Traversée du Bosphore l’Artisan Parfumeur

.

Stambuł… Moje marzenie od paru lat, plan na kolejne (co nie znaczy, że najbliższe) wakacje.

Kulturowy uskok tektoniczny; miejsce, w którym niesamowitą rozmaitością motywów zaowocował mariaż wschodu z zachodem. Cień wspaniałości Bizancjum przyprawiony kontrastami w sferze mentalności, religii, a także zamożności. Wymarzona stymulacja dla ducha i rozumu.

 

Oczywiście na zapach inspirowany „burzliwą historią i wielką tradycją”, jak również współczesnym obliczem tego wspaniałego miasta nie mógł nie budzić mojej ciekawości. Szczególnie, że za sterami tego perfumeryjnego wehikułu fundującego nam podróż w czasie i przestrzeni zasiadł sam Bertrand Duchaufour – perfumeryjny Marco Polo z niesamowitym talentem i wyczuciem malujący swe olfaktoryczne pejzaże.

Nie tylko Timbuktu, czy przyprawowe Trio l’Artisan Parfumeur mu zawdzięczamy, ale też Avignon i Kyoto z kadzidlanej serii Comme des Garcons, niezwykle plastyczne zapachy Eau d’Italie, inspirującego Calamusa i zaskakującą Harissę, mającą grono szczerych wielbicieli Dzongkhę i wiele innych niezwykłych kompozycji, które malują w wyobraźni obrazy ulotne, lecz niesamowicie sugestywne.

Skoro już wyjaśniłam, dlaczego tak tęsknie wyglądałam Przeprawy przez Bosfor, przechodzę do rzeczy, czyli do… Zapachu.

Podróż z Bertrandem

 

Pierwszy, alkoholowy jeszcze nieco wdech: irys. Tuż za irysem parada smakowitości: najpierw imbir, za nim pistacje, gorzkie migdały, owocowa słodycz, która jeśli jest jabłkiem to raczej aromatem jabłek białych, miękkich, liofililizoawnych, nie zielonych, mnie natomiast kojarzy się z zapachem daktyli. 

Po chwili świeży aromat imbiru zastąpiony zostaje złocistym zapachem szafranu, ledwie odrobinę zaostrzonego imbirową cierpkością odpowiedzialną najprawdopodobniej także za skojarzenie pistacji z gorzkimi migdałami. Piękny akord – bogaty, lecz nie ciężki, typowo „duchaufourowy”.

 

Pod urodziwym, spożywczym nieco otwarciem czai się kwiatowe, eleganckie serce kompozycji. Bogata, esencjonalna róża rozświetlona świeżym zapachem tulipana (bazuję na nutach, bo mnie pachnie on tu bardziej jak hiacynt) ułożona na pysznym, drzewno – kwiatowym zapachu palisandru. Zadziwiająco łagodnie splatają się ze sobą te dwa zupełnie różne akordy tworząc łagodną harmonię aromatów gourmand i kwiatowych.

Najmilszym mojemu nosowi etapem tej podróży jest, jak to często bywa, woń perfum rozgrzanych na skórze, stopionych z nią i oswojonych. Nie nazwę tego etapu bazą, ta bowiem zaczyna dominować dopiero po dobrych kilku godzinach, napiszę raczej o współbrzmieniu wszystkich trzech nut; bogatym i jednocześnie zadziwiająco lekkim wybrzmieniu orzechowego otwarcia, głębokiego akordu kwiatowo – drzewnego i pięknie puszystego wnętrza kompozycji uzyskanego przez połączenie kremowego piżma ze złożonym akordem żywicznym, w którym, poza wymienionym w nutach benzoesem, brzmi także mirra i balsam tolu.

Szala nie przechyla się tu ani na stronę orientalnego przepychu, ani na stronę chłodnej, europejskiej elegancji. Jest Przeprawa przez Bosfor rzeczywiście spotkaniem dwóch kultur, skupił się jednak Duchaufour nie na akcentowaniu kontrastów, lecz na podkreślaniu harmonii i jedności, której uosobieniem jest Stambuł: ze swą bogata kulturą i swoistym klimatem.

Jeśli nie znajdujecie w moim opisie wielkich emocji i szaleńczego zachwytu, to nie dlatego, ze zapach nie jest urodziwy i urokliwy. Jest. Dokładnie tak, jak się spodziewałam: odnajdujemy w ni i orient, i ślad klasyki, i duchauforowski klimat podróży i nawet pewną programową opowieść. Wszystko to, czego oczekiwaliśmy i na co liczyliśmy.

 

I to chyba stanowi jednocześnie największą zaletę tej kompozycji, jak i powód, dla którego trudno jest pisać o niej z prawdziwie świeżym entuzjazmem. Jest Traversée du Bosphore (napiszę raz jeszcze) dokładnie tym, czego wszyscy się spodziewali. Spełnia oczekiwania nie dając nic ponad to. Daje wiele przyjemności, ale nie zaskakuje. Wiele lat temu, zanim Duchaufour „zmienił świat” swoimi nietuzinkowymi olfaktorycznymi obrazami zapewne byłby to zapach wielki. Obecnie jest to kolejny świetnie skomponowany i doskonale „noszalny” utwór tego perfumiarza.

Podkreślam: nie jest to wada. Jeśli coś robisz dobrze, rób to nadal. Duchaufour bez wątpienia dobrze „robi” swoje podróżnicze zapachy. Tyle, że już nas do nich przyzwyczaił. I ja się z tego cieszę, bo przyzwyczajanie się do rzeczy niezwykłych i pięknych to naprawdę wielki luksus.

Data powstania: 2010

Twórca: Bertrand Duchaufour

Nuty zapachowe:

Nuty głowy: zielone jabłko, świeży imbir, granat, szafran

Nuty serca: irys, tulipan, palisander, turecka róża, pistacja

Nuty bazy: piżmo, benzoes, cedr z gór Atlas

* na wszystkich fotografiach Stambuł.

Pochodzą one w kolejności z:

1. www.lifesessions.com i autorem jest Joshua Atticks

2. Wszędzie. To zdjęcie można w sieci znaleźć ze sto razy. Za każdym razem bez podpisu.

3. www.blogar.com.br

4. www.pocruises.com

5. www.globtroter.pl i autorem jest użytkownik z pseudonimem laki

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

21 komentarzy o “Traversée du Bosphore l’Artisan Parfumeur”

  1. A czy nie za bardzo jadalny to zapach? Jakoś nie mogę przekonać się do testów :/ Bo jadalne zapachy okazują się na mojej skórze zdecydowanie za słodkie.
    A w ogóle: spełnienia marzeń w Nowym Roku! )

  2. zielona [nisha]

    Escri, Bosfor jest słodki, ale nie ma z nim efektu ciastka, nikt Cię z widelcem ganiać nie powinien ;] Jest z jednej strony spokojny i "bezpieczny", w porównaniu z wcześniejszymi dokonaniami pana D., ale z drugiej – ma w sobie coś nieuchwytnego. Ciężko go zaszufladkować do tylko jednej kategorii. Jest tu kruchość jabłek, chłód nut skórzano-szafranowych, lekkość płatków kwiatów i ta okropnie ;] cudowna puchatość! Ja nie mogę się tym zapachem nazachwycać, co skończyło się małym flakonem… Jakby tak się zastanowić, szóstym od L'Artisana.
    A odlewek nie liczę.
    Cholera. Odwyk. Natychmiast.

    Ściskam!

