Kawka z Bondem. Bond No.9 New Haarlem

New Haarlem to jeden z pierwszych niszowych zapachów, jaki poznałam. To właśnie kompozycja Maurice Roucela zainspirowała mnie do poszukiwania kawy w perfumach. Szukam nadal, ale przyznaję, że ciekawiej wyeksponowaną tę nutę trudno znaleźć.
Choć to nie kawa jest główną bohaterką tej opowieści…

Żeby więc nie było, że się czepiam Bondów jak leci i bez dania racji – dziś perfumy tej firmy, które uważam za kompozycję naprawdę udaną.


Otwarcie to prosty, surowy nieomal akord złożony z ciemnej, niesłodkiej kawy zestawionej z niespożywczą, suchą lawendą. Intrygujący balans między ciepłem aromatu świeżej kawy i chłodną, przestrzenną lawendą skupia uwagę, niepokoi.

Przez pierwsze kilkadziesiąt sekund zdaje się, że starcie wygra ciemna strona mocy, że to kawa nada kompozycji charakteru. Przyznaję, tego właśnie pragnęła moja mroczna perfumeryjna natura… Niestety, w tej opowieści zwycięża świetlista, ostra jak promienie słońca w chłodny poranek lawenda, która rozwiewa kawowy mrok i moje nadzieje na spełnienie marzeń o zapachu czarnym jak noc i gorącym jak piekło (wedle powiedzenia idealna kawa powinna być jeszcze słodka jak anioł, ale za tę cześć akurat chętnie podziękuję).

Na tym etapie New Haarlem jest obcy, nieprzyjazny: zbyt surowy, zbyt ascetyczny i, przede wszystkim, zbyt zimny. Dobrze, że perfum nie da się odrzucić, jak nietwarzowego kapelusza, czy ciasnych pantofelków, bo ani chybi, New Haarlem skończyłyby na półeczce, na której umiejscowiłam na przykład nowy Chaos Donny Karan.


Tymczasem warto dać mu chwilę na stopienie się ze skórą: ogrzany staje się bardziej przyjazny, wielopłaszczyznowy, złożony.
Metamorfozę zwiastuje pojawianie się stonowanych nut przyprawowych i niejednoznacznej słodyczy, która nabierając mocy powoli, lecz konsekwentnie przechyla zapach od ascezy w kierunku… Nie, nie rozpusty. Przyjemności. Rozpusty nie stwierdza się.

Tło dla wciąż dominującej, przybranej nutami spożywczymi lawendy stanowi drzewno – ambrowa baza zmiękczona puchatym połączeniem bobu tonka z wanilią. I to właśnie akord ambrowy czyni tę kompozycję wartą uwagi: lawenda w perfumach to przecież żadna rzadkość, ale już lawenda zestawiona z tak bogatym, zmysłowym drugim planem jest czymś niespotykanym.
I naprawdę mistrza trzeba, żeby to połączenie zagrało. Tym razem u źródła zapachu mistrza mamy i przeoczyć tego nie sposób. Kompozycja jest kompletna, wyważona – dziwna, ale bynajmniej nie dziwaczna.


Mimo wszystkich ciepłych słów pod adresem mojego dzisiejszego bohatera nie będę udawała, że zapach jest „mój” i że pożądam flakonu. Nie jest i nie, nie pożądam. Nie tylko dlatego, że lawenda nie należy do moich ulubionych nut.
Chodzi bowiem nie tyle o nuty, co o temperament. A temperament New Haarlem nie współgra z moim, jak woda nie współgra z ogniem.

Należę do kawoszy niecierpliwych – kawę wypijam gorącą, póki parzy usta i rozgrzewa trzewia. Kiedy wystygnie przestaje być dla mnie atrakcyjna. A New Haarlem to kawa chłodna – pita niespiesznie, najlepiej na tarasie, z dłońmi złożonymi na kolanach i twarzą zwróconą w stronę pierwszych promieni słońca.
A ja pierwsze promienie słońca oglądam zwykle zagrzebując się w pościeli i szykując do snu, a nie pijąc kawę.

Data powstania: 2003
Twórca: Maurice Roucel

Nuty zapachowe:
Nuty głowy: lawenda, bergamota, zielone liście
Nuty serca: kawa, cedr
Nuty bazy: ambra, wanilia, bób tonka

* Pierwsza ilustracja pochodzi z posta pod tytułem „Lavender in Italy” na www.lifeinitaly.com
** Zdjęcie lawendowej kawy pobrane z: www.recipezaar.com

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

20 komentarzy o “Kawka z Bondem. Bond No.9 New Haarlem”

  1. Sabbath, zaintrygowała mnie Twoja dzisiejsza recenzja… Jakoś wydaje mi się, że mój niewprawny nos polubiłby taką kompozycję jak New Haarlem: wspaniale – jak zwykle – "rozłożyłaś ją na czynniki pierwsze"… A właśnie mam ochotę sprawić sobie jakiś nowy zapach – poszukam gdzieś w sieci tego Bonda i jeśli uda mi się go kupić, dam znać, jakie są moje wrażenia… Dzięki za inspirację 🙂

  2. No i widzisz… właśnie ten Bond jest na mojej liście marzeń (tak, pasja powoli wraca, zatem i lista się tworzy ;)). Różnica jest taka, że choć lubię lawendę, w New Haarlem ledwo jej uświadczę 😉 Reszta to kawa, cedr, wanilia i ambra 🙂 I spooooro paczuli 🙂 Czyli mojo 😉

  3. Beato, New Haarlem jest naprawdę piękny. Nawet na skórze, której nie lubi szczególnie – czyli mojej. A patrz – Escritora napisała niżej, że na niej jest kawowo – ambrowy. Tym bardziej warto testować. Jest w Quality (przy okazji wyznaję, że dojrzewam do zamówienia od nich kolejnego pakietu próbek…).

    Escritoro, zazdroszczę. Strasznie zazdroszcze tego, jak się na Tobie Haarlem rozwija. na mnie od początku pachnie inaczej, niż na Osobie, z której flakonu mam próbkę. I jestem niepocieszona. Nie, żeby rozpacz, czy coś w ten deseń. Ale żal mi ściska… Nos. Nos mi ściska żal. ;)))
    I cieszę się, że pasja wraca. W końcu teraz jesteś w zapachowym Eldorado. 🙂

    Witaj Duchu. Widzisz, jaką masz moc niesamowitą! I to na odległość. 🙂
    Powrót nie wiem, czy na dobre. Na razie mi się chce. Co będzie później… Kto to wie.

  4. witaj
    no nareszcie coś o moich pierwszych niszowcach które testowałem.
    New Haarlem to według mnie najlepszy z Bondów.
    jeden z najciekawszych wartych poznania.
    powiem ci że jest jeszcze jeden zapach tej marki z akordem gorzkiej kawy espresso,oraz słodkimi akcentami kakao.
    ciekam jestem czy zgadniesz który to?
    pozdrawiam.
    J

  5. A pewnie, ze zgadnę. So New York.
    Kłopot w tym, że tego akurat zapachu w Quality nie ma, a ja strasznie chciałabym go poznać…
    Jarku, jakie są "inne pierwsze"?
    Szukam inspiracji do recenzji. 🙂

  6. nie no strzał w dziesiątkę.
    wiedziałem że jesteś świetna, ale nie do tego stopnia.
    wow!
    jestem pod wrażeniem!
    jak ty to robisz!
    Bondy ogólnie nie zachwycają ,lecz niektóre są godne i warte testów,a nawet flakonów.
    poznałem jedynie 33 zapachy tejże marki.
    nie dane mi było poznać BROOKLYN ,ASTOR PLACE,HIGH LINE,i MONTAUK.
    miernoty typu:CONEY ISLAND,SCENT OF PEACE,BLEECKER STREET,pomarańczowy LITTLE ITALLY można sobie darować.
    polecam za to:
    HOT ALWAYS-z paczulą,cynamonem,trawą.
    CENTRAL PARK cytrusowo-cedrowo-piżmowy,podobno paczulowy, choć nie wyczuwam paczuli ani grama.
    FIRE ISLAND-kwiatowo-piżmowy (zapewne nie twoja bajka)
    delikatnie orientalno-waniliowy NUITS DE NOHO
    moje typy:
    1.NEW HAARLEM
    2.FIRE ISLAND
    3.SO NEW YORK
    4.SILVER FACTORY
    5.HAMPTONS
    6.SUCCESS IS A JOB IN NEW YORK
    a tak poza bondami ostatnio zakochałem się w w zapachu GUERLAIN-Shalimar,nie wiem czy znasz.
    jest po prostu OOOObłędny!!!(poluję na czyste perfumy)
    pozdrawiam.
    J

  7. Jarku, a skąd miałeś na przykład So New York?
    Całą polecaną listę zapisuję. Dojrzewam (jak widać) do testów zapachów niekadzidlanych. Nie dlatego, że mi się gust zmienia i szukam czegoś innego, lecz dlatego, że już nie wiem, jak kolejne kadzidła opisywać – ciągle piszę o tym samym. 😉

    Shalimara znam. Pierwsze testy były koszmarne – śmierdział na mnie starymi petami macerowanycmi w alkoholu. No brrr… Ale mam koleżankę, na której pachnie cudnie.
    Miałam taką teorię, że Shalimar potrzebuje prawdziwej kobiety, żeby się rozwinąć. Ja wciąż czuję się jak wypłosz. 😉
    Ale skoro na Tobie się układa dobrze, to chyba moja teoria upada właśnie.

  8. Klaudio próbkę So New York dostałem właśnie z Quality,więc się trochę dziwię,dlaczego nie udało ci się jej zdobyć.
    być może teraz nie mieli flakonu na stanie.
    brrr z tymi petami to mnie powaliłaś centralnie 😀 może coś było nie tak z tą próbką?
    wiesz miałem pewne obawy przed testami starych klasyków,ale gdy rozprowadziłem na skórze shalimara-przepadłem.ceny na Ebayu są w granicach 999 dolarów za flakon z 1983 roku.
    kilka zapachów tej marki znam.Aqua Allegoria-porażka na całej linii-konkretne wody z wazonu.
    fuj
    szkoda że jest bardzo trudno dostać próbki klasyków:
    NAHEMA,CHAMADE,SAMSARA,MITSOUKO,MAHORA.
    może gdzieś uda mi się je zdobyć.
    będę szukać dalej.
    p.s
    wczoraj dostałem wszystkie zaginione próbki z PerfumedCourt + dorzucili omyłkowo 1 sztukę gratis.tak więc zamiast 23 mam 24 Lutensy.
    ależ się cieszę.
    pozdrawiam.
    J

  9. Kurczę, So New York na stronie też nie ma. Napiszę i zapytam. Co mi szkodzi?

    Aqua Allegoria to zapachy nie w moim stylu, ale na przykład Mandarine Basilic ma sporo uroku. A Winter Delice nawet swego czasu miałam.

    Próbki z Lucky chyba szły piechotą i na czworaka. Ta firma dziwna jest. Naprawdę.
    Nie potrafią zorganizować wysyłki, zaadresować paczki – przeliczyć próbek w paczce też nie potrafią?
    Ja bym im chyba napisała, że tę dodatkowa próbkę traktuję jako zadośćuczynienie za długie oczekiwanie.
    Swoją drogą dojrzewam do zamówienia u nich próbek Sonoma Scent Studio i Dawn Spencer Hurwitz… Nie dotarłam do innych źródeł. 🙁

    Gratuluję lutkowego Eldorado. 24 Lutensy. Wow.

  10. Ech… W poprzednim komciaku nie miałam na myśli Lucky, tylko TPC oczywiście.
    Lucky, jak na razie, mnie nie zawiodło.

    W kwestii próbek SSS – trąba ze mnie. Znam stronę, byłam tam. I jakoś mi umknęło. Dzięki wielkie!

  11. tak wiem ,że miałaś na myśli TPC 😉
    a na TPC radzę uważać i robić zakupy w ostateczności,choć powiem ci, że aż korci bo mają tak przeogromny wybór,prawdopodobnie wszystko od A do Z.
    pZdR
    J

  12. Robiłam do niego kilkanaście podejść i niestety nie mogę. Na mojej skórze New Haarlem szaleje, pachnie jak worek z tytoniem unurzany w mydlanej brei. Zamiast zachwytów jest tania, męska woda kolońska wymieszana z kawą i góra mokrego, świeżego tytoniu- mieszanka bardzo intensywna – niestety robi mi się od niego niedobrze, wszystkiego jest za dużo. Ale dobrze o nim świadczy to, że próbkę zużyłam ze dwa lata temu, a ciągle pamiętam jak pachniał.

  13. Hihi! No tak. Wedle mojej klasyfikacji to plasuje go wysoko. jest "jakiś". Ten tytoń mógłby niejednego zachęcić. Ludzie "jarają się" tytoniem w perfumach. Sama się "jaram" bardziej, niż powinnam. Taki kulturowy imperatyw – jak coś pachnie tytoniem to dekadencja i owoc zakazany. Z tego kulturowego uwarunkowania zapominam nawet, że w sumie nie podoba mi się ten zapach za bardzo. 😉
    Na mnie Nowy Harlem jest mniej "jakiś", niż na Tobie, ale ładny za to. Tyle, że nie o taką kawę mi chodziło.

  14. Witaj Sab,
    Zabierałam się do tego zapachu bardzo długo. Z kawą jak z mchem – niewiele jest utworów, w których te składniki grają główne skrzypce. Choć z kawą powinno być łatwiej bo jest bardziej lotna.
    A tu miała być lawenda. Brrrr, przynajmniej tak mi się zawsze wydawało. Teraz już nie mówię "nigdy" bo New Haarlem to drugi (po Gris Clair) zapach oparty na lawendzie, który uważam za znakomity.
    Mój nos jest prosty, łopatologiczno-politechniczny i mało bywały. W większości kompozycji rozróżnia 3 do 6 nut. Zazwyczaj dwie. I tu są dwie: lawenda i kawa, w tej kolejności. I jest to nowa jakość, jak np. truskawki z miętą. Razem pachną zupełnie inaczej, niż suma pojedynczych ich zapachów.
    Pasuje mi ascetyczność NH, choć nie uważam go za "mój". Tworzy jednak na tyle spójną i niepowtarzalną całość, że moim zdaniem ma w sobie coś z Dzieła. Odrobinę.
    Na małą odlewkę – interesującą odmianę wśród litrów kadzideł, paczul, drewien i oudów.
    A chłop znowu: pogorzelisko. Słoń mu na nos nadepnął :))))

  15. Gdzież on tam pogorzelisko znalazł? Chyba takie sprzed kilku lat, porośnięte lawendą…
    Mam podobne do twoich odczucia związane z NH: piękne, świetnie pomyślane, ale nie dla mnie. Nie wiem, czy odbieram jej jako ascetyczne. Dla mnie są raczej proste, jak proste życie w wiejskiej posiadłości, z ziołami w ogródku i porankami na tarasie właśnie. A ja jestem dzieckiem miasta. Choć… nie teraz. teraz jestem chora i jestem dzieckiem ciepłego wyrka. :/

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

Dhanal Oudh Nashwah Rasasi

Na pierwszy ogień po recenzenckim urlopie pójdzie zapach, który towarzyszy mi niemal codziennie od paru tygodni: Dhanal Oudh Nashwah Rasasi. Dla miłośników orientu charakterem –

Czytaj więcej »