Comme des Garcons Series 7 Sweet – Nomad Tea

Niewiele zapachów sprawiło mi w życiu taką niespodziankę.

Nomad Tea poznałam dość dawno temu – za czasów krakowskiej Guerrilli, do której swego czasu zaprowadziła mnie Pani ponosząca odpowiedzialność za moje perfumeryjne narowy (znana na forum O Perfumach jako JoP). Była to znamienna wizyta – poznałam wówczas większość oferty Comme des Garcons, a sklep opuściłam z łupem w postaci czterech flakonów w wielkim, czarnym worze na śmieci. Ciekawe, czy ktoś zgadnie, jakie to były flaszki? 🙂


Pośród całego bogactwa oferty zapachowej CdG obwąchałam równieeż bardzo dokładnie serię Sweet i, ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, najbardziej spodobała mi się nie Woodcoffee, lecz właśnie Nomad Tea. A przecież jestem kawoszem namiętnym i nie znającym umiaru.

Jakiś czas po tych pobieżnych testach zdobyłam próbkę, którą nosiłam na nadgarstku kilkukrotnie i zawsze z ukontentowaniem.
Kompozycja tworzyła niezwykły, urzekający melanż nut świeżych i dymnych z naturalną, nienachalną słodyczą. Świeże, przenikliwe aromaty dzikiej mięty i geranium łagodzi wyraźna, niszowo urodziwa woń podwędzanej birmańskiej herbaty oraz ciemniejące sukcesywnie nuty dymne. Towarzyszy temu niezwykłemu zestawowi woni słodycz przypominająca wąchaną z oddali watę cukrową – nieodparcie pociągająca i zupełnie w tym zestawieniu nieuciążliwa.
Brak wanilii, ambry i innych standardowych ocieplaczy i wypełniaczy zapachu sprawia, że mimo słodyczy i spożywczych konotacji jest Nomad Tea kompozycją surową i prostą.


Zaprogramowany nazwą mózg podświadomie tworzy analogie między treścią, czyli zapachem, a „tytułem utworu” i przyznaję, tym razem nie wymaga to wielkiego wysiłku. Wystarczy zbliżyć nos do skóry i przymknąć oczy. Szerokie, trawiaste równiny i skaliste szcztyty na horyzoncie wizualizują się w wyobraźni niemal natychmiast. Jasne jurty za plecami, stada puszystych jaków w oddali i kubek letniej, doprawionej miętą herbaty z mlekiem w dłoni dopełniają obrazu.

Tak mieszczuchy wyobrażają sobie życie nomadów. Sielanka.

Przyznaję, że zauroczył mnie ten zapach na tyle, że w końcu, po latach przyszedł czas na odlewkę (na cały flakon zachwytu jednak nie starczyło).
I teraz czas na wytłumaczenie się z pierwszego zdania. Otóż użyta „globalnie”, czyli jako jedyny i całościowo otulający zapach Nomad Tea jest… Nijaka. Nieładna po prostu.


Jej prostota przestaje cieszyć; brak klasycznej bazy sprawia, ze nos szuka oparcia, tła dla obrazka; intrygujący jako ciekawostka zapach wędzonej herbaty zaczyna być uciążliwy; świeża słodycz zamiast orzeźwiać drażni. Dwa razy próbowałam odziać się w Herbatkę Nomadów i dwa razy żałowałam próby.
Czułam się… Niedoperfumowana.

Jednak koczownicze życie nie dla mnie. Jakiś okazyjny wypad, folklor dla turystów, krótka ekskursja, test nadgarstkowy – owszem, chętnie. Ale kompletny zestaw: nocleg pod szorstką derką, brak wody do mycia, piach w jedzeniu i herbacie plus dojenie niepranych jaków… Yyy… Dziękuję, postoję.


Data powstania: 2005

Nuty zapachowe:
nuty głowy: dzika mięta, bylica
Nuty serca: birmańska zielona herbata, liście geranium
Nuty bazy: biały cukier, dymne nuty drzewne

* Zdjęcia z rodzinnego archiwum

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

18 komentarzy o “Comme des Garcons Series 7 Sweet – Nomad Tea”

  1. "dojenie niepranych jaków" …byahaha,nie znam ale nie brzmi zachęcająco:D Jako,ze i nie dla mnie koczownicze życie nie zadam sobie trudu poznania się z tym zapachem;)

  2. Avignon, Zagorsk, Jaisalmer i Harissa.
    Już gdzieś o tym wspominałaś, a ja do dziś nie mogę pojąć, jak mogłaś wyjść bez Kyoto:)

  3. Mette, wiem, że pisałam, ale nie przyszło mi do głowy, że ktoś zapamiętał. :*
    Co do Kyoto – do dziś to nie jest zapach do końca "mój". Jest zbyt zadumany, za mało kadzidlano – drzewny, zanadto przyprawowy. Mam w końcu, kiedyś nawet używałam częściej… Pora wrócić. Dziś będzie dzień z Kyoto. Dziękuję. 🙂

  4. to z pewnością była seria 3:INCENSE
    JAISALMER,ZAGORSK,AVIGNON, choć mogę się mylić.

    Tekst dnia: Dojenie Niepranych Jaków :DDD
    pozdr
    J

  5. Tak, te trzy to moje ulubione zapachy CdG. Oprócz tego Harissa. I już wtedy powzięłam decyzję, że kupię Calamusa. Kupiłam sporo później, ale za to mam już drugiego. Jaisalmera napoczęłam trzeci flakon…

    A jaki nieprane są w sensie, że takie naturalistyczne. NT nie capi jakiem, ani żadnym innym zwierzem. :)))

  6. ten zapach nie należy do moich ulubionych z 7 serii to tylko i wyłacznie kawowy WOODCOFFEE.
    jak wiesz nie przepadam za cherbatą w zapachu,a tu jest jej naprawdę sporo, jeszcze w połączeniu z miętą…brrr
    jednak podziękuję 😉
    pozdro
    J

  7. Ja rozumiem oczywiście co autor miał na myśli;) Ale i tak antyreklamę mu zrobiłaś:D Bo nawet jak zapomnę o niepranym jaku to zaraz wyobrażam sobie herbatę z mlekiem i znowu jest :bleeh;)

  8. Jarku, ja akurat w perfumech herbatę lubię. ;)))
    Choć kawa to mój namber łan. Uwielbiam i smak, i zapach.

    Hihihi, Skarbku, ja lubię herbatę z mlekiem. To znaczy… O ile w ogóle można mówić, że lubię herbatę, którą spożywam tylko w sytuacji, kiedy nie mam kawy, Coli ani niczego innego. 😉

  9. herbata z mlekiem taak poproszę!!
    herbata w zapachu bleeh 🙂
    to przez Bruna-Jeana Charlesa Brosseau tak znienawidziłem herbatę w perfumach
    teraz żałuję tych testów :(((
    być może miałbym teraz inny stosunek do tej roślinki.
    pozdrawiam as always and everywhere 😉
    J

  10. A ja herbatkę Nomadów lubię 🙂
    Z jednym małym ale… Jako dodatek do innego zapachu.
    Masz rację, sama Nomad Tea jest mało wyrazista i ja też kiedy użyłam tylko jej czułam się niedoperfumowana (nieubrana ;D )
    Niemniej lubię ją jako dodatek do innych. Szczególnie pasuje mi do Hermesowych ogródków czy EdM. Taki z niej delikatny, letni wysładzacz.
    aszku

  11. Jarku, ależ Cię ten Brun skrzywdził!
    A bawarka pyszna jest. Ja z mlekiem wszystko… 🙂

    Aszku, no widzisz, jakie jesteśmy zgodne. 😉
    Może rzeczywiście wypróbuję swoją odlewkę jako dodatek do innego zapachu. Ale do Ogródków nie, bo żaden mi nie leży… A EdM raczej nie będę psuła, bo jest dla mnie idealne bez dodatków… A może będę? Pokombinuję. Dziękuję za podsunięcie pomysłu.

  12. Left Side of the Moon

    Ależ mnie zaintrygowałaś herbatką z miętą, za chwilę jednak doczytałam o nijakości i woni niepranych jaków i nieco ostudziłam zapał 😉 😀 Niemniej, nie na tyle, by nie chcieć go powąchać, przypuszczam, że mój nos polubiłby herbatę z miętą…i niestety też zapragnąłby drzewnej bazy…

  13. Nieprane jaki są tylko metafora dla naturalizmu. 😉
    A herbatki posiadam odlewkę – jeśli chcesz poznać, zabiorę na Eurocon.
    Chyba zacznę robić jakąś listę na tę okoliczność. 😉

  14. Left Side of the Moon

    Naturalizm bardziej kojarzy mi się ze swojskimi klimatami wsi i raczej nie z grupą o ziołowym aromacie 😉 Ale de gustibus… 😉 😀
    Może ustalimy jakąś hierarchię ważności ;P na Eurocon bo jak tak dalej pójdzie plecak będzie Ci chlupotał przy każdym ruchu i jeszcze służby celne nabiorą podejrzeń ;P

  15. Spoko. Jadę samochodem, a służb celnych dawno już na tej granicy nie ma. 🙂
    Ale hierarchię ustalić musimy, bo nie tylko flakony będę wiozła.

    Swoją drogą – zdarzają mi się "perfumeryjne" spotkania, na których tak się zagadamy o innych sprawach, że zapominamy wyjąc przyniesionych perfum, podobnie jak zdarza mi się, że ktoś wpadnie na piwo i zapominamy o otworzeniu butelek siedząc przy kawie i rozmawiając. Coś mi mówi, że tym razem też tak może być. 🙂

  16. Left Side of the Moon

    Myślę, że w naszym przypadku to bardzo możliwe. 😀 Ale zagadanie się ma również miłe sercu uroki i tak jest dobrze, bo perfumy przecież lubią najbardziej niespieszne "węchowiska", monologi w jednym akcie. 😉
    Z bisem. Czasami ^ ^

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

Serge Lutens Gris Clair

Dziś będzie kontrowersyjnie. Oceniam perfumy uznawane przez niektórych ludzi za najpiękniejszy, czasem jedyny godny uwagi zapach z oferty Palais Royal. Rzeczywiście, przyznać muszę, że na

Czytaj więcej »