Parfum d’Empire Aziyade

Mottem tej recenzji niechaj będzie:

Careful what you wish – you just may get it.*

Dla tych, którzy prosili o recenzję Aziyade. 😉

Aziyade to jednocześnie tytuł bogatej w motywy autobiograficzne powieści Pierre’a Loti i imię rzekomo największej jego życiowej miłości – mieszkanki jednego z tureckich serajów. Ponoć Loti przez całe swoje życie nosił na palcu pierścień z wygrawerowanym jej imieniem.

Historia tyleż romantyczna, co dziwaczna, bo wedle niektórych biografów Aziyade była postacią fikcyjną służącą Lotiemu jedynie jako przykrywka dla homoseksualnego romansu z własnym sługą.

Marc-Antonio Corticchiato – twórca marki Parfum d’Empire zapewnia, że Aziyade to najbardziej prowokujący zapach w historii perfumiarstwa. Kwintesencja erotyzmu zawierająca w sobie afrodyzjaki wszystkich kultur świata.

Przegiął facet.

Może i w tej flaszce rzeczywiście upchnięte zostały wszystkie afrodyzjaki świata z hiszpańską muchą, cebulą, smardzami i kozim serem włącznie, ale kto powiedział, że to dobrze?!

Nie zamierzam odmawiać nowemu produktowi Parfum d’Empire oryginalności (choć spotkałam się z zarzutami, że to zapach żywcem rżnięty z Dinner by Bobo, którego nie znam niestety), ale każda wzmianka o urodzie klinuje mi się w klawiaturze. Bo jest to zapach (jak mawiała moja babcia) „natkany” do bólu, przedobrzony, tworzący z wielu pięknych nut kakofoniczną kompozycję będącą dla mnie uosobieniem przesytu, braku umiaru. Tak, jak jeden nagi człowiek jest (bywa) piekny, jak piękna jest naga para, czasem trio, tak stłoczony nagi tłum nie jest już erotyczny, lecz żałosny. I to się właśnie przytrafiło składnikom spacyfikowanym we flaszkach Aziyade.

W otwarciu zapach jest skoncentrowany, cierpki ponad wyobrażenie, żrący w nos kminem gniecionym, żutym garściami, na sucho…

Syntetyczne, gorzkie nuty mogące być skutkiem połączenia żywicy, kadzidła i diabli wiedzą, czego jeszcze z kandyzowanymi owocami, układają się w coś, co nieodparcie kojarzy mi się z zapachem woszczyny – tej żółtawej substancji, którą można sobie wydłubać z ucha, a która wryła mi się w pamięć przy okazji Fasolek Wszystkich Smaków z cyklu o Harrym Potterze. A może to po prostu zapach potu, który zostaje na noszonych kilkukrotnie koszulkach?

I w tej otwierającej fazie wcale nie zdaje mi się kobiecy. Bardziej, niż delikatną mieszkankę haremu przywodzi mi na myśl owłosionego tragarza (noszącego przez cały roboczy tydzień wory kminu, oczywiście).

W miarę upływu czasu udało mi się spod traumatycznego kminu wygrzebać zapach owoców – głównie daktyli, ciemny, suchy cynamon, gęstą żywicę. Z czasem pojawia się przytęchława, ale interesująca nuta paczuli oraz rzeczywiście absolut wanilii rozmydlony nieco piżmem. Z dystansu zapach zdaje się słodszy, niż wąchany tuż przy skórze. Nie jest to jednak nic, dla czego warto byłoby się tak męczyć. Szczególnie, że kminowy potwór ciągle czuwa…

Najsmutniejsze jest to, że kiedy już skończyłam recenzję i przestałam skupiać się na zapachu, już w łóżku próbując zasnąć ciągle czułam woń nieświeżego ciała. Bez wątpienia kobiecego, skropionego orientalnymi perfumami, ale… niemytego po prostu. I to ja tak pachniałam. Choć daję słowo – kąpałam się ledwie trzy godziny wcześniej. Tak sobie pomyślałam, że dla kogoś o upodobaniach podobnych do Sobieskiego to rzeczywiście mogłaby być erotyczna woń.

Jestem pewna, że na mój odbiór zapachu spory wpływ ma fakt, że nie cierpię kminku i niechże będzie to moim oficjalnym usprawiedliwieniem.

Jednak ani kmin, ani kminek nie jest wystarczającym wytłumaczeniem reakcji, jaką wzbudza we mnie ta kompozycja. Jest przecież multum kminu w lutensowskim Arabie, w pięknej Terre de Sarment Frapina, czy w Idole de Lubin. Jest ciemny, wyraźny kmin w moim ulubionym Black Tourmaline… Ale to, co udało się z tego kminu wyciągnąć Corticchiato przekracza moje dotychczasowe wyobrażenia o tym, jak paskudny może być jego zapach.

Ogólnie ten „najbardziej prowokujący zapach świata” prowokuje mnie główne do panicznego galopu do łazienki. W celu mycia, a jakże…

Data powstania: 2008

Twórca: Marc-Antonio Corticchiato

Nuty zapachowe:

granat, kandyzowane daktyle, migdały, pomarańcze, suszone śliwki, cynamon, kmin egipski, kadzidło frankońskie, imbir, chleb świętojański, paczula, wanilia, absolut wanilii z Madagaskaru, żywice, piżmo, czystek marokański

*Metallica „King Nothing”

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

24 komentarze o “Parfum d’Empire Aziyade”

  1. Bardzo dziękuję!!!
    I ja miałam w końcu okazję na próby. Mnie kmin nie przeszkadza, natomiast ciężko oddycha mi się po kilku godzinach gdy suszona, okadzona śliwka zaczyna przytłaczać. Natomiast zdziwienie ogarnęło mnie przemożne, bo na facetów działa Aziyade jak lep na muchy. Nigdy nie słyszałam tylu komplementów. Dziwne, ale jakże miłe.
    Jeszcze raz dzięki. Kasia

  2. Naprawdę tak działa? Dzięki za ciekawą informację – ze względów oczywistych nie wypróbuję tego w praktyce, ale to naprawdę interesujące.
    Czyli coś jest na rzeczy z tymi afrodyzjakami. 😉

  3. Mam na sobie ten stwór. Pierwsze co zrobił to zacytrusił na słodko, chodzę i prawie że "Lollipop" śpiewam. Czy mógłby to śpiewać tragarz z kminem? Ogólnie to chyba jak dla mnie coś, co można by nosić do jakichś fancy dressów, jakiś taki słodziak mocny, a niepoważny. Wieczorem poszukam kminu.

  4. Hihi! Wyobrażam sobie tragarza śpiewającego "Lollipop". :-DDD
    Nie wiem, tak szczerze, do czego to nosić. może i do fancy dressów. 🙂 Tyle, że ja fancy dressów nie naszam. Same nie fancy. 😉

    Twój komentarz fenomenalnie poprawił mi humor. Dzięki!

  5. Ale śpiewającego "Candy Cane" jak Mona Mur to i owszem 😉

    ja czasem się skuszam na nie fancy, ale to pod Rock Crystal tudzież Black Tourmaline 😉

  6. Szukałam Lucyfera z znalazłam spoconego tragarza z worem kminu. O fuuuj, tez nie lobię tej przyprawy.
    Ubawiłam się setnie (a nawet rżałam ze śmiechu) czytając wszystko co powyżej. :))
    elsi

  7. Elsi, fajnie, że tragarz nie jest wyłącznie moim wymysłem. To znaczy… Przykro mi oczywiście, że Aziyade i Ciebie umęczyły, ale zawsze to lepiej mieć kreatywne (i choć trochę uzasadnione) wizje, niż omamy. ;-)))
    Uściski serdeczne. Cieszę się, że Cię tu widzę.

  8. Niestety pomyłka. Aziyade nie testowałam. Na powyższą recenzje trafiłam przypadkiem, szukając informacji o Lucyferze Damiena Basha. Ale ufam, że spotkałaś mości tragarza naprawdę. 🙂 W świecie perfum można spotkać ciekawe, aczkolwiek czasem niekonieczne miłe persony 🙂

    Dziękuję, także mnie miło tu gościć. Obiecuję, że się "zalegle" odezwę na W. Zrobiłam prawo jazdy, kupiłam samochód, znalazłam pracę, "wyzdrowiałam" po kilkakroć siebie i rodzinę i nareszcie mam chwilkę dla siebie 😉
    Pozdrawiam!