  3. Klaudio, co to za smakołyki o nazwie Viagra? Autor Nie Muzycznej pewnie się nimi zajada. W samotne noce rzecz jasna 😉

  4. Escritoro, nie jest jadalny. Jest doskonale zbalansowany, bez przechyłów w którąkolwiek stronę. Bardzo zgrabny. Ale nie chcę flaszki. Wolałabym Timbuktu.
    Spełnienia marzeń wzajemnie. Mnie już się jedno zapachowe w tym roku spełniło. Jestem szczęśliwa jak norka. :)))

    Ana, skórzanych nut nie czuję. Ale ogólnie zgadzam się z tym, co napisałaś i z tym, co mówiłaś. Jest bezpieczny, niezbyt odkrywczy, ale taki chyba miał być. Świetna robota.
    Przy okazji – mam dla Ciebie to, co miałam mieć. :))) Wyślę w tym tygodniu.

    Łukaszu, to przykład zderzenia kultur. Niezły, prawda? :))) Celowo wybrałam, nie wiedziałam tylko, czy ktoś zwróci uwagę. 😉

    Beato, wzajemnie. Uściski i serdeczności. A z resztą – idę do Ciebie. :)))

  5. Sabbath, życzę dużo zdrowia i szczęścia w Nowym Roku 🙂
    I spełnienia marzeń, ale zapachowych tylko częściowo, bo trzeba coś niecoś zostawić na 2012 rok i następne 😉

  6. Noworoczne uściski:*:*:*
    Ciągle przelotem ale obiecuję to naprawić niebawem;)ponieważ czeka mnie trochę upragnionego luzu:-)))

  7. Corpse Bride

    Krolowo,sciskam Cie w nowym roku,ciesze sie spotykajac Cie zdrowa i pogodna!!!
    bardzo ucieszylam sie z przychylnej recenzji Bosforu-odwazylam sie zamowic w ciemno,i nie pozalowalam!
    Fakt,swiata perfumeryjnego nie ruszy z podstaw,ale jest-zwlaszcza przy tej paskudnej zimowej aurze-swietnym antydepresantem (zwlaszcza ze wychodze z paskudnego,wyjatkowo "zgryzliwego" przeziebienia i potrzebowalam "pocieszyciela")
    Buziaki i usciski!!!!!!!!!!
    Tygrysica

  8. wiedźma z podgórza

    Witaj noworocznie! 🙂
    Chciałam Ci powiedzieć, że jesteś złą, podstępną i w ogóle straszną kobietą, przez którą moja lista próbkowych zamówień z Q. powiększyła się właśnie o jeden punkt. ;)) Powinnaś się wstydzić!

  9. Sabb – recenzją jak zawsze jestem zachwycona. Ale to z wiadomych przyczyn – nie od dziś jesteś moją siostrą zapachową. Chętnie niuchnę. U mnie na blogu (jak dojdzie próbeczka) będzie Habanita. Dziś chyba czas na złożenie hołdu BdE. A Gucio – to mój perfumeryjny mąż. Zawsze będę mieć go ze sobą.

  10. Piotrze, to bardzo dobre życzenia. Marzeń mam pod dostatkiem, ale wiesz już, że spełniam je bez pośpiechu. Teraz silnych planów trzy flakony. Kiedyś będą…
    Życzę Ci szczęścia u uśmiechów. Tych od losu i tych od ludzi. 🙂

    Hexxano, przelotem na miotełce? 😉
    Zapraszam nieustająco i ściskam ciepło. 🙂

    Tygrysico, masz już "Bosfora"?! Ależ jesteś szybka. Gratulacje wielkie. To jest naprawdę zapach, który chce się nosić, a nie tylko podziwiać z daleka.
    Buziaki i uściski wzajemne. :*

    Wiedźmo, strasznie się wstydzę i obiecuję dobrowolnie podać się karze. Przyjedziesz mnie skrzyczeć osobiście? :DDD

    Werko, na Habanitę czekam. To jest dopiero COŚ. Obiecuję Ci, że nawet jeśli nie pokochasz, to "poszanujesz", ba ma jaja ta kompozycja.
    Z Guciem mój związek byłby bardziej udany, gdyby świntuch nie uciekał tak szybko ze mnie. 😉

