Niewierni u drzwi! Agonist Infidels


Najpierw słów parę o samym projekcie.
Agonist to szwedzka firma reklamująca swoje zapachy jako „nieskazitelne”, czyli wykonane z najczystszych, nieprzetworzonych komponentów. Ich niezwykła olfaktoryczna przejrzystość ma oddawać klimat Skandynawii i „charakterystyczną klarowność tych ziem – świeżą i energiczną, podsyconą tonami niskimi, pełnymi piękna”. (cytaty za Mati Trading Poland: www.matitrading.pl)
Oczywiście nordyckie odniesienia nie przeszkadzają firmie Agonist snobować się na współprace ze „światową stolicą perfum” czyli Grasse.

A to nie koniec atrakcji. Oba dotychczas powstałe zapachy Agonist: inspirowane prozą Karin Boyes Kallocain, limitowane Infidel oraz nielimitowana oprawa tego samego zapachu czyli Infidels właśnie, oprawione zostały w ręcznie ze szwedzkiego szkła wykonanych flakonach projektu Asy Jungelius tworzącej dla Kosta Boda – firmy oferującej szkło z pogranicza sztuki użytkowej i sztuki… Po prostu.

Wszystkie trzy kompozycje Agonist można już kupić w Polsce, konkretnie TU.

***

Infidels rzucił mi się w oczy na stronie LuckyScent. Przyznaję, głównie ze względu na cenę próbki (8$ za 0,7 ml), ale tak naprawdę zainteresował mnie opis samego zapachu.
Wedle tego opisu Infidels inspirowany jest nordyckim klimatem i kulturą „z jej melancholią” i rzekomo ma uosabiać uczucia zazdrości i pożądania.

Cokolwiek to znaczy, mój umysł wykasował melancholię i w wyobraźni pojawili mi się „zazdrośni i pożądliwi” rudzi Wikingowie, długowłosi mężczyźni w skórach i surowy folk (a jeszcze lepiej folk metal) w charakterze muzycznego tła… Jestem przekonana, że przynajmniej część z Was rozumie, o co mi chodzi (pozdrawiam Maję i Sałatę ;)).

Kontynuując drążenie tematu trafiłam na opisy takie jak ten:

Gdyby to była tylko mieniąca się jasno fantazja, tryskająca pośród ciemności, skończyłaby się w ciągu jednego dnia. Ale stała się sztuką uśmiechu, wahania, przelotnych spojrzeń, które urosły do rozmiarów pragnienia. To pragnienie zakwitło drżącym kwiatem utraty kontroli, zrywając uroczystą przysięgę i dzieląc na dwoje. Tnąc miłość na pół.

I mój zapał ostygł nieco.

Ale nie na tyle, by nie skorzystać z okazji i nie zamówić próbki przy okazji zakupów na LuckyScent.


Są perfumy, o których pisze mi się łatwo – obrazy pojawiają się spontanicznie, a słowa je opisujące same nieomal nawlekają mi się na sznureczki zdań. W tym przypadku każde słowo wyciskałam ze swej wyobraźni jak pastę z kończącej się tubki. Mozolnie i z uwagą.
Nie dlatego, że zapach mi się nie podoba. Po prostu… Po raz kolejny okazuje się, że melancholia, nawet taka marketingowa, jest mi obca.

Od pierwszego akordu innowiercza kompozycja Agonist zaskakuje, niepokoi, intryguje. Nie zachwyca.
Pierwszy akord jest ostry. Skoncentrowana do granicy wrażenia syntetyku bergamotowa skóra złożona z cierpką zielonością niedojrzałej porzeczki i zwarzonym tym towarzystwem aromatem magnolii jest dla mojego nosa trudna i po prostu nieprzyjemna.
Na szczęście już po kilkunastu minutach agresywna nuta głowy cichnie i pozwala zapachowi stać się czymś więcej, niż trącącym taniochą odświeżaczem… Czegokolwiek.


