.
O Amber Vanilla ciszej jest w perfumeryjnym światku, niż o Frankincense – Myrrh – Rose Maroc.
Domyślam się, że częściowo dlatego, że jednak kadzidło, mirra i róża z zasady większe budzą emocje, niż połączenie ambry z wanilią. Po ambrze z wanilią ludzie (ludzie to także ja, oczywiście) oczekują zwykle zapachu w stylu „ciepłe kluchy”.
I tak jak we Frankincense – Myrrh – Rose Maroc nazwa daje nadzieję, na zapach mroczny i tajemniczy, tak tym przypadku sugeruje ona ciepłego, pluszowego słodziaka. Łatwego i przytulnego. A tymczasem ani to słodziak, ani łatwy. A i przytulny nie jest, choć to niepojęte, bo przecież jest i głęboki, i ciepły.
Przede wszystkim jest to jednak zapach niezwykły, intrygujący i, w przeciwieństwie do nazwy, oryginalny.
Ambra grająca tu główną rolę jest intensywna i esencjonalna, pozbawiona jednak charakterystycznej surowości. Jest niesłodka brakiem słodyczy, nie zaś wytrawną szorstkością, na którą zwracałam uwagę pisząc na przykład o Ambre Calypso Cristiane Celle.
Towarzyszą jej nuty dymno – przyprawowe. Nie jest to jednak proste i oczywiste połączenie dymu i przypraw. Zapach przypomina raczej to, co poczulibyśmy, gdybyśmy do glinianej kadzielnicy wypełnionej tlącymi się spokojnie grudkami ambry i żywic, a także paroma drzazgami agarowego drewna, dorzucili ziarna kakao i kawy, kilka suszonych owoców drzewa pimentowego oraz nieco zestalonego oleju muszkatołowego (nie suszonych nasion, nie wyekstrahowanego kwasu, lecz właśnie tłustej, gęstej substancji zwanej masłem muszkatołowym). Cała ta aromatyczna mieszanka nie płonie, lecz tli się powoli dając aromat ciemny, zawiesisty, statyczny.
Przyznaję, że to nie ambra, lecz ta właśnie dymno – kakaowa nuta urzekła mnie w tym zapachu. Jest wspaniała. I chyba kończy sukcesem moje poszukiwania ciepłej, niesłodzonej kawy w perfumach.
Niezwykłe jest także ujęcie wanilii w tej kompozycji. Czytałam w (dość nielicznych) sieciowych recenzjach Amber Vanilla, że wanili w niej nie ma, że jest tylko ambra.
Moim zdaniem wanilia jest. Nie pojawia się od razu – w mocnym, ambrowym otwarciu rzeczywiście jest stłumiona i tworzy tylko dalekie tło dla pozostałych składników, jednak po dwóch, trzech godzinach zaczyna się przebijać na powierzchnię. Wanilia najniezwyklejsza z niezwykłych. Wanilia niepodobna do żadnej dotychczas przeze mnie poznanej.
Jeśli w recenzji Vanille Exquise Annick Goutal pisałam, że wanilia tam jest pozbawiona słodyczy i niezwykła, to tutaj kompozytor zapachu (mniemam, że pani Regina Harris we własnej osobie, ale pewności nie mam) poszedł o krok dalej. Wielki krok. Bo wanilia tu jest niewaniliowa.
Nie przypomina ani wanilii puszystej i upojnej z Un Bois Vanille, ani wanilii eleganckiej i oszczędnej z Vanille Exquise, ani wanilii koszmarnej i syntetycznej z tworów Comptoir Sud Pacifique, ani wanilii laskowej, wilgotnej i skórzastej, ubarwiającej otwarcie Havana Vanille, ani wanilii rodem z wanilinowego olejku do ciast, którą spotykamy na przykład w The Heart is Deceitful Above All Things, ani też wanilii kwiatowej, która tak pięknie brzmi w Elixirze Penhaligons.
Tu nuta ta w niezwykły sposób pozbawiona została inwazyjności (wanilia to jednak zapach o gigantycznej mocy) i charakterystycznej puszystości, lecz zachowała głębię i miękkość; jest idealnie statyczna, lecz nie natrętna, nie lepka.
I o ile Frankincense – Myrrh – Rose Maroc tej samej firmy zdał mi się tworem pochodzących z dalekich czasów, tak Amber Vanilla robi wrażenie zapachu z innego, fantastycznego świata. Jest zawiesisty i jednocześnie nieruchomy jak skoncentrowana magia. Intensywny i nieokreślony. Oszczędny w formie i bogaty w treści.
Naprawdę niewiele się tu dzieje, a składniki ukazują nam się raczej w półmroku i nieostre – rozumiem nawet zarzuty, że to kompozycja monotonna czy pozbawiona olfaktorycznych barw nadających życia bardziej klasycznym zapachowym układankom; jednakże na mnie robi wielkie wrażenie.
Niechże za ilustrację posłuży opis jednego z poranków po testach: wpisując hasło do komputera w celu wypełnienia przestrzeni muzyką (to pierwsza rzecz, którą robię po wstaniu, na autopilocie jeszcze) poczułam aromat, który zdał mi się zachwycający, którego jednak w pierwszej chwili nie zidentyfikowałam. Zaczęłam węszyć, szukać tropu i… Nie zabrało mi wiele czasu odkrycie faktu, że to ja tak pachnę.
Po wielu godzinach zapach nadal utrzymywał się na skórze i był piękny po prostu. Piękno to nie jest może oczywiste, może nie jest łatwe, może nawet zostać uznane za niepiękne piękno dla pokręconych, ale ja będę się upierać, że to Piękno przez duże P.
Mój wąż w kieszeni, o którym pisałam w kontekście poprzedniego recenzowanego przeze mnie zapachu Reginy Harris, wpada w depresję i grozi, że spakuje walizki i wróci do mamusi.
Phi! On przecież i tak nie ma co pakować po moich ostatnich zakupach (sześć flakonów plus dwa genialne ekstrakty single note). 🙂
Nuty zapachowe:
ambra, wanilia (nie wierzę, że nic więcej tam nie ma!)
* Pierwsza ilustracja ponownie Christophe Vacher: „Endless Dream”
** Czwarta ilustracja to kadr z „Katedry” Tomka Bagińskiego na podstawie opowiadania Jacka Dukaja o tym samym tytule
13 komentarzy o “Regina Harris Amber Vanilla”
unikam wanilii ; slowo 'wanilia' w nazwie perfum ploszy mnie juz na wstepie ; w dotychczasowych probach z ambrowcami – poleglam (wlasnie z powodu wanilii)… jednak po przeczytaniu Twojej recenzji … dzieciol ciekawosci wystukuje uparcie w mojej korze mozgowej szlaczek pt "moze jednak mam szanse dowachac sie urody jakiegos zapachu ambrowego nawet ze zlowroga wanilia w tytule ?"
Oj Sabbath 🙂 jestes mistrzynia w robieniu oskomy
pozdrawiam 🙂 lune
ciekawy komentarz, aż chciałoby się wyprosić od ciebie maleńką próbkę,choć kropelkę 😉
a tego węża, to musisz jakoś udobruchać (może kredytem?) 😉
p.s bardzo ciekawią mnie twe nowe zakupy (tych 6 flakonów + ekstrakty single note.powiem ci szczeże że kompletnie nic nie wiem o tych ekstraktach.a tak wogóle to co to są te ekstrakty? z samej nazwy wnioskuję, że to musi być coś naprawdę trwałego.
pozdrawiam ciepło.
Jarek Sz
Lune, przyznaję, że właśnie takie intencje miałam – zaciekawić.