  11. Piotrze, pisałam że trzy flachony mam w planach? Już tylko dwa! Jeden właśnie przyszedł! To druga taka niespodzianka w tym roku! :)))

  12. A pewnie, że się pochwalę. Aoud Micallef. Do trzech razy sztuka z ta flaszką. Tym razem musi być szczęśliwa. :)))

  13. Corpse Bride

    Bosfor jest po prostu-(no kurczatko,nie lubie slowa)sliczny,redosny i promienny-ktos straszyl mnie skora w nim-ale nijakiej na szczescie nie wyczuwam,alebo jest to taki jedwabisty zamsz,ktory tylko podkresla kremowosc tej jablkowo-szafranowej kompozycji-juz ciesze sie na lato,gdy Bosfor bedzie rozwijal sie przepysznie na rozgrzanej sloncem mojej osobistej polwloce.
    Bosfor zawital do mnie razem z flakonikiem czarujacej Keiko Mecheri Lokhoum Eau Poudree,i teraz siedze i macham lapami jak wiatrak,zastanawiajac sie ktore bardziej czarujace…Ladny mikstura,jedna lapa tak,druga siak-tak sie ma jak sie kocha dwa zapachy na raz…

  14. No, gdybyśmy miały mieć osobną kończynę dla każdego ukochanego zapachu, to ładnie byśmy wyglądały. Haha!
    Kusisz tym Bosforem, zła kobieto, kusisz perfidnie, a miałam go nie chcieć i tego planu zamierzam się trzymać… Słyszysz? :>
    A skóry tez nie czuję. To dobrze, bo skóra naprawdę rzadko na mnie dobrze pachnie.

  15. wiedźma z podgórza

    "Skrzyczeć"?? Kobito, ja Ci karczemną awanturę urządzę! Z tłuczeniem garów. 😉
    P.S.
    Gratuluję Aoudu Micallef. 🙂 To wersja #@&^%**@ "Man"?

  16. Corpse Bride

    No kusze,kusze…Cos lekkiego,szyfonowego,miodowo-jablkowo-szafranowego…W zyciu nie mialam niczego z szafranem na sobie,i teraz zaliczam szafran w perfumach do nastepnego ulubionego skladnika…Zla jestem,zlaaaaa,huhuuuu,tykie sa Tygrysice,wiesz przeciez…
    A poza tym opiernicz mnie kiedys za moja literowke,pisze czasen jakbym sie nawachala-ale nielegalnych substancji…Nieddbale pisze,wale po klawiszach bez sprawdzania…

  17. Wiedźmo, ok, przyjedź tylko, możesz się awanturować do woli. Tylko przyjedź… 🙂

    Tygrysico, szafran odkryłam już dawno. Pamiętam, że dawno temu, napalona na ten szafran w nazwie i składzie, domagałam się od Quality sprowadzenia Safran Troublant. I wiesz co? Sprowadzili mi. Przez długi czas był to jedyny zapach z przyprawowego Trio, który był u nas dostępny. Flakon stoi do dziś, mocno już nadszarpnięty, ale na razie nie mogę uzywać – wydaje mi się za mocny za ekspansywny. Dziwne, bo kiedyś odbierałam go jako delikatny.
    A literówki olej. Dopóki da się zrozumieć komentarz, nie widzę problemu. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

sabbathofsenses.pl

Wersja skrócona: Nie jestem właścicielką domeny sabbathofsenses.pl. Jakiś czas temu wykupił ją Marcin Budzyk i przekierował na swojego bloga. Kiedy rzecz się wydała, ogłosił u

Czytaj więcej »

Satellite Padparadscha

. Na Piotrusia z popielnika… Otwarcie jest takie: 😉 Na Piotrusia z popielnika iskiereczka mruga. I rzecze: – Nie pieprz Pietrze Padpy pieprzem, bo przepieprzysz

Czytaj więcej »