.
Wyobraźcie sobie kościół. Nie strzelistą, potężną katedrę i nie wyśnioną, odrealnioną eko-kapliczkę od fundamentów po gonty ze zdrowego drewna.
Taki zwyczajny: murowany, otynkowany, z kamienną, nie marmurową posadzką. Żadna tam nowoczesna architektura, żaden zabytek.
Zwykły kościół, jakich tysiące w klimacie umiarkowanym.
Drewno ławek wypaczyła wilgoć, w najdalszych częściach naw grzybne nacieki na tynku, za bocznymi ołtarzami wmiecione śmieci i zagubione przez wiernych ubiegłej zimy rękawiczki, szaliki, stary skarbczyk ze zlepionymi wilgotnym kurzem stronicami.
W tym właśnie kościele jest zakrystia. W zakrystii przetarty nieco cienki dywan ze sznurka, pod wyłożonymi ciemną boazerią ścianami nieużywane od lat fotele pokryte sfatygowaną, bezbarwną tapicerką. I wielki, wielki drewniany kredens odziedziczony po jakimś pańskim dworze.
Kiedy otworzymy ciężkie drzwiczki kredensu, na półce znajdziemy złożoną w kostkę albę. Jest biała i chłodna, ale ewidentnie używana. Wchłonęła nie tylko aromat palonego labdanum, opoponaksu i mirry, ale i zapach potu zapamiętale wywijającego trybularzem młodego akolity, zapach wilgotnych od deszczu okryć wierzchnich wiernych wkładających do wiklinowego koszyczka drobne na ofiarę, a także niezdrowo słodki aromat nieświeżych kwiatów w wazonach. Obok, niedbale wciśnięta leży poplamiona czerwonym winem ściereczka użyta do wytarcia mszalnego kielicha.
Wyobraziliście sobie?
A teraz jeszcze jedno – to dziwaczne, nieperfumeryjne połączenie okazuje się w jakiś przewrotny sposób piękne i… na miejscu w perfumach.
Ta przytęchła, nostalgiczna słodycz jest jak wspomnienie dzieciństwa, którego nie odnalazłam ani w Avignon, ani w Zagorsku, ani w Cardinalu, ani w L’Eau Trois. W końcu tak szczerze: kto z nas chadzał jako dziecko do takiej prawdziwie ikonicznej świątyni?
Ceremony, podobnie jak Incense Normy Kamali pachnie głównie labdanum. Labdanum słodkim jak krew, gorzkim jak czas, strzelistym jak dziecięce marzenia.
Wypełniają zapach wyraźnie wyczuwalne żywice: mirra, opoponaks i chyba balsam Tolu. Gdybym miała się hazardować postawiłabym jeszcze na benzoes. Przypominającej posmak krwi słodyczy nadają Ceremony dziwnie nienaturalne nuty kwiatowe i wyraźny dodatek wilgotnej, piwnicznej paczuli pięknie brzmiącej w tym sentymentalnym obrazie. Nuty drzewne do złudzenia przypominają zapach kościelnych ławek – nie idealnie drzewnego klęcznika z L’Eau Trois, lecz zwykłych, prostych, wilgotnych pulpitów, które wchłonęły zapach spoczywających na nich spoconych dłoni, skórkowych rękawiczek i wilgotnych parasoli. Poza cedrem, który jest oczywisty, choć niecodziennie oprawiony wyczuwam dodatek jakiegoś słodkiego drewna. Nie będzie to wenge, może drzewo kaszmirowe? Zastanawiam się też, czy za kwiatową słodycz nie odpowiada palisander.
Ogólnie jednak wszelkie wymienione powyżej nuty są jedynie spekulacją. Nie udało mi się znaleźć żadnych informacji o tym, z czego „zbudowano” ten niedoceniany zapach.
Dla mnie jest piękny. Pięknem niełatwym, nieoczywistym, niezwykłym. Jest jak słodko – gorzkie wspomnienie dzieciństwa, jak utracone marzenia, które nie bolą, lecz budzą nostalgię.
.
10 komentarzy o “Norma Kamali Ceremony”
Sabbath, nie wiem jak ty to zrobiłaś, ale nie wiedząc jak np. pachnie opponaks, wietiwer, labdanum, jestem w stanie jakoś sobie ten zapach wyobrazić. Opis jest plastyczny, sugestywny i naprawdę – jestem w stanie pi razy oko mieć jakieś wyobrażenie o tych perfumach:)
Madzik, dziękuję. To wielka radość, przeczytać coś takiego. :*
Piękna recenzja
Sam zapach to jedna sprawa
Ale umiejetnosc mowienia o tym w taki sposob,.. no coz
niektorzy rodza sie poetami
Dziękuję.
Dziękuję serdecznie za miłe słowa. 🙂
w kąciku posiedziałam i przeoczyłam rozbiór, pierona 😉
Miciel, może w takim razie przynajmniej próbką mogę służyć?
A flakon rozszedł się błyskawicznie. Sama byłam w szoku. Bo to nie jest zapach do "mania" dużo. Raczej tak, jak nostalgia SMN – do kontemplowania.
matko, dobrze ,że nie nabyłam, a przed chwilą juz miałam kliknąc używkę 🙂
Może szkoda, że jednak nie nabyłaś… Fajnie jest być sentymentalnym. 🙂
Nie mogę się oprzeć wrażeniu że jest tam kumin. Jakby trochę Fille en Aguilles (kadzidło i igiełki), przyprawione kuminem. Twój opis podoba mi się daleko bardziej, niż tenże kumin. Niemniej zapach jest piękny i stare ławki jak najbardziej w nim są, jak żywe 🙂
Pozdrawiam
Hihi, Myszo, mój opis to czyste sentymenty. 🙂
W kwestii obecności kuminu nie będę się spierać, szczególnie, ze zapach już powędrował w świat. Chyba nie jestem az tak sentymentalna, jak myślałam…