Ja sama większości wanilii nie trawię. Jeśli nie wierzysz, zerknij w Waniliowy Bestiariusz, w którym zjechałam sporo najbardziej uwielbianych waniliowych killerów.
Amber Vanilla nie jest zapachem szczególnie efektownym, ale jestem przekonana, że tak wrażliwy nos, jak Twój odnajdzie w niej wszystko, co tylko odnaleźć można. Gdybyś kiedyś powąchała, proszę, daj znać, co myslisz; jak odbierasz tego cudaka.
Uściski serdeczne
S.
Jarku, próbką chętnie bym się podzieliła, ale na razie, póki nie zaszaleję i nie kupię flakonika, nie mogę po prostu. Fiolki z LuckyScenta sa maleńke, z pół mililitra mają, a zapachów Reginy Harris dodatkowo leją mniej niż pól fiolki. Po kilku testach nie mam po prostu czem się podzielić. Przykro mi.
A flakonów sześć może obfocę i wkleję. Choć dziś znów coś przybyło. Tym razem jednak to ledwie zapas czegoś, co już mam. 😉
Ekstrakty zaś to po prostu stężone zapachy jednego składnika. Mam już kilka w zbiorach – z ciekawości albo po prostu zauroczona pojedynczą nutą czasem kuszę się na takie dziwne rzeczy.
Tym razem nabyłam mech dębowy i opoponaks. Warto było. 🙂
rozumiem 🙁
już miałem tę przyjemność z LuckyScent
wysłałem ci za to kilka ciekawych.
mam nadzieję że Poczta Polska dobrze się spisze i próbki dotrą w niezmienionym stanie 😉
pozdro.
Jarek S.
Jarku, ja paczkę nadam pewnie jutro, albo w poniedziałek rano. Też coś dorzucę. 🙂
Ależ masz awangardowy awatar!
Dzięki 🙂
Alexander MacQueen z najnowszej kolekcji 2010
Kolekcja przeeecudowna,bardzo futurystyczna,a buty to istny kosmos! moga odrzucać,
szczególnie wysokość obcasa!(mnie zachwycają)
pozdro
J.
Mnie niewiele rzeczy odrzuca. Szczególnie ze względu na oryginalność. 😉
Z drugiej strony, bardzo starannie i nieomal restrykcyjnie wybieram wzory, które chętnie zobaczę na sobie. Przy czym akurat w kwestii wysokości szpilek bardziej mierzi mnie obcas zbyt niski, niż zbyt wysoki. Choć przy moim mikrym rozmiarze buta 12 cm jest dla mnie osiągalne tylko na spooorym koturnie. a spooorych nie lubię. Lubię niespore. 😉
Idę szukać tej kolekcji w sieci. Na modzie się nie znam, ale oglądacć lubię.
http://alexandermcqueenlive.showstudio.com/
przesłałem link z pokazu (wystarczy skopiować 🙂
Dziękuję.
Obejrzałam całość i wrażenia mam mieszane. Niewątpliwie ciekawa kolekcja, tekstylia bardziej "noszalne" niż buty. Żal mi modelek, które ewidentnie nie potrafią sobie poradzić z tymi obuwniczymi konstrukcjami. Aż dziw, że żadna się nie wywaliła. 😉
Rzeczywiście, cholernie żywotna ta Reginka – pachniała mi zgięciołokciowo jeszcze calutką niedzielę, na bluzce siedzi nadal ;D
Słońce, sprawdziłam ową firmę od pachnących składników, o której Ci wspominałam – to Jean Niel
Link: http://www.nielaromes.com/
Dzięki Sałacik. :-*
A Reginka pięknieje z czasem. Za młodu mniej ciekawa jest, niż w rozkwicie, czyż nie? 😉
To ja z niecierpliwością czekam na fotki powiększonej kolekcji – z oglądania cudzych, pięknych zbiorów czerpię "perwersyjną", "masochistyczną" (ała!) przyjemność. No po prostu uwielbiam oglądać piękne flachony 😉