Kompozycja zaczyna zmierzać w stronę przestrzennego ciepła.
Między jasnymi, ostrymi promieniami składników tworzących otwarcie ukazywać się zaczynają nuty bardziej miękkie: wymieniany w opisie producenta bób tonka, nieco dymne, gładkie nuty drzewne (mahoń?), żywiczne labdanum. Przez moment wyczuwalny jest mokry, świeży kmin, gubi się on jednak rychło w gęstniejącej sukcesywnie ambrowo – piżmowej bazie.

Kompozycja moc ma potężną. Jest intensywnie wyczuwalna, ogoniasta i trwała, choć w sposób odmienny od klasycznych killerów zamiatających olfaktryczną kitą całą okolicę.
Ekspansywną ostrość nut świeżych (wciąż obecnych) połączonych z ciepłą, nieco zwierzęcą bazą (w której podejrzewam niewielki dodatek cywetu) łagodzi lawendowo – eteryczny podmuch pompujący w tę gęstą zapachową konstrukcję sporo światła. Nadaje to Infidels pewnej lekkości: nie ujmując kompozycji mocy unosi zapach ze skóry, jak gdyby otaczał on nosiciela nie leżąc na nim i nie lepiąc się do niego.

Po wielu, wielu godzinach, kiedy po początkowej inwazyjności zostaje ledwie wspomnienie, zapach robi się ładny. Ładny i łatwy: wychodzi rozjaśniona cytrusami magnolia ułożona na lekkiej ambrze i jasnym piżmie. Jakże jednak nie myć się przez 20 godzin? Nawet jeśli perfumy zachęcają nas do stania się chwilowo dzikusem.


Koncepcja Erica Morlado różni się od moich wyobrażeń o nordyckim zapachu, trudno jednak odmówić jej nośności i spójności.

Ostry, odpychający niemal początek stanowić może metaforę pierwszego, trudnego zwykle kontaktu odmienną kulturą. Ocieplenie stosunków to nuty serca. Poznajemy zaś dziką nieco, lecz fascynującą naturę naszego metaforycznego Niewiernego kiedy docieramy do bazy. Wszystko to okraszone aurą pewnej obcości i chłodu.
A pointa? Tak zapachowa, jak i życiowa może być taka, że jeśli mamy dużo czasu i dobrej woli, to najdziksi nawet Niewierni mogą okazać się całkiem miłymi ludźmi.

Data powstania: 2010
Twórca: Eric Morlado

Nuta głowy: czarna porzeczka, zielony kmin, bergamota
Nuta serca: magnolia, bób tonka, lawenda
Nuta bazy: paczula, ambra, labdanum

* Pierwsze i trzecie zdjęcie to reklamowe postery Agonist
** Druga i ostatnia ilustracja to fiński zespół Finntroll grający wcale przyzwoity folk metal (o odmianie noszącej wdzięczna nazwę humppa)
*** Czwarta ilustracja autorstwa eneseliot@digiart.pl
**** Piata pochodzi ze strony: www.old-picture.com

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

7 komentarzy o “Niewierni u drzwi! Agonist Infidels”

  1. Finntroll! Hurra! 😀 😀 😀
    hehehe

    Jak przystało na wikingów – cena perfum iście zbójecka 😛
    Oj, powąchałabym sobie te perfumy, jak potrafią wywoływać takie skojarzenia, mrr… 😉

    Pozdro 🙂
    Maja 102

  2. Nie potrafią. No właśnie "takie" skojarzenia to ja mam od samości. Perfumy są zupełnie z innej bajki. Może to i dobrze, bo gdyby działały tak, jak oczekiwałam, ani chybi zżymałabym się ceną. A tak… Przeżyję bez. 🙂

  3. Uff, czyli nie muszę na gwałt wyprzedawać wszystkich ruchomości, żeby mieć własnego Trolla w domu, hehehe 🙂
    Maja102

  4. Left Side of the Moon

    Perfumy dla niemytych wikingów, dobre Sabbath, dobre… 😉 😀 Gdybyż tylko ci niemyjący się chcieli się jeszcze perfumować… ;P

  5. Obawiam się, że perfumowanie się zamiast mycia może mieć niespodziewane skutki uboczne. Ja jednak poproszę "oprócz". Niech się myją w lodowatych strumieniach, jak tacy twardzi, ale niech się myją. 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy