintze

      Rose Trocadero brzmi świetnie. Mnie kusiło jeszcze oswojenie tuberozy, ale niestety, tylko trzy próbki. :/

  2. seeandsmell

    Ależ fajnie brzmi Citron Boboli. 🙂 Spodziewałam się czegoś innego, a chyba jednak mógłby mi się podobać. Zamiast niego wzięłam różę.

    Cuir de Russie jest nie dla mnie przez fiołki, nie lubię się z tą nutą. A tu czuję ich sporo, zwłaszcza z początku. Ale chyba z całej trójki podoba mi się najbardziej, jeśli o kompozycję idzie.

    Sandalwood Sacre… pachnie mi sklepikiem indyjskim. W zasadzie perfumami w oleistym kremie w maleńkich drewnianych szkatułkach, takich ciemnych, tłoczonych. Dosć wyraźnie czuję tam sandałowiec, z kolei ten bladokwiatowy wątek jakoś nie domaga.

    1. Klaudia Heintze

      Chyba wolałabym sklepik indyjski. Ale teki prawdziwy – z kadzidełkami, dzwonkami i mnóstwem drewnianych ozdób.

    2. seeandsmell

      Aj, taki prawdziwy ze wszystkim, a nie nasza przemielona wersja zachodnia, to pewnie byłoby coś. 🙂

    1. Klaudia Heintze

      Mam nadzieję poznać w sobotę. Jedna z osób, które przyjdą na sobotnie warsztaty w Krakowie obiecała mi podrzucić swojego sampla.

  3. Fragrantica ma w ogóle jakąś dziwną definicję niszy- a nie zapomnijmy, że jest kierowana przez małżeństwo, które właściwie nikogo innego nie dopuszcza do żadnychdecyzji, więc jest to właściwie definicja dwóch osób 🙂
    Mnie zapachy JR nie porwały, choć tuberoza była bardzo ładna, i opakowania/flakony wyglądają naprawdę ciekawie. Może kiedyś się skuszę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy