.
Wczoraj dotarła do mnie próbka nowego zapachu Serge Lutens Jeux de Peau od Lady Malwiny, której niniejszym jeszcze raz dziękuję. Towar świeżutki, nieomal przed premierą, tymczasem w Polsce znany już dość dobrze i bez problemu dostępny. Siedzę więc, pachnę i na sentymenty mi się zebrało.
Pamiętacie, jak trudno dostępne były kiedyś perfumy Serge Lutens w Polsce? Ile wysiłku kosztowało zdobycie próbki do testu? Jak bardzo pożądaliśmy tych prostych flakonów?
Przypominam sobie, że pierwsze flakony sprowadzałam z Belgii w ciemno, z biciem serca oczekując wspaniałych doznań. Pamiętam doskonale, jaką frustrację odczuwałam na myśl, że niemieckie Douglasy mają Lutki w regularnej ofercie, a u nas wpadły one w ekonomiczną przepaść, którą zawdzięczamy dziesięcioleciom realnego socjalizmu…
Żeby nie było tak różowo, pamiętam też swoje rozczarowanie, kiedy okazało się, że Douglasy w większych polskich miastach włączyły tę i inne firmy niszowe do swej oferty, a stolica województwa, w której mieszkam po raz kolejny okazała się perfumeryjną prowincją, na którą nie docierają marki niszowe.
Nie zmienia to jednak faktu, że poziom dostępności niszowych kosmetyków w skali kraju podwyższa się w tempie, które daje mi mnóstwo radości i satysfakcji. I tą radością chciałam się z Wami podzielić na dzień dobry. 🙂
Serge Lutens częstuje
Moje odczucia są od pierwszej chwili ambiwalentne. Nawet znając psio puchatą Louve nie spodziewałam się po Wielkim Serge’u zapachu tak… Dosłownego.
Jeux de Peau to sumiennie i dobrze odrobiona lekcja na temat maślanego tosta. Jest tu specyficzna, mączna nuta kojarząca mi się z Bois Farine l’Artisan Parfumeur, jest aromat spożywczych wypieków, który przypomina mi słodkie zapachy zapachowej biblioteki Demeter z Vanilla Ice Cream na czele, jest i smakowita woń ciepłego masła: tłusta kremowa i, jeszcze raz napiszę, tłusta.
Ładne to wszystko, miłe i user friendly, ale dla mnie nieco… Przyciężkie.
Największym plusem kompozycji jest to, że nie jest ona spożywcza w sposób toporny i pospolity. Mleczne otwarcie zawiera nie tylko ciepłe nuty maślane, ale także szczególną kremowość charakterystyczną dla sandałowca. Ogrzany zapach, poza głównym akordem, który niewątpliwie w sposób zamierzony złożony został tak, by kojarzył się z podpieczonym tostem, przynosi także łagodny aromat osmantusa. Towarzyszy im zapach lukrecji i nie wiem, czy nie odrobina cynamonu. Podejrzewam też obecność kaszmeranu i sporą dawkę Iso E Super w składzie.
Wymienionego w nutach kokosu nie czuję. Kiedy próbowałam go odnaleźć, moja wyobraźnia podsuwała mi raczej obraz zdrewniałej, „kudłatej” kokosowej łupiny. Niechaj będzie, że to coś w rodzaju drzewnej bazy.
Bazy, która po wielu, wielu godzinach zostawia na skórze ledwo wyczuwalny ślad zapachu przypominający posmarowane masłem Wonderwood. To najciekawszy akord tej kompozycji, ale jest on tak delikatny, że nie wiem, czy można go w ogóle jeszcze zaliczyć do etapów jej rozwoju, czy jest już tylko skutkiem ubocznym użycia Jeux de Peau.
Gdybym miała szukać najbardziej oryginalnego elementu tej, prostej w sumie, olfaktorycznej układanki, nie byłoby to wcale masło. Może dlatego, że na nie akurat byłam przygotowana…
Najciekawsze jest wrażenie gorąca – jakiś (najprawdopodobniej) chemiczny składnik pachnący jak gorące, falujące powietrze unoszące się nad włączonym tosterem. Fajne. 🙂
Kompozycja jest statyczna, nie ewoluuje według klasycznej piramidy: głowa – serce – baza, nie przechodzi efektownych przemian. Jest jednak miła i, co z dużą przyjemnością podkreślam, nieprzesłodzona. Ba! Ona jest w ogóle posłodzona bardzo umiarkowanie i to jest chyba największa jej zaleta. Dla mnie przynajmniej.
Ogólnie jest to taki miły, przekarmiony, olfaktoryczny niedźwiadek. Puchaty, nieruchawy i zagrożony miażdżycą.
Z tego typu zapachowymi konceptami jest tak samo, jak z fotografiami Anne Geddes: albo się uwielbia, albo nie. Ja nie uwielbiam. Ale doceniam pomysł.
Data powstania: 2011
Twórca: Serge Lutens
Nuty zapachowe:
mleko, kokos, lukrecja, osmantus, morela
* Zdjęcie tosta z: www.thekitchn.com
** Zdjęcia dzieci oczywiście autorstwa Anne Geddes. Wszystkie trzy.
15 komentarzy o “Jeux de Peau Serge Lutens”
Jak, jak ostatnio u siebie pisałam, mam generalnie z lutensami problem. Zazdroszczę wszystkim, których ta słodkość nie zabija, tylko pięknie na skórze łagodnieje lub nabiera pazura, ale jest charakterna. Na mnie to słodycz, przez którą rzadko kiedy jestem w stanie przebrnąć. A na myśl, że do tej słodkości mogło dołączyć masło i tost, robi mi się leciutko słabo. Ale pewnie i tak przetestuje 😛
Sabb recenzja jak zwykle kapitalna!
raduje się moje serducho:)
Serge Lutens jak to u niego bywa żongluje ciekawymi pomysłami.
zapachu jeszcze nie znam ,ale to tylko kwestia czasu.na razie delektuję się boxerkami;)
jeżeli jeszcze nie znasz,a chciałabyś, to daj znać;)
pozdro
J
Do poznania.
W ogóle: mam to szczęście (?), że perfumami zainteresowałam się stosunkowo niedawno, w czasie niszwego boomu w Polsce, więc frustracja jakoś mnie umijała. Żeby powąchać np. Different Company wystarczyło pójść do Douglasa w najpopularniejszym wrocławskim Handlowym Centrum Wagarowym. 😉
Byc może dlatego nie oczekuję po Lutensie bóg wie czego ergo: nie rozczarowuję się boleśnie po każdej premierze. Nigdy nie był dla mnie niszowym guru i chyba dzięki temu każda ewentualna porażka mniej mnie boli. 🙂
A na Tosta mam ochotę, choć nie wiem, czy chciałabym nim pachnieć nawet przez 50 ml. Więc w ciemno kupowa nie zamierzam, ni chu-chu! 😉
Lukrecja? Masełko? Wanilia? To coś dla mnie :)) Wkrótce zawitam do Lu'lua i obwącham, o co tyle szumu 😉
Ojej. Pięknie piszesz. Aż sobie ten zapach wyobraziłam…
Obserwuję! 🙂
EWscri, na mnie niestety nic nie nabiera pazura, ale pochlebiam sobie, że nabiera jakiejś głębi, Takiej puchatej, do zapadnięcia się. 🙂
Lubie Lutki. Może etap szału już nieco mi minął, kiedyś miała chyba z 18 flaszek, ale nadal Santal de Mysore jest w absolutnej czołówce moich ulubieńców.
A tost pana Sergieja nie jest słodki ani ulepny. Tylko tłusty. 🙂
Jarku, dziękuję. I masz rację z tymi pomysłami, szczególnie ostatnio: pończochy, woda antyperfumowana, przekąska w płynie… Robi się coraz ciekawiej. 🙂
A próbkę bokserek mam. Leży w pudełeczku z zapachami do najpilniejszego zrecenzowania. Od miesięcy leży…
Piękne są, zastanawiam się nawet, czy nie kupić, korzystając z darmowej wysyłki na stronie Palais Royal…
Wiedźmo, no ja to sobie mogę na kombatanckie wspominki pozwalać. 🙂 No i masz farta, że we Wrocku mieszkasz. Ja na perfumeryjnym zadupiu. W końcu na Śląsku to sami robole mieszkają, wszyscy tu w kwiecistych spódnicach z pyrlikami w koszykach popierniczamy. :]
Viollet, wanilia nie bardzo, ale reszta się zgadza. Ładny jest ten zapach i myślę, że na odpowiedniej skórze może być mniej grubaśny, niż na mojej. Mam nadzieję, że Ci się spodoba. 🙂
N_talciu, dziękuję. I witam serdecznie. 🙂
Zilustrowałaś tę recenzję zdjęciami, po których nie mam absolutnie ochoty tego wąchać. Należę do osób, które zapach niemowlaka zdecydowanie odrzuca, a nie rozczula. To u mnie po kądzieli rodzinne.
Za zdjecie Klaudii w papuciach,kwiecistej kiecce z koszyczkiem dalabym kazda forse.
Takie zabobony odnosnie slaska panuja???? Ja osobiscie jaki Gdanszczanka zawsze Warszawke uwazalam za prowicje-nazywalismy to "wies glowna" i jako imprezowi Trojmiaszczanie zdychalismy w weekendy w Wawie z nudow…Na pewno wiele sie zmienilo,z gory przepraszam Wawian.
Lutka zamowilam wlasnie z Polski,bo tu nigdzie nie jest za zadne pieniadze dostepny-dopiero od marca.Na mnie dzieki mojej cienkiej skorze (ma to jakis wplyw?) slodkosci rozwijaja sie uprzejmie nienachalnie i kremowo.Z wyjatkiem nowej Chloe,po tescie ktorej musialam prac wszystko co mialam na sobie i srobalam sie zawziecie w wannie,azeby zaden atom tego okrutnego smrodu nie przezyl w mojej okolicy.Nastepny przereklamowany mainstream,ktorym niezadlugo bedzie capilo 70-80 % babskiej populacji na deptakach….Horror…
Lubie bardzo Lutka Un bois vanille,rozwija sie przesympatycznie i cieplutko,niedlugo jak pozbywam troche maistreamowych maneli ,kupie go sobie .polecano mi Douce Amere,ale jakis taki jest-no banalny-za banalny jak na Lutka…Jeux juz sie nie moge doczekac-slodko-kremowe-cukierniane delicje-tak samo opisala mi je sprzedajaca Pani-wiec ciesze sie juz jak gwizdek!
Oby mnie tylko nikt na ulicy w odwlok nie ugryzl…. ;))
Sabb, cieszę się że mogłam przyczynić się do szybkości zamieszczenia tej recenzji, bo ciekawa byłam jak odbierasz ten zapach. 🙂
A na mnie JdP pachnie głównie prażonymi orzechami opływającymi w maśle. Początek bliźniaczo podobny do Christmas in New York Demeter, później robi się bardziej drzewno i kaszmirowo.
Zużyję odlewkę, ale tęsknić nie będę. Stan moich Lutensów na dziś to tylko Cedre i Chypre Rouge – pierwsze zafascynowanie i tak zostało mi do dziś. 🙂 Arabie i Rousse puściłam w świat, bo zaczęły mnie męczyć. Marzy mi się Fille i pewnie to marzenie niebawem zrealizuję.
Czytałam, że spodobało Ci się Incensed SmellBent. Na mnie niestety kadzidła tam prawie że nie ma. :-/
Z zapachami ociekajacymi tluszczem/maslem jestem na bakier…jakos nie przepadaja za moja skora…
Z lutkow bardzo lubie Cedre i Turecka fajke,
Herbatke o piatej tez lecz mniej.
Santal de Mysore chyba pojde poniuchac w Palacu, no i oczywiscie te bokserki bardzo mnie zaintrygowaly…
Michasia
No i mam.Kara za zamawianie w ciemno.
A czytalam juz w rozmaitych recenzach,ze na niektorych staje sie sandalowo-meski.Zalezy od skory.No i mamCi babo placek.
Bagietka gdzies mignela i znikla jak sen zloty,masla ani tlustej smietanki ani atoma,za to dostalam po nosie Wielkim SANDALEM.
Poniewaz nie jestem przyjaciolka sandala,musi Lutek isc w swiat.
Nie moja bajka.
Jo, taki był plan. 🙂
A z tym zapachem niemowlaka to jakaś ściema. Niemowlęta pachną oliwką i modyfikowanym mlekiem, a poza tym sobą – każdy człowiek ma nieco inny zapach, niemowlęta też. Najintensywniej pachną kupą. Na szczęście z przerwami. 😉
Baby, w kwestii zdjęć: każda stylizacja da się zrobić. :))) Pamiętasz, wklejałam kiedyś zdjęcia w różowej sukieneczce. Mam też fotki całkiem na biało – oba z przedstawienia. Co reżyser/stylistyka każe, to ubiorę. 🙂
Cholernie szkoda, że się na Tobie Jeux de Peau tak niefajnie rozwinął. PO Twoich opisach naprawdę myślałam, że będzie na Tobie fajny. Po testach trochę wątpiłam, ale niezbadane są moce ludzkiej chemii, więc… No szkoda. Sandała też czuję, choć dla mnie to akurat zaleta, bo bardzo lubię.
Baby, a znasz Chergui? Jest tam sandałowiec, ale jest przy okazji sporo słodyczy, wanilia i taki nietypowy pazurek.
Lady, gdyby na mnie pachniał orzechami, chyba bym go polubiła bardziej. Uwielbiam zapach orzechów. Najbardziej włoskich, ale w sumie wezmę każde. Smak też uwielbiam. Mrrr…
Rousse puściłaś w świat? Heh… Ja go używam głównie do mieszania z innymi zapachami. Każdą niemal kompozycje można nim pięknie "docynamonić" i mnie to akurat pasuje, bo Rousse nie gryzie mi się ani z zapachami stricte drzewnymi, ani z tradycyjnymi typu Theorema.
Chypre Rouge za to mam pól flaszeczki i zastanawiam się nad robieniem zapasów. Piękny jest!
Jeszcze raz dziękuję. Dzięki Tobie mogłam porównać Smell Benty olejowe z EDT. Jesteś kochana!
Michasiu, a mnie się Turecka Faja tak biesi, że strach po prostu. Może powinnam przetestować po raz kolejny, bo recenzje pisałam strasznie dawno, ale na wspomnienie tamtego zapachu odrzuca mnie od kolejnych testów… Herbatka jest śliczna, ale nie wyrywa z papci. Mogłabym mieć i używać, ale kupić i płacić… Niekoniecznie. 😉
Santal de Mysore mogę Ci wysłać próbkę, jeśli nie uda się powąchać u źródeł, a Bokserki… Noż muszę się wziąć za nie, bo piękne są. Tylko nazwa jakaś taka przekombinowana.
Herbatke z imbirem do dna wykorzystam (istotnie za sliczna i brakuje mi w niej kantow), ale zakupu juz nie bedzie. Teraz sie zastanawiam nad Duelem (dostalam na Mikolaja voucher…) Bardzo lubie mate.
Dzieki za propozycje SdeM w maju wybieram sie do fontanny S de L, lecz jesli mi sie nie uda
poniuchac chetnie przetestuje w drugim tygodniu czerwca podczas kawki 😉
Świetna recenzja! Właśnie się wwąchuję – opary znad tostera opadły i wyłazi lutkowa tabaza (kredki!), choć niby nie ma cedru ani innego drewna w składzie. Hm, jakby "Santal Blanc" docieplony morelowym zamszem z "Daim Blond"? Może Serż zrobił zlewkę…?
Recenzja bardzo fajna. Cóż z tego… Wybrałam się na przecenę do Galilu powąchać trochę nowości.
Stoi Lutens, któego nie znam – wącham.
Pierwszy wdech i zachwyt na 70, 80, 90, 95, 99… będzie flaszka? Piękna skóra (to może przez mleko?), orzechy, ciepły, smakowity, choć nie zbyt spożywczy zapach. I tuż tuż przed ostateczną decyzją i zakupem zapach przeobraził się w śmierdzące skarpetki. Tak dosłowne i intensywne, jakby ktoś podsunął mi pod nos skarpeteczki ze sztucznego tworzywa po parogodzinnym biegu, świeżo zdjęte z niemytych stópek trzymanych w adidaskach wyściełanych równie sztucznym, jak skarpeteczki materiałem. Cudeńko po prostu.
I tak sobie ten zapach pachniał, na zmianę ciepłą słodyczą i skarpetkami.
Pewnie jeszcze wrócę do testów bo ten pierwszy, nie skarpeciany akord był przepiękny.