Najlepsze perfumy roku 2017



Robię to po raz dziesiąty. Podsumowuję rok.

Pewne rzeczy się nie zmieniają - jak co roku zastrzegam, że wpis ten jest subiektywny, niezobowiązujący i służy rozrywce.

Inne rzeczy się zmieniają - w tym roku pierwszy raz piszę bez stresu. Bez obawy, że zapomnę o którejś z premier, że pominę ważny zapach, że umknie mi coś, o czym napisać wypada, powinno się, należy.



No ok, być może o czymś zapomnę. Być może coś mi umknie. Podsumowań roku pewnie będzie w sieci na pęczki. Ja mam nadzieję, że ten wpis będzie Wam się po prostu przyjemnie czytało. A jeśli przychodzą Wam do głowy perfumy, które nie znalazły się w zestawieniu, a uważacie je za godne uwagi, wzmianki, testu lub flakonu - bardzo proszę o komentarze. Na tym polega przewaga bloga nad czasopismem - że blog ma czytelników. Ten ma najlepszych na świecie. :-)



Czego pragną kobiety?

Rok 2017 w perfumiarstwie selektywnym szału nie robił. Przynajmniej po damskiej stronie perfumerii - bo przecież perfumerie obliczone na klienta niewtajemniczonego i niepewnie czującego się w świecie perfum wciąż podzielone na strony. To się nazywa profilowanie produktu i jest działaniem mającym zwiększyć sprzedaż. Zabieg bezsensowny, podobnie jak "profilowanie" filmów czy książek, zgodnie z którym jestem permanentną artystyczną transseksualistką. Przepraszam <grubym basem> transseksualistą.


Wracając do perfum: damska strona selektywnych perfumerii od lat cierpi na przesłodzenie i miałkość. W tym roku Guerlain zaprezentował nam odgrzewany kotlet w postaci Mon Guerlain będącego w istocie podrasowanym Mon Exclusif Guerlain z 2015 roku; Chanel tak poprawną, że wręcz nijaką Gabrielle; Christian Dior banalną landrynkę Poison Girl, która nie ma nic wspólnego z wielkim klasykiem. I jeszcze Mugler z pierwszą od lat wielką premierą, która nie budzi Wielkich Emocji czyli Aurą.

Dorzućmy do tego garść flankerów: kolejną, niechcemisięliczyć którą przesłodzoną Little Black Dress od obniżającej ostatnio loty kultowej marki Guerlain, która na rynek weszła także z kolejnym niechcemisięliczyć którym Shalimarem; flankery Aliena, flanker Light Blue, flanker Code, flanker Opium, flanker J'Adore, flanker La Vie est Belle, flanker Si, nowa koncentracja Miss Dior i tak dalej...


Z tego peletonu wtórnych przyjemniaczków przyjemnie wybija się tuberozowa Twilly d'Hermes nie będąca wielkim hitem sprzedażowym. Właśnie dlatego.



Rok jednego bohatera


Po męskiej stronie there can be only one: Gucci Guilty Absolute. Nisza w mainstreamie. Sprzedaje się fatalnie i jeśli ktoś chce kupić flakon, to niech kupuje, bo nie wróżę tej świetnej kompozycji drugiego żywota. Z resztą marka Gucci ma już wprawę w wycofywaniu świetnych męskich kompozycji, n'est-ce pas?



Nowe szaty Guerlain



Na słów kilka zasługuje także jedno jeszcze wydarzenie na rynku selektywnym - ujednolicenie flakonów Guerlain. W przeszłość odchodzą unikatowe, rozpoznawalne flakony zaprojektowane dla zapachów takich jak The Jardins de Bagatelle (flakon z 1983 roku) Samsara (flakon z 1989 roku), Héritage (1992), Champs-Elysées (1996), Vetiver (2000), L'Instant de Guerlain (2003),  L'Instant de Guerlain Pour Homme (2004), Insolence (2006),  Guerlain Homme (2008) i Idylle (2009).

W Roku 2017 zastąpiły je zunifikowane flakony - nie nieładne, po prostu... zunifikowane.



Oraz wiem, że wedle klasyfikacji serwisu Fragranitica Guerlain jest marką niszową. Dzięki temu w plebiscycie popularności Fragrantiki kolejne Czarne Sukienki rywalizują z niskonakładowymi perfumami niewielkich, artystycznych wytwórni. Ja tego nie kupuję i w tym artykule wyjaśniam dlaczego.

I jeszcze jedna nowina od Guerlain: do niezbyt odkrywczej lecz bardzo przyjemnej serii Les Absolus d`Orient Guerlain dołączył Oud Essentiel. Udany, choć nie tak udany jak ubiegłoroczna Ambra.



Ograniczona dystrybucja

Znany z wulgarnych reklam i perfum wyróżniających się wyłącznie wysoką ceną Tom Ford po raz kolejny błysnął. Tym razem nazwą.


Fucking Fabulous (bardzo Was przepraszam za wulgaryzm) reklamowane jest zdjęciem obowiązkowo rozkraczonej pani. Jak na tę markę wstrzemięźliwie.


Specyficzną klientelę Toma Forda najwyraźniej kręcą prowokacje, pornograficzne reklamy i zdjęcia twórcy marki wąchającego blottery wyjęte z pupy modelki; nic więc dziwnego, że zapach z wulgaryzmem w tytule bije rekordy sprzedaży.

Sama kompozycja jest dokładnie taka, jakiej należy się spodziewać po Fordzie: przyjemna, słodka, dość banalna i o kiepskich parametrach.



Najciekawsze


Comme des Garcons wraca w głęboką niszę. Przynajmniej pozornie.

Wcześniejsze usunięcie z oferty wielu ciekawych zapachów (między innymi z serii Synthetic, Red, Green czy Sweet) okazało się niezbyt dobrym pomysłem, wycofane perfumy wracają więc w serii Olfactory Library. W 50 ml białych, ascetycznych buteleczkach w stylu Comme des Garcons wróciły już Garage, Tar, Soda, Palisander, Sequoia, Calamus, Lily, Eau de Cologne, Sticky Cake i Nomad Tea. Marka zapowiada kolejne rezurekcje.


Sztandarowa premiera 207 - Concrete czyli Beton - to koncept iście niszowy. Trochę szkoda, że Concrete nie pachnie betonem. Wcześniejsze perfumy Comme des Garcons pachną z grubsza tym, co obiecuje tytuł. Mimo tego zastrzeżenia, jest wystarczająco niszowy, by zasłużyć na miejsce wśród najbardziej niebanalnych zapachów roku.



Druga premiera, którą określić należy jako niebanalną to elektryczny fiołek od DS& Durga czyli Vio-Volta. Butnie syntetyczna kompozycja bazująca na opatentowanej przez IFF molekule AmberXtreme i furze timberolu budzi emocje. Opinie internautów pokazują, ze są to głównie emocje negatywne, ale czyż nie o to chodziło? Elektryczne perfumy stworzone po to, by elektryzowały nielicznych.



Labradorite No. 13 pewnie nie znalazłby się wśród najciekawszych zapachów roku, gdyby nie to, że firmowany jest nazwiskiem Oliviera Durbano. Zwierzęca tuberoza z retro sznytem to nie jest to, czego oczekujemy po te marce. Samo złożenie nut nie jest nowoczesne ani odkrywcze, ale na tle z roku na rok coraz bardziej poprawnych kompozycji firmowanych nazwiskiem przystojnego jubilera Labradoryt wyróżnia się i zwraca uwagę.

Słyszałam o nim wiele złego: że brudny, brzydki, starobabowy i że pachnie kocią pupą. Prawdziwa nisza, mili Państwo. :D



Najpiękniejsze


Kiedy w 2014 roku na rynek z hukiem wchodził Blamage Nasomatto - twórca marki i kompozytor wchodzących w skład jej oferty perfum Alessandro Gualtieri kategorycznie oświadczył, że to ostatni zapach Nasomatto. Koniec, basta, finis res.

Jak to dobrze, że perfumiarze tak często nie dotrzymują słowa (przypominam, że Olivier Durbano już dwukrotnie anonsował koniec serii Pierres Poemmes i, ku wielkiej radości wielbicieli marki, na rynek wciąż wchodzą nowe perfumy sygnowane jego nazwiskiem).

Ponad dwa lata po "ostatnich" perfumach Nasomatto na rynku zadebiutowała Baraonda - epikurejska kompozycja do wąchania i nie tylko. Z racji daty premiery (listopad 2016) Baraonda okrzyknięta została jednym z najciekawszych zapachów roku 2017. U mnie w najładniejszych.



Kolejna premiera 2016, która na polski rynek weszła w 2017 to Attaquer le Soleil Marquis de Sade Etat Libre d'Orange. Potężna porcja labdanum zapewnia kompozycji Quentina Bischa miejsce moim osobistym TOP 2017 - pomimo odrażającego markiza w tytule.


Udały się Wyzwolonym Stanom Pomarańczy także zielone You Or Someone Like You. Druga premiera bieżącego roku Une Amourette Roland Mouret udała się jakby mniej.



Moim osobistym faworytem roku w kategorii perfum pięknych i po prostu świetnie się noszących są drzewne Woody Mood Olfactive Studio. Czekałam na tę premierę i warto było.




Spore zmiany przechodzi by Kilian. Marka została wykupiona przez koncern Estee Lauder i sporo zapachów jest obecnie przesuwanych między liniami. Premiery 2017 są... zróżnicowane. Nie chcę pisać, że nierówne, bo spektakularnych porażek nie było - po prostu jedne podobają mi się bardziej, a inne... mniej bardziej.

Najciekawszą z nowości by Kilian i w ogóle jedną z bardziej atrakcyjnych premier tego roku jest kawowo - rumowy Black Phantom.



Odkrycia


Wśród najlepszych premier tego roku warto wymienić także Grimoire Anatole Lebreton.
Anatole Lebreton to jedno z najważniejszych moich odkryć tego roku. Marka niepozorna, niedroga i zachwycająca. Nie ma w ofercie zapachu, który uznałabym za niedobry.



Kolejne moje globalne zachwyty to Maison Gabriella Chieffo, dla której kompozycje składa genialnie kreatywny i olśniewająco niepokorny Luka Maffei i marka Santi Burgas niesamowicie utalentowanym Santiago Burgas Bou u steru.



Mieszane uczucia


Mocny rok miała marka Zoologist. Światło dzienne ujrzały trzy nowe zwierzaki: Dragonfly, Elephant i Camel. Elephant czeka na recenzję, Camel jeszcze do mnie nie doczłapał.

Przy okazji wspomnieć warto, że na półkach perfumerii mających w sprzedaży Zoologisty nowe Pandy 2017 powoli wypierają stare. W Lului obsługa ustawia flakony w dwóch rzędach i uczciwie informuje o różnicach w zapachu, ale smutna prawda jest taka, że producent nie oznaczył na flakonach Pandy 2017, że to flakony perfum innych, niż oryginalna Panda, która debiutowała w roku 2014.




Serge Lutens coraz bardziej odlatuje. W tym roku uraczył nas dwoma premierami: metalicznym Mlecznym Zębem (Dent de Lait) i pachnącym lukrecją Katem Kwiatów (Bourreau Des Fleurs). W moim odczuciu Kat ładniejszy od Zęba, ale nie wart odjechanej ceny - bo za serię Section d`Or Wielki Serge woła od 450 do 600 Euro za 50 ml flakonik.



Teraz Polska!


Polska marka Tabacora Parfums wprowadziła na rynek dwa nowe zapachy: nową wersję rewelacyjnego Salim - Salim Bagh 1619 i zwiastującego wyjście poza orient T MENa. Salim Bagh 1619 dostępny jest w formie spirytusowego ekstraktu perfum, a nie czystego attaru - jak poprzednie zapachy marki. T MEN także pojawił się w 50 ml flakonach z atomizerem i, mimo opisu "Eau de Cologne", koncentrację ma wyższą, niż woda kolońska.

Wkrótce na SoS pojawi się recenzja oraz bardzo atrakcyjne rozdanie z T MENem w roli głównej.




Dziękuję Wam za kolejny wspólny rok.

Życzę, żeby kolejny przyniósł Wam same dobre dni. I nam wszystkim mnóstwo zachwytów. :)

Jeśli znajdziecie chwilę, podzielcie się wrażeniami z ubiegłego roku. Które perfumy były dla Was największym objawieniem? Które rozczarowały najbardziej?
A może napiszecie mi recenzję których perfum chcielibyście przeczytać na SoS tej zimy?



Komentarze

  1. Cudne podsumowanie! Dziękuję :D W sumie to był ciekawie pachnący rok...
    Ściskam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Z nowości 2017 najbardziej podoba mi się Fleur Musc od Narciso Rodriguez. Jakoś ładnie leży mi na skórze :) Nowość od Armaniego "because it's you" męczy mnie po chwili noszenia. "Gabrielle" mam i używam,ale szału wielkiego nie ma ;) Nowa Miss Dior jak dla mnie powinna być flankerem, a nie zastąpić dobrą dawnaw wersję...
    A z trochę tańszych perfum, dość poprawna wydaje się White Tea od Arden.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam, jak zawsze, z przyjemnością. Rok 2017 to rok odkrywania niszy. Przynajmniej w moim przypadku. Jest to też rok dla mnie specyficzny. Dlatego hucznie zakończyłam go "łamiąc teorię" i jest mi z tym dobrze... znaczy z nim ;p.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odkrywanie niszy nigdy się nie kończy. ;)
      Co do roku i jego kończenia - dobrze, że już sobie poszedł. Niech nowy będzie lepszy.

      Usuń
  4. Dwie wyczekane przeze mnie premiery ubiegłego roku to Osang Talismans i Archetipo Mendittorosa. Tym pierwszym cieszyłam się jak dziecko. Życzę podobnie intensywnych zachwytów w 2018r.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O! Archetipo jest zacny wielce.
      Dziękuję i życzę wzajemnie.

      Usuń
  5.  Łączna suma wszystkich poznanych perfum na przestrzeni lat razem z minionym 2017 rokiem to: 4321. Dla mnie ten rok należał do średnio udanych gdyż złożyło się dużo ważniejszych spraw (przeprowadzka itp) więc tylko 260 testów nadgarstkowych. W porownaniu z 2013 (prawie 800 zapachów) to bieda z nędzą hehe

    A oto moje Największe tegoroczne rozczarowania zapachowe: Byredo Bibliteque, Niestety: Twilly Hermes (zajął 241 pozycje w moim TOP) - toporność bukietowa Twilly naładowanej po brzegi musującym kwiatem pomarańczy z dziwnie szpitalno-chemiczną smugą tuberozy doprowadziła mnie do bólu głowy i szybkiego zmycia zapachu z nadgarstka :( cóż, chyba nigdy nie byłem i nie będę fanem tej marki. Poza tym: Izia Sisley, Aura Muglera i poprawny zapach legendarnej firmy od której jednak oczekuję więcej: Chanel Gabielle.
    Zachwyty: Seria Portretów Penhaligon's, Tabacora Salim Bagh oraz T Men Cologne 76, Butikowe Boucherony, Orto Parisi Terroni, Zachwycające nowości od Kiliana Hennessy, Gucci Gulity Absolute pour homme, Woody Mood jedyny zapach marki który z przyjemnością nosze :) Wspaniały jest także Grimoire Anatole Lebreton o którym jakiś czas temu pisalem;zresztą cała marka jest wspaniała! Iron Duke BeauFort i kilkadziesiąt innych. Więcej grzechów nie pamiętam :)
    Pozdrawiam w Nowym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej Jarku, dawno Cię nie widziałam. :)
      Mam nadzieję, że ważniejsze sprawy były wyłącznie dobre. Przeprowadzka to straszna zmora, ale zwykle prowadzi do zmiany na lepsze, więc współczuję męki z przeprowadzaniem się, ale gratuluję zmiany lokum.

      W temacie Hermesa - ja z kolei lubię prawie wszystkie ich zapachy. Niekoniecznie noszę, bo to jednak marka dość umiarkowana, ale układa się na mnie prawie wszystko od nich.

      Cieszy mnie, że perfumy Tabacora znajdują także Twoje uznanie.

      I jeszcze słówko o tym, co się u mnie nie znalazło: o tó Iron Duke był wymieniony w pierwotnej wersji tego wpisu. Razem z Iris Fauve Atelier des Ors. Ostatecznie zdecydowałam się ściąć ilość zapachów. W sumie nie wiem czemu. :)

      Pozdrawiam Cię serdecznie. :)

      Usuń
  6. Lubię zapach betonu, bardziej mokrego niż suchego... Zapach betonu, ach... :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też. I też mokrego właśnie. Niestety Concrete nie pachnie betonem. Pachnie sandałowcem. Też pięknie. :)

      Usuń
    2. Ciekawe, czy ktoś kiedyś wpadnie na zrobienie zapachu mokrego betonu z nutą omszałą :-D piękne to by było!

      Usuń
    3. Dla mnie "Concrete" pachnie wspomnieniem z dzieciństwa... czyli pastylkami pudrowymi!Takimi sprzedawanymi w rulonach :)
      Jestem tu nowa, ale baaardzo mi się ten blog podoba! Pozdrawiam!

      Usuń
  7. A ja tam lubie Mon Guerlain ale Gabrielle nie, nie i jeszcze raz nie, tak jak Mugler fuuuuj!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo Mon Guerlain nie sa brzydkie. Tyle, że cała ta kampania z komponowaniem zapachu dla Angeliny i ostatecznie zaprezentowanie ludziom odgrzewanego kotleta... No nie zachwyca. Sam zapach idealnie w kanonach obecnych trendów w mainstreamie.

      Usuń
  8. Przyznam się że inne życiowe sprawy skutecznie odocieły mnie od skupienia uwagi na zapachach powstałych w poprzednim roku. Coś tam na półkach sieciówek wąchałem ale nic godnego nie odnotowałem. No tak, poza staro-meblowym Gutkiem ;-)
    Niemniej jednak mam swoje typy które koniecznie nadrobię a są nimi Camel, Moody Wood i nowy Durbano. Betonowy CdG za ponoć obfity sandałowiec też bardzo chętnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że te życiowe sprawy były wyłącznie dobre.
      Concrete rzeczywiście bachnie sandałowcem, a nie betonem. Z jednej strony szkoda, z drugiej... nie szkoda. :)

      Usuń
  9. 2017 był dla mnie przełomowy bo trafiłam zupełnie przypadkiem na fantastyczny blog, którego jesteś autorką. I co najlepsze bakcyla połknął również mój mąż. Obecnie jesteśmy w posiadaniu Black Afgano, Woody Mood i Black Tourmaline. Poznajemy dopiero niszę a wszystko dzięki Tobie.Nie odbierz mojego wpisu jako cukrowania, nie taka jest moja intencja. Po prostu dziękujemy Ci z całego serca za to, że jesteś,robisz świetną robotę i zarażasz swoją pasją innych. Życzymy Ci wszystkiego co najlepsze i serdecznie pozdrawiamy. Sylwia i Piotr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sylwio, bardzo Ci dziękuję za ten przemiły komentarz.
      Wiesz... to jest mój zysk z bloga - ludzie i to, że czasem napiszą, że im sprawiam radość. Dzielenie się pasją. Radością z poznawania.
      Czasem ludzie pytają, po co to robię - skoro nie można u mnie kupić reklamy ani recenzji i ogólnie nie zarabiam. Właśnie dlatego. Dla Ciebie. :)

      Usuń
    2. Jeszcze raz dziękuję :-)

      Usuń
  10. Czekam z niecierpliwością na Twoją recenzję T MENa:).
    Mam próbkę tego zapachu i w moim odczuciu otwarcie pachnie lawendą w takim starym stylu, natomiast dalsza faza rozwoju to powiew arktycznego chłodu połączonego z zapachem kremu ochronnego do twarzy:). Być może dogłębne testy powiedzą mi coś więcej, ale na ten moment mam takie skojarzenia:).

    Woody Mood poznałam i uważam, że jest fenomenalnym zapachem. Na mojej skórze pięknie się wysłodził:).

    Wszystkiego dobrego w roku 2018! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. T MEN jest w ogóle bardzo zmienny. U mnie od lawendy, przez klasyczne fougere, po kadzidlaną bazę.
      Mam z nim ten problem, że ja nie cierpię lawendy...

      W temacie Woody Mood pełna zgoda. Na mnie też się wysładza i odpowiada mi to.

      Wszystkiego dobrego, Iwono!

      Usuń
  11. Dzięki temu podsumowaniu wiem, co miało premierę w minionym roku, bo przestałam być na bieżąco (i mi to nie przeszkadza ;) Twilly w ogóle nie pamiętam, zatem nie mógł zrobić na mnie wrażenia. Z Baraondą się mierzę, szukam, gdzie te owoce, miód, fajerwerki, ale ni ma! Może za skąpo z próbki psikam? Concrete - pamiętam, że przyjemny, taki na co dzień. Odkrycie roku to cudowna kawa w Follow Kerosene, ale czy to jest zapach z 2017...? No właśnie tak jestem zorientowana. Wszystkiego dobrego w 2018, oby nie opuszczała Cię radość z poznawania nowego i chęć na dzielenie wrażeniami z nami się na blogu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Follow jest z 2016. Śliczny.
      Co do Baraondy - ja testowałam nawet doustnie - tak, jak radził Gualtieri. Fajny zapach, ale miłości nie ma. Choć ja nie szukałam ani owoców, ani miodu. Szukałam whisky. ;)

      Usuń
    2. O tak, tak, whisky, też jej tam szukałam! Ale też nie czuję. Czuję gładkiego przyjemniaczka. Ach, gdyby przyszedł Ci do głowy pomysł na wpis na blogu o zapachach z nutą alkoholu, to będę pierwszym czytelnikiem!

      Usuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. To Wy sprawiacie, że to miejsce żyje. :)

Popularne posty