Comme des Garcons Monocle Scent Two: Laurel

Pragnęłam go. I wcale niekoniecznie dla lauru. 😏

Raczej dla wszystkich nut, którymi Antoine Maisondieu ów laur przybrał.
Dla szorstkiego pieprzu, dla głębokiego (o wyobrażeniach mówimy) kadzidła, dla suchego (dalej przy wyobrażeniach jesteśmy) cedru, dla trudnej paczuli i surowej ambry.

Pragnęłam zapachu niepospolitego. Czegoś na miarę pierwszego Monocle’a. I wiecie co?

Laurel jest dokładnie taki, jak oczekiwałam. A nawet jeszcze piękniejszy. 

Otwarcie to rzeczywiście zapach liści wawrzynu – przepięknie oddany aromat łączący wytrawną, przyprawową pikanterię ze słodkim nieomal chłodem eterycznych olejków. Zapach jednocześnie drzewno – korzenny i kwiatowo, zielony.

Oczywiście nie sam laur tworzy tę niezwykłą harmonię. Jest w tym pierwszym akordzie nuta drzewna i nie wiem, czy nie będzie to drewno lauru właśnie, jest chmurka suchego pieprzu nie dominującego jednak nad tytułowym bohaterem, jest coś jeszcze… Może świeży, eteryczny cynamon, może gałka muszkatołowa, może zmarszczone, świeże jeszcze jagody jałowca, a może po odrobinie wszystkiego? W każdym razie otwarcie robi wrażenie.

W kolejną fazę Laurel przechodzi płynnie – ogrzewa się, wygładza, nabiera głębi, zyskuje dodatkowy wymiar: suche, żywiczno – dymne tło przypominające nieco aromat tradycyjnie suszonych śliwek, na którym wciąż nie tracące mocy nuty przyprawowe brzmią jeszcze piękniej.

W ciepły, słoneczny dzień akord bazowy nadchodzi niemal natychmiast za kadzidlanym centrum zapachu, w dzień chłodny jak dziś nieco się ociąga, ale przyznaję, że kiedy się pojawi, kiedy Laurel wreszcie zacznie brzmieć pełnią nut – naprawdę zdobywa moje serce.
Jednocześnie współbrzmią w nim zielono – pikantne nuty otwarcia, nieco dymny, ciemny akord centralny i ciepła, roślinna ambra wsparta bardziej, niż na paczuli na suchym, dodającym kompozycji spoistości wetiwerze.

Na tym etapie Laurel brzmi dokładnie tak, jak brzmiałby French Lover Frederica Malle, gdyby nieco podbić w nim nuty przyprawowe i wysłodzić dymne. Pięknie.

Porównanie z pierwszym zapachem z serii Monocle – Hinoki jest nieuniknione. I, prawdę mówiąc, ma sens. Oba zapachy, choć tak różne, mają wiele wspólnych cech. Po pierwsze zaskakująco intensywne, relatywnie trudne otwarcie. Po drugie gładkie, urodziwe rozwinięcie. Po trzecie wreszcie uroda nietypowa, niszowa bez wątpienia, ale jednak w ostatecznym rozrachunku… Łatwa. I to nie jest wada.

W przypadku Hinoki skarżyłam się na brak nowatorstwa w tej kompozycji. Nie wiem, czy Laurel jest pod tym względem bardziej rewolucyjny – jest przecież niemal bratem Francuskiego Kochanka, ale skarżyć się nie będę. Podoba mi się.

Kłopot w tym, że bardziej podobałaby mi się ta kompozycja bez szorstkiej nutki przyprawowej. Ale wtedy byłaby po prostu Francuskim Kochankiem.

Tymczasem z tym mocnym otwarciem, niejednoznacznym rozwinięciem i upojnie ciepłą, dymną bazą przypomina raczej Fauna, który najpierw zdaje się nieokrzesanym Satyrem, a potem… No wiecie. Pięknie jest. 🙂


Data powstania: 2010

Twórca: Antoine Maisondieu


Nuty zapachowe:

laur, pieprz, cedr, paczula, kadzidło, ambra

* pierwsza ilustracja: Alphonse Mucha „Laurel”

** druga ilustracja: Sir Edward Burne-Jones „Pan and Psyche” (wiem, że wykorzystywałam już ten obraz na blogu, ale przyznajcie – ma coś w sobie)

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

3 komentarze o “Comme des Garcons Monocle Scent Two: Laurel”

  1. ja tu byłem, swój ślad zostawiłem.
    niestety jeszcze nie dane mi było go przetestować.
    od niedawna znam serię CdG od 1-leaves, do 8-energy-C ( i już choruję na kilka z serii:RED,INCENSE,SYNTHETIC)warto było poznać.
    pozdr.
    J

  2. przylazłam tu za Twoją wzmianką na Perfumach – no i czuję żem zgubiona 😉
    bo nie dość, że do CdG mam absolutnie irracjonalną słabość, to jeszcze Twój opis – i jego ostatni akapit – przypomina mi klimat 'Motorów' Zegadłowicza, w których to z rumieńcem na twarzy zaczytywałam się gdy młodym dziewczęciem byłam
    no cóż, trzeba brać się za testy 😉

  3. Jarku, to prawda, warto poznać zapachy CdG. Oczywiście niemożliwe, żeby wszystkie były "nasze", ale sporo w tej ofercie zapachów nader ciekawych.
    Szkoda, że Synthetic wycofali…

    Ach, "Motory". Też niegdyś na nie trafiłam. 🙂
    Do słabości do tej firmy też się przyznaję. Bez wstydu zupełnie. Wypuścili tyle zapachów wyjątkowych – w różny sposób wyjątkowych do tego – że doprawdy zasługują na podziw.
    A teraz jeszcze zapowiedzieli Wonderwood…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

Be My Valentine by Demeter

Żelki w szamponie Jak w tytule: mieszanka aromatu żelek z zapachem szamponu. Kompletnie bezsensowne zestawienie nut spożywczych z detergentem wywołujące podświadomy opór organizmu. Syntetyczny do

Czytaj więcej »

Dirt by Demeter

Fenomen z tej ziemi! Dirt jest tak brzydki, że aż piękny! Tak odpychający, że aż pociągający. Tak przyziemny (sic!), że aż wzniosły. Jak ziemia. Cudowna

Czytaj więcej »