  9. Witam, miałem dzisiaj okazje zapoznać się z tymi perfumami i pełni zgadzam się z recenzją. Za dużo tu wszystkiego, ten zapach, aż kipi, wylewa się z butelki. W pierwszej chwili, aż odrzuciło mnie od flakonu. Może nie poczułem jakiegoś tragarza, służącego, ale zapach czegoś nieszerzonego to już na pewno. Te perfumy kojarzą mi się z podstarzałymi kobietami, pragnącymi wzbudzić seksualne zainteresowanie u młodych chłopców za wszelką cene.

  10. Podstarzałe kobiety to taki klucz… Różne bywają podstarzałe kobiety, ale rzeczywiście, ta seksualne desperacja nie brzmi dobrze. 😉

  11. Taaak… Podstarzałe brunetki kształtu rubensowskiego i w wysokich czerwonych szpilach. Sabbath niestety wypadasz za burtę : )

  12. Trochę się kwalifikuję, trochę nie. 🙂 Ale za burtę chętnie wyskoczę. Może mnie jaki tragarz wyłowi. 😉

    Nie, czekaj. Umiem pływać. Może sobie wyłowię jakiegoś tragarza…? ;)))

  13. oj narzekacie ludzie, ja młody rudzielec całkiem dobrze radzę sobie z Azyiade ale wizja bycia podstarzałą brunetką rozśmieszyła mnie nie mniej niż cała recenzja. Mam dwie teorie na temat przepychu w perfumach. Pierwsza, że mi to nie przeszkadza, druga to taka, że moja skóra wybiórczo współgra z niektórymi składnikami emanując nimi dalej, pozostałe idą się czesać albo tworzą transparentne tło. Nie mogę powiedzieć żeby Aziyade były moim nr 1 ale mogę powiedzieć że bardzo dobrze mi się je nosi :D.

    1. No, narzekamy. 😀
      Ale tylko trochę, bo ogólnie nie mamy powodu do rozpaczy. Albowiem nie ma przymusu noszenia Aziyade, ani żadnych zapachów, którymi się nie zachwycamy. I to jest fajne.
      Tak powazniej: nic na to nie poradzę, że mnie ten zapach męczy i wkurza. Ale też wcale nie twierdzę, ze musi męczyć i wkurzać wszystkich.
      Niechaj ludzie noszą na zdrowie i dla frajdy. Co chcą. 🙂

  14. Oj Sabbath ale wiesz, że "rozśmiesza" oznacza w moich ustach "bawi" to fajnie przeczytać taką reckę zapachu który się lubi. tak w ogóle to fakt że jesteśmy tak różni i mamy tak różne gusta jest wspaniały.

    1. Mnie się podoba tekst Łukasza o tym, że wypadam za burtę. Nie wiem, czy widziałam kiedyś bardziej oryginalny komplement. :)))
      A to, ze się różnimy jest jedną z najfajniejszych rzeczy na świecie. Nie zniosłabym świata, w którym wszyscy byliby tacy sami!

  15. Aleksandra GGS

    Uchahałam się porządnie przy tej recenzji! Oczami wyobraźni widziałam niedomytą i podstarzałą prostytutkę :-))
    A mi się podoba. Chętnie bym go miała, dla samej przyjemności uchahania- uźywam i myślę: oj,właśnie pachnę jak niedomytta kurtyzana :-)))
    Kminku brak. Cynamon i mega przyprawy owszem.
    O rety..jeszcze ten spocony tragarz… Ależ masz wizje.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

Le Labo Labdanum 18

. Labdanum. Ta roślina ma potencjał. Jej niezwykły zapach potrafi nieźle „namieszać” w zapachu. Czasem jako dodający przestrzeni i charakteru dodatek, czasem, jak w przypadku

Czytaj więcej »