I Hate Perfume Gathering Apples

Dla pewnej Agnieszki, którą lubię bardziej, niż dedykowany Jej zapach. 😉

Gathering Shampoos…

Pamiętacie szampon „Zielone jabłuszko”?

Pamiętacie początki okresu kapitalizmu w Polsce, kiedy na rynku królowały zielone mydełka o szczególnym, cierpko-słodkim zapachu jabłek?

Jeśli ktoś lubił ten zapach, Gathering Apples powinno mu się spodobać, w przeciwnym razie poczuje to, co w tamtych przypadkach: chemicznie wyidealizowane jabłko. I tyle.

Osobiście przyznać się muszę do tego, że jako dziecko uwielbiałam tę wściekle zieloną butelkowaną chemię i jabłkowa propozycja Brosiusa wywołuje u mnie nostalgiczny uśmiech.

Nie oznacza to niestety, że potrafię traktować ją poważnie. No nie. Dla mnie to dziwadełko w stylu Demeter i nawet moje nienormalne upodobania z dzieciństwa nie sprawią, że zdecyduję się tym pachnieć globalnie.

Z resztą właśnie te skojarzenia powodują, że podświadomie doszukuję się w tej prostej kompozycji drugiego dna: goryczy detergentu. Nie ma jej. Pod jabłkową zielonością tkwi rzeczywiście coś na kształt cienkiego, przybrudzonego drewienka, ale mój umysł został tak skutecznie zaprogramowany przez wielokrotnie używane kosmetyki, że kiedy tylko przestaję go pilnować i czujnie kontrolować jakimi ścieżkami podąża, natychmiast „przerabia” to drewienko w chemię. Naprawdę niesamowite jest doświadczanie tego, jak mocno podświadomość potrafi dorabiać złudne wrażenia do odbieranych bodźców!

Wedle opisu na stronie producenta zapach powinien pachnieć jabłkami Mackintosh i jest bardzo prawdopodobne, że tak właśnie jest. Ponieważ jednak prawdziwych Mackintoshy nie jadłam od lat, za to zielone skojarzenia nadal mam wprasowane w pamięć, więc mnie jawi się ta nuta na zielono.

Zupełnie obiektywnie powinnam napisać, że jest to zapach ładny. Bo jest ładny. Ale niekoniecznie każdy musi go lubić. I jeszcze bardziej niekoniecznie każdy musi chcieć nim pachnieć.

Szczególnie, że trwałość beznadziejna…

Próbowałam użyć Gathering Apples jako uzupełnienia dla Burning Leaves i przyznaję, że w tym dymnym obłoku pachną znacznie bardziej „noszalnie”. Ale jakoś nie jestem przekonania do używania ich w ten sposób: Burning Leaves wcale nie potrzebuje uzupełnienia i nie mam motywacji do tego, by wędzić w tym słodkim dymie najładniejsze nawet jabłko.

Próbowałam doprawiać jabłkami Patchouli Empire i wyszedł z tego stary kosz nadpsutych owoców ewoluujący w sam kosz.

Najładniej zagrało chyba zestawienie z Russian Caravan Tea i Just Breathe. Świeże otwarcia brzmiały ze sobą ładnie, a gdy doszło do ujawnienia się drzewnej bazy po jabłkach nie było śladu. Tak więc efekt ciekawy, ale i tak nie wart zachodu.


Data powstania: 2005
Twórca:
Christopher Brosius

Nuty zapachowe:
tysiące dojrzałych jabłek Mackintosh i odrobina starego drewna z wielkiego kosza

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

Przepraszamy za usterki

Informacja: Wpis dotyczący perfumerii, na stronie której bez konsultacji i bez podania źródła zamieszczono moje recenzje perfum Ramon Molvizar został tymczasowo ukryty z uwagi na

Czytaj więcej »

Serge Lutens Cedre

Cedrowy Las Birnam rusza w tany * Cedre Lutensa to doprawdy bardzo szczególny zapach. Mogę szczerze powiedzieć, że jest wzbudzającym największe kontrowersje (czytaj: krytykę) zapachem,

Czytaj więcej »