Hilde Soliani Bell’ Antonio

.
Od dłuższego czasu poszukuję niesłodkiej kawy w perfumach. I to właśnie kawa, a nie tytoń jest powodem, dla którego postanowiłam umówić się na małą schadzkę z Pięknym Antonio.

Liczyłam na gorrrącą kawę w wersji wytrawnej z dyskretnym tytoniowo – fine de sielcle’owym dymkiem w tle. Liczyłam na towarzystwo zepsutego, cynicznego uwodziciela o fascynującej osobowości. Oczekiwałam dreszczu występnej przyjemności, gdzie kawa miała być przyjemnością, a tytoń występny.

A potem przeczytałam, że Hilde Soliani zadedykowała ten zapach swojemu ojcu. No sorry – nie na spotkanie z tatkiem pani Hildy się pindrzyłam, szczególnie jeśli to typ, którego własne dziecko nazywa pięknym Antonio.
Tak więc zanim dostawa próbek z LuckyScent finalnie do mnie dotarła Piękny Antonio zdążył w mojej wyobraźni przeobrazić się w żółtego od tytoniowych wyziewów Pana Antoniego w uciskającym zwiotczały brzuch gorsecie skrytym pod sztywnym surdutem w prążki. Kiedy dotarł zaproponowałam mu wygodne miejsce w pudełku z próbkami i… nic więcej.
Oczywiście do czasu, do czasu, jak sami Państwo widzą.

Bell’ Antonio zaczyna się rzeczywiście akcentem kawowym. Nie jest to jednak gorący, gorzki napar, którego oczekiwałam, lecz zapach kawy palonej. A może raczej już upalonej. Upalonej mocno, do granic przydatności do spożycia; kawy czarnej i rzeczywiście gorzkiej, ale nie tą gorzkością, której pragnęłam. To zapach dla wielbicieli czarnych kawowych szatanów, nie zaś dla takich jak ja mięczaków, którzy pijają z mleczkiem.

Może gdyby moc miał ów kawowy diablik większą, to darowałabym mu tę ognistą naturę; kłopot w tym jednak, że choć jest to zapach intensywnie upalonych ziaren, to intensywny sam w sobie nie jest wystarczająco. Po pierwszej chwili radości spostrzegłam, że w ciągu dosłownie kilkunastu minut kawowy aromat zostaje przytłoczony nutami tytoniu. Znów nie takiego, jak miał być (a marzyła mi się Habanita w męskiej wersji). I choć w tym przypadku nie do końca sprecyzować potrafię swoje oczekiwania, to wiem z pewnością, że nie miał to być zapach przesiąkniętego tytoniowym dymem nałogowego palacza razem z „nałogowym” mieszkaniem w suterenie. A druga nuta to jest właśnie połączenie papierosowego tytoniu rodem z Lucky Strike’ów z nutą palonego drewna i drzewnego węgla oraz dodatkiem umiarkowanie piwnicznej, słodkawej paczuli.

Pachnieć Bell’ Antonio to znaczy podjąć wyzwanie: zdecydować się ekscentryczny na image palacza, który niczym nie pachnie. Rozumiecie?
Zapach tych szczególnych perfum nie jest nieładny ani odpychający sam w sobie. Przez ten intrygujący minimalizm formy można go nawet określić jako zapach w szczególny sposób interesujący. Kojarzy mi się jednak tak dosłownie z odorem przesiąkniętych papierochami ciuchów i włosów, że jego uroda jest dla mnie zbyt… niszowa. Bo mój mózg krzyczy, że nawet ładnie pachnące papierosy tak właściwie śmierdzą. Szczególnie, gdy zamiast w postaci (powiedzmy) aromatycznego dymku wąchamy je na skórze i na ubraniu.

W ramach ostatniego gwoździa do trumny Antosia Ślicznoty dodam, że wbrew mocnym nutom, słabeusz z niego: siły mu brak i szybko kończy. Coś mi się wydaje, że za uporczywe rozczarowywanie władzy (czyli mnie) najbliższe miesiące spędzi w pudle. Z próbkami. 🙂

Nuty zapachowe:
tytoń i kawa

* Na obu zdjęciach Vincent Gallo, specjalnie dla pewnego Monsterka.

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

8 komentarzy o “Hilde Soliani Bell’ Antonio”

  1. Madzik Monster

    Wiedźmo! Kocham Cię nad życie! Uwielbiam, padam do nóżek… I dziękuję za porcję uniesień estetycznych:) Monsterek umarł z zachwytu:D

    Dziękuję :-*

  2. Monsterku, Ty mi się ani waż umierać i powód obojętny. Żyć i przyjeżdżać masz, nie tam umierać! Bo usunę fotki…. 😉

  3. Madzik Monster

    No więc Antonio był – i muszę powiedzieć, że hmmm…. strasznie śmierdzący palacz z niego. Słodkawy, zduszony tytoń przeniknął jego skórę, ubrania, włosy…

    Ughhhhh….

  4. Madzik Monster

    Chyba tak 😀 Swoją drogą zastanawiam się i próbuję ogarnąć swoim małym rozumkiem, jak można stworzyć perfumy o zapachu zapełnionej, zapaskudzonej popielniczki. Ciekawe czy te perfumy na kimś są się w stanie ułożyć powiedzmy "ładnie".

    A Antonio B. czasem nie jest taki zły. W "Czterech Pokojach" pokazał, że potrafi śmiać się ze swojej naklejki "macho";-)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

Gucci Rush for Men

Najpierw zagajenie. To powoli staje się tradycją. 🙂 Otóż kilka mam powodów ku temu, by tę recenzję zamiesić. Po pierwsze dlatego, że zostałam uwiedziona tym

Czytaj więcej »

Black Oud LM Parfums

Nie lubię marudzić. Źle się czuję jako zrzęda. Dlatego przed (ewentualnym) kolejnym pęczkiem zapachów Mad et Len postanowiłam sprawić sobie przyjemność. Przyjemność drogą, niedostępną i

Czytaj więcej »