lipiec 2010

What do I do with this fragrance? – Like This Etat Libre d’Orange

Ależ mamy szum wokół tego zapachu! Jeszcze zanim ktokolwiek powąchał, wszyscy go pragnęli. Poznać. I oczywiste jest dla mnie, że to zasługa magnetycznej osobowości Tildy Swinton, nie zaś firmy Etat Libre d’Orange, która, moim skromnym zdaniem, do perfumeryjnych cudotwórców nie należy. Ekipa sprytnych marketingowców nie zastąpi dobrego nosa u źródeł, a skandalizująca otoczka nie jest […]

What do I do with this fragrance? – Like This Etat Libre d’Orange Czytaj więcej »

Nie tylko w niedzielę: Jamais le Dimanche Ego Facto

Trochę idąc za ciosem, czyli podążając konopną ścieżką, dziś kolejne perfumy z nutą marihuany. Tym razem w wydaniu letnim. Przyznaję, że szalenie ciekawa byłam koncepcji tego zapachu. Połączenie świeżych nut i ozonu z kadzidłem wydaje się sporym wyzwaniem nawet dla takiego wirtuoza, jak Alberto Morillas. Dodatek marihuany i nut balsamicznych zapowiadał albo koszmarną kakofonię woni,

Nie tylko w niedzielę: Jamais le Dimanche Ego Facto Czytaj więcej »

Hungry Hungry Hippies Smell Bent

Oto założyciel i nos marki Smell Bent – Brent Leonesio zafundował nam kolejne perfumeryjne dziwadełko. Przyznaję, że jego zapachy są dla mnie tym, czego oczekiwałam po perfumach Etat Libre d’Orange: kompilacjami nut ładnych i dziwnych. Może czasem nieco zbyt przyjaznymi dla nosa, ale ewidentnie ciekawszymi, niż w większość nijakich „Etatów” (Secretions Magnifiques jest poza wszelkimi

Hungry Hungry Hippies Smell Bent Czytaj więcej »

Nie taka znów klęska czyli: Calamity Jane Juliette Has a Gun

Marketingowcy Juliette Has a Gun zapowiadali perfumy bez kwiatów. A w składzie co? Irys. Na szczęście jest go tu jak na lekarstwo, a Calamity Jane jest, zgodnie z zapowiedzią, zapachem ewidentnie ambrowym. Ambrowym od pierwszego akordu. Ambrowym bursztynowo i ślicznie. *** Niezwykłe w ambrze jest to, że nawet surowa, nieozdobiona brzmi… Zbytkownie, bogato, efektownie. Drugą

Nie taka znów klęska czyli: Calamity Jane Juliette Has a Gun Czytaj więcej »

Oh shit!

Khe, khe… Jestem zakłopotana i nie bardzo wiem, jak napisać to, co mi się na klawiaturę pcha. Spróbuję wprost. Osoby wrażliwe proszę o zaprzestanie lektury w tym momencie. Oto zapach będący idealną ilustracją uniwersalnego okrzyku, który zawarłam w tytule: Horny Little Devil Smell Bent Zapowiadane w opisie na stronie producenta „brudne, zwierzęce piżmo” jest… No,

Oh shit! Czytaj więcej »

Elfie menu czyli Elf-Fulfilling Prophecy Smell Bent

To niezwykłe, jak bardzo Tolkien wpłynął na ludzką wyobraźnię. Cherlawe kurdupelki z przezroczystymi, muszymi skrzydełkami, czyli elfy takie, jakimi przedstawiają je ludowe podania odeszły w niepamięć za sprawą nieodparcie pociągającej wizji stworzonej przez autora „Władcy pierścieni”. Wizji tak wspaniałej, że aż nieznośnej. Szczerze: nie wyobrażam sobie bardziej wylizanej, nadętej rasy, niż tolkienowskie Elfy: olśniewająco piękne,

Elfie menu czyli Elf-Fulfilling Prophecy Smell Bent Czytaj więcej »

Perfumeryjny księżyc: Bois 1920 Come La Luna

Próbka tych perfum wpadła mi w ręce przypadkiem. Nie, nie będę twierdzić, że znalazłam na ulicy. 🙂 Podczas ostatnich zakupów na LuckyScent przysłano mi Come La Luna zamiast Bois Naufrage PG, które akurat „wyszły”. Nie tryskam entuzjazmem z tego powodu, ale też rozpaczać nie będę. Zdryfowane Drewno pana Guillaume’a i tak w końcu zdobędę, a

Perfumeryjny księżyc: Bois 1920 Come La Luna Czytaj więcej »

Seryjni cudotwórcy nie istnieją czyli Comme des Garcons Guerrilla 2

Czy można dwukrotnie przeprowadzić rewolucję? No można w sumie. Rewolucji mamy w historii sporo, kilka nawet „wielkich”, ale jakoś nie występują seryjnie. Tymczasem CdG usiłowało upchnąć dwa partyzanckie, rewolucyjne zapachy w jednym roku i… I raz im się udało. O czym pisałam. Druga zapachowa Partyzantka rozczarowuje. Nie brzydotą bynajmniej, bo w konkursie piękności zajęłaby prawdopodobnie

Seryjni cudotwórcy nie istnieją czyli Comme des Garcons Guerrilla 2 Czytaj więcej »