To się nazywa finał serii! – boski Anatole Lebreton i rozdanie z Perfumerią Quality

Jeśli jakimś cudem, ktoś jeszcze nie zauważył, że Anatole Lebreton robi perfumy warte uwagi (by nie rzecz grzechu), dziś zachęcam po raz kolejny.

I daję Wam szansę przekonania się na własne… nosy. 🙂

Incarnata

Ta nazwa! Incarnata znaczy wcielona. Jednak olfaktoryczna interpretacja nie prowadzi nas bynajmniej w rejony związane z metafizyką czy mitologią.

Perfumy Lebretona to inteligentna gra znaczeniem. Bo tłumaczenie i skojarzenie korespondują ze sobą na różnych poziomach znaczeniowych.

Incarnata pachnie pomadką do ust. Jak Lipstick Rose tylko bardziej.

Incarnata pachnie pudrowo, talkowo wręcz. Jak Bois Farine. Tylko tym razem jest to puder subtelnie perfumowany fiołkami i bardzo, bardzo drogi.

Incarnata pachnie jak bogaty krem do ciała: gęsty, tłusty, subtelnie malinowy.

Pachnie też mięciutkimi zamszowymi rękawiczkami w kolorze pudrowego różu i wreszcie… masłem irysowym. Masłem irysowym, które nie pozostawia najmniejszej wątpliwości w kwestii tego, czemu nazywa się je masłem.

I przy tym wszystkim nie są to ani perfumy ostentacyjnie dziwaczne, ani jakoś szczególnie łopatologicznie damskie. Mogę sobie wyobrazić młodzieńca w pudrowo zamszowej mgiełce Incarnaty.

Choć nie do końca wiem, po co.

To nie jest zapach krzykliwy, „zmalowany”, efekciarski. Brak mu barwy, emocji, intensywności przekazu.

Kompozycja Lebretona jest milcząca, skupiona, wpatrzona w siebie.

Codzienna inkarnacja.

Perfumy pachnące pudrem i pomadką prowadzą nas wprost ku skojarzeniom z autokreacją – inkarnacją dokonywaną co dnia przez ludzi wcielających się w starannie obmyśloną rolę – bladolicej piękności, rumianego podlotka, damy o czerwonych ustach czy mrocznej femme fatale. Ludzi tworzących przemyślany, wyreżyserowany look za pomocą kosmetyków, wyobraźni i umiejętności. Nierzadko ocierających się o prawdziwą sztukę i prawdziwą kreację.

Powtarzalny, odświętny rytuał tworzenia iluzji – ulotnej i delikatnej, a jednak często trwalszej, niż proza życia.

Data powstania: 2015

Twórca: Anatole Lebreton

Trwałość: taka sobie. I projekcja takoż.


Nuty zapachowe:

Nuty głowy: malina, fiołek, rododendron

Nuty serca: akordy kosmetyczne, irys, mirra, róża

Nuty bazy: ambra, zamsz, benzoes, wanilia

Grimoire

Zacznijmy od podstaw: któż dziś wie, czym jest grymuar?

Któż czytał?

Grymuary to mroczne księgi wiedzy magicznej. Przewodniki po świecie mroku. Instrukcje obsługi demonów i upiorów.

Przyznaję bez wstydu – ale i bez satysfajkcji, że nie poświęciłam życia zgłębianiu mrocznych ksiąg i mrocznej wiedzy. Miałam okazję czytać wyjątki z obu „Kluczy Salomona” poszukując uzupełnienia i uzasadnienia opowieści z „Alfabetu ben Siry”, jednak do pełnych tekstów magicznych ksiąg jakoś nie dotarłam.

Chyba, że włączymy do grymuarów dzieła Antona Szandora La Veya. Wtedy dotarłam, ale doceniam w nich raczej fragmenty filozoficzne, niż ezoteryczne brednie zaklęcia. 🙂

Jakkolwiek by nie definiować gatunku, nazwa sprawia, że sięgając po Gimoirie oczekujemy magii, mroku i w ogóle „perfum o demonach”. Tymczasem olfaktoryczny grymuar Anatole Lebretona jest, przede wszystkim, nie bardzo grimm. Jak na tę nazwę wręcz bardzo nie grimm. I to rozczarowuje. Ale tylko przez chwilę.

Pierwszy rozdział magicznej księgi Anatole Lebretona to kadzidło.

Kadzidło jasne, lekkie, złote jak słońce. Charakterystyczny, chłodny aromat aromat olibanum złożył autor kompozycji z cytrynowym elemi i wytrawnym akordem cytrusowym.

I to jest ten właśnie moment, w którym podnosimy wzrok znad zapisanej olfaktorycznymi nutami karty i, wpatrując się w niebo, pytamy: jakiż u licha zamysł towarzyszył alchemikowi przyzywającemu cytrynowego demona?!

W drugim rozdziale demon przybywa. I opowiada nam tę samą historię, którą mogłyby opowiedzieć wszystkie demony naszego świata.

Że wcale nie jest demonem. Że był eteryczną istotą utkaną z dymu i marzeń. Że miał wszystko: miłość ludzi, bogate dary i miejsce w świętym gaju wraz z innymi eterycznymi istotami uosabiającymi pragnienia i nadzieje.

Że pewnego dnia przybył tyran – bóg, który nie chciał się dzielić. Ani miłością, ani darami.

Kolejne rozdziały Księgi to czas nowego boga.

Jasne duchy świętego gaju powalone zostają na ziemię, wdeptane w kurz. Upadłym bóstwom odebrana zostaje miłość ludzi, pamięć, nawet imiona. Stają się demonami.

 

Złoty aromat elemi ciemnieje i zanika. Pojawia się zgrzebnie cielesna nuta kminu i najzimniejszy z kwiatów – lawenda. Ofiara dla boga, który nie pragnie ciepła.

Ale to nie koniec opowieści.

W głębokiej bazie wracamy do świętego gaju, który zdążył urosnąć w las. Bezimienne duchy przeszłości zbierają moc w cieniu starych sosen. Jasne kadzidło przełamane zostaje nutami drzewnymi – srebrnym aromatem mchu, brudną paczulą, przyczajonym na skraju olfaktorycznego horyzontu ostrym piżmem.

Duch przeszłości powraca. Nie w złotych promieniach elemi, lecz w srebrnym woalu mchu. Tylko nie mówcie nowemu bogu…

Data powstania: 2017 (choć dla porządku odnotować warto, iż niektóre źródła podają, iż premiera miała miejsce w grudniu 2016)

Twórca: Anatole Lebreton

Trwałość: trudno określić jednoznacznie. Zapach na tyle szybko traci moc, że te kilka kolejnych godzin na skórze po prostu trudno zaliczyć do godzin rzetelnie pachnących.
Zastrzeżenie: jeśli połączenie cytrusów z kadzidłem skojarzy wam się – bazującym na tym samym duecie nut – Citrine Oliviera Durbano, to… to nie jest dobry trop.


Nuty zapachowe:

Nuty głowy: bergamotka, bazylia, lawenda, żywica elemi

Nuty serca: kadzidło, lawenda z Sewilli, cedr atlaski

Nuty bazy: kminek, paczula, mech, piżma

Rozdanie:

Tym razem mam dla Was aż pięć zestawów próbek – prosto z Perfumerii Quality Missala, która ma w swojej ofercie tę świetną markę.

W skład każdego z zestawów wchodzą wszystkie zrecenzowane przeze mnie kompozycje Anatole Lebretona. Czyli, powiedzmy wprost, wszystkie w ogóle.

Zasady udziału:

Nagrody trafią w ręce osób, które w komentarzu pod tym postem napiszą, która z kompozycji Anatole Lebretona wydaje im się najciekawsza lub najbardziej pociągająca i uzasadnią swój wybór.

Liczą się komentarze na blogu, nie na Facebooku.

Natomiast jeśli zechcecie udostępnić któryś z postów na swoim facebookowym profilu – będzie mi miło.

Odpowiedzialność za wybór znów dzielę z moimi Czytelnikami: nagrody trafią do osób, których komentarze spodoba się najbardziej, czyli zbierze najwięcej odpowiedzi od osób uważających komentarz za ciekawy, inspirujący albo po prostu fajny.

Można i startować, i komentować.

W przypadku takiej samej liczby komentarzy pod dwoma komentarzami, zastrzegam sobie prawo dokonania ostatecznego wyboru za pomocą rzutu monetą.  🙂

Czas trwania:

Rozdanie trwa do piątku 20 października włącznie. Zwycięzców ogłoszę w weekend.

Miłej zabawy! 

Pamiętajcie, nic nie tracicie startując, a do odważnych świat należy. 🙂

  • Dzisiejszy post zilustrowany został ujęciami z filmu „Metropolis” jednego z największych wizjonerów w historii kina: Fritza Langa. Na większości zdjęć Brigitte Helm w brawurowo zagranej roli Marii/Futury/Grzechu/Śmierci.

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

33 komentarze o “To się nazywa finał serii! – boski Anatole Lebreton i rozdanie z Perfumerią Quality”

  1. Co do nazw: grimoire – każdy, kto grał w DA:O 😉 [uwaga spoiler]: Morrigan rosi o zamordowanie Flemeth w celu uzyskania dostępu do jej "prawdziwego grymuaru".
    Ale także ci, którzy czytają różne rzeczy, wiedzą.
    Z kolei incarnata, od łacińskiego incarnatio (wcielenie).
    No, ale ja stary jestem, u mnie łacina była jeszcze w liceum 😉
    Co do samych zapachów, piękie opisane, zapewne interesujące, ale we wszystkich jakiś nadmiar dusicieli 😛 Zatem mam nadzieję, że próbki wygra ktoś, kto kocha paczulę 🙂

  2. Kadzidło, co ulatuje – no nie wiem. Tuberoza, która pachnie pomarańczą ze skórą – owszem, owszem, ale zaraz straszy irys. Jałowiec lub łąka latem – to brzmi najbardziej noszalnie, ale kto to wie, zanim nie spróbuje? Trzeba będzie przystanąć przy nich w Q. Flakoniki ładne, skromne. Życzę ciekawej dyskusji. Ja się tych zapachów boję 😉 Pozdrawiam.

    1. Klaudia Heintze

      O raju! Ale one są śliczne! Ładne. Łatwe. Choć niebanalne.

      Jeśli nie chcesz startować, to ładnie proszę o pomoc w rozstrzygnięciu rozdania. 🙂

    2. To miało być tu 😉
      Jak to śliczne, jak to łatwe? A te irysy ziemiste, kadzidła zakurzone, skóry wysmarowane, tuberoza? I jeszcze takie gify wybrałaś, że hardkory to, nic innego. Z przyjemnością będę śledzić dyskusję. Pozdrawiam

    3. Klaudia Heintze

      "Metropolis" to dość naiwna opowieść. Taka o życiu i śmierci… Ale naiwna. Baśń po prostu. 🙂

    4. Dużo na nich dymu i elektryki (n gifach) – w sumie jeśli coś pachnie tak, by przywołać takie skojarzenia, to może być nowatorskie

  3. Grimoire! Najlepszy wg mnie! Tzn najbardziej ciekawy. Ciekawie mnie jeszcze ten przedostatni zapach ale nie… Twój opis na temat demonów oraz nieznane dla mnie połączenie cytrusów z kadzidlem, ciagnie mnie najbardziej. Poza tym już kiedyś chciałam poznać kadzidło z kwiatami, czym zawiodła mnie sierota lutensa… Liczę więc że może tu się uda ale nawet jeśli nie, słowa napisane w tej recenzji będą ze mną wachajac ten zapach, będę się czuć jak ktoś kto ma tajemna Wiedzę ale nie obnosi się z nią:)

    P.s. sabb te wszystkie gify, tak idealnie pasują do każdej recenzji 🙂

    1. Klaudia Heintze

      Kadzidło z kwiatami! Casbah! Casbah Ulu!
      Byłam pewna, że znasz.

      Trzymam kciuki, żeby się udało. <3

    2. Znam i mam flakon nawet he he ale to jeszcze nie to czego szukam:) casbah jest piękny ale na mnie kwiatów tam null

    3. Vanille Intensee Atelier Cologne? Tam są nuty cytrusowe. Podobno, ja ich nie czuję, ale w spisie – są.

  4. Ars Longa Vita Brevis

    Pozwolę sobie na sprostowanie, mam nadzieję, że nie będziesz mieć mi za złe. Incarnata to wcielona, a nie wcielony. Wcielony to byłby incarnatus ("Et incarnatus est"…) może się mylę ale chyba ma to znaczenie dla zrozumienia zamysłu twórcy:-)
    Bardzo chciałabym przetestować perfumy Lebretona, a szczególnie te skandaliczne. Uwielbiam takie bezczelne akordy tuberozowo-zwierzęce. Grymuar też brzmi ciekawie.
    A filmu, wstyd przyznać, nie znam. Muszę to nadrobić bo wygląda, że warto.

    1. Klaudia Heintze

      Oczywiście, dziękuję. <3
      Oraz chyba ogólnie nie byłam w dobrej formie pisząc ten tekst, bo znalazłam literówki w tym samym zdaniu jeszcze,
      Nawet tytuł filmu był z błędem i z małej litery i wyglądał na matropolis. :/
      Zaraz przejrzę ten tekst raz jeszcze.
      W temacie filmu jeszcze – dzieło jest wizjonerskie graficznie i pod względem efektów i o miłości. Krytycy zarzucają Langowi naiwność fabuły, a ja powiem tak: jeśli uczynimy z tego zarzut u Langa, musielibyśmy uczynić z tego zarzut także w stosunku do "Wehikułu czasu" Wellsa. A czynienie zarzutów Wellsowi godzi w moje uczucia religijne. 😉
      Oglądaj więc, bo to kawał historii kinematografii.

    2. Ars Longa Vita Brevis

      Mam spore braki w historii kinematografii, bo zawsze wolałam czytać niż oglądać, ale czasami zobaczę tak dobry film, że żałuję, że dopiero teraz i nabieram ochoty na więcej. Ale rzadko…
      Na marginesie: Podoba mi się to hasło: Parfums de liberte…

  5. Pamiętam, jak w wieku dojrzewania chłonęłam Baudelaire'a. Jego "grzeszne kwiaty" upajały moją wyobraźnię sugestywnymi obrazami. L'Eau Scandaleuse to dla mnie jego "olbrzymka piękna, białośnieżna", u stóp której legł "młody kot lubieżny", a nawet "Koty", po których "lędźwiach rodzajnych płyną skry magiczne". Sabb, Twój tekst okazał się dla mnie taką proustowską magdalenką i sprawił, że znów zanurzyłam się w lekturze jednego z moich ulubionych poetów wyklętych 🙂 Zamarzyła mi się też ta bezkompromisowa tuberoza, której zapach balansuje na granicy intymności.

    1. Klaudia Heintze

      Mnie Baudelaire podarował głównie Thomasa de Quinceya. Wyznania angielskiego opiumisty ukształtowały moją wczesnomłodzieńczą osobowość. Natomiast samą poezję Baudelaire'a dawkowałam ostrożnie i konsumowałam z fascynacją i obrzydzeniem zarazem. Za mocny był dla mnie i zbyt monotonny w swojej fascynacji zepsuciem (w wielu aspektach).

  6. powietrzempijana23

    Ale że… rododendron? Pierwszy raz "spotykam" się z tą nutą, co prawda tylko na piśmie, ale spotykam 🙂 Kojarzy mi się z babcinym ogródkiem, a jak dodamy do tego pudrowość pudru (masło maślane… albo irysowe 😉 i szminkowość, to już w ogóle jawi mi się przed oczami obraz babci-babci mocno wyperfumowanej i z mocnym, błyszczącym różem na ustach i wręcz poza ustami. No mimo wszystko już chyba wolę to lekkie kadzidło… 😉

    1. Klaudia Heintze

      Nie nie nie. To nie są babcine perfumy. Żadnej babciowości i żadnego nadmiernego wyperfumowania. Trudno sobie wyobrazić ten zapach, trudno opisać.

  7. I ja chętnie wezmę udział. Najbardziej ciekawi mnie Grimoire. Uwielbiam kadzidło w perfumach, co prawda za cytrusami niezbyt przepadam, ale to połączenie wydaje mi się interesujące. A kadzidło z nutami drzewnymi to już wogóle marzenie:)

    (…Czy nie powinno być "w głębokiej bAzie" zamiast bEzie? Czy one rzeczywiście pachną bezą?…)

    1. Klaudia Heintze

      Haha! Nie, nie pachną bezą. No skąd… Jedna z moich sławetnych literówek się tu zbeziła. 🙂

  8. A tymczasem, jak się okazuje, rododendrony mogą pachnieć przeróżnie, bo i korzenno, i piżmowo, i cytrynowo. Wyczytałam, to wiem. Nie zgłębiałam, ale zaczyna mnie ta nuta intrygować. Przez swą unikatowość oczywiście

  9. Grimoire … masakra… dopisuje do listy chciejstw… cytrusy z kadzidlem – mega; polaczenie kwiwtow z kadzidlem – mega – takie jakie chcialam i szukalam :PP na PolPachu napisalam troszke wiecej :))

  10. inkarnata poczatkowwo swietna – kocham szminki, puder ale niestety to nie moj zapach.. jest dziwny poprostu. ma w sobie cos ladnego ale i brzydkiego